„Wystarczyło 1 zdanie, a teściowa przybrała kolor ściany. Teraz żałuję, że się nie powstrzymałem”
„W pokoju zapadła grobowa cisza. Teściowa zastygła z otwartymi ustami. Twarz momentalnie pobladła, a jej spojrzenie, zwykle pełne wyższości, stało się puste, jakby na chwilę ktoś odłączył jej prąd. Anka spojrzała na mnie zdziwiona”.

- Redakcja
Teściowa nigdy mnie nie lubiła. Od początku dawała mi do zrozumienia, że jej córka zasługiwała na kogoś lepszego. Byłem „za mało ambitny”, „za mało zaradny”, „z niewłaściwego domu”. Zawsze coś. Udawałem, że mnie to nie rusza, ale przez lata uzbierało się tyle złośliwych uwag, że gdyby słowa zostawiały blizny, wyglądałbym jak po przejściu przez pole minowe. Gdy Anka oznajmiła, że jej matka zamieszka u nas na jakiś czas, poczułem się jak skazaniec. Wiedziałem, że to będzie piekło. Ale nie spodziewałem się, że w końcu puszczą mi nerwy i powiem coś, co zmieni wszystko. Co sprawi, że teściowa poblednie i w jednej chwili straci całą swoją pewność siebie. Gdybym mógł cofnąć czas… Może bym się powstrzymał. Może.
To był jakiś koszmar
Pierwszy dzień pod naszym dachem i już wiedziałem, że to będzie gehenna. Teściowa wparowała do mieszkania z walizką, rozglądając się z miną, jakby wdepnęła w coś obrzydliwego.
– No cóż, mogło być gorzej – westchnęła, patrząc na nasze skromne meble. – Ale tylko trochę.
Anka rzuciła mi ostrzegawcze spojrzenie. Miałem siedzieć cicho. Już przyzwyczaiła się do tego, że jej matka mówiła, co chciała, nie licząc się z nikim.
– Gdzie moje rzeczy? – zapytała teściowa.
– W pokoju gościnnym – powiedziała Anka.
– Gościnnym? To ta klitka? – prychnęła.
Nie odpowiedziałem. Chciałem zachować spokój. Przez całe lata unikałem konfrontacji. Ale już po pierwszym dniu czułem, że długo tak nie wytrzymam. Wieczorem usiedliśmy do kolacji. Zrobiłem spaghetti, bo to było najszybsze. Teściowa spojrzała na talerz i skrzywiła się.
– Sos ze słoika? – skomentowała z obrzydzeniem. – No tak, po tobie niczego innego się nie spodziewałam.
Chciałem coś powiedzieć, ale Anka pod stołem ścisnęła moją dłoń. To było jej „nie rób sceny”. Przełknąłem ślinę i milczałem. Ale już wtedy wiedziałem, że to tylko kwestia czasu, aż miarka się przebierze. I że gdy to nastąpi, nie będę się hamował.
Rozgościła się na dobre
Teściowa zachowywała się tak, jakby to było jej mieszkanie, a my tylko gośćmi, którzy mieli szczęście, że pozwala nam tu mieszkać. Już pierwszego ranka zaczęła od narzekań.
– Anka, kochanie, jak ty możesz tu mieszkać? Przecież tu nic nie działa! – jęczała, przekręcając kurki w łazience. – Ciepła woda ledwo cieknie, ten prysznic to jakiś żart. I co to za ręczniki? Szorstkie jak papier ścierny!
– Mamo, daj spokój – westchnęła Anka.
– A kuchnia? – nie odpuszczała. – Wszystko takie… byle jakie. Nie stać was na coś porządniejszego?
Tym razem nie wytrzymałem.
– Może jakbyśmy nie musieli sponsorować twoich kaprysów, to by nas było stać.
Anka szturchnęła mnie w bok, ale teściowa chyba nawet mnie nie usłyszała. Była zbyt zajęta przeglądaniem zawartości lodówki.
– No, no… Zero normalnego jedzenia – skomentowała. – To cud, że jeszcze nie wyglądacie jak szkielety.
Zacisnąłem zęby. Przez całe lata ignorowałem jej złośliwości, ale teraz, kiedy widziałem, jak bezczelnie rozstawia nas po kątach, czułem, że balansuję na krawędzi. Wieczorem Anka próbowała mnie uspokoić.
– Wiesz, jaka jest mama – tłumaczyła. – Po prostu ma trudny charakter.
– Trudny charakter? – prychnąłem. – To, co ona ma, to nie charakter, tylko kompleks królowej, która myśli, że wszyscy mają jej służyć.
Anka tylko westchnęła. A ja już wtedy wiedziałem, że nie wytrzymam.
Nic jej nie pasowało
Kolejne dni to była wojna nerwów. Teściowa znajdowała coraz to nowe powody do narzekań. A to obiad był za słony, a to kawa za słaba, a to telewizor „za mały, jak na normalnych ludzi”. Wchodziła do naszego pokoju bez pukania, zostawiała swoje rzeczy, gdzie popadło i wciąż poprawiała Ankę.
– Kochanie, dlaczego ty wciąż nosisz te stare swetry? Twój mąż powinien ci kupować coś ładnego, ale cóż… – westchnęła, rzucając mi spojrzenie pełne litości.
Zaciskałem pięści w kieszeni, ale nic nie mówiłem. W końcu Anka nie wytrzymała.
– Mamo, proszę cię, daj nam trochę przestrzeni! – powiedziała.
– Przestrzeni?! – Teściowa spojrzała na nią, jakby właśnie usłyszała największą herezję. – Całe życie poświęciłam, żebyś miała dobrze! A teraz co? Przeszkadzam? Wyrzucisz własną matkę na bruk?!
I tak oto temat był zamknięty. Przez kolejny tydzień chodziła po domu, wzdychając ciężko i zachowując się jak męczennica. Aż w końcu nadszedł dzień, który wszystko zmienił. Siedzieliśmy przy obiedzie. Ja cicho, Anka cicho, tylko teściowa paplała bez końca. W pewnym momencie spojrzała na mnie i rzuciła z tym swoim pogardliwym uśmieszkiem:
– Wiesz, gdyby Anka wyszła za Marka, miałaby teraz dom i porządne życie.
To był ten moment. Czerwona lampka zgasła. Czułem, jak krew odpływa mi z twarzy, a ręce zaciskają się w pięści. A potem powiedziałem coś, czego już nie mogłem cofnąć.
Nie mogłem się powstrzymać
Odłożyłem widelec i spojrzałem jej prosto w oczy.
– No tak, bo Marek byłby idealnym mężem, prawda? Tylko szkoda, że zapomniałaś powiedzieć Ance, że ma żonę i dwójkę dzieci.
W pokoju zapadła grobowa cisza. Teściowa zastygła z otwartymi ustami. Twarz momentalnie pobladła, a jej spojrzenie, zwykle pełne wyższości, stało się puste, jakby na chwilę ktoś odłączył jej prąd. Anka spojrzała na mnie zdziwiona.
– O czym ty mówisz?
Oparłem się o stół i powoli wstałem.
– O tym, że twoja wspaniała mama od lat cię okłamywała. Marek, ten cały jej wymarzony zięć, już wtedy miał kogoś innego. Spotkałem jego żonę, wiesz? Pracuje w sklepie na rogu.
Teściowa wciąż milczała. Jej dłonie drżały, a kolor z twarzy całkowicie odpłynął.
– Mamo? – Anka spojrzała na nią, wciąż nie rozumiejąc, co się dzieje.
Teściowa nagle poderwała się od stołu.
– Ty… ty kłamiesz! – wykrztusiła. – Nie masz pojęcia, o czym mówisz!
Ale jej głos drżał. Już wiedziałem, że trafiłem w samo sedno.
– Naprawdę? Więc może powiedz Ance, dlaczego przez lata idealizowałaś faceta, który od początku traktował ją jak opcję rezerwową?
Nie czekałem na odpowiedź. Wyszedłem z kuchni, zostawiając je same. Za drzwiami usłyszałem zduszony szloch. Chyba po raz pierwszy w życiu teściowa nie miała nic do powiedzenia.
Teściowa to ukrywała
Nie wróciłem do kuchni. Poszedłem do sypialni i usiadłem na łóżku, próbując uspokoić oddech. Wiedziałem, że przegiąłem. Widziałem minę Anki – była kompletnie zbita z tropu. Po kilku minutach usłyszałem ciche kroki. Drzwi uchyliły się, a w progu stanęła moja żona.
– Możesz mi to wszystko wyjaśnić? – zapytała cicho.
Westchnąłem i spojrzałem na nią zmęczonym wzrokiem.
– Przypadkiem spotkałem żonę Marka kilka tygodni temu – powiedziałem. – Zaczęliśmy rozmawiać, bo skojarzyła mnie z tobą. Okazało się, że byli razem już wtedy, gdy twoja matka próbowała ci go zeswatać.
Anka pobladła.
– Czemu mi nie powiedziałeś?
– Bo wiedziałem, że to wywoła burzę – wzruszyłem ramionami. – I miałem nadzieję, że twoja matka w końcu przestanie mnie dobijać porównaniami. Ale nie. Wciąż powtarzała, jaki to Marek byłby cudownym mężem.
Anka opadła na łóżko obok mnie.
– Czyli przez cały ten czas żyłam w jakimś chorym kłamstwie… – wyszeptała.
Nie odpowiedziałem. Z kuchni nie dochodził żaden dźwięk. Po raz pierwszy odkąd tu zamieszkała, teściowa siedziała cicho. W końcu Anka podniosła wzrok i spojrzała mi prosto w oczy.
– Wiesz co? Może i powiedziałeś to w złości… ale dobrze, że to zrobiłeś.
Tego się nie spodziewałem. W tamtej chwili dotarło do mnie, że to nie ja powinienem się martwić tym, co powiedziałem. To teściowa miała teraz problem.
Już mi nie podskoczy
Przez resztę dnia teściowa nie odezwała się ani słowem. Siedziała w swoim pokoju, zamknięta na cztery spusty. Wieczorem Anka poszła do niej, ale wróciła po kilku minutach.
– Nie chce rozmawiać – powiedziała. – Nigdy jej takiej nie widziałam.
Nie było w tym triumfu. Raczej zmęczenie i rozczarowanie. Następnego ranka wstałem i zastałem teściową w kuchni. Siedziała przy stole, gapiąc się w kubek zimnej herbaty. Była blada, zmęczona, jakby nagle przybyło jej lat. Podniosła na mnie wzrok. Po raz pierwszy nie było w nim ani złośliwości, ani wyższości.
– Wiem, że myślisz, że chciałam cię zniszczyć – powiedziała cicho. – Ale ja tylko chciałam dla Anki jak najlepiej.
Parsknąłem śmiechem.
– Jeśli to było „najlepiej”, to wolę nie wiedzieć, jak wyglądałoby „najgorzej”.
Nie odpowiedziała. Westchnęła ciężko i spuściła wzrok.
– Wyjeżdżam – rzuciła nagle.
Zaskoczyła mnie. Myślałem, że jeszcze przez tydzień będę musiał znosić jej obecność. Ale najwyraźniej ta rozmowa coś w niej złamała. Gdy wychodziła, Anka mocno ją przytuliła. Ja tylko skinąłem głową. Nie było czułych pożegnań. Nie było przeprosin. Ale gdy zatrzasnęły się za nią drzwi, poczułem, że w końcu mogę oddychać. I chociaż żałowałem, że powiedziałem to wszystko w złości… to jednak nie żałowałem, że w końcu to powiedziałem.
Patryk, 31 lat