Reklama

Mam trzydzieści kilka lat, a czasem czuję się, jakbym miała osiemdziesiąt. Żyję w świecie porządku, rutyny i przewidywalności. Marek, mój mąż, jest dobrym człowiekiem – spokojnym, odpowiedzialnym, stabilnym. Nigdy nie zawiódł, nigdy nie zrobił nic, co mogłoby mnie zranić. A jednak, kiedy wieczorem kładziemy się spać obok siebie, mam wrażenie, że leżę przy obcym człowieku. Jego ramiona, które kiedyś dawały mi poczucie bezpieczeństwa, teraz są chłodne, jakby między nami była niewidzialna ściana.

Reklama

Wyszłam za Marka z rozsądku. Wiedziałam, że przy nim niczego mi nie zabraknie – oprócz może... namiętności. Kiedyś marzyłam o wielkiej miłości, tej, która pali do żywego, która nie daje spać, która sprawia, że serce bije szybciej. Ale tamta miłość skończyła się dawno temu i zostawiła mnie z poczuciem pustki. Z czasem wmówiłam sobie, że to normalne, że życie to kompromisy, a szczęście to stabilność.

Marek zapewnił mi dom, spokój, przewidywalne życie. A ja... ja coraz częściej zastanawiam się, czy to wszystko, czego mogę od niego oczekiwać. W pracy mijam uśmiechniętych ludzi, w kawiarniach pary trzymają się za ręce, a ja czuję ukłucie w sercu – zazdrość, tęsknotę, żal. Mam wszystko, a jednocześnie czuję, że nie mam nic. Że zgodziłam się na życie bez barw, bez intensywności, bez tego, co kiedyś wydawało mi się sensem istnienia.

Czasem budzę się w nocy i pytam siebie: „Czy to już tak będzie do końca? Czy naprawdę zrezygnowałam z miłości tylko po to, żeby mieć święty spokój?”. Pamiętam tamte oczy – ciepłe, pełne namiętności. Pamiętam głos, który szeptał mi w młodości, że zawsze będziemy razem. Hubert. Moje serce mocniej bije nawet wtedy, gdy tylko przypomnę sobie jego imię. A jednak, jego od dawna nie ma w moim życiu. Przynajmniej tak mi się wydawało.

Nie potrafiłam odmówić

Wracałam z pracy szybkim krokiem, zapatrzona w witryny mijanych sklepów, kiedy nagle usłyszałam swoje imię. Zatrzymałam się gwałtownie, jakby ktoś wylał na mnie wiadro zimnej wody. Odwróciłam się i go zobaczyłam. Stał kilka metrów dalej, uśmiechnięty, z tym samym spojrzeniem, które pamiętałam sprzed lat. Hubert.

– Oliwia? To naprawdę ty? – powiedział z niedowierzaniem i zrobił krok w moją stronę.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Serce waliło mi jak szalone, dłonie drżały. Zamiast słów pojawił się tylko niepewny uśmiech.

– Nie wierzę… Ile to lat? – dodał, przyglądając mi się, jakby chciał się upewnić, że nie jest to wytwór jego wyobraźni.

– Za dużo – wydusiłam w końcu. – Naprawdę za dużo.

Staliśmy tak chwilę, w środku gwarnej ulicy, a ja miałam wrażenie, że świat wokół nagle zniknął. Nie było przechodniów, nie było samochodów, tylko on i ja.

– Wiesz co, może napijemy się kawy? – zaproponował. – Nie puszczę cię tak po prostu, skoro los znowu nas spotkał.

Nie potrafiłam odmówić. Ruszyliśmy razem do pobliskiej kawiarni. Usiadłam naprzeciw niego, a gdy zamówiliśmy kawę, przez chwilę milczeliśmy, jakbyśmy oboje szukali słów, które mogłyby przerwać ten dziwny czar.

– Wciąż wyglądasz tak samo – powiedział nagle. – Chociaż… dojrzalej, spokojniej. Ale to ty, ta sama dziewczyna, którą znałem.

Uśmiechnęłam się, a w środku czułam, jakby coś się we mnie otwierało. Wróciły wspomnienia: letnie wieczory spędzone nad rzeką, nasze rozmowy do świtu, pocałunki, które wtedy wydawały się najważniejsze na świecie...

– A ty… niewiele się zmieniłeś – odpowiedziałam. – Może tylko oczy masz inne, trochę bardziej zmęczone.

– To prawda – roześmiał się cicho. – Życie zrobiło swoje. Ale jak cię zobaczyłem, od razu poczułem, że znów mam dwadzieścia lat.

Słuchałam go i zastanawiałam się, dlaczego wystarczyło kilka minut, by przypomnieć sobie wszystko, co próbowałam wymazać przez lata. Pytanie, które kołatało mi w głowie, brzmiało nieubłaganie. Czy naprawdę kiedyś odeszłam od niego bez żalu, czy tylko wmówiłam sobie, że tak było?

Czułam, że żyję naprawdę

To miało być tylko jedno spotkanie. Kawa, kilka wspomnień, uśmiech na pożegnanie. Ale kilka dni później znów siedzieliśmy razem – tym razem w jego mieszkaniu. Miałam wrażenie, że czas cofnął się o lata. Patrzył na mnie tak, jak nikt od dawna nie patrzył. Z pragnieniem, tęsknotą i tą nieopisaną czułością, której od dawna mi brakowało.

– Myślałem o tobie przez te wszystkie lata – wyszeptał, gdy dotknął mojej dłoni. – Nigdy nie zapomniałem.

– Ja też… – przyznałam, choć głos zadrżał mi ze wstydu. – Często wracałeś w moich myślach, nawet wtedy, gdy nie powinnam...

Siedzieliśmy blisko, tak blisko, że czułam jego oddech na policzku. Chciałam się cofnąć, uciec, ale nie potrafiłam. Tyle lat byłam spragniona takiego spojrzenia, takiego dotyku.

– Oliwia, brakowało mi ciebie – powiedział, a w jego głosie była szczerość, której nie mogłam podważyć.

Nie odpowiedziałam. Zamiast tego pozwoliłam, żeby przyciągnął mnie do siebie. Pocałunek był jak powrót do życia – gwałtowny, zachłanny, pełen emocji, których dawno nie czułam. Serce waliło mi jak oszalałe, a ciało drżało, jakby czekało na ten moment od zawsze.

Leżeliśmy później obok siebie w ciszy. Ja, z poczuciem winy, które dusiło mnie jak ciężki kamień. On, spokojny, szczęśliwy, trzymał mnie w ramionach. Zdradzałam Marka. On mi tego nigdy nie dał, ale przecież jest moim mężem. Próbowałam znaleźć wytłumaczenie. Marek nigdy nie pragnął mnie tak, jak Hubert. Nigdy nie patrzył na mnie z tą namiętnością. Ale nawet te myśli nie koiły wyrzutów sumienia. A jednak, kiedy Hubert uniósł moją twarz i znów pocałował, wszystko we mnie milkło. Po raz pierwszy od lat czułam, że żyję naprawdę.

Moje serce pękło na pół

Spotykaliśmy się coraz częściej, jakbyśmy oboje bali się, że to, co się wydarzyło, mogłoby nagle zniknąć. W jego ramionach czułam się młodsza, lżejsza, jakbym naprawdę odzyskała dawną siebie. Ale pewnego wieczoru, kiedy siedzieliśmy razem przy winie, a ja śmiałam się z jego historii sprzed lat, nagle spoważniał.

– Oliwia – zaczął cicho, prawie szeptem. – Zostawisz męża?

Poczułam, jak świat na chwilę przestaje istnieć. Szklanka w mojej dłoni zadrżała, a ja nie wiedziałam, co powiedzieć. Tak proste pytanie, a takie niemożliwe do udźwignięcia.

– Hubert… ja… – urwałam, bo każde słowo brzmiało źle. – To nie jest takie łatwe.

– Wiem – przyznał. – Ale powiedz mi prawdę. Czy masz zamiar dalej żyć w tym… półżyciu? Czy chcesz wreszcie wybrać szczęście?

Nie patrzyłam na niego. Wpatrywałam się w swoje dłonie, jakby tam miała kryć się odpowiedź. Wiedziałam, że jeśli powiem „tak”, moje życie z Markiem rozpadnie się w jednej chwili. Stracę stabilność, spokój, poczucie bezpieczeństwa. Ale jeśli powiem „nie” – stracę miłość, która wróciła do mnie po latach.

– Oliwia, ja nie chcę być twoim sekretem – powiedział stanowczo. – Albo jestem naprawdę, albo mnie nie ma wcale.

Zamilkłam. Czułam, jak w gardle rośnie mi gula, a w oczach zbierają się łzy. Chciałam krzyknąć, że nie dam rady, że się boję, ale żadne słowa nie chciały przejść mi przez usta. Hubert odsunął się powoli i odłożył kieliszek.

– Widzę – powiedział w końcu. – Twoje milczenie to też odpowiedź.

W pokoju zrobiło się ciężko, jakby zabrakło powietrza. Patrzył na mnie jeszcze chwilę, z bólem w oczach, a ja czułam, jak moje serce rozrywa się na pół.

Nie potrafiłam wybrać

Wróciłam do domu późnym wieczorem. Marek siedział w salonie, jak zwykle z książką w ręku. Spojrzał na mnie, uśmiechnął się lekko i zapytał:

– Jak dzień w pracy?

– Dobrze – odpowiedziałam mechanicznie, zdejmując płaszcz. – Sporo się działo.

– To dobrze – kiwnął głową i znów wbił wzrok w stronice.

Z kuchni dochodził zapach herbaty. Codzienność. Nasz spokojny świat, w którym nic nigdy się nie działo. Usiadłam naprzeciw niego i wpatrywałam się w kubek, który przede mną postawił. On nawet nie zauważył, że mój wzrok jest pusty, że myślami jestem gdzieś indziej. W głowie miałam obraz Huberta, jego spojrzenie, w którym kryła się tęsknota i rozczarowanie. Marek mówił coś o rachunkach, o tym, że w weekend warto odwiedzić jego siostrę. Ja tylko kiwałam głową, a w środku porównywałam ten chłód do ciepła, którego doświadczałam w ramionach Huberta.

– Oliwia – odezwał się nagle. – Jesteś jakaś zamyślona ostatnio. Coś się stało?

– Nie… nic – skłamałam szybko, uciekając wzrokiem.

– Może jesteś przemęczona? Może trzeba, żebyśmy pojechali gdzieś na kilka dni? – zaproponował, z tym swoim spokojnym tonem, który nigdy nie wywoływał we mnie emocji.

– Nie, naprawdę wszystko w porządku – przerwałam mu.

Kłamałam. Wiedziałam, że moje serce jest w innym miejscu. A jednocześnie miałam świadomość, że nie potrafię wybrać. Jeśli zostanę z Markiem, nigdy nie zaznam już tej pasji, którą czułam przy Hubercie. Jeśli pójdę do Huberta, stracę grunt pod nogami. Każda droga oznaczała stratę. Marek wrócił do swojej książki, a ja siedziałam w ciszy, z poczuciem, że moje życie rozpada się na kawałki, których nie umiem już poskładać.

Straciłam wszystko

Umówiliśmy się jeszcze raz. Wiedziałam, że to spotkanie będzie inne. Hubert przyszedł punktualnie, ale jego uśmiech był słabszy niż zwykle. W kawiarni panował półmrok, a ja miałam wrażenie, że każde słowo waży dziś więcej niż kiedykolwiek.

– Oliwia – zaczął spokojnie. – Nie mogę tak dłużej.

Patrzyłam na niego, a serce ścisnęło mi się boleśnie.

Nie chcę być tym drugim – kontynuował. – Nie mogę czekać, aż zdecydujesz. Kocham cię, ale jeśli nie wybierzesz mnie teraz, to znaczy, że wcale mnie nie wybierzesz.

– Hubert, ja… – głos mi się załamał. – Nie potrafię. Nie wiem, jak to zrobić.

– Wiesz – przerwał mi łagodnie. – Tylko boisz się stracić spokój. A ja nie mogę już być twoim schronieniem, kiedy masz ochotę poczuć się żywa.

Milczałam, dłubiąc nerwowo w serwetce. Szukałam słów, które mogłyby go zatrzymać, ale w środku wiedziałam, że ich nie ma.

– Jeśli naprawdę chciałabyś być ze mną, już dawno podjęłabyś decyzję – powiedział i odsunął się lekko od stołu. – Nie chcę cię zmuszać. Ale ja też muszę wybrać.

Podniósł się powoli, a ja nie powstrzymałam go. Patrzyłam, jak odchodzi, a wraz z nim odchodzi wszystko, co dawało mi poczucie, że jeszcze mogę kochać. Kiedy wróciłam do domu, Marek jak zwykle siedział w salonie. Spojrzał na mnie i zapytał:

– Chcesz herbaty?

– Tak – odpowiedziałam, siadając obok niego.

Patrzyłam na jego spokojną twarz i czułam, że straciłam wszystko. Huberta – bo nie miałam odwagi. I autentyczność w małżeństwie, bo nie potrafiłam już patrzeć na Marka bez poczucia winy.

Nie wybrałam miłości

Od tamtego dnia mijają tygodnie, a ja wciąż czuję się, jakbym dryfowała w pustce. Wracam do domu, w którym panuje spokój, ale ten spokój mnie dławi. Patrzę na Marka i widzę człowieka, który daje mi bezpieczeństwo, dach nad głową, przewidywalność. Nic ponad to. Rozmawiamy o zakupach, rachunkach, pracy, a ja czuję się jak aktorka, która odgrywa rolę żony.

Czasami w nocy budzę się nagle i mam wrażenie, że Hubert jest obok. Wystarczy zamknąć oczy, by przypomnieć sobie jego dotyk, jego głos. Ale kiedy otwieram oczy, widzę tylko ciemny sufit i czuję ciężar własnego wyboru. A raczej – braku wyboru. Nie wybrałam miłości. Nie wybrałam prawdy. Zostałam w miejscu, w którym nic nie jest całe. Zdradziłam męża, a teraz siedzę przy nim jak obca kobieta. Straciłam Huberta, bo nie umiałam zdobyć się na odwagę. Jestem zawieszona pomiędzy dwoma światami, z których żaden już nie należy do mnie. Myślę coraz częściej, że można stracić wszystko nie dlatego, że wybiera się źle, ale dlatego, że nie wybiera się wcale. I właśnie to jest moja historia – kobiety, która miała szansę, by żyć naprawdę, ale pozwoliła, by uciekła jej między palcami.

Oliwia, 36 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama