„Wzięłam kredyt i wykupiłam wakacje dla 2 osób. Miałam pobyć tydzień z córką, a ona wolała spędzać czas z kimś innym”
„I wtedy podjęłam decyzję. Zaciągnęłam kredyt na wyjazd do Włoch. Na wakacje, które będziemy wspominać przez lata. Tyle że nie przewidziałam jednego”.

- Redakcja
Nie wiem, kiedy dokładnie przestałam być dla Weroniki najważniejsza. Może wtedy, gdy poszła na studia i coraz rzadziej dzwoniła. Może, kiedy poznała Janka. Albo jeszcze wcześniej – kiedy zaczęła mieć swój świat, w którym nie było już dla mnie miejsca.
Mieszkam sama – no, może nie całkiem, bo z kotem, którego Weronika przygarnęła jako nastolatka. Wtedy chciała mieć zwierzątko. Dziś już nawet nie pyta, czy karmię go regularnie. Od kilku miesięcy chodziła za mną jedna myśl: żeby spędzić wspólnie wakacje. Tylko we dwie. Jak kiedyś, nad morzem, z lodami, goframi i wiatrem we włosach.
– Super pomysł! – ucieszyła się, a moje serce zabiło mocniej.
I zaraz dodała:
– Jasne! Tylko… Janek też by chciał jechać. To chyba nie problem?
Zamarłam. A potem się uśmiechnęłam. Powiedziałam, że oczywiście, nie ma sprawy, tylko musi zapłacić za siebie. I wtedy podjęłam decyzję. Skoro mam być na drugim planie, to przynajmniej na pięknym tle. Zaciągnęłam kredyt na wyjazd do Włoch. Na wakacje, które będziemy wspominać przez lata. Tyle że nie przewidziałam jednego.
Udawałam, że wszystko gra
Pierwszy poranek zapowiadał się pięknie. Śniadanie na tarasie, słońce grzejące twarz, szum fal w tle. Siedzieliśmy przy stoliku we trójkę – ja, Weronika i Janek. Młodzi trzymali się za ręce. Co chwilę śmiali się z jakiegoś ich wspólnego żartu, którego ja oczywiście nie rozumiałam. Uśmiechałam się mimo wszystko, dolewając sobie kawy.
– Myśleliśmy, żeby dziś pojechać do tego parku linowego – powiedziała Weronika, nie patrząc na mnie, tylko na Janka.
– Super pomysł – mruknęłam. – My to znaczy...
Weronika spojrzała na mnie ze zdziwieniem, jakby zapomniała o moim istnieniu.
– Aha... no, tak. Myślałam, że może dziś wybierzemy się sami. Mamo, nie obraź się, po prostu… no wiesz. Romantycznie.
Zamrugałam szybko, by nie pokazać, że coś mnie ukłuło. Zamiast odpowiedzi wzięłam gryz bułki i udawałam, że wszystko gra.
– Jasne – powiedziałam, krztusząc się lekko. – Korzystajcie, jesteście młodzi.
Kilka godzin później leżałam sama na plaży i zrozumiałam, że córka już nie potrzebuje mojej ręki do trzymania wiaderka. Nie potrzebuje mojego głosu, który mówi: „Nie idź za daleko!”. Nie potrzebuje mnie. Poczułam coś zimnego pod powiekami. A potem usłyszałam ich śmiech. Wracali. Zakochani, beztroscy, piękni. I tacy… obcy.
Zostałam sama
– Może jutro wybierzemy się razem na spacer? – zapytałam wieczorem, kiedy byliśmy już w pokoju hotelowym.
– Mamo, no nie wiem… Planowaliśmy coś innego – odpowiedziała, przeglądając telefon.
– Może chociaż na chwilę? Tylko ty i ja. Tak jak dawniej – spróbowałam jeszcze raz, siadając obok niej na łóżku.
Spojrzała na mnie, wreszcie odkleiwszy wzrok od ekranu. I było w tym spojrzeniu coś, co mnie zabolało. Zniecierpliwienie? Zmęczenie?
– Mamo… – westchnęła. – Nie chcę, żeby to źle zabrzmiało, ale… o wszystko ciągle się czepiasz. Tak jakbyś nie mogła po prostu... odpuścić. Dać mi przestrzeń. Przecież to też są moje wakacje, prawda?
– To miały być nasze wakacje – powiedziałam cicho, ale ona już tego nie słyszała.
Wyszła z pokoju chwilę później. Bez słowa. A ja zostałam. Usiadłam przy otwartym oknie. Noc była ciepła, pełna zapachów. I pełna obcych rozmów z sąsiednich balkonów.
– Może za bardzo chcę, żeby wszystko było jak dawniej? – myślałam, wpatrując się w pustkę.
Jednak gdzieś w środku wiedziałam, że nie chodzi o wakacje. Chodzi o to, że jej już nie ma przy mnie. I chyba już nie wróci.
Coś ścisnęło mnie w gardle
Zamknęłam się w łazience, bo chciałam zmyć makijaż. Siedziałam tam już dwadzieścia minut, wpatrując się w kafelki. Czułam, że coś we mnie pęka. Nagle przez uchylone okno usłyszałam ich śmiech.
– … jak dziecko. Mama znowu planuje wszystko, jakbym miała dziesięć lat – zaśmiała się Weronika.
– Przecież to urocze, nie? – powiedział Janek. – Widać, że bardzo cię kocha.
– Wiem, ale... czasem mam wrażenie, że ona nie widzi, że ja dorosłam. Chce ze mną biegać po plaży jak dawniej, a ja mam własne życie. Nie mogę się nią cały czas zajmować.
Zamarłam. Coś ścisnęło mnie w gardle, jakby słowa córki fizycznie mnie przydusiły. „Nie mogę się nią cały czas zajmować”. Ja – matka, która przez całe życie dbała o każdy jej oddech – stałam się teraz... ciężarem? Obowiązkiem? Powoli cofnęłam się do łazienki i zamknęłam drzwi. Oparłam się o zimne lustro.
– Nie jestem już nikomu potrzebna – szepnęłam, jakby ktoś miał to usłyszeć.
Nie płakałam. Nawet łzy mnie opuściły. Została tylko pustka.
Serce mi zadrżało
– Mamo, pamiętasz? Miałyśmy dziś iść razem na kolację – rzuciła Weronika przelotnie, wychodząc z łazienki w letniej sukience.
Serce mi zadrżało. Wstałam z łóżka, szybkim ruchem poprawiłam włosy w lustrze.
– Jasne, pamiętam. Gdzie idziemy?
– Tylko… zmieniły się plany – dodała, zakładając kolczyki. – Janek znalazł jakąś klimatyczną knajpkę przy porcie. Stwierdziliśmy, że szkoda byłoby nie skorzystać.
– Aha… – odpowiedziałam, czując, jak wszystko we mnie opada. – Czyli... we dwoje?
Weronika nie odpowiedziała od razu. Zerknęła na mnie, jakby z odrobiną wyrzutów, ale zaraz przybrała uprzejmy ton.
– Nie bądź zła, dobrze? Pójdziemy razem jutro. Obiecuję. Tylko dziś… dziś po prostu potrzebujemy pobyć sami. Proszę.
Skinęłam głową. Uśmiechnęłam się nawet. I to był chyba najbardziej gorzki uśmiech, jaki w życiu z siebie wykrzesałam. Zeszłam na dół. Weszłam do hotelowej restauracji, usiadłam przy stoliku dla trzech osób i zamówiłam wodę z cytryną. Kelner podszedł po chwili, młody, uprzejmy chłopak.
– Czekamy jeszcze na kogoś?
Spojrzałam na niego i pokręciłam głową z uśmiechem.
– Nie. Już nie.
Kelner nie wiedział, co powiedzieć, ale był miły. Patrzyłam na obcych ludzi wokół. Śmiali się, jedli, pili wino. A ja siedziałam wśród nich. Sama. I po raz pierwszy poczułam się jak intruz w życiu własnego dziecka.
Chciało mi się płakać
Ostatniego dnia spakowałam walizkę przed śniadaniem. Weronika zapytała tylko, czy mam wszystko. Nie zaproponowała pomocy. Janek przyszedł po nią z kawą na wynos i pocałował ją w czoło. W drodze powrotnej jechaliśmy we trójkę – tak jak przyjechaliśmy. Tylko cisza była inna. Gęsta. Wypełniona niewypowiedzianym.
– Mamo, dobrze się czujesz? – zapytała nagle Weronika.
Uśmiechnęłam się przez lusterko.
– Pewnie. Po prostu jestem zmęczona. Wiesz, ten upał mnie wykończył – powiedziałam lekkim tonem.
– Aha. No to, jak wrócimy, to odpoczniesz. I może w przyszłym tygodniu pójdziemy na lody, co? – rzuciła z pozorną beztroską, ale coś w jej głosie zadrżało. Może wyrzut? A może zwykłe współczucie?
– Zobaczymy – odpowiedziałam. – Cieszę się, że miałaś udane wakacje.
Nie powiedziała nic więcej. Oparłam głowę o szybę i patrzyłam na mijające krajobrazy. W sercu miałam ból jak po stracie. Bo przecież coś straciłam, prawda? Nie, nie dziecko – je straciłam już dawno, choć jeszcze o tym nie wiedziałam. Straciłam iluzję. Że można zatrzymać czas. Że miłość matki wystarczy, żeby zawsze być „tą najważniejszą”.
Nie miałam już siły na walkę. Ani na sceny, ani na tłumaczenia. Teraz tylko chciałam dojechać do domu, zamknąć drzwi i pozwolić sobie wreszcie na łzy.
Było mi żal samej siebie
Dom pachniał kurzem. Otworzyłam okna, ale powietrze wcale nie zrobiło się lżejsze. Walizkę zostawiłam w przedpokoju. Kot przeciągnął się leniwie na parapecie, jakby wcale nie tęsknił. Jakby wszystko było po staremu. Nic już nie było. Usiadłam na kanapie i włączyłam telefon. Powiadomienia, kilka wiadomości z pracy. Przewinęłam zdjęcia z wakacji. Większość robiła Weronika. Ona i Janek na tle morza, oni przy zachodzie słońca, selfie z muszlą, śniadanie w porcie. Ani jednego wspólnego zdjęcia ze mną.
Zapomniałam, że wstawiłam czajnik. Poszłam do kuchni i zalałam herbatę. A potem znów spojrzałam na jedno zdjęcie – to, które sama zrobiłam pierwszego dnia, zanim jeszcze Weronika zdążyła się rozczarować moją obecnością. Siedziała wtedy przy stole, uśmiechnięta.
– Może nie straciłam córki – powiedziałam na głos. – Może po prostu nie zauważyłam, kiedy przestałam być potrzebna.
Cisza w pokoju była głośniejsza niż kiedykolwiek. Nie wiem, czy będziemy jeszcze jeździć gdzieś razem. Może tak. Już nigdy nie będzie tak samo. Ona będzie miała swoje życie. I ja – swoją ciszę. Upiłam łyk herbaty. Była gorzka.
Ewelina, 50 lat
Czytaj także:
- „Od zawsze wmawiałam sobie, że dzieci to szczęście. Gdy się wyprowadziły, zrozumiałam, w jak wielkim żyłam błędzie”
- „Pojechałam do Chorwacji z przyjaciółką, bo narzeczony ciężko pracował. Doglądała go koleżanka i zostawała do śniadania”
- „Teściowa oświadczyła, że nie da ani grosza na wesele, bo to fanaberia. Padłam, gdy zobaczyłam prezent ślubny od niej”