Reklama

Nigdy nie sądziłem, że to się tak potoczy. Gdy Tomek i Agnieszka ogłosili zaręczyny, przyjąłem to z uśmiechem, choć serce pękało mi na pół. Byłem ich przyjacielem od lat – zawsze w tle, nigdy na pierwszym planie. Kiedyś myślałem, że Agnieszka i ja… ale to się nie wydarzyło. Odsunąłem się, grałem rolę lojalnego drużby, mimo że czułem się, jakby ktoś wbijał mi szpilki w pierś. Teraz, w dniu ich ślubu, stojąc z kieliszkiem w dłoni, wiedziałem, że nie dam już rady milczeć.

Reklama

Toast, który zmienił wszystko

– Panie i panowie – zacząłem, trzymając kieliszek i czując, jak drży mi dłoń – chciałbym powiedzieć kilka słów o moim przyjacielu Tomku… ale też o kimś jeszcze.

Sala natychmiast ucichła. Z głośników sączyła się cicha muzyka, ktoś w tle ściszył dźwięk. Wszyscy spojrzeli w moją stronę, niektórzy z uśmiechem, inni z wyraźnym zniecierpliwieniem. Patrzyłem na Tomka – rozpromieniony, ściskał dłoń gościa, który dopiero co usiadł przy stole. Agnieszka siedziała obok niego, a jej dłoń spoczywała na białym obrusie. Patrzyła na mnie – spokojnie, uważnie, jakby przeczuwała.

– To miał być zwykły toast – ciągnąłem dalej, słowa same wychodziły mi z ust – kilka zabawnych wspomnień, może jakaś anegdota z naszych licealnych czasów. Ale ja nie mogę już dłużej udawać. Nie dzisiaj.

Zrobiło się jeszcze ciszej. Nawet dzieci przy stoliku obok przestały się śmiać.

– Agnieszko… – spojrzałem na nią. – Od lat cię kocham. I nie mówię tego, by coś popsuć, nie chcę. Ale jeśli dziś nie powiem prawdy, to już nigdy tego nie zrobię. I nie wybaczyłbym sobie milczenia.

Tomek zamarł. Agnieszka nie odwróciła wzroku. Sala oniemiała.

Może jestem głupi. Może nie powinienem. Ale kocham cię. I nigdy nie przestałem.

Kieliszek drżał mi w dłoni. Cisza trwała o kilka sekund za długo. Ktoś kaszlnął. Ktoś inny wstał, jakby nie wiedział, co robić. A ja po prostu stałem tam, jakby świat przestał istnieć.

Panna młoda opuściła salę

Agnieszka nie powiedziała ani słowa. Patrzyła na mnie tym swoim cichym spojrzeniem, które znałem od dziecka. Wstała od stołu powoli, niemal z godnością, nie odwracając się do Tomka. Palce przesunęły się po obrusie, jakby chciała się upewnić, że to wszystko naprawdę się dzieje. Wciąż nikt się nie odezwał.

– Przepraszam – powiedziała w końcu, ledwie słyszalnie. – Muszę na chwilę wyjść.

Tomek uniósł brwi.

– Co ty robisz? – zapytał półgłosem, ale nie próbował jej zatrzymać. Jakby sam nie wiedział, co powinien zrobić.

Agnieszka minęła stoły, dekoracje z białych róż i kandelabry. Zostawiła po sobie ślad – powietrze zrobiło się ciężkie. Goście szeptali. Ktoś szurnął krzesłem, ktoś inny chwycił telefon, jakby sytuacja wymagała jakiegoś nagłego działania. Nie myślałem. Ruszyłem za nią. Znałem ją zbyt dobrze, by się wahać. Przeszedłem przez drzwi tarasowe i zobaczyłem, jak oddala się ścieżką w stronę starego ogrodu, który znajdował się za domem weselnym. Podniosła rękę do twarzy – może płakała. A może nie chciała, by ktoś zobaczył, co się w niej dzieje.

– Agnieszka! – zawołałem, ale nie obejrzała się. Przyspieszyłem.

Myśli galopowały mi w głowie. Co ja najlepszego zrobiłem? Zniszczyłem jej ślub? Zrujnowałem przyjaźń? A może… po prostu wreszcie coś powiedziałem. Kiedy ją dogoniłem, stanęła przy ogrodzeniu. Oparła się o drewniany słupek i odwróciła głowę.

– To nie miało się tak skończyć – powiedziała cicho.

Nie wiem, co ja sobie myślałem

Stała tam, w cieniu jabłoni, z opuszczonymi ramionami. Suknia ślubna wyglądała dziwnie nie na miejscu, a ona jakby była przebraną aktorką po zejściu ze sceny. Z trudem złapałem oddech, serce waliło mi jak oszalałe.

– Przepraszam – zacząłem, ale zaraz się zawahałem. – Nie powinienem był… nie w taki sposób.

Odwróciła głowę, popatrzyła na mnie uważnie. Oczy miała suche, ale spojrzenie ostre, jakby od dawna wiedziała więcej, niż chciała przyznać.

– Michał… – jej głos był spokojny. – Ty naprawdę myślałeś, że ja się nie domyślam?

Zamilkłem. Wszystko, co chciałem powiedzieć, wydawało się teraz głupie.

– Przez te wszystkie lata… – zaczęła – zawsze byłeś blisko. Zawsze dla mnie. I przez te wszystkie lata ja... zamykałam oczy na to, co czułeś. Bo tak było łatwiej. Dla mnie. Dla Tomka. Dla ciebie też, wtedy.

Zrobiła krok w moją stronę. Pomiędzy nami był metr. Tylko metr, a całe życie.

– Ale teraz? W tym miejscu? W tym dniu? – spytała, a w jej głosie zabrzmiało coś dziwnego. – Co ty chciałeś, żebym zrobiła? Zostawiła go przy ołtarzu? I wybrała ciebie? Jak na filmach?

– Nie wiem – wyszeptałem. – Nie miałem planu. Po prostu… nie mogłem już dłużej milczeć.

Patrzyliśmy na siebie długo. W tle słychać było jakieś odgłosy z sali, ale byliśmy poza tym światem. Pomiędzy starym płotem a czyimś „tak”, które właśnie zaczęło znaczyć coraz mniej.

Chodzi o to, żeby żyć naprawdę

Agnieszka spuściła wzrok. Przesunęła dłonią po materiale sukni, jakby chciała coś z siebie zetrzeć, może wspomnienie ostatnich minut. Cisza między nami była głośniejsza niż muzyka na sali. W końcu zrobiła krok w bok, oparła się plecami o ogrodzenie i westchnęła.

– Wiesz, co jest najgorsze, Michał? – zapytała cicho. – Że przez chwilę pomyślałam, że mogłabym cię wybrać. Że to wszystko da się zatrzymać i zacząć od nowa.

Serce mi stanęło. Nie wiedziałem, co powiedzieć.

– Ale to nie takie proste – dodała. – Może i cię kocham, może zawsze trochę cię kochałam. Ale dzisiaj przysięgałam komuś innemu. I nawet jeśli wszystko we mnie krzyczy, żeby uciec… nie mogę tak po prostu zniknąć.

Zrobiłem krok w jej stronę.

– Nie musisz wracać tam – powiedziałem. – Możemy pojechać gdziekolwiek. Nie chodzi o to, żeby uciekać. Chodzi o to, żeby żyć naprawdę.

Popatrzyła na mnie. Długo. Tak, jakby chciała mnie zapamiętać. Potem ujęła moją dłoń, ścisnęła mocno.

– Nie teraz – szepnęła. – Może kiedyś. Ale nie teraz.

Zostawiła moją rękę, podeszła do drogi i wsiadła do czekającego auta. Ktoś musiał je wcześniej zamówić. Drzwi się zamknęły, silnik ruszył. Stałem tam jeszcze chwilę, jakbym czekał na coś, co już się nie wydarzy. Nie wybiegłem za nią.

Nie wiem, jak wrócić do życia

Wróciłem na salę, ale wszystko wyglądało już inaczej. Goście nie tańczyli, tylko stali w małych grupkach, szeptali, unikali spojrzenia w moją stronę. Ktoś przygrywał na saksofonie jakąś melancholijną melodię, która tylko pogłębiała tę dziwną atmosferę. Tomek siedział przy stole, ze szklanką wody w dłoni, jakby próbował zrozumieć, co się przed chwilą wydarzyło. Zatrzymałem się w progu. Zrobiło mi się zimno, mimo że klimatyzacja ledwo działała. Światła przygasły, tort wciąż czekał w kącie, jakby miał jakieś znaczenie. A przecież nic już nie miało. Podszedłem do Tomka. Spojrzał na mnie – jego oczy były puste, jakby cały sens tej uroczystości wyparował. Nie powiedział ani słowa. Nie musiał.

– Przepraszam – wydusiłem. – Nie powinno to się tak skończyć.

Tomek odsunął krzesło i wstał. Przez moment myślałem, że uderzy mnie w twarz. Ale on tylko poklepał mnie po ramieniu.

– A myślałem, że znam swoich przyjaciół – powiedział i odszedł.

Stałem tam jeszcze długo, przy pustym stole, z pustym kieliszkiem. Ktoś obok zaproponował mi drinka, ktoś inny zapytał, czy wszystko w porządku. Ale nic nie było w porządku. Na parkiecie tańczyła jakaś para, jakby uparcie chcieli przywrócić normalność. Ale dla mnie wesele się skończyło. Nie tylko to. Nie wiem, jak wrócić do życia, które zostawiłem w tej jednej chwili, przy ogrodzeniu, z jej spojrzeniem na pożegnanie.

Nie wszystko da się odtańczyć

Minęły tygodnie, zanim odważyłem się zadzwonić. Ale nie odebrała. Wysłałem wiadomość – krótką, bez oczekiwań. Odpisała po dwóch dniach: „Potrzebuję czasu. Proszę, zrozum”. I zrozumiałem. Na swój sposób. Nie widzieliśmy się od tamtej nocy. Wesela nikt nie chciał wspominać. Tomek przeprowadził się, podobno rzucił pracę. Ich małżeństwo, choć prawnie ważne, zakończyło się szybciej, niż się zaczęło. Agnieszka zniknęła z naszych wspólnych kręgów. Jakby chciała odciąć się od wszystkiego – i od niego, i ode mnie.

Czasem idę tam, pod to stare ogrodzenie. Zimą przykrywa je śnieg, latem zarasta chwastami. Ale dla mnie zawsze będzie tam ta chwila, w której wszystko się zatrzymało. Myśli wracają same – czy zrobiłem dobrze? Czy powinienem był milczeć? Czy wtedy, gdy trzymała moją dłoń, mogłem powiedzieć coś więcej? Ludzie myślą, że jeśli wyznasz prawdę, to coś się zmieni. Że wszystko się naprawi. Ale prawda nie zawsze uzdrawia. Czasem rani mocniej niż kłamstwo.

Nie wiem, co dalej. Może kiedyś spotkam Agnieszkę gdzieś przypadkiem. Może wtedy spojrzy na mnie inaczej. Może z uśmiechem. Może z wyrzutem. A może tylko przejdzie obok i skinie głową. Wiem jedno – tego dnia, na tym weselu, skończył się świat, jaki znałem. I choć nie żałuję, że powiedziałem prawdę, to czasem tęsknię za tamtym chłopakiem, który potrafił jeszcze milczeć.

Michał, 30 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama