„Znalazłam lokatora, bo chciałam wyleczyć się z samotności. W jego mięciutkiej pościeli znalazłam nie tylko antidotum”
„Poczułam się jak osoba, która została wciągnięta w coś większego, coś, o czym wciąż nie wiedziała za wiele. Szymon nie uciekał od mojego spojrzenia, ale widziałam, że coś w nim walczyło – być może właśnie z tym, co zamierzał mi powiedzieć”.
Nie spodziewałam się, że po sześćdziesiątce jeszcze kiedykolwiek zdecyduję się wynająć komuś pokój. Mieszkałam sama od kilku lat, po tym, jak dzieci wyjechały do innych miast, a ja zostałam w swoim mieszkaniu, z kotem, książkami i przyzwyczajeniami. Samotność jakoś mnie nie dotykała, nie aż tak, jak czasami mówiły mi znajome. Może to nie była do końca samotność, bo wypełniała ją praca, a wieczorami krzątałam się w domu, słuchając muzyki, czasami z kieliszkiem wina w dłoni.
Polubiłam go
Dlaczego więc zgodziłam się wynająć pokój? Nawet sama do końca nie wiedziałam. Może potrzebowałam dodatkowego zajęcia, a może zwyczajnie chciałam zobaczyć, jak to będzie? W końcu pojawił się Szymon. Młody mężczyzna, informatyk, cichy i raczej zamknięty w sobie.
Wyglądał, jakby miał w sobie więcej, niż pokazywał na pierwszy rzut oka. Obejrzał pokój, przystanął na środku i spojrzał na mnie.
– To kiedy mogę się wprowadzić? – Zapytał bez najmniejszego zawahania.
– Może nawet od jutra – odpowiedziałam.
Wprowadził się niemal natychmiast. Szymon zawsze wyglądał na zmęczonego. Dostrzegłam w nim jakiś wewnętrzny konflikt. Postanowiłam zagadnąć go mimo wszystko.
– Ciężki dzień w pracy?
Wzruszył ramionami, uciekając wzrokiem na bok.
– Czasami mam wrażenie, że nie potrafię odpocząć – westchnął. – Myślę, że trochę się przepracowałem. Po prostu… czasami trzeba zrobić krok w tył – spojrzał na mnie tym razem intensywniej. – Żeby nie czuć się przytłoczonym.
Zabrzmiało to dziwnie. Jego zmęczone spojrzenie mówiło, że problem sięgał głębiej, niż był skłonny przyznać. Starałam się tego nie pokazywać, ale zaczęłam się zastanawiać, co właściwie tak bardzo go męczy.
Intrygował mnie
Następnego ranka po jego wyjściu do pracy zajrzałam do pustego pokoju Szymona. Wszystko leżało starannie poukładane. Jedna szafka była zamknięta na klucz – nie wnikałam, to jego prywatna sprawa, przecież nie będę wściubiać nosa. Ale czułam, że coś ukrywa.
Z biegiem tygodni Szymon powoli otwierał się przede mną – opowiadał o pracy, czasem nawet żartował, ale unikał tematów osobistych jak ognia. Pewnego wieczoru, kiedy siedzieliśmy przy stole, znów sprawiał wrażenie jakby był gdzieś daleko.
– Opowiedz mi coś o sobie – zaczęłam, starając się, by zabrzmiało to lekko. – Wiesz, jestem ciekawa, skąd taka decyzja… wynajem pokoju, nowy początek.
– Bywa, że uciekamy od tego, co sami sobie stworzyliśmy. To chyba tyle.
Z każdą kolejną rozmową czułam, że zaczynam angażować się emocjonalnie. Może bardziej niż byłoby to dla mnie zdrowe, zważywszy, że między nami była przepaść wiekowa i zupełnie inne doświadczenia.
Coś go męczyło
Ale któregoś wieczoru powiedział bez żadnego wprowadzenia:
– Muszę się wyprowadzić.
Poczułam, jak coś we mnie pęka. Uśmiechnęłam się nerwowo, udając, że to mnie nie ruszyło.
– A to tak nagle? Co się stało? – Próbowałam zabrzmieć naturalnie.
– Wiem, że to z zaskoczenia, przepraszam. Po prostu sprawy trochę się skomplikowały i… to nie jest miejsce dla mnie.
Przez chwilę poczułam się jak osoba, która została wciągnięta w coś większego, coś, o czym wciąż nie wiedziała za wiele. Szymon nie uciekał od mojego spojrzenia, ale widziałam, że coś w nim walczyło – być może właśnie z tym, co zamierzał mi powiedzieć.
– Co się dzieje? – spytałam.
– Pani Magdo… – zaczął powoli. – Wynająłem pokój, żeby uciec. Nie jestem zmęczony pracą ani sobą. Próbowałem uciec przed nią.
– Przed kim?
– Przed moją żoną.
– Żoną?
W jego opowieściach nigdy nie było miejsca na kogoś takiego jak żona. Szymon kiwnął głową, spuszczając wzrok.
– Tak, przed żoną. I to nie dlatego, że ją porzuciłem. Raczej chciałem mieć chwilę spokoju. Ona szukała mnie od dłuższego czasu. Wszystko się skomplikowało, zaczęła mnie śledzić, wypytywać, a ja poczułem, że muszę po prostu uciec. Nawet na krótko, tak jak tutaj.
Dosłownie oniemiałam
Szymon spojrzał na mnie, wyraźnie się wahając.
– Naprawdę nie chciałem nikogo wciągać w to wszystko. Miałem nadzieję, że to będzie tylko na chwilę, że tutaj znajdę trochę spokoju, że uporządkuję sprawy. To było głupie, wiem, przepraszam.
Poczułam, jak narasta we mnie złość. Że przez cały ten czas traktował mnie jak tło dla swoich problemów, jak miejsce, w którym ukrywał się przed własnym życiem.
– I co teraz? Wyjeżdżasz, wracasz do niej, tak po prostu? – Zapytałam chłodniej, niż zamierzałam.
– Nie wiem. Ale wiem, że nie mogę dłużej tu zostawać, to nie w porządku wobec pani.
Moje serce przyspieszyło, bo nagle zrozumiałam, że wie o moim zaangażowaniu. Że cały ten czas musiał widzieć, co się ze mną działo. I że to jemu było wygodnie – na tyle, że nie protestował, gdy zaczynałam przekraczać granice.
Nie mogłam spać. Przekręcałam się z boku na bok, a w mojej głowie wrzało. Wściekłość mieszała się z żalem i poczuciem oszukania. Przypominałam sobie każdy moment, każdą rozmowę, i nagle dostrzegałam w nich coś, co wcześniej przeoczyłam: dystans Szymona, jego nieobecne spojrzenia, niedokończone zdania.
Zawiódł mnie
Rano spotkaliśmy się w kuchni. Oboje wyglądaliśmy na niewyspanych, a między nami zaległa cisza, ciężka i pełna niewypowiedzianych pretensji. Nie miałam ochoty udawać, że jest w porządku. Musiałam wiedzieć, czemu zdecydował się wciągnąć mnie w swoje życie, tylko po to, by mnie z niego nagle wyrzucić.
– Kiedy zamierzasz się wyprowadzić? – zapytałam bez ogródek, nie patrząc mu w oczy.
– Myślałem, że zrobię to w przyszłym tygodniu – powiedział cicho.
Parsknęłam nerwowym śmiechem. Tyle czasu udawałam, że jestem wobec niego silna, że potrafię trzymać dystans, a wystarczyły jedne jego słowa, by rozwalił moją codzienność.
– Przepraszam, że to się tak skończyło. Nie chciałem pani zranić.
Jego oczy błyszczały, ale nie wiedziałam, czy to żal, czy tylko współczucie. Cokolwiek to było, nie przynosiło mi ulgi.
– Nie wiem, co powiedzieć… nie chciałem, żeby to tak wyglądało – wyszeptał.
– Wiesz, najgorsze jest to, że naprawdę ci ufałam. Czułam się przy tobie ważna, potrzebna. Myślałam, że to obustronne.
– Wiem, że zawiodłem pani zaufanie. Wiem, że niczego już nie naprawię, ale naprawdę było mi tu dobrze… było mi przy tobie dobrze – dodał, a ja poczułam, jak powoli, bardzo powoli mój gniew ustępuje miejsca rozczarowaniu.
Otworzył się
Szymon musiał odejść, tak samo jak nagle się pojawił, zostawiając mnie samą z rozdartym sercem i nową luką w życiu.
– A teraz zróbmy to, co trzeba. Im szybciej, tym lepiej – powiedziałam beznamiętnie, starając się schować cały ból za maską obojętności.
Cały kolejny tydzień spędziłam w mieszkaniu, unikając Szymona. Choć wiedziałam, że miał wyprowadzić się niedługo, bałam się tego momentu. Czułam się rozbita, zraniona, ale również dziwnie spokojna. Jakbym musiała to wszystko jeszcze przetrawić, by naprawdę zrozumieć, czego mi brakowało i co we mnie poruszyło.
Około szóstej usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Szymon wychodził z torbą. W jego oczach widziałam cień, jakiego nie zauważyłam wcześniej. Może dopiero teraz pozwolił mi zobaczyć prawdziwego siebie – zagubionego, pełnego żalu i niespełnionych nadziei.
– Chcę, żebyś wiedziała, że doceniam wszystko, co dla mnie zrobiłaś. Mimo mojego egoizmu, mimo tego, że oszukiwałem cię od początku. Twoja obecność tutaj była dla mnie czymś ważnym – zaczął.
Zacisnęłam usta, bo każde słowo przywoływało ból, a jednocześnie łamało moje serce jeszcze bardziej.
– Próbowałem uciec – przyznał, unosząc na mnie wzrok pełen zmęczenia. – Moje małżeństwo było jak sidła. Związek z kimś, kto był toksyczny, kto nigdy mnie nie rozumiał, a raczej kontrolował, osaczał. Nawet nie wiem, kiedy przestałem walczyć o siebie. Myślałem, że jeśli się wyprowadzę, znajdę gdzieś spokój, że… tu uda mi się odnaleźć chociaż jego namiastkę.
Stał mi się bliski
Patrzyłam na niego, już nie próbując ukryć łez.
– Więc byłeś tutaj, bo potrzebowałeś czegoś, czego nie miałaś w tamtym życiu? – Wyszeptałam.
Szymon skinął głową, z wyrazem twarzy, jakby sam dopiero to zrozumiał.
– Nie powiem, że było to fair wobec ciebie. Ale dopiero teraz, kiedy tu mieszkałem, poczułem się jak człowiek. Jak ktoś, kto może być sobą, a nie tylko wypełniać czyjeś oczekiwania. To dziwne – nie powinienem był na to liczyć, ale twoja troska, twoja obecność sprawiły, że zrozumiałem, co tak naprawdę mi umykało.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Po prostu słuchałam, próbując pojąć jego uczucia, zrozumieć, co tak naprawdę znaczyłam dla niego ja – nie jako ucieczka, ale jako osoba.
Wziął głęboki oddech i kontynuował:
– Dzięki tobie zrozumiałem, że coś musi się zmienić, że nie mogę żyć ciągle w ucieczce. Chcę to jakoś poukładać, zrozumieć, kim naprawdę jestem. Dzięki tobie wiem, że warto mieć o to siłę.
Wzruszyłam się
Z trudem powstrzymywałam łzy. Gdy spojrzałam na niego, wiedziałam, że to nasze ostatnie chwile – być może nasze pierwsze naprawdę szczere.
– Cóż, może to i lepiej – powiedziałam w końcu. – Może oboje musimy znaleźć własny sposób na siebie.
Szymon patrzył na mnie z wdzięcznością, której nie musiał wyrażać słowami. Wstał powoli, a ja odprowadziłam go wzrokiem aż do drzwi. Zanim wyszedł, po raz ostatni spojrzał na mnie i powiedział cicho:
– Dziękuję, Magdo. Nigdy tego nie zapomnę.
Gdy zamknęły się za nim drzwi, czułam się pusta, ale jednocześnie silna. Wiedziałam, że ta historia musi się skończyć, a ja musiałam ją przeżyć, by zrozumieć, że życie nie pozwala nam uciekać w nieskończoność.
Magdalena, 60 lat