Reklama

Z Anką zaczęłam pracować jakieś dwa lata temu. Od początku wydawała się nieco dziwna. Była małomówna, sprawiała wrażenie, jakby odpływała gdzieś myślami. Przychodziła do pracy punkt 8 i punkt 16 wychodziła. Nigdy nie brała udziału w naszych ploteczkach, nie opowiadała o sobie, nawet nie piła z nami kawy. Po prostu cicho robiła swoje i po prostu wychodziła.

Reklama

Nie chciała się integrować

Na początku próbowałam ją wciągnąć do grupy, proponowałam nawet wspólne wyjścia. Pracujemy w pięć i tworzymy naprawdę zgrany zespół. Od czasu do czasu po pracy idziemy na pogaduchy przy kawie czy drinki. Wszystkie mamy ogarniętych mężów, którzy sami dają sobie radę i samodzielne dzieci, więc nie musimy pędzić do domu prosto po pracy.

– Ania, a może poszłabyś z nami na kawę? Mają tam świetną szarlotkę – powiedziałam.

Za każdym razem, gdy ją zapraszałyśmy, odmawiała. Mówiła, że bardzo jej się spieszy i nie da rady wyjść z nami. Koleżanki nawet nie ukrywały, jak bardzo je to irytuje.

– Gwiazda się znalazła. Pewnie ma się za lepszą od nas – powiedziała raz Kasia, ale ja przeczuwałam, że powód musi być inny.

Zobacz także

– Nie przesadzaj. Może ma jakieś problemy. Dajmy jej trochę czasu, zobaczymy, o co tak naprawdę chodzi – powiedziałam.

Spotkałam ją w szpitalu

Jakieś trzy miesiące po tej rozmowie, zaraz po pracy, postanowiłam odwiedzić przyjaciółkę, która leżała w szpitalu. Żeby dostać się do niej na salę, musiałam przejść obok przychodni, która znajdowała się na terenie całego kompleksu szpitalnego. Kiedy się zbliżałam, zauważyłam Ankę. Siedziała obok mężczyzny o ciemnej karnacji, który miał zabandażowaną głowę i rękę w gipsie. Anka coś do niego mówiła. Zaintrygowana całą sytuacją, zdecydowałam się do nich podejść.

– Cześć, co za niespodzianka! – rzuciłam na powitanie, a Anka ewidentnie była zaskoczona.

– Poznaj Abdula, mojego męża – wskazała na mężczyznę, który siedział obok niej.

Dało się wyczuć, że zastanawia się, jak powinna kontynuować rozmowę.

– Jakiś czas temu miałem wypadek, więc przyjechaliśmy na kontrolę. Od tamtej pory to Ania się mną opiekuje – powiedział perfekcyjną polszczyzną.

– Czemu nie powiedziałaś, że masz takie problemy? – zapytałam ściszonym głosem.

– Nie chciałam was martwić ani obciążać. Zawsze jesteście takie wesołe. A mnie ostatnio jakoś nie jest do śmiechu – odpowiedziała niemal szeptem, ledwo słyszalnie, zerkając z ukosa na swojego męża.

Kiwnęłam głową i poczekałam aż Abdul wejdzie do gabinetu.

– Ok, jesteśmy same, możemy pogadać. Mów, co się dzieje – rzuciłam.

– Dobra, ale nie licz na jakieś love story – odparła.

Widziałam, że coś ją gryzie

Dowiedziałam się, że Abdul jest Nigeryjczykiem. Przyjechał do Polski na studia. To właśnie tutaj się poznali, zakochali w sobie i ostatecznie wzięli ślub. Niestety, proza życia dopadła ich naprawdę szybko. Abdul był tak sfrustrowany brakiem perspektyw zawodowych, że dał sobie spokój z szukaniem pracy. Nie zajmował się też domem, bo uważał, że to nie zajęcie dla faceta. Jakby tego było mało, dwa miesiące temu miał wypadek.

– Ja pracuję niemal całą dobę. Etat, dodatkowe zajęcia po godzinach, do tego gotowanie, sprzątanie, prasowanie – wyliczała na palcach Marta. – A jakby tego było mało, musimy się wyprowadzić z mieszkania, bo nie mamy kasy na czynsz. Serio, nie wiem, gdzie mamy się podziać – skarżyła się.

– Faktycznie, nieciekawie – powiedziałam ze współczuciem.

Chciałam jej pomóc

Nagle wpadłam na pomysł, jak mogłabym jej pomóc. Przypomniałam sobie, że jakieś sześć miesięcy temu mój mąż dostał w spadku po babci niewielkie mieszkanie. Chcieliśmy je sprzedać, bo nasz dom aż prosił się o remont, ale póki co nie udało się nam znaleźć nikogo na poważnie zainteresowanego kupnem.

Każdy, kto je oglądał chciał drastycznie obniżać cenę, a my nie chcieliśmy sprzedawać go za jakieś śmieszne pieniądze, dlatego mieszkanie ciągłe stało puste. Dopóki nie znajdziemy kupca, mogła tam mieszkać Anka z mężem. Oczywiście nie miałam zamiaru na niej żerować. Chciałam tylko, aby płaciła czynsz i media.

– Słuchaj, może uda mi się ci pomóc. Muszę tylko pogadać najpierw z moim mężem. Jutro w pracy wszystko omówimy – ucieszyłam się i szybko skończyłam rozmowę, bo Abdul właśnie wyszedł z gabinetu.

Zajrzałam na chwilę do koleżanki i szybko wróciłam do domu.

Mąż nie był przekonany

Chciałam jak najszybciej pogadać z mężem o mieszkaniu. Na początku miał dużo wątpliwości i nie był przekonany do mojego pomysłu.

– Co, jeśli nie będą chcieli się potem wyprowadzić albo nie będą płacić czynszu?

Ja byłam jednak naprawdę uparta.

– Spokojnie, ta dziewczyna jest naprawdę w porządku. Nie oszuka nas, a innym warto pomagać. A pieniądze, których nie będziemy wydawać na czynsz, będziemy odkładać na wakacje – nalegałam. W końcu dał się przekonać.

– W porządku. Ale ustal z nią jasno zasady, żeby w przyszłości nie było problemów – podkreślił.

– Nie martw się, będzie dobrze – odpowiedziałam z uśmiechem.

Wynajęłam jej mieszkanie

Na drugi dzień powiedziałam o naszej decyzji Ani. Była zachwycona.

– Nawet nie wiem, jak ci dziękować. Nawet nie myślałam, że są jeszcze tacy ludzie. Bałam się, że naprawdę będziemy żyć pod mostem – mówiła z radością.

Ustaliłyśmy, że przeprowadzą się z Abdulem do naszej kawalerki na początku przyszłego miesiąca.

– Opłaty są naprawdę niewielkie. Jeśli będziemy rozsądniej korzystać z prądu, to nie wydacie dużo. Tylko proszę, płać wszystko w terminie. Bardzo nam zależy na tym, aby wszystko było regularnie opłacane. I jeszcze jedno – pamiętajcie o tym, co ustaliliśmy. Gdyby znalazł się chętny na kupno, to niestety będziecie musieli się wyprowadzić. Ale spokojnie, dam wam przynajmniej miesiąc na szukanie nowego mieszkania – powiedziałam.

– Niczym się nie przejmuj. Wszystko będzie w porządku. Nie zawiodę cię – zapewniała.

Kiedy Anka zmieniła miejsce zamieszkania, stała się zupełnie inną osobą. Wprost tryskała energią! Cały czas podkreślała, jaka jestem wspaniała, wszystkim w pracy powiedziała, jak bardzo jej pomogłam i jaka jestem super.

Oszukiwała mnie

Byłam pewna, że wywiązuje się z naszej umowy i wszystko płaci na czas. Nawet przez myśl mi nie przeszło, aby to sprawdzić. Tymczasem okazało się, że grubo się pomyliłam. Prawda wyszła na jaw przypadkiem. Kiedy byliśmy w okolicy, zaczepiła nas dozorczyni bloku, w którym było mieszkanie po babci.

– Pani lokatorzy od pół roku zalegają z opłatami za mieszkanie. Jestem tego pewna, ponieważ sama dostarczałam im upomnienia ze spółdzielni – powiedziała.

To na pewno jakaś pomyłka – powiedziałam, ale kobieta zaprzeczyła ruchem głowy.

– Wykluczone! Zarząd spółdzielni rozważa już wpisanie pana do rejestru dłużników – stwierdziła stanowczo.

Mój mąż spojrzał na mnie ze złością.

– Obiecuję, że jutro to wszystko wyjaśnię – zapewniłam go.

Musiałam to wyjaśnić

Następnego dnia, zaraz po przyjściu do pracy, wyciągnęłam Ankę na korytarz.

– O co chodzi? Dowiedziałam się, że od pół roku zalegasz z czynszem – spytałam, próbując nie stracić panowania nad sobą.

– Jak to zalegam, przecież wszystko płacę na czas! – powiedziała, spoglądając mi prosto w oczy.

– Nie kłam. Rozmawiałam z dozorczynią. Wiem, jak jest – zdenerwowałam się.

– Ale z niej wredna baba! – warknęła Anka. Po chwili jednak spojrzała na mnie błagalnie. – Przepraszam, wiesz, mieliśmy ostatnio trochę pod górkę. Znasz przecież moją sytuację – tłumaczyła. – Ale teraz jest już w porządku. Abdul dostał dobrą pracę, za kilka dni naprawdę wszystko ureguluję.

– Obiecujesz? Serio, nie chcę słyszeć o żadnych zaległościach w czynszu. Pamiętaj, że ci zaufałam.

– Obiecuję! Nie martw się, zobaczysz, że wszystko będzie dobrze – zapewniała mnie.

Mąż jej nie wierzył

Ja dałam się jakoś ugłaskać, ale mój mąż nie był taki naiwny

– Takie bezsensowne gadanie – powiedział, kiedy opowiedział mu rozmowę z Martą. – Tydzień i koniec. Jeśli nie zobaczę kasy, to ich wyrzucę – ostrzegł stanowczo.

Chcąc go trochę uspokoić, obiecałam, że pierwsza wyniosę ich rzeczy z mieszkania. Kolejny tydzień Anka ewidentnie mnie unikała. Robiła, co mogła, abyśmy nawet przez krótką chwilę nie zostały same. Wiedziała, że przy dziewczynach o nic jej nie zapytam. W następnym tygodniu nie przyszła do pracy.

Dziewczyny mi powiedziały, że poszła na L4. Próbowałam się z nią skontaktować przez cały dzień, ale jej komórka była wyłączona. Mój mąż stracił cierpliwość.

– Jutro pójdę do spółdzielni. Jeśli nie uregulowali należności, to do widzenia – powiedział.

Mieliśmy dług

Nazajutrz wpadł do domu cały czerwony ze złości.

– Przez twoje kretyńskie pomysły nasz urlop właśnie trafił szlag – ryknął już od drzwi wejściowych. – Musiałem zapłacić cały zaległy czynsz, ten za ten miesiąc i wszystkie odsetki. W przeciwnym razie groziła nam sprawa sądowa i wpis do rejestru dłużników. W sumie prawie 4 tysiące!

– O Boże – spanikowałam.

– Właśnie! I dlatego natychmiast jedziemy do naszego mieszkania – powiedział zdecydowanie. – Mam serdecznie dość tych twoich lokatorów!

Kiedy Anka nas zobaczyła, była naprawdę zdziwiona.

– Coś nie tak? – zapytała.

– I to jak! Od paru miesięcy nie płacicie za mieszkanie. Pakujcie się i wynocha – odparł stanowczo mój małżonek.

– Zaraz, zaraz… Przecież mówiłam o naszych przejściowych kłopotach. Wszystko zapłacimy – zaczęła się tłumaczyć.

Nadal próbowali kombinować

Mój mąż jednak był niewzruszony, nie dał się omamić.

– Wykluczone – wszedł jej w słowo. – Już to załatwiłem. Jesteście nam winni prawie 4 tysiące!

W tym momencie pojawił się Abdul.

– Poważnie? Przecież nie spisaliśmy żadnej umowy – wymamrotał pod nosem.

– Dokładnie! Jeśli nas stąd wyrzucanie, nie zobaczycie nawet złotówki – dodała szybko Anka.

Następnie obrzuciła mnie pełnym pogardy spojrzeniem i powiedziała:

– Wiesz, nie sądziłam, że jesteś aż tak podła. Najpierw sama proponujesz pomoc, a teraz twój facet nas stąd wyrzuca. To nieludzkie!

Nie dałam rady.

Puściły mi nerwy

– Wypad, bo zadzwonię po policję i powiem, że weszliście tu bez naszej zgody. A tak w ogóle, to twój mąż jest tu legalnie? Wszystkie papiery się zgadzają? – wrzasnęłam.

W końcu zadziałało, bo zaczęli się szybko pakować. Po trzydziestu minutach byli gotowi do wyjścia.

Nie darujemy wam tego – warknęła Anka.

– My też nie! – odpowiedziałam.

Mój mąż przez kilka dni chodził jak struty. Nie mógł sobie wybaczyć, że zgodził się na ten wynajem. Ja też byłam zła na Ankę, że tak bezczelnie mnie oszukała. Nawet nie miałam okazji porządnie się na nią wydrzeć, bo skutecznie mnie unikała. Na szczęście po tygodniu zadzwoniła do nas pracownika agencji nieruchomości z informacją, że znalazł się chętny na kupno mieszkania i proponuje odpowiednią sumę.

– Wyremontujemy dom i wreszcie pojedziemy na wymarzone wakacje – cieszył się mój mąż.

Co za bezczelna baba!

Myśleliśmy, że nasze problemy wreszcie się skończyły. Aż któregoś dnia w drzwiach stanął listonosz.

– Polecony dla męża z urzędu skarbowego – wyszeptał, podając mi przesyłkę.

Mój mąż złapał się za głowę.

Zobacz, co ta oszustka wymyśliła – wrzasnął i podał mi pismo.

Z treści listu jasno wynikało, że Urząd Skarbowy rozpoczął wobec niego dochodzenie w sprawie przestępstwa skarbowego. Przyczyna? Zatajone przychody z najmu kawalerki.

– No to masz, teraz się zrobi gorąco. Koleżanka pięknie ci podziękowała za pomoc.

Nie wiem, gdzie aktualnie przebywa Anka. Może to i lepiej, bo gdybym wiedziała, jeszcze zrobiłabym coś głupiego. To przez nią wzywa nas urząd skarbowy, musimy składać wyjaśnienia. Tracimy nie tylko nerwy, ale też mnóstwo czasu. Żałuję, że zdecydowałam się jej pomóc. Mamy nadzieję, że uda nam się z tego wyjść obronną ręką. Zastanawiam się tylko, czy urzędnicy uwierzą w nasze zapewnienia, że chcieliśmy tylko pomóc ludziom w potrzebie.

Reklama

Ewa, 38 lat

Reklama
Reklama
Reklama