Reklama

Zastanawiam się, czy da się darzyć kogoś jednocześnie tak silnym uczuciem miłości i nienawiści. Jestem pewna, że to możliwe. Moja miłość do Tomka jest nieograniczona i bezwarunkowa. Jednocześnie nienawiść do niego pali mnie od środka, jakby ktoś rozpalił we mnie płomień, który trawi moje wnętrze…

Reklama

Kolejny raz stanęłam na ślubnym kobiercu. Udało mi się zrealizować mój plan, który sobie założyłam, aby polepszyć swoje życie. Obiecałam sobie, że nie będę się starzeć w pojedynkę, a związek małżeński pomoże mi wieść lepsze życie i w końcu nie będę zmuszona harować w pracy, której nienawidzę. Jeszcze wszystkim udowodnię, ile jestem warta! Przecież zawsze byłam przekonana, że w oczach innych kobieta zyskuje na wartości, gdy u jej boku stoi facet, który jest dla niej podporą.

Straciłam wiarę w miłość z wzajemnością

Zależało mi tylko na tym, aby znaleźć faceta, który pokocha mnie. Stawiałam jeden warunek – musiał być nieziemsko przystojny. Tylko w ten sposób mogłam wcielić w życie drugi punkt mojego planu – dopiec byłemu mężowi. Chciałam, żeby zobaczył, co stracił i poczuł wyrzuty sumienia. Tak naprawdę to właśnie ten cel był dla mnie najważniejszy.

Uczucia, które żywiłam względem Tomka, były pełne sprzeczności – z jednej strony darzyłam go gorącą miłością, a z drugiej czułam do niego ogromną urazę. I miałam ku temu powody... Nasze drogi skrzyżowały się, gdy oboje byliśmy jeszcze nastolatkami. Ja uczęszczałam do liceum o profilu ekonomicznym, on z kolei kształcił się w technikum, zgłębiając tajniki mechaniki. Spotkaliśmy się przypadkiem na jakiejś zabawie karnawałowej i od razu między nami zaiskrzyło. Żadne z nas nie przyszło tam z osobą towarzyszącą, co chyba tym bardziej nas do siebie zbliżyło. Od tamtej chwili byliśmy niemal nierozłączni, a kiedy tylko mój ukochany osiągnął pełnoletność, zdecydowaliśmy się na ślub.

Niedługo po nim powitaliśmy na świecie naszego pierworodnego syna, a w następnym roku doczekaliśmy się drugiego dziecka. Przez pewien czas gnieździliśmy się u moich rodziców. Nie było lekko, ale dzięki ich wsparciu mogliśmy skupić się na karierze i przynosić do domu całkiem niezłe pieniądze. Tomek rozkręcił własny biznes motoryzacyjny, a ja wylądowałam na posadzie w sporej spółdzielni mieszkaniowej. Po paru latach zebraliśmy wystarczająco funduszy, by kupić mieszkanie.

Zaczęliśmy wieść niezależne, radosne życie. Synowie rośli jak na drożdżach, a czas upływał w mgnieniu oka. Ani się obejrzeliśmy, gdy zdali egzamin dojrzałości i stali się pełnoletni. Nasze mieszkanko w bloku okazało się zbyt małe dla naszej gromadki. Interes męża kręcił się wyśmienicie, więc zaczęliśmy na poważnie rozważać przeprowadzkę na przedmieścia, do większego lokum. Moja przyszłość jawiła się jak z bajki! Od zawsze marzyliśmy o posiadaniu własnego, pięknego domu, w którym kiedyś zamieszkamy razem z chłopcami i ich rodzinami. Takiego międzypokoleniowego, z cudownym ogródkiem i placem zabaw dla maluchów.

Nasz nowy dom miał wyglądać ultranowocześnie i mieć w środku siłownię oraz saunę, bo faceci w naszej rodzinie pilnują swojej formy i dbają o siebie. Szczególnie mój mąż. Gdy jego biznes zaczął się rozrastać i powiększać, to warsztat samochodowy zamienił w całą stację obsługi. I teraz już nawet sam nie naprawia aut, od tego ma ludzi. Dodatkowo w recepcji pracuje młodziutka, ładna panienka, znajoma chłopaków.

Nasz wymarzony dom stanął w mgnieniu oka

Pierwotnie planowaliśmy, że cała nasza rodzinka zamieszka w nowym gniazdku, ale ostatecznie przeprowadziliśmy się tam jedynie we trójkę – mój mąż, ja i nasz psiak. Synowie narzekali na to, że dojazdy na studia będą im zajmowały zdecydowanie za dużo czasu, dlatego postanowili zostać w dotychczasowym lokum. Trzeba przyznać, że mieli rację – podróże były naprawdę męczące. Mój mąż zazwyczaj dojeżdżał do pracy swoim ukochanym motocyklem, a ja korzystałam z auta. Codzienne stanie w korkach zjadało mnóstwo czasu, a dojeżdżanie pochłaniało sporą część naszego budżetu. Pewnego wieczoru Tomek zagadnął mnie, czy nie myślałam o tym, by na dobre zająć się domem i ogrodem.

Daj sobie spokój z tą robotą – rzucił. – Prawie całą wypłatę i tak wydajesz na paliwo, a mnie spokojnie wystarczy kasy, by zapewnić byt nam obojgu, nawet jeśli ty nie będziesz pracować. Obydwoje wracamy do domu padnięci i głodni jak wilki. Wiesz, że od zawsze chciałem, żeby w domu witała mnie kobieta z ciepłym posiłkiem na stole.

To może wynajmij jakąś gosposię. Nie dość, że przywita cię obiadem, to jeszcze wyprasuje ci koszule – skwitowałam kąśliwie. – A pod koniec miesiąca będzie też wypatrywać wypłaty, zapewne niemałej – dorzuciłam.

– To wygląda trochę inaczej – odpowiedział Tomek. – Chciałbym, abyś ty na mnie czekała i żebyśmy wieczorami mieli jeszcze zapał oraz chęć na miłosne igraszki. Od kiedy pracujesz daleko, gdy przychodzi wieczór to odwracasz się plecami i usypiasz, zanim zdążę wziąć prysznic.

– Twoja propozycja brzmi bardzo zachęcająco, ale pracuję w tej spółdzielni prawie dwie dekady. Jeśli teraz się zwolnię, to nie będę już mogła tam wrócić. O moje stanowisko zabiegają młodsze dziewczyny po studiach, mówiące w obcych językach. A co jeśli nagle zabraknie nam kasy? No i jak to będzie z moją emeryturą?

– Nie przejmuj się emeryturą, dam ci pracę u mnie w firmie. Będziesz prowadziła mi księgowość. W najgorszym wypadku trzeba będzie ogarnąć trochę faktur, może jakieś podsumowania przygotować. Ale za to wszystko zrobisz z domu, a jak się ociepli to nawet na świeżym powietrzu na balkonie. Pestka, a nie praca. A jeśli będzie trzeba coś zawieźć do jakichś instytucji, to ja się wszystkim zajmę.

Uległam pokusie. W rezultacie robiłam pranie, przygotowywałam posiłki, prasowałam ciuchy, dbałam o czystość sporego domu, a kiedy już znalazłam chwilkę dla siebie, co zdarzało się naprawdę rzadko, to siedziałam nad papierami w firmie męża i zajmowałam się finansami. Nie było to tak wspaniałe, jak sobie to wcześniej wyobrażałam. Tęskniłam za moimi przyjaciółkami z pracy.

Wreszcie przestałam przywiązywać wagę do wyglądu, bo przecież i tak oglądają mnie jedynie pies oraz mąż, kiedy wraca wieczorem. Powiem szczerze, że miałam to gdzieś. Ale trzeba przyznać, że Tomek nie mylił się w jednym – pod wieczór nie odczuwałam już takiego zmęczenia jak kiedyś i miałam ochotę na igraszki w sypialni. Tyle że, o dziwo, on był coraz bardziej wykończony i coraz rzadziej miał na to chęć.

Mój mąż coraz częściej decydował się na krótkie eskapady na motorze, aby oderwać się od zawodowych problemów i napięcia. Odkąd przeprowadziliśmy się na obrzeża miasta, nie spędzaliśmy już wspólnie wakacji. W końcu trzeba było zadbać o nasz dom i przydomową zieleń. Poza tym, mnie w zupełności satysfakcjonowało spędzanie czasu na tarasowym leżaku z interesującą lekturą. Ciepłe promienie słońca, rześkie powietrze, otaczająca mnie bujna roślinność i błoga cisza.

Nagle wiejska sielanka dobiegła końca

W jedno letnie, niedzielne popołudnie, niedługo po tym jak zjedliśmy obiad, a chłopcy pojechali do domu w mieście, Tomek poprosił, żebym przysiadła na moment w pokoju dziennym. Oznajmił, że musi mi coś istotnego powiedzieć.

Odchodzę, Halina. Nie dam rady dłużej tak funkcjonować. Straciłem dla kogoś głowę i nie mam zamiaru cię więcej zwodzić. Po tym wszystkim, co razem przeszliśmy, zasługujesz na szczerość i szacunek.

Oniemiałam… Tyle lat minęło i teraz zasługuję na poznanie prawdy! Co to za szacunek, kiedy ten drań porzuca mnie niczym zdezelowaną, zużytą brykę na złomowisku? Reszta rozmowy zupełnie mnie powaliła. Usłyszałam, że mój ślubny ma romans z panią z recepcji – koleżanką naszych własnych chłopaków. Mogłaby być jego córką. Wpadł po uszy. Ciągnie się to od pewnego czasu. Jazdy we dwoje na motorze, podmuch wiatru we włosach, chaos w głowie, druga młodość. Zapewne utrzymywałby ten związek w ukryciu, dopóki się da, ale paniusia jest w ciąży.

Mój mąż, który zawsze był taki poważny, postanowił zacząć wszystko od nowa. Znalazł sobie młodszą partnerkę i zamierza stworzyć z nią związek. Trudno mi wyrazić słowami, co wtedy przeżywałam i jak udało mi się przetrwać okres jego odejścia oraz sprawy rozwodowej. Nagle znalazłam się w bardzo trudnej sytuacji. Wprawdzie zachowałam dom, który był przepisany na naszych synów, więc nie mógł mi go odebrać, ale zostałam zupełnie bez pieniędzy na codzienne potrzeby.

Praca u niego nie wchodziła już w grę, ponieważ zaczął się mnie obawiać. Kobieta, którą mąż oszukał i zostawił, raczej kiepsko sprawdzi się w roli księgowej. Chłopaki starali się mnie wspierać, jak mogli, ale żeby związać koniec z końcem potrzebowałam stałego źródła dochodu. Zgodnie z moimi wcześniejszymi przewidywaniami, w spółdzielni zabrakło dla mnie posady. Zresztą gdzie indziej też. Jedyne, co mi zostało, to zajmowanie się dziećmi sąsiadów. Dobrze, że przynajmniej to się udało.

Nigdy w życiu nie wyobrażałam sobie, że będę musiała zarabiać na chleb, opiekując się cudzymi brzdącami. Przecież ich nie znosiłam! Ale cóż, sytuacja mnie do tego zmusiła, bo innej roboty nie miałam. Tomasz... Ech, jak ja go wtedy nienawidziłam! Jeszcze nigdy, przenigdy nikt mnie tak nie zranił, nie oszukał, nie rozczarował. Porzucił mnie dla jakiejś lafiryndy i ożenił się z nią. Chciałam mu wtedy dokopać, udowodnić, ile stracił, zrywając ze mną.

Wymyśliłam sprytny plan

Odzyskać go nie miałam szans, bo już wziął ślub z tą swoją wybranką. Ale mogłam sprawić, żeby pożałował swojej decyzji i żeby zazdrość go zżerała do końca jego marnych dni. Zaczęłam o siebie dbać, znowu stałam się niezłą laską. No i obmyśliłam plan, że znajdę sobie nowego męża. Przystojniaka w kwiecie wieku. No i żeby kasa się zgadzała – tak, żebym już nigdy nie musiała więcej ganiać za cudzymi dziećmi.

Postanowiłam rzucić się w wir poszukiwań. Okazało się, że sieć to prawdziwa kopalnia, jeśli chodzi o wolnych facetów. Serwisy do umawiania się na randki były strzałem w dziesiątkę! Przez parę miesięcy chodziłam na spotkania. Panowie prezentowali się na fotkach jako przystojni i ciekawi, ale w starciu z realiami wychodzili na mało atrakcyjnych, niezbyt błyskotliwych i w innym wieku, niż deklarowali. A jeśli trafiłam na kogoś, kto zdawał się pasować do moich wymagań, to ja nie pasowałam do jego oczekiwań – okazywało się, że mężczyźni z portali nie mieli ochoty na stały związek, zazwyczaj interesowały ich jedynie przygody łóżkowe.

Na podobnym etapie życia, oboje doświadczeni przez los... Kiedy miałam serdecznie dość wirtualnych relacji, na stronie pojawił się nowy użytkownik – Mariusz. Wyróżniał się na tle innych. Niepewny siebie, pokorny, jakby zmieszany zaistniałą sytuacją. To jego przyjaciel zamieścił anons w jego imieniu. Zgodnie z jego słowami, byłam jedyną przedstawicielką płci pięknej, z którą zdecydował się spotkać twarzą w twarz. Zaczęliśmy umawiać się na wspólne wyjścia.

Wpadł mi w oko, byliśmy rówieśnikami i mieliśmy za sobą trudne przeżycia. Co zaskakujące, nie rwał się do tego, żeby mnie zaciągnąć do łóżka. I właśnie to mnie w nim urzekło. Zakiełkowała we mnie myśl, że może faktycznie zależy mu na czymś głębszym niż tylko zabawa. Gdy minęło parę miesięcy odkąd się poznaliśmy, wyznał mi miłość, a ja czułam, że nie kłamie. Dostrzegałam to w spojrzeniu jego oczu, w każdym jego ruchu. Jednak przewrotny los chciał, że ja nie pałałam do niego ani odrobiną uczucia.

Czułam się przy nim wspaniale i nawet sypialiśmy razem, ale to nie do końca mnie usatysfakcjonowało. Pomimo wszystko zdecydowałam się poślubić Mariusza. Miał pracę, więc zapewniał mi poczucie bezpieczeństwa finansowego, a poza tym nie musiałam się martwić, że na starość będę zupełnie samotna.

Pokażę mu, że nadal podobam się facetom

Zaczęliśmy powoli przygotowania do ślubu. Wtedy odwiedziła mnie dobra koleżanka.

– Zwariowałaś? Wychodzisz za faceta, którego nawet nie kochasz, tylko po to, żeby zrobić na złość byłemu? – moja przyjaciółka była w szoku. – Ogarnij się w końcu! Tomek ma cię totalnie gdzieś, delikatnie mówiąc. Ma nowe życie, inne sprawy na głowie. Nawet jeśli czasem gryzie go sumienie, to teraz przestanie, bo ktoś inny przejmie obowiązek troszczenia się o ciebie. A ty co? Będziesz się budzić dzień w dzień obok gościa, do którego nic a nic nie czujesz?

Byłam jednak była nieugięta. Chciałam, żeby Tomasz zobaczył, że nadal podobam się facetom.

– Ale przestanę się martwić, że na starość nie będzie miał kto mi herbaty zaparzyć – odpowiedziałam.

– Ha, ha, ha! – Joanna ironicznie parsknęła śmiechem. – Skojarzyło mi się to z kawałem o pewnym kawalerze, którego kumpel nakłonił do ślubu tylko po to, żeby na stare lata miał kto mu właśnie szklankę z wodą przynieść. I po pół wieku związku małżeńskiego, kiedy już był na łożu śmierci, przywołał tego kumpla i z pretensją w głosie oznajmił, że dał się głupio podpuścić, bo tyle czasu mordował się z małżonką, a teraz to nawet nie ma ochoty się napić.

Parsknęłam śmiechem, gdy to usłyszałam, ale zignorowałam radę koleżanki. Stanęłam na ślubnym kobiercu. Nie miałam odwagi powiedzieć Mariuszowi wprost, że go nie kocham. Teraz chyba nie ma już co do tego wątpliwości.

Dwa lata później nie miałam już siły dłużej kłamać. Jestem wściekła na samą siebie, mam pretensje do Tomka i złość do Mariusza. Chociaż, prawdę mówiąc, akurat on nie ponosi żadnej winy w tej sytuacji.

Moje życie wcale się nie polepszyło. Naszych funduszy ledwo starcza na opłacenie rachunków w tak przestronnej willi, dlatego wciąż jestem zmuszona do doglądania dzieci innych ludzi. Całą frustrację i gorycz wyładowuję na biednym Mariuszu, obwiniając go o moje nieszczęście. Każdy drobiazg wyprowadza mnie z równowagi i podnoszę głos.

Jak dowiedziałam się od chłopaków, Tomek cieszy się, że poukładałam sobie życie na nowo, zupełnie jak przepowiedziała Asia. Może teraz bez poczucia winy cieszyć się rodzinną sielanką ze swoją młodziutką żoną. Przestał się już mną przejmować. A moje serce wciąż bije dla niego, choć jednocześnie pałam do niego nienawiścią.

Nie umiem odciąć się od przeszłości i w pełni cieszyć teraźniejszością. Moje myśli nieustannie wracają do byłego męża. Szczególnie wieczorami, kiedy leżę w łóżku obok Mariusza. Staram się go unikać, bo bardzo irytuje mnie jego czułość, a bliskość fizyczna nie daje mi radości. Zeszłej nocy chciał mnie objąć, ale ja odsunęłam się i odwróciłam plecami. Teraz cały czas rozmyślam o tym, że kiedy podejmowałam decyzję o ponownym ślubie, tak naprawdę pragnęłam dać nauczkę facetowi, który mnie porzucił, a w rezultacie zraniłam tego, który mnie pokochał…

Reklama

Halina, 49 lat

Reklama
Reklama
Reklama