„Wymusiłam na moim ukochanym, żeby wreszcie mi się oświadczył. Gorzko tego pożałowałam jeszcze przed naszym ślubem”
„Wzięłam pierścionek z bijącym sercem. Przyjęłam go, uśmiechając się szeroko, z entuzjazmem, na który on nie odpowiedział. Cieszyłam się, bo byłam narzeczoną. W końcu! Ale gdzieś w środku czułam, że coś się właśnie oddaliło”.

- Redakcja
Nie wiem, czy to wiek, czy algorytmy, ale moje media społecznościowe wyglądały jak katalog ślubny. Koronkowe suknie, pastelowe bukiety, makijaże w stylu „no makeup”, ale jednak za sześć stów. Każde przesunięcie palcem to inna znajoma z pierścionkiem na paznokciu ombre, inne „powiedziałam tak!”, inne „w końcu!” z dopiskiem o siedmiu wspólnych latach.
Miałam tego dosyć
Patrzyłam na to wszystko i zaczynałam czuć, że moje życie jakoś utknęło. Niby miałam wszystko: pracę, własne mieszkanie, kota, zdrowie, nawet faceta, który mnie kochał. Ale nie miałam pierścionka, nie miałam tego jednego zdjęcia, które zebrałoby dwa tysiące serduszek i komentarze w stylu „Nareszcie!” od koleżanek, które już mają daty ślubu zaklepane.
Byłam z Maćkiem od czterech lat. Maciek był dobry. Ciepły, przewidywalny, stabilny jak lokata bankowa. Tylko nigdy nie mówił o ślubie. Kiedy wspominałam o znajomych, którzy planowali wesele, tylko się uśmiechał. Nie złośliwie, nie nerwowo – po prostu obojętnie, jakby to nie był temat, który go dotyczy.
A mnie to bolało, bo ja chciałam mieć suknię, chciałam kłócić się z mamą o to, czy lepiej zespół, czy DJ. Wiem, że miłość to nie dekoracje i obrączki, ale nie potrafiłam się uwolnić od tego pragnienia.
Wszystko zaczęło się od rozmowy przy kolacji, którą sama ugotowałam, mając nadzieję, że atmosfera będzie miła. Chciałam, żeby to zabrzmiało spokojnie, rozsądnie, jak decyzja dorosłej kobiety, ale wystarczyło, że spojrzałam na Maćka i poczułam, jak narasta we mnie napięcie.
Marzyłam o ślubie
Siedział naprzeciwko, mieszając widelec w makaronie, jakby nie zauważał, że od tygodni coraz częściej milczymy.
– Maciek… ja potrzebuję wiedzieć, dokąd to wszystko zmierza. Mija czwarty rok. Kocham cię, ale chcę mieć poczucie, że nasz związek idzie naprzód. Rozumiesz?
Patrzył na mnie z tym samym wyrazem twarzy, który miał, gdy próbowałam mu tłumaczyć różnice między rodzajami dekoracji weselnych. Uprzejme zainteresowanie, ale bez zaangażowania. To mnie dobiło.
– Karolina… – zaczął ostrożnie – przecież jest nam dobrze. Po co tak wszystko przyspieszać?
Poczułam, że się we mnie gotuje. Nie dlatego, że się nie zgadzał, ale dlatego, że znowu udawał, że nie widzi, jak bardzo mi zależy.
– A może po prostu nie chcesz się ze mną ożenić? – wyrzuciłam z siebie. – Może czekasz, aż to się samo rozpadnie?
– Nieprawda – odpowiedział zrezygnowanym tonem. – Tylko czy musi nam się spieszyć?
– Ja nie chcę czekać w nieskończoność. Jeśli nie wiesz, czy chcesz ze mną być na stałe, to powiedz teraz.
Doczekałam się
Nie powiedział nic. Przez chwilę myślałam, że wyjdzie, ale tylko skinął głową i odsunął talerz. Trzy dni później, bez żadnego romantycznego gestu, podał mi małe pudełko. Nawet nie uklęknął.
– Kupiłem. Jeśli nadal chcesz…
Wzięłam pierścionek z bijącym sercem. Przyjęłam go, uśmiechając się szeroko, z entuzjazmem, na który on nie odpowiedział. Cieszyłam się, bo byłam narzeczoną. W końcu! Ale gdzieś w środku czułam, że coś się właśnie oddaliło.
Minęły trzy miesiące od zaręczyn, a ja coraz częściej łapałam się na tym, że wszystko, co wcześniej wydawało się ekscytujące, zaczęło mnie męczyć. Przymiarki sukien, wybór sali, degustacje dań – zamiast radości czułam zmęczenie. Miałam wrażenie, że biorę udział w jakimś przedstawieniu, w którym muszę udawać szczęśliwą narzeczoną.
Przed koleżankami udawałam, że jest idealnie. One się zachwycały, opowiadały o swoich ślubach, a ja kiwałam głową i uśmiechałam się niepewnie. W domu próbowałam porozmawiać z mamą.
– Mamo, a co jeśli nie jestem gotowa?
Spojrzała na mnie z powątpiewaniem, jakby nie usłyszała pytania.
– Dziecko, każda się boi. Ale to minie. Będziesz miała piękne wesele.
Miałam wątpliwości
Tego dnia siedzieliśmy z Maćkiem w salonie, oboje zmęczeni, każde w swoim kącie. Patrzyłam na niego długo, zanim się odezwałam. Nie planowałam tego, ale słowa same wypłynęły.
– Przepraszam. Nie potrafię tego zrobić.
Uniósł głowę, zdziwiony, ale nie zszokowany. Jakby się spodziewał.
– Od dawna czułem, że jesteśmy jak aktorzy – powiedział cicho. – Dziękuję, że powiedziałaś to pierwsza.
Oboje zrozumieliśmy, że to koniec. Tylko że ja, gdy zostałam sama, nie umiałam oddychać. Maciek spakował się tego samego wieczoru. Nie kłóciliśmy się, nie było o co. Wyniósł torbę i rzucił krótkie „będę się odzywał, jak się ogarnę”. I tyle. Zostałam sama w mieszkaniu, które miało być naszym wspólnym domem. Nawet kubki na stole zostały dwa – jakby nadal był.
Przez pierwsze dni telefon nie milknął. Mama dzwoniła codziennie. Najpierw pytała, czy to żart. Potem mówiła, że się załamie. W końcu przestała się odzywać.
Było mi głupio
W pracy wszyscy wiedzieli, że ślub został odwołany. Nie pytałam, skąd – przecież to się roznosi. Patrzyli na mnie ostrożnie, jakby bali się, że się rozkleję. A ja byłam cicho, robiłam swoje. W nocy płakałam, w dzień milczałam.
Wieczorami siadałam z laptopem i przeglądałam zdjęcia Agnieszki z wesela. Ona i jej mąż uśmiechnięci, szczęśliwi, tańczący z dziećmi. Patrzyłam na to i czułam, że zazdrość już mnie nie boli, tylko smuci. Wiedziałam, że nie chcę żyć w czymś, co tylko udaje radość. Pewnego popołudnia mama przyszła bez zapowiedzi. Usiadła na kanapie i zaczęła mówić o zwrocie zaliczek.
– Mamo, nie chcę, żebyś była ze mnie dumna tylko wtedy, kiedy spełniam twoje marzenia – przerwałam jej nagle.
Spojrzała na mnie zaskoczona. Milczała chwilę, potem tylko skinęła głową. Chyba po raz pierwszy od lat mnie posłuchała. Gdy została sama, spojrzałam w lustro. Po raz pierwszy od dawna bez łez. Powiedziałam do siebie szeptem:
– Może kiedyś pokocham naprawdę. Ale teraz muszę pokochać siebie.
Karolina, 28 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Podczas rodzinnej kłótni powiedziałem o 1. zdanie za dużo. Teraz moja córka traktuje mnie jak najgorszego wroga”
- „Żona kpiła, że sprzątam jak dziecko, więc przestałem cokolwiek robić. Efekt przeszedł moje najśmielsze oczekiwania”
- „Kochałam Waldka od liceum, ale on wolał moją siostrę. Gdy puściła go kantem, szukał pocieszenia w moich ramionach”