„Wytykałem żonie, że nie ma ambicji. Gdy nagle odniosła sukces, poczułem się jak jej podnóżek”
„Chciałem zmian, ale nie przewidziałem, że tak bardzo wywrócą nasze życie do góry nogami. Patrzyłem na nią i nagle poczułem, jakbyśmy byli sobie obcy. Kasia szła przed siebie, nie oglądając się na mnie. Może już nie potrzebowała mojego wsparcia”.
- Redakcja
Codzienność miała ten dziwny posmak przewidywalności. Wracałem zmęczony do domu, widziałem Kasię, jak krzątała się po kuchni, czasem coś podśpiewując, czasem w ciszy krojąc marchewki do zupy. Dni mijały mi w pracy, która... no, pozwalała jakoś wiązać koniec z końcem. Tyle że nie o to chodziło. Kiedyś marzyłem o czymś więcej. Czasem miałem wrażenie, że to właśnie przez Kasię nasza sytuacja utknęła w miejscu. Gdyby tylko ona chciała coś zmienić, choć trochę.
Byłem zły na żonę
Tamtego dnia, kiedy wszedłem do domu, Kasia siedziała przy stole z książką i nawet nie podniosła wzroku. W głowie krążyły mi słowa naszej wczorajszej rozmowy, kiedy przestałem się już kontrolować.
– Wiesz, Kasiu, czasem mam wrażenie, że gdybyś choć trochę się bardziej starała… – rzuciłem w końcu, ale chyba widać było, że coś się we mnie kotłuje.
– Chcesz, żebym zrezygnowała z pracy na pół etatu? – zapytała spokojnie, ale w jej głosie słyszałem coś dziwnego.
Czekałem na bunt, na jakąś reakcję, ale ona mówiła dalej.
– Może nie wszystko musi kręcić się wokół kariery i pieniędzy – dodała.
Jakby coś we mnie pękło. To ja robiłem wszystko, żebyśmy mieli, co trzeba, a ona zawsze ze swoim „spokojnie, jakoś się ułoży.”
– Mówisz tak, bo nigdy nie doświadczyłaś, co to znaczy mieć ambicje – prychnąłem. – Wiem, że stać cię na więcej.
Zamilkła. A dziś, wracając do domu, zobaczyłem, jak odkłada tę książkę, patrząc mi prosto w oczy, jakby miała coś powiedzieć. Czułem, że coś się zmienia. Tylko... co, jeśli nie tak, jak bym chciał?
A jednak coś zrozumiała
Od tamtej rozmowy minęło kilka tygodni. Kasia, ku mojemu zaskoczeniu, zaczęła wcześnie wychodzić z domu, niby wciąż miała ten swój pół etatu, ale nagle poświęcała znacznie więcej czasu na… no właśnie, na co? Spytałem ją w końcu, kiedy wieczorem spotkaliśmy się w kuchni.
– Tak, zapisałam się na kurs – powiedziała, odwracając wzrok.
– Kurs? – Uniosłem brwi. – A to coś nowego.
Kasia tylko wzruszyła ramionami, wracając do krojenia warzyw.
– Stwierdziłam, że może faktycznie czas coś zmienić – rzuciła niby od niechcenia, ale słyszałem w jej głosie jakąś dziwną nutę. – Zawsze chciałeś, żebym się bardziej angażowała, więc... może to właśnie robię?
Nie odpowiedziałem od razu. Zamiast tego, patrzyłem na nią, jakby próbując się doszukać tej Kasi, którą znałem. Ale teraz wydawała mi się jakaś inna. Ta determinacja była dla mnie nowa, dziwna. Może nawet trochę niepokojąca.
Kolejne tygodnie minęły, a Kasia robiła się coraz bardziej zajęta. Zaczęła brać dodatkowe zlecenia, zostawała na jakichś kursach coraz dłużej, a ja coraz częściej wracałem do pustego domu. Początkowo czułem satysfakcję – w końcu moje słowa coś zmieniły. Ale gdy kolejny raz usiadłem sam do kolacji, zrozumiałem, że wcale nie o taką zmianę mi chodziło.
Coraz częściej byłem sam
Kasia wracała coraz później. Coraz częściej znajdowałem na stole krótkie notatki: „Zrobiłam kolację, tylko podgrzej.” Albo: „Dziś wrócę późno. Nie czekaj.” Zauważyłem też, że zaczęła zmieniać swój styl – miała nową bluzkę, czasem widziałem ją w butach na obcasie. Szykowała się z większą uwagą, jakby szła na spotkanie, a nie na kurs.
Z początku zbywałem to, myśląc, że może tak po prostu się stara. Ale pewnego wieczoru, kiedy wróciła później niż zwykle, nie mogłem już wytrzymać.
– To już nie wystarczy ci ten pół etat? – zapytałem, próbując zabrzmieć żartobliwie, choć żaden żart nie miał mi przejść przez gardło.
– Po co się ograniczać? – uśmiechnęła się lekko, patrząc na mnie z pewną swobodą, której wcześniej u niej nie widziałem. – Wiesz, że to coś nowego... Coś, co wreszcie daje mi poczucie... – urwała.
– Poczucie czego? – spytałem, choć znałem odpowiedź.
– Że mogę coś sama osiągnąć – dokończyła, odkładając torebkę na krzesło. – Tak jak ty.
W tej chwili coś mnie ukłuło. Przez lata myślałem, że robię to dla nas obu. A teraz, widząc jej pewność siebie, poczułem coś dziwnego – jakby jej sukces, ta nowa niezależność, zaczynały mi przeszkadzać.
Dowiedziałem się przypadkiem
Kilka tygodni później, podczas spotkania ze znajomymi, dowiedziałem się przypadkiem, że Kasia dostała awans. Przemknęło to w rozmowie, jakby było oczywiste, że wiedziałem. Poczułem, jak krew odpływa mi z twarzy. Awans? Nawet nie wspomniała. Wieczorem, gdy wróciła do domu, nie potrafiłem się opanować.
– Awans? – Zapytałem od razu, nawet nie próbując ukryć tonu, w którym kryła się moja złość i coś jeszcze… zazdrość? – Dowiaduję się o tym od znajomych?
– A myślałam, że to cię ucieszy – odpowiedziała spokojnie, siadając naprzeciwko mnie. – W końcu zawsze powtarzałeś, że powinnam zrobić coś więcej.
Cisza między nami wydawała się niemal namacalna. Patrzyłem na nią, szukając czegoś znajomego, czegoś, co przypominało tę Kasię, którą znałem. Ale to spojrzenie... było inne.
– Czyli teraz to wszystko kręci się wokół twojej kariery, tak? – prychnąłem, chowając ręce w kieszenie, żeby ukryć ich drżenie.
– A może w końcu mogę mieć coś swojego, Jan? – zapytała, spokojnie, ale jej głos brzmiał twardo, prawie obco.
Nie odpowiedziałem. Pierwszy raz poczułem, że coś wymyka mi się spod kontroli. I nie wiedziałem, jak sobie z tym poradzić.
Nie o to mi chodziło
Kolejne miesiące mijały, a ja czułem się coraz bardziej odsunięty. Kasia wracała późno, wyjeżdżała na szkolenia, czasem nawet w weekendy. Było to dla mnie nowe i, szczerze mówiąc, przytłaczające. Coraz bardziej irytowało mnie to, że teraz to ja zajmowałem się domem, zakupami, nawet gotowaniem, kiedy jej nie było. Ona wracała późno, zmęczona, ale pełna entuzjazmu. Czasem opowiadała mi o nowych wyzwaniach, które podjęła, jednak zauważyłem, że mówiła o nich tak, jakby to jej życie było najważniejsze.
Pewnego wieczoru, kiedy kolejny raz czekałem z kolacją, nie wytrzymałem.
– Nie sądziłem, że będę teraz prowadzić ten dom sam – wyrzuciłem w końcu, gdy z westchnieniem usiadła naprzeciwko mnie.
Spojrzała na mnie spokojnie, ale w jej oczach pojawiła się iskra, która wcześniej tam nie gościła.
– Jan, to chyba kwestia podziału obowiązków, prawda? – odparła. – W końcu o to walczyłeś. O to, żebym „zrobiła coś więcej ze swoim życiem”. Czy to nie twoje słowa?
Zabolało. Może dlatego, że miała rację. Chciałem zmian, ale nie przewidziałem, że tak bardzo wywrócą nasze życie do góry nogami. Patrzyłem na nią i nagle poczułem, jakbyśmy byli sobie obcy. Kasia szła przed siebie, nie oglądając się na mnie. Może już nie potrzebowała mojego wsparcia.
Żona zaczęła mieć swój świat
Kasia stawała się coraz bardziej niezależna. Zaczynałem odczuwać to na każdym kroku. Już nie pytała mnie o zdanie, nie czekała, aż ja coś zorganizuję – radziła sobie sama, bez najmniejszego problemu. Im bardziej się rozwijała, tym bardziej czułem, że wymyka mi się spod kontroli, a ja powoli stawałem się kimś… zbędnym. Z każdym dniem to uczucie się nasilało.
W końcu, pewnego dnia, wróciłem z pracy i zobaczyłem na kuchennym stole wydrukowane bilety. Dwa bilety na weekendowy wyjazd służbowy, a obok drobiazgowy plan – grafiki, spotkania, prezentacje. Wszystko profesjonalnie rozpisane.
Poczułem, jak coś we mnie pęka.
– Naprawdę musisz jechać? – zapytałem, choć wiedziałem, jaka będzie odpowiedź.
– Jan, to szansa. Nie mogę jej przegapić – odparła, patrząc mi prosto w oczy. W jej spojrzeniu była siła, której wcześniej nie dostrzegałem.
– A co z nami? Z tym, co mieliśmy razem? – wyrwało mi się, sam nie wiedziałem, czemu te słowa zabrzmiały tak żałośnie.
Kasia uśmiechnęła się smutno.
– Jan, ja nigdy nie chciałam cię zostawiać w cieniu. To ty sam się tam postawiłeś – powiedziała cicho.
I wtedy zrozumiałem. Wszystko, co uważałem za „wspólne”, było tak naprawdę moim wyobrażeniem. A ona? Ona w końcu odnalazła siebie, a ja musiałem pogodzić się z tym, że już jej nie zatrzymam.
Czułem się fatalnie
Kasia wyjechała na ten weekend, a ja zostałem sam w domu, w którym nagle wszystko wydawało się dziwnie puste. Siedziałem w kuchni, patrząc na nasze zdjęcia z wakacji – byliśmy tam uśmiechnięci, tak pewni siebie i bliscy. Teraz jednak czułem się jak nieproszony gość we własnym życiu. Ona miała swoją drogę, swoje nowe cele, a ja… Ja nagle stałem się dodatkiem, czymś, co po prostu zostaje w tle.
Gdy wróciła po kilku dniach, zauważyłem, że jej krok był pewniejszy, a twarz bardziej rozpromieniona. Chciałem coś powiedzieć, zapytać, jak było, ale zanim zdążyłem, ona zniknęła w sypialni, odpisując na służbowego maila.
Zrozumiałem, że nie wrócimy już do tego, co było. Nie należałem już do jej świata. Byłem obok, na marginesie – jak cień, który kiedyś mógł wydawać się istotny, ale teraz stał się zbędnym dodatkiem. I chyba to bolało najbardziej.
Klatka, w której czułem się uwięziony, okazała się klatką moich własnych ambicji i lęków. A Kasia – ona w końcu znalazła klucz, żeby się z niej wydostać. Tylko mnie tam zostawiła.
Jan, 44 lata