„Wziąłem sobie młodą żonę, bo była pod ręką. Przez kasę cierpliwość do niej straciłem już po pół roku”
„– Twoja mama wspominała, że Jarek się dorzuci – powiedziała. – Nie, bo nie chcę jego pieniędzy – mruknąłem poirytowany. – Beze mnie to ustaliłeś?! Zapomniałeś, że jesteśmy małżeństwem i decyzje o pieniądzach powinniśmy uzgadniać wspólnie? – żachnęła się oburzona”.
- Listy do redakcji
Mój brat Jarek jest młodszy ode mnie tylko o rok, nigdy nie walczyliśmy ze sobą ani nie mieliśmy większych spięć. Myślę, że duża w tym zasługa rodziców, którzy nie faworyzowali żadnego z nas. Dzięki temu, nigdy nie odczuwaliśmy wobec siebie zazdrości. Od zawsze byliśmy dla siebie wsparciem w każdej sytuacji. Łączy nas mocna, braterska więź.
Jarek dosyć szybko wyprowadził się z domu, w którym dorastaliśmy i zamieszkał w mieście oddalonym o ponad sto kilometrów od naszych rodzinnych stron. Wyjechał tam, podążając za swoją ukochaną, z którą niedługo potem stanął na ślubnym kobiercu. Ja z kolei zostałem przy rodzicach i nie spieszyłem się do małżeństwa. Kiedy jednak skończyłem 32 lata, doszedłem do wniosku, że to już naprawdę ostatni dzwonek, aby nie skończyć jako stary kawaler.
Żonę znalazłem po sąsiedzku
Nie powiedziałbym, że byłem zdesperowany w poszukiwaniach mojej drugiej połówki, ale prawdą jest, że działałem w dość szybkim tempie. W ciągu roku poszedłem na sporo randek z różnymi dziewczynami. Żadna z tych znajomości nie zapowiadała się jednak na coś poważniejszego. W końcu to, za czym się rozglądałem, odnalazłem niedaleko. Kolega dał mi znać, że wpadłem w oko Justynie, dziewczynie mieszkającej po sąsiedzku.
– Czyś ty rozum postradał, Stasiek? – popatrzyłem na kumpla z niedowierzaniem. – Przecież ona jest sporo młodsza. Prawie małolata.
– Chyba ci pamięć szwankuje, ile ty sam masz wiosen na karku. Justyna ma już skończone 21 lat i na pewno nie jest już dzieciakiem.
Zobacz także
Kumpel miał rację. Sam się zdziwiłem, że wcześniej nie dostrzegłem Justynki. Trzeba przyznać, wyrosła na naprawdę śliczną babkę. Żeby odpokutować tę ślepotę, zaprosiłem ją do kina. Podczas tego randkowania mogłem się przekonać, że faktycznie wpadłem jej w oko.
Nie było nas stać na mieszkanie
Postanowiłem działać od razu i już po trzech miesiącach poprosiłem ją o rękę. Moja ukochana nie posiadała się z radości. Tuż po ślubie wprowadziliśmy się do moich rodziców. Warunki były dalekie od idealnych, ale nie mogliśmy sobie pozwolić na własne lokum. Rzecz jasna, snuliśmy plany o przeprowadzce, ale wydawało mi się, że to kwestia dość odległej przyszłości.
– Słuchaj, rodzice mi powiedzieli, że obok nich niedługo będzie powstawać nowe osiedle – rzuciła Justyna pewnego dnia.
– I co w związku z tym? – zapytałem.
– Może byśmy pomyśleli o własnym mieszkaniu?
– Uzbieraliśmy jakieś 10 tysięcy – odparłem szczerze. – Wystarczy może na 2 metry kwadratowe, skarbie.
– Moi rodzice zadeklarowali, że dorzucą nam jakieś 50 tysięcy – wyjawiła Justyna. – Jakby twoi również nam dyle dali, to byśmy wzięli mniejszy kredyt.
Żona miała pretensje
Atmosfera gęstniała z minuty na minutę
– Nic z tego nie będzie – zaprzeczyłem zdecydowanie. – Rodzice słabo zarabiają, a żadnych większych odłożonych funduszy praktycznie nie mają
– Ale Jarkowi dorzucili kilka tysięcy do własnego lokum…
– Ale to działo się parę lat temu. Wtedy tata miał dobrą pracę, no i mama też więcej przynosiła do domu. A teraz ledwo dają radę przetrwać od pierwszego do pierwszego.
– No to niech twój brat też się dorzuci. Czemu tylko on ma czerpać korzyści z tego, co dają rodzice? – mruknęła z niezadowoleniem.
– No ale my przecież z nimi mieszkamy!
– A ja wolałabym z nimi nie mieszkać! – Justyna była coraz bardziej zdecydowana postawić na swoim. – Moim zdaniem powinieneś zażądać kasy od rodziców.
Cały czas mówiła o kasie
Tego dnia doszło między nami do pierwszej kłótni od ślubu. Przez kolejne dni odnosiłem wrażenie, że żona celowo szuka zaczepki z moją rodzicielką. Zupełnie jakby pragnęła zademonstrować, że nasze wspólne mieszkanie straciło rację bytu. Doczepiła się również do działki, na której moi rodzice mieli niewielki domek letniskowy, gdzie zazwyczaj odpoczywali. Moja żona uważała, że powinni ją sprzedać, a uzyskane fundusze w dużej mierze przeznaczyć na nasze potrzeby.
– Przecież nie oczekuję niczego więcej ponad to, co otrzymał twój brat. – zapewniała mnie. – Kasa zostanie sprawiedliwie rozdzielona. On już wziął swoją część, więc i tobie należy się taka sama kwota.
Najwyraźniej rodzicom coś obiło o uszy i zorientowali się, o co te awantury między nami. Któregoś dnia powiedzieli, że dostali ofertę od sąsiada, który marzy o postawieniu domku letniskowego na większym terenie – chce się zamienić na działki. W zamian za to dostaliby z 20 tysięcy. I mimo że ciężko by im było zrezygnować z miejsca, w które tyle serca włożyli, to dla mnie byliby w stanie to zrobić.
Podekscytowany przekazałem dobrą nowinę Justynie, ale zareagowała na nią bez entuzjazmu. Stwierdziła, że ta kwota wciąż nie wystarczy. Lokale w nowo wybudowanym bloku, z racji bardzo korzystnych cen, sprzedają się jak świeże bułeczki i lada moment może ich zabraknąć. W związku z tym, zdaniem Justyny, moi bliscy powinni się mocniej przyłożyć do zbierania funduszy. Minimum w takim stopniu, w jakim wysiłek włożyła w to jej rodzina.
Byłem zły
Straciłem cierpliwość. Oświadczyłem zatem mamie, że zamiana tych działek nie ma większego sensu, bo i tak kwota będzie zbyt niska. Jeśli sytuacja nadal będzie się tak rozwijać, to w sumie nic nie trzeba będzie robić, bo i tak się rozstanę z żoną. Mamę chyba przeraziła wizja rozpadu mojego małżeństwa, bo pogadała z moim bratem. Jarek odezwał się do mnie po paru dniach i zaoferował, że dorzuci coś, żeby wyrównać rachunki.
Jakoś w głębi duszy przeczuwałem, że uważa mnie za pantoflarza. W związku z tym nie przyjąłem jego oferty. W końcu mam swój honor.
– Jesteśmy spłukani – powiedziałem krótko.
– Twoja mama wspominała, że Jarek się dorzuci – zareagowała zaskoczona.
– Nie, bo nie chcę jego pieniędzy – mruknąłem poirytowany.
– Beze mnie to ustaliłeś?! Zapomniałeś, że jesteśmy małżeństwem i decyzje o pieniądzach powinniśmy uzgadniać wspólnie? – żachnęła się oburzona.
Moja małżonka była na mnie zła. Jednak po chwili zastanowienia doszedłem do wniosku, że postępuję nierozważnie, odrzucając szansę na zakup własnego lokum tylko z powodu jakichś dziwnych zasad moralnych. W związku z tym wieczorową porą oznajmiłem ukochanej:
– Skarbie, jeśli sobie tego życzysz, mogę zwrócić się do Jarka z prośbą o pożyczkę...
– Serio?! – momentalnie jej twarz pojaśniała. – Jak sądzisz, w jakim terminie bylibyśmy w stanie otrzymać te fundusze? Bo wiesz, najlepiej jak najszybciej.
Okłamała mnie
– Brat powiedział, że jest w stanie dać mi gotówkę od razu. Natomiast ze zamianą działek naszych rodziców będzie trzeba poczekać pewnie z miesiąc. Ale na początek i tak wystarczy nam te 50 tysięcy od twoich rodziców.
– No tak, ale oni trzymają pieniądze na koncie oszczędnościowym i nie mam pojęcia, kiedy będą w stanie je wyciągnąć...
– Zaraz, zaraz... Ty w ogóle gadałaś z nimi na ten temat?! – zacząłem coś podejrzewać.
– Nie było takiej potrzeby – odpowiedziała. – Jestem przekonana, że nam pożyczą...
– Pożyczą?! – poczułem, jak coś ściska mnie w gardle. – Jak to pożyczą? Przecież mieli nam dać.
– To znaczy... jeszcze nie rozmawialiśmy o tym.
– Okłamałaś mnie!
Strasznie się wkurzyłem i kazałem Justynie się wynosić. Przez jakieś trzy miesiące nastawiała mnie przeciwko najbliższym, a sama nawet nie zamierzała poprosić swoich o pieniądze. Minęło pół roku naszego małżeństwa, a ja zobaczyłem, jaki wielki błąd popełniłem. Nie widziałem innej opcji, niż rozwód, bo nie kochałem Justyny. Jednak mogłem zostać starym kawalerem.
Rafał, 34 lata