„Wyjazd integracyjny spędziłem z koleżanką w jacuzzi. Ten miłosny rejs nie skończył się jednak w bezpiecznym porcie”
„Z Martą zawsze był problem. Uśmiechała się zbyt długo, patrzyła zbyt uważnie, a ja udawałem, że nie widzę. Nigdy nie powiedziała wprost, ale flirt wisiał w powietrzu jak ciężka zasłona. Na co dzień potrafiłem się od tego odciąć”.

- Redakcja
Pracuję w dziale marketingu dużej korporacji. Problem w tym, że od dawna czuję, że coś we mnie się wypaliło. Każdy dzień wygląda tak samo: maile, prezentacje, spotkania, liczby. I coraz mniej sensu. W tym wszystkim była tylko jedna rzecz, która trzymała mnie na powierzchni – Alicja, moja dziewczyna. Nauczyła mnie, co to znaczy kochać naprawdę.
Byłem szczęśliwy
Zawsze powtarzała, że jestem jej miękkim miejscem na świecie. Że mam dobre serce, choć czasem zachowuję się jak dzieciak. Była cierpliwa, wyrozumiała. I chyba właśnie to jej najbardziej zawdzięczam – nauczyła mnie patrzeć na siebie z innej perspektywy. Lepiej.
Tamten wyjazd miał być tylko formalnością. Przedstawiciele z różnych działów, prezentacje, trochę alkoholu, może jakaś gra zespołowa.
Sala była pełna ludzi, których znałem tylko z maili i z prezentacji. Szklanka w dłoni nie chciała być pusta, ktoś cały czas ją napełniał, śmiechy rozchodziły się echem, a muzyka zagłuszała moje myśli. Czułem, że tracę kontakt z rzeczywistością, ale było mi z tym dobrze. Przynajmniej przez chwilę.
Potem przysiadła się Marta.
Z Martą zawsze był problem. Uśmiechała się zbyt długo, patrzyła zbyt uważnie, a ja udawałem, że nie widzę. Nigdy nie powiedziała wprost, ale flirt wisiał w powietrzu jak ciężka zasłona. Na co dzień potrafiłem się od tego odciąć.
– Hej, Bartek. Może przerwa od tańca? Chodź, idziemy do jacuzzi – rzuciła półszeptem, nachylając się do mojego ucha.
Powinienem odmówić. Powiedzieć, że mam dziewczynę, że nie wypada, że nie chcę. Ale pokiwałem głową i poszedłem za nią, jakby coś w środku już się we mnie poddało.
Nie mogłem się oprzeć
Ciepła woda przyjemnie rozluźniła mięśnie. Piana pachniała czymś owocowym. Marta usiadła tuż obok, choć było mnóstwo miejsca. Ramieniem lekko dotykała mojego ramienia. Uśmiechała się.
– Myślałam, że nigdy się nie zdecydujesz – powiedziała cicho, a jej dłoń niechcący dotknęła mojej pod wodą.
Powinienem wstać. Wyjść. Ale nie zrobiłem tego. Śmiałem się, odpowiadałem coś w stylu „Nie ma na co czekać”, jakbym to nie był ja. Świat wirował, a jej skóra pachniała czymś ciężkim i słodkim. Potem był pokój hotelowy, jej śmiech i ciepło ciała.
Rano obudziłem się obok niej. Spała spokojnie. Poczułem, jak coś ściska mi żołądek. Jakby moje ciało zrozumiało szybciej niż głowa. Wstałem powoli, żeby jej nie obudzić. Złapałem swoje ubrania, które leżały w bezładzie na podłodze.
– To był błąd. Cholerny błąd – powiedziałem sam do siebie, patrząc w lustro.
W odbiciu zobaczyłem twarz człowieka, którego nie znałem. A raczej którego nie chciałem znać.
Wszystko wiedziała
W drodze powrotnej do Warszawy słuchałem radia, ale nie rejestrowałem ani słów, ani melodii. Myśli tłukły się w głowie jak oszalałe. Próbowałem wmówić sobie, że to był tylko moment, że się nie powtórzy. Że mogę to zakopać i iść dalej, jakby nic się nie stało. Chciałem ratować to, co miałem z Alicją. To przecież był tylko incydent. Jeden wieczór.
Pod blokiem wciągnąłem powietrze, jakbym szykował się do skoku. Wszedłem po schodach i nacisnąłem dzwonek. Alicja otworzyła drzwi. Spojrzała na mnie tylko przez chwilę.
– Czułam to od razu – powiedziała cicho.
– O czym ty mówisz?
– Nie musisz udawać. Spakowałam twoje rzeczy.
Jej twarz była spokojna, tylko oczy nie chciały na mnie patrzeć. Stałem tam, jak chłopiec przyłapany na czymś niewybaczalnym. I nie miałem już nic do powiedzenia.
Wprowadziłem się do starego mieszkania na Pradze. Ściany były puste, a każdy krok odbijał się echem, jakby mieszkanie przypominało mi o tym, że jestem sam. Siedziałem wieczorami przy stole, patrzyłem na telefon, ale nie miałem odwagi nic napisać. Wszystko, co mógłbym powiedzieć, było za małe wobec tego, co zrobiłem.
Pierwszą wiadomość napisałem po kilku dniach. Krótką, bez treści. „Możemy porozmawiać?” – wysłałem i patrzyłem, jak znika w otchłani. Bez odpowiedzi. Kolejne też. Z każdą czułem się coraz bardziej żałośnie.
Czułem się z tym źle
Zadzwoniłem. Raz, drugi. Za każdym razem odrzucała. Czułem, że tracę ją naprawdę. Że żadne „przepraszam” już nie wystarczy.
W biurze przypadkiem wpadłem na Martę. Szła korytarzem z kubkiem kawy, uśmiechnięta, pewna siebie. Udawałem, że jej nie widzę. Zeszła z drogi, ale zanim minęła, rzuciła cicho:
– Nie odezwiesz się?
Nie odpowiedziałem. Nie potrafiłem na nią spojrzeć.
– Czego się spodziewałeś? Że ci wybaczy? – zapytał Kuba, mój kumpel z działu, gdy wieczorem wypiliśmy razem piwo.
– Nie wiem. Że… da mi chociaż szansę.
– Zdrada to nie „ups”. To decyzja – powiedział bez cienia litości.
Pokiwałem głową. Miał rację. I dobrze wiedziałem, że sam ją podjąłem.
Któregoś dnia wieczorem przyszedł mail od Alicji. Temat: „Bez tytułu”. Nie był długi. Nie używała wielkich słów.
Napisała, że życzy mi wszystkiego dobrego, że nie chce więcej ze mną kontaktu. Że nie chodzi tylko o zdradę, ale o brak szacunku. O to, że nie powiedziałem prawdy, że próbowałem to ukryć. Że zataiłem, zamiast się przyznać. „To nie była pomyłka. To była twoja decyzja” – zakończyła.
Czytałem ten mail kilkanaście razy. Każde zdanie wbijało się we mnie głębiej. W odpowiedzi napisałem tylko: „Przepraszam. Za wszystko”. I wysłałem, choć wiedziałem, że już nigdy nie dostanę odpowiedzi.
Bartosz, 33 lata
Czytaj także:
- „Po maturze syn spakował manatki i się wyprowadził. Przez ambicje męża od 17 lat nie mam kontaktu z własnym dzieckiem”
- „Poszedłem na grilla u sąsiadów z bloku z uprzejmości. Między kiełbaską, a karkówką poznałem przepis na życiowy sukces”
- „Po rozwodzie wpadłam w ramiona mojej pierwszej miłości. To prawda, żeby nie wchodzić 2 razy do tej samej rzeki”