„Wypadek sprawił, że musiałem rzucić pracę. Dzięki temu odkryłem, że sprawnie posługuję się chochlą i przyprawami”
„Pierwsze wpisy były proste. Na początku nikt się tym specjalnie nie interesował, ale stopniowo zaczęły się pojawiać komentarze”.
- redakcja
Jeszcze niedawno byłem facetem, który biegał po budowach, nadzorował projekty i podpisywał kontrakty. Wszystko szło dobrze, aż pewnego dnia, jeden błąd i... wypadek. Rehabilitacja była długa, a jej wynik jednoznaczny – musiałem pożegnać się z dotychczasowym życiem zawodowym. Zostałem w domu. Na początku to było piekło. Czułem się bezużyteczny, jakby odebrano mi wszystko, co definiowało mnie jako mężczyznę. Kasia starała się wspierać, ale ja widziałem, że to dla niej też było trudne. Potrzebowałem czegoś, co mnie podniesie. Coś, co da mi nowy cel.
Nigdy nie lubiłem gotować
Kiedy Kasia wracała po pracy do domu, próbowałem zrobić coś więcej niż tylko czekać na jej powrót. Zajmowałem się prostymi obowiązkami – zmywanie, odkurzanie, ale to było za mało. Kiedyś przecież miałem o wiele bardziej odpowiedzialną pracę. Pewnego dnia, stojąc w kuchni, wpadłem na pomysł, żeby zrobić obiad. Coś więcej niż zwykłe kanapki. Wziąłem się za gulasz. Nie było to wielkie osiągnięcie, ale czułem, że robię coś konkretnego.
Kiedy Kasia wróciła, w kuchni pachniało przyprawami. Spojrzała na stół, a potem na mnie, nieco zaskoczona.
– Co to za zapachy? – zapytała, zdejmując płaszcz. – Ty gotowałeś?
– No, próbowałem. Gulasz. Może nie jest jak z restauracji, ale... – wzruszyłem ramionami, niepewny reakcji.
Kasia usiadła przy stole i spróbowała pierwszego kęsa. Uśmiechnęła się szeroko.
– Jest lepszy niż z restauracji! – powiedziała z zachwytem. – Nie wiedziałam, że masz taki talent.
Poczułem dziwne ukłucie satysfakcji. Może to nie było budowanie mostów, ale widok zadowolonej Kasi coś we mnie obudził.
– Chyba miałem trochę szczęścia – odpowiedziałem skromnie. – To tylko proste danie.
– Przestań. Naprawdę, mogłobyś spróbować czegoś bardziej ambitnego. Może spróbuj zrobić coś z przepisów w internecie? – zasugerowała.
Początkowo to był tylko obowiązek, ale nagle zacząłem czuć, że kuchnia może być czymś więcej. Jakby nową przestrzenią do odkrycia.
Założyłem bloga kulinarnego
Kilka tygodni później gotowanie stało się dla mnie codziennością. Codziennie eksperymentowałem z nowymi przepisami. Najpierw były to proste dania, później coraz bardziej skomplikowane. Kasia codziennie wracała do domu z uśmiechem, chwaląc moje potrawy. W pewnym momencie zaczęła mnie namawiać, żebym spróbował podzielić się swoimi przepisami z innymi.
– Co ty na to, żebyś założył bloga kulinarnego? – rzuciła pewnego wieczoru, siedząc przy stole i pałaszując kolejną porcję mojego risotto. – Wiesz, żeby ludzie mogli zobaczyć, co robisz. Gotujesz tak dobrze, że szkoda, żeby to zostało tylko w naszej kuchni.
Początkowo wyśmiałem ten pomysł. Blog kulinarny? Ja? Przecież byłem budowlańcem, nie szefem kuchni. Ale im dłużej o tym myślałem, tym bardziej zaczynało mnie to intrygować. Przecież i tak miałem mnóstwo czasu. W końcu postanowiłem spróbować. Pierwsze wpisy były proste. Zdjęcia zrobione telefonem, przepisy opisane w kilku zdaniach. Na początku nikt się tym specjalnie nie interesował, ale stopniowo zaczęły się pojawiać komentarze. Najpierw od znajomych, potem od zupełnie obcych ludzi. Zacząłem dostawać pochwały za autentyczność i proste, domowe przepisy. Z czasem pojawiły się pierwsze pytania o kolejne przepisy.
W tym samym czasie spotkałem się z Antkiem, moim starym kumplem, który od dawna pracował w firmie, w której kiedyś byłem zatrudniony. Gdy opowiedziałem mu o blogu, patrzył na mnie z wyraźnym niedowierzaniem.
– Blog kulinarny? Serio, Jurek? Ty i gotowanie? To kompletnie do ciebie nie pasuje – powiedział, śmiejąc się.
– Wiem, to dziwne – odpowiedziałem. – Ale naprawdę zacząłem to lubić. Ludzie piszą, że moje przepisy im pomagają. Zawsze myślałem, że to tylko tymczasowe zajęcie, ale zaczyna mnie to wciągać.
Antek pokiwał głową, ale widać było, że wciąż nie rozumie, dlaczego rzuciłem budowlankę na rzecz gotowania.
– Hmm... No cóż, jeśli ci to sprawia radość, to w porządku. Ale nadal to jest coś dziwnego – rzucił z nutką sceptycyzmu.
Mimo wątpliwości Antka, czułem, że coś we mnie zaczyna się zmieniać. Może gotowanie to była moja nowa droga?
Miałem coraz więcej followersów
Z każdym kolejnym tygodniem blog zaczął przyciągać coraz większą liczbę odwiedzających. Moje przepisy – proste, ale pełne smaku – trafiały do ludzi. Komentarze stawały się coraz liczniejsze, a ja czułem się coraz bardziej zmotywowany do tego, by się rozwijać. Zamiast prostych dań, zacząłem eksperymentować z kuchniami różnych kultur. Meksykańska zupa, japońskie sushi, włoskie ravioli – wszystko wydawało się być na wyciągnięcie ręki, jeśli tylko poświęciłem na to odpowiednio dużo czasu. W międzyczasie, zyskałem setki nowych czytelników.
Jednego dnia, przeglądając skrzynkę mailową, zauważyłem wiadomość od lokalnej firmy produkującej przyprawy. Chcieli, żebym promował ich produkty na swoim blogu w zamian za niewielkie wynagrodzenie. Zaskoczyło mnie to – nigdy wcześniej nie myślałem, że blog mógłby przynosić jakiekolwiek pieniądze. Do tej pory traktowałem go jako hobby, coś, co pozwalało mi oderwać się od codziennych myśli o wypadku.
Podzieliłem się tą nowiną z Kasią, gdy wróciła do domu po pracy.
– To niesamowite! Zobacz, masz już tysiące fanów na blogu! – zawołała, patrząc na statystyki, które pokazywałem jej na ekranie komputera. – Naprawdę to ci się udało. Twoje przepisy zyskały na popularności.
– Sam nie mogę w to uwierzyć – przyznałem. – Kiedy zaczynałem, nie myślałem, że ktokolwiek będzie zainteresowany. A teraz? Zaczynam dostawać propozycje współpracy. Może to nie tylko hobby, ale coś, czym naprawdę mogę się zajmować.
Kasia spojrzała na mnie z dumą.
– Znalazłeś coś, co cię uszczęśliwia. I to się liczy.
Te słowa trafiły do mnie głęboko. Rzeczywiście, gotowanie dawało mi poczucie spełnienia. Nagle zrozumiałem, że to może być coś więcej niż tylko sposób na zabicie czasu. Może to była nowa kariera, której nawet nie planowałem, ale która pojawiła się w moim życiu, kiedy najmniej się tego spodziewałem.
Dostawałem propozycje współpracy
Pewnego dnia, gdy przeglądałem komentarze na blogu, trafiłem na wiadomość, która wydała mi się zaskakująca. Pisała do mnie Dorota, właścicielka lokalnej restauracji, którą często mijaliśmy z Kasią podczas spacerów. Czytała mojego bloga i była pod wrażeniem moich przepisów. Zapytała, czy nie chciałbym stworzyć kilku dań do jej nowego menu. Na początku pomyślałem, że to pomyłka. Ja? Miałbym tworzyć dania do restauracji? Przecież nigdy wcześniej nie pracowałem w gastronomii.
Kiedy opowiedziałem o tym Kasi, jej oczy rozbłysły.
– Jurek, to ogromna szansa! Przecież zawsze mówiłeś, że gotowanie zaczyna cię wciągać, a teraz masz możliwość pokazać swoje umiejętności! – powiedziała entuzjastycznie.
– Nie wiem, Kasiu. To restauracja. Tam ludzie płacą za jedzenie, a ja… ja po prostu gotuję w domu – odpowiedziałem, nadal pełen wątpliwości.
Ale Kasia nie dawała za wygraną. Namawiała mnie, żebym przynajmniej spróbował. Po kilku dniach przemyśleń postanowiłem spotkać się z Dorotą i dowiedzieć się, czego dokładnie ode mnie oczekuje. Kiedy wszedłem do restauracji na spotkanie, byłem nieco spięty, ale Dorota okazała się sympatyczną kobietą, pełną energii i pomysłów.
– Twój blog jest fantastyczny. Twoje przepisy są proste, ale pełne smaku. Myślę, że ludzie w mojej restauracji pokochaliby je tak samo, jak twoi czytelnicy – powiedziała, kiedy usiedliśmy przy jednym ze stolików.
– Nigdy nie myślałem, że to, co gotuję w domu, mogłoby znaleźć się w restauracyjnym menu – odpowiedziałem szczerze. – To dla mnie ogromne wyróżnienie, ale… czy ja się do tego nadaję?
Dorota uśmiechnęła się.
– Zaufaj mi, masz talent. Twoje przepisy mają to coś. Ludzie lubią prostotę, autentyczność, a twoje dania są dokładnie takie. Chciałabym, żebyś pomógł nam stworzyć kilka nowych pozycji do naszego menu.
W końcu zgodziłem się spróbować. Zaskoczyło mnie, jak wiele radości dawało mi przygotowywanie przepisów do restauracji. Każdy nowy przepis był wyzwaniem, ale też możliwością odkrycia czegoś nowego. Z dnia na dzień moje wątpliwości zaczęły ustępować miejsca pewności, że gotowanie to coś, co naprawdę kocham.
Czułem się spełnionym człowiekiem
Współpraca z restauracją Doroty była dla mnie czymś zupełnie nowym, ale okazała się ogromnym sukcesem. Moi bliscy nie mogli uwierzyć, że przepisy, które zaczynałem tworzyć dla zabawy w domu, teraz pojawiały się w profesjonalnym menu. Sam byłem tym zaskoczony. Mój blog, który z założenia miał być tylko hobby, przerodził się w coś więcej. Pojawiały się propozycje współpracy z różnymi firmami, a liczba odwiedzających bloga rosła z dnia na dzień.
Dorota była zachwycona, a ja zacząłem czuć, że mam przed sobą coś, co może stać się moją nową ścieżką zawodową. W międzyczasie, Kasia wspierała mnie na każdym kroku, pomagając przy tworzeniu nowych przepisów, robieniu zdjęć i prowadzeniu strony. Pewnego dnia, kiedy wróciłem do domu po kolejnym spotkaniu z Dorotą, Kasia czekała na mnie z uśmiechem.
– Jurek, może poprowadzisz już warsztaty kulinarne? – rzuciła, trzymając w ręce tablet i pokazując mi e-mail od jednego z portali kulinarnych, który zaprosił mnie do współpracy.
Zatrzymałem się na chwilę, patrząc na ekran. Warsztaty? Ja? Ten facet, który jeszcze rok temu ledwo potrafił ugotować coś więcej niż jajecznicę?
– Prowadzenie warsztatów… Nigdy bym nie pomyślał, że to mogłoby się zdarzyć. To jak sen – powiedziałem, usiadłszy obok niej.
– To nie sen, tylko rzeczywistość, którą sam stworzyłeś. Znalazłeś pasję w miejscu, gdzie się tego nie spodziewałeś. To jest coś, z czego powinieneś być dumny – odpowiedziała Kasia, chwytając mnie za rękę.
I miała rację. Nigdy nie myślałem, że wypadek, który zmusił mnie do zmiany życia, popchnie mnie w stronę czegoś, co pokochałem. Prowadziłem warsztaty kulinarne, współpracowałem z restauracjami, a mój blog zaczął przyciągać uwagę większych mediów. Z każdym dniem, z każdym nowym przepisem, odkrywałem nowe możliwości, których wcześniej nawet nie brałem pod uwagę. Kiedyś budowałem mosty i nadzorowałem projekty, teraz mieszałem w garnkach z wielką radością.
Czasem życie rzuca ci wyzwanie, które wydaje się niemożliwe do pokonania. Ale to, co z tym zrobisz, zależy od ciebie. Może warto odpuścić stare plany i odkryć nowe drogi. Czasem pasja pojawia się tam, gdzie najmniej się jej spodziewasz.
Jurek, 30 lat