Reklama

Moja babcia przyjaźniła się z panią Stasią, która mieszkała w domu obok. Nasze rodziny od wielu lat sąsiadowały ze sobą i bardzo się szanowały. Dlatego Stasię uważaliśmy niemal za członka naszej rodziny, była jak druga babcia.

Reklama

Kiedy skończyłam 10 lat, Stasia zdecydowała się pokazać mi swoje rodzinne klejnoty – naszyjniki, kolczyki, wisiorki i pierścionki. Wszystko było przepiękne. W tym wieku nie miałam pojęcia o wartości takich precjozów, a zwykły pierścionek z jarmarku ze szkiełkiem podobał mi się chyba nawet bardziej niż matowy koral w złotej oprawie. Ale kiedy babcia Stasia czasami pozwalała mi coś przymierzyć, czułam się jak prawdziwa księżniczka

Stasia przechowywała rodowe błyskotki w przepięknym orientalnym kuferku z lakierowanego drewna. Szkatuła z zewnątrz miała czarną barwę, natomiast jej wnętrze zachwycało intensywną, szkarłatną czerwienią. Na pokrywie misternie wytłoczono fragment leśnego krajobrazu z dostojną sosną.

Dla sąsiadki byłam jak wnuczka

Nasze domostwa sąsiadowały ze sobą, a rozdzielało je ogrodzenie z desek, w którym znajdowała się rzadko zamykana bramka, z której często korzystaliśmy.

Bogdan, starszy ode mnie o 3 lata, od niepamiętnych czasów zupełnie nie zwracał na mnie uwagi. Kumple niekiedy nabijali się z niego, określając mnie mianem jego lubej. Mnie to też irytowało, ponieważ moje ówczesne wyobrażenie idealnego wybranka mocno mijało się z wyglądem piegowatego i wiecznie potarganego młokosa z krzywymi zębami.

Bogdan był nieokiełznanym urwisem, który dni spędzał na włóczędze po okolicznych uliczkach i zaułkach miasteczka, nagminnie wagarując. Stanowił nieustanny powód do zmartwień dla Stati, która, spoglądając w moją stronę, często wzdychała z nostalgią:

– Ach, jakże cudownie byłoby mieć słodką dziewuszkę, a nie takiego nicponia.

Zaplanowała nam przyszłość

Pewnego dnia, gdy miałam 15 lat, z ust Stasi padła zaskakująca i intrygująca propozycja.

– Wszystkie me drogocenne klejnoty dostaniesz kiedyś w spadku, ale tylko pod jednym warunkiem – musisz powiedzieć sakramentalne "tak" Bogdanowi. Te bezcenne precjoza otrzymasz ode mnie w darze, gdy już zostaniesz jego małżonką – oświadczyła z powagą w głosie.

– Co też ci przyszło do głowy? – oburzyłam się na samą myśl. – Ten chłopak to istny koszmar. Ledwo wczoraj wrzucił mi żabę do buta. Myślałam, że padnę na zawał. Na dodatek ciągle mi dokucza, mówiąc, że wyglądam jak pajacyk przez moje chude kończyny. Gdybym go poślubiła, zamęczałby mnie na śmierć do końca moich dni.

– Wierz mi, to porządny chłopak – zapewniała mnie Stasia. – Darzy cię sympatią. W przyszłości na pewno się ustabilizuje i przekonasz się, że stworzycie udaną parę. Oczywiście nie od razu, bo oboje jesteście jeszcze młodzi… Ale nie zapomnij, że moje klejnoty są wyjątkowe. Ciotka Basia przywiozła je z Rosji po rewolucji, a ja wyniosłam je w zawiniątku z Warszawy po powstaniu warszawskim. Jestem pewna, że przyniosą ci pomyślność.

Byliśmy tylko znajomymi zza płotu

Stasia jeszcze parę razy wracała do tej sprawy, ale nie miałam pewności, czy warto brać na swoje barki takiego nicponia jak Bogdan, nawet za piękne błyskotki. Mimo że byłam już dorosła, sąsiad wciąż traktował mnie jak smarkulę. Gadał ze mną od czasu do czasu, głównie przez ogrodzenie, tylko dlatego, że mieszkałam obok. Ku zdziwieniu wszystkich, ten leń i nicpoń dostał się na Politechnikę w Warszawie, załapał się na akademik i stypendium. Babcia Stasia była przeszczęśliwa.

– A nie mówiłam Jolu, że będzie z niego porządny człowiek? – mówiła z dumą. – I nie zapomnij o błyskotkach. Dostaniesz je ode mnie na ślub.

Miałam ochotę wyznać jej, że dla Bogdana jestem jak siostra i kumpela w jednym, ale na pewno nie przyszła żona. W stolicy zapewne ugania się za dziewczynami z uczelni i w ogóle nie myśli o jakiejś Jolce, dziewczynie mieszkającej obok. Mimo to postanowiłam zachować te przemyślenia tylko dla siebie.

Zostawiła nas samych

Stasia odeszła z tego świata, kiedy Bogdan był już po studiach i znalazł zatrudnienie w sporej korporacji. W tygodniu poprzedzającym jej zgon nie odstępował jej na krok, przebywając w rodzinnych stronach. Podczas uroczystości pogrzebowych sprawiał wrażenie załamanego i wycieńczonego, a niedawne wydarzenia wyraźnie odcisnęły na nim swoje piętno. Został całkowicie sam. Szczerze mu współczułam. Czas spędzony na pielęgnowaniu schorowanej babci i wspólne załatwianie formalności związanych z pochówkiem dodatkowo nas do siebie zbliżyły.

– Wiesz, Jolka, raczej nie mam zamiaru tu wracać – oznajmił, kiedy wracaliśmy z cmentarza. – Pozbędę się tego domu, wezmę kredyt i kupię mieszkanie w stolicy. Dam ci znać telefonicznie, wpadniesz na parapetówkę?

– Jasne, nie ma problemu. Daj mi znać dzień wcześniej, to może wpadnę i ci pomogę? No wiesz, z takimi typowo dziewczyńskimi sprawami jak wybieranie zasłonek, firanek i reszty pierdółek… Chyba że już sobie załatwiłeś jakąś kobiecą dłoń do pomocy? – rzuciłam niby od niechcenia, ale czekałam na jego reakcję z zapartym tchem.

– Nie, nikogo takiego nie mam. Wiesz, odkąd wyjechałem do stolicy, to jakoś nie ciągnęło mnie do jakichś poważnych relacji z dziewczynami. Ot, parę nic nieznaczących przygód. Nie sądziłem, że tak będę tęsknił za rodzinnymi stronami… no i za tobą.

Bogdan się we mnie podkochiwał

Łzy zaczęły mi się kręcić w oczach. Też strasznie za nim tęskniłam. Nawet nie wiedział, jak bardzo.

– Słuchaj, a wiesz może coś na temat tego, co twoja babcia kiedyś planowała? No wiesz, chodzi mi o jej pomysły co do naszej dwójki, że niby ty i ja? – zagadnęłam Bogdana, gdy już chwilę posiedzieliśmy w ciszy.

Spojrzał na mnie przenikliwie.

– Tak, wspominała o tym dość często. To była także jej ostatnia wola. Ale dla mnie stanowiłaś niedościgniony ideał, zbiór wszystkich zalet, który babcia nieustannie mi pokazywała. Ty jednak nigdy nie raczyłaś na mnie spojrzeć. Raczej nie masz zbyt przyjemnych wspomnień związanych ze mną z tamtego okresu, mam rację?

– To chyba były twoje „lata chmurnej młodości" – zauważyłam, zerkając kątem oka na rosłego, atrakcyjnego faceta kroczącego obok mnie.

Zostaliśmy parą

Co ciekawe, odejście babuni Stasi sprawiło, że nasze relacje stały się jeszcze cieplejsze, niż gdy mieszkaliśmy tuż obok siebie. Niedługo potem Bogdan kupił kawalerkę w Warszawie. Ja w tym okresie również zaczęłam mieszkać w stolicy, u samotnie żyjącej kuzynki mojej mamy. Kiedy po kliku miesiącach Bogdan poprosił mnie o rękę, potraktowałam to jako coś oczywistego. Nie wyobrażaliśmy sobie już, że moglibyśmy funkcjonować osobno. Bogdan stwierdził nawet, że przyszłam na świat specjalnie dla niego.

Żal było mi tylko, że babcia Stasia nie mogła uczestniczyć w tym wyjątkowym momencie. Nikt z nas nawet nie zająknął się słowem o klejnotach. Miałam pewność, że Bogdan zamienił je na gotówkę, by sfinansować zakup mieszkania, gdyż kwota uzyskana ze sprzedaży starej chaty w niewielkiej mieścinie okazała się niewystarczająca. Unikał poruszania tej kwestii, zapewne dlatego, że przykro mu było z powodu niedotrzymania obietnicy danej babci i niepodarowania mi tych precjozów w dniu ślubu.

A jednak dostałam biżuterię

Kiedy zabawy weselne dobiegły końca, a pierwsze promienie słońca zaczęły przebijać się przez horyzont, dotarliśmy do naszego lokum. Bogdan, jak nakazuje zwyczaj, chwycił mnie w ramiona i przeniósł przez próg mieszkania. Zaraz potem skierował swoje kroki w stronę masywnego, wiekowego sekretarzyka, który zabrał z rodzinnego gniazda. Sięgnął do jednej z szuflad i wyciągnął niewielką paczuszkę, starannie owiniętą w dekoracyjny papier.

– Proszę, to dla ciebie, kochanie. Mój prezent z okazji ślubu – powiedział, wręczając mi podarunek.

Trzęsącymi się dłońmi odwiązałam wstążki i rozdarłam opakowanie... Ujrzałam dobrze mi znane lakowe pudełeczko.

– Czyli jednak ich nie sprzedałeś?– powiedziałam z uśmiechem, ocierając łzy, spoglądając na ukochanego.

– Nigdy w życiu bym się na to nie zdecydował, to jedyna pamiątka po babci, jaka mi pozostała. Poza tym tuż przed jej odejściem złożyłem obietnicę, że staniesz się moją żoną, a tę biżuterię wręczę ci jako prezent ślubny. Ostatniej woli nie wypada nie spełnić.

Reklama

Jola, 30 lat

Reklama
Reklama
Reklama