Reklama

Wiedziałam, że nie podoła

Wszyscy, którzy zdecydują się na zaciągnięcie kredytu, doskonale zdają sobie sprawę z tego, że pożyczone pieniądze trzeba będzie oddać wraz z dodatkowymi odsetkami. Kredytodawca podczas rozmowy mówi nam wprost: „Przekazuję ci określoną sumę pieniędzy i ustalamy razem datę oraz zasady ich zwrotu. Wspólnie dochodzimy do porozumienia, co do warunków, które będą nam obojgu odpowiadać, a następnie składamy podpisy na dokumentach, potwierdzające zaciągnięcie pożyczki. W przypadku niedotrzymania umowy przez którąkolwiek ze stron, czekają nas dotkliwe konsekwencje".

Reklama

Dzięki kredytowi możemy stać się właścicielami mieszkania, pojazdu, sprzętów domowych, mebli i wielu innych rzeczy. Pojawia się jednak pytanie – czy miłość też da się wziąć na kredyt? Moje doświadczenia pokazują, że jak najbardziej jest to możliwe!

Dałam mu dom i miłość

Mieszkam sama i jestem już wiekową kobietą. Niestety sprawy prywatne potoczyły się nie po mojej myśli. Moje małżeństwo szybko się rozpadło, a poważna choroba pozbawiła mnie możliwości posiadania własnych dzieci. W tej sytuacji zdecydowałam się zaopiekować Radkiem, synem mojej dalekiej kuzynki, która przedwcześnie odeszła z tego świata na skutek rozległego zawału serca. Chłopak był owocem związku pozamałżeńskiego i nigdy nie doczekał się adopcji ze strony kochanka kuzynki. Kiedy jego matka umarła, praktycznie został sierotą. Radek to miły chłopak, ale leniwy i wyjątkowo rozpieszczony...

Kuzynka traktowała go jak najcenniejszy skarb i spełniała każdą jego zachciankę. Gdy Radosław nie miał ochoty iść do szkoły, bo do późna w nocy oglądał telewizor albo stresował się kartkówką czy testem, gdyż zwykle był nieprzygotowany – mama go tłumaczyła, pisząc usprawiedliwienia, że źle się czuł i nie był w stanie przygotować się do zajęć. Strata mamy okazała się dla Radosława ogromnym ciosem, także w związku z brakiem osoby do rozpieszczania.

Jego uporządkowane, przytulne i pełne spokoju życie legło w gruzach. Nagle zabrakło osoby, która darzyła go bezgraniczną miłością i nieustannie służyła pomocą. Choć miał zaledwie skończonych 10 lat, doświadczył bólu jak dojrzały mężczyzna. Serce mi pękało, patrząc na jego sytuację życiową.

Miał inne zdanie na ten temat

Wiele osób przestrzegało mnie, że porywam się z motyką na słońce, że nie dam sobie rady z nastoletnim chłopcem. Konsultowałam się ze specjalistą od psychologii, który również uczulił mnie na możliwe problemy wychowawcze. Zwrócił uwagę, że dzieciak przeżył traumatyczne doświadczenia, co mogło sprawić, że zamknął się w sobie i zdystansował, by odruchowo uchronić się przed kolejną dawką bólu. Sugerował też, że nawiązanie z nim kontaktu może okazać się nie lada wyzwaniem.

Oczywiście, miałam tego pełną świadomość, ale nie chciałam się poddać. Powoli i ze spokojem próbowałam zyskać zaufanie bratanka. Wiem, że nie mogę polegać na Radku. Trudna sprawa. Wzięłam pożyczkę na uczucie, mając nadzieję, że uda mi się pokonać swoje problemy i jego też. Marzyłam, że dwie osobne historie, splatając się w jedną, dadzą początek lepszemu, nowemu życiu. Jednak nie wszystko poszło po mojej myśli.

– Wiesz co, ciociu? – zagadnął mnie, kiedy już był pełnoletni. – Szczerze powiedz, czy zaangażowałaś się we mnie tak bardzo, ponieważ liczyłaś na to, że w przyszłości odpłacę ci z nawiązką za twoje starania? Że będziesz u mnie miała jak u Pana Boga za piecem, gdy już posiwieje ci głowa i osiągniesz sędziwy wiek. Odbierzesz z dobrym oprocentowaniem to, co we mnie zainwestowałaś!

– Czy to coś dziwnego? – odpowiedziałam mu. – Wszystkie mamuśki i tatusiowie mają taką nadzieję... Wychowywanie dzieci i harowanie na ich utrzymanie ma na celu zapewnienie sobie oparcia, kiedy nogi zaczną się uginać pod ciężarem lat i będziemy potrzebować kogoś, kto nas wesprze. Wydaje mi się, że to całkiem oczywiste, nie sądzisz?

– Wiesz, to nie zawsze tak wygląda – stwierdził młody mężczyzna. – Nikt z nas nie ma wpływu na to, kiedy i gdzie się urodzi, bo o tym decydują rodzice. W takim razie dlaczego dziecko ma potem dźwigać taką odpowiedzialność i służyć jako ostatnia deska ratunku? A co jeśli wcale nie ma na to ochoty albo po prostu się do tego nie nadaje, bo ledwie ogarnia własne życie?

Chciałabym mieć jakieś wsparcie

Mam problemy z kolanem, przez które nie mogę spać w nocy i ledwo co mogę postawić krok… Byłam z tym u lekarza, dostałam skierowanie na rehabilitację, ale wolne terminy są tak odległe, że na razie ratuję się lekami i jakoś powłóczę nogami. Marzy mi się możliwość zapisania na prywatną rehabilitację, ale niestety, moje finanse na to nie pozwalają.

Otrzymuję skromną emeryturę, a do tego spłacam jeszcze dwa zobowiązania finansowe, które wziął na siebie Radek. Jakby tego było mało, ostatnio znów podwyższyli mi opłaty za mieszkanie, więc ciężko mi cokolwiek zaoszczędzić z moich dokładnie wyliczonych pieniędzy. Nie wspomnę też o kosztach właściwego odżywiania, które muszę pilnować z powodu wahań poziomu cukru, no i innych wydatkach…

Muszę naprawdę uważnie planować swój budżet, bo na wsparcie ze strony Radka raczej nie mam co liczyć. Ukończył studia wyższe na uczelni przed trzydziestymi urodzinami, ale ciągle coś mu wypadało – to brał urlop od studiów, to znowu musiał powtarzać semestry, przekładał egzaminy, opuszczał zajęcia i nie zaliczał przedmiotów… Zdarzało mu się podejmować tymczasowe zajęcia, jednak nie miałam pojęcia, jakie kwoty przynosiły mu te fuchy ani na co przeznaczał zarobione pieniądze. Ani razu nie zaproponował, by dołożyć się do domowych wydatków. Nie naciskałam w tej kwestii, a on sam z siebie nie wykazywał inicjatywy…

Nie garnął się do pracy

Po skończonych studiach próbował znaleźć stałą posadę. Proces poszukiwań ciągnął się w nieskończoność, a żadna z ofert nie spełniała jego oczekiwań – miejsce pracy położone było w zbyt dużej odległości od domu, nie odpowiadały mu godziny rozpoczynania lub kończenia zmiany, charakter pracy wydawał się nużący, współpracownicy nie byli w jego typie, a swoich szefów widział jako osoby niekompetentne albo mało sympatyczne.

– Chłopcze! – błagałam go. – Praca to nie całe życie! Nie pobierasz się z pracodawcą, więc jakie znaczenie ma dla ciebie charakter szefa? Spotykasz go sporadycznie… Wychodzisz po robocie i zapominasz o firmie. Najważniejsze, żebyś dostawał wypłatę!

Apelowałam: zacznij myśleć o przyszłości!. Jeśli nawet coś znalazł, to i tak na chwilę. Kiedy kończył się okres próbny, nie oferowali mu stałego etatu, więc tradycyjnie obwiniał wszystkich dookoła, że nie docenili takiego talentu jak on, Radzio.

– Idioci – denerwował się. – Bezmyślni pracownicy! Ani krzty kreatywności, walą w te klawiatury niczym dzięcioły i tylko to się dla nich liczy. Co to za typy!

Później związał się z jakąś panną, i dopiero wtedy zaczął się dramat! Od samego początku było jasne, że to nie jest dziewczyna w sam raz dla niego. Rozpuszczona, majętna córeczka tatusia traktowała go z góry przy każdej okazji. Nawet jeśli byłaby atrakcyjna czy choćby ciekawa z charakteru, to raczej nie spojrzałaby na Radosława, ale cóż – Vanessa (co za dziwaczne imię!) była jedną z tych mało inteligentnych i nieurodziwych dziewczyn. One również chodzą po świecie i, niestety, roszczą sobie prawa do wszystkiego wokół. Zastanawiam się, co Radek w niej widział? Chyba coś mu się pomyliło i po prostu źle oszacował całą sytuacją.

Musiał sprostać jej wymaganiom

Jego nowa wybranka, Vaneska, chyba ubzdurała sobie, że zaimponuje innym, pokazując jak chłopak je jej z ręki. Miała przewagę, bo sypała kasą, więc odwalała różne numery.

– Wiesz, ty mój Radeczku, jesteś jakby niepełnosprawny intelektualnie– rzucała czasem przy wspólnych znajomych. – Na co mi taki dureń? Niczego w życiu nie osiągniesz, beze mnie w trumnie byś już leżał, zamknij się i nie mówi już nic, z pewnością nic mądrego nie masz do dodania!

Jak na początku usłyszałam takie jej gadanie, to mało zawału nie dostałam, a poza tym kompletnie mnie lekceważyła.

– Radosław, zlituj się, porzuć tę płytką dziewuchą! – błagałam. – Czemu dajesz sobą tak pomiatać? Straciłeś rozum czy po prostu nie masz już godności? Otrząśnij się!

– Ciociu, o co ci właściwie chodzi? – irytował się. – Nie musi ci się podobać moja ukochana! Mnie ona odpowiada i tyle. Nie wtrącaj nosa w nie swoje sprawy!

– Teraz to ty bierzesz miłość na raty? – dociekałam. – Przecież sam mówiłeś, że to niebezpieczne…

– A co z tego? Lubię czasami zaszaleć – odburknął z obrażoną miną.

Po raz pierwszy poważnie się posprzeczaliśmy, gdy Radek niespodziewanie zdecydował o sprzedaży mieszkania odziedziczonego po rodzicach. Od lat było wynajmowane lokatorom, zapewniając niewielki, ale regularny przychód. I nagle wszystko miało się zmienić...

– Ciociu, potrzebuję gotówki – oznajmił.– Vaneska wpadła na doskonały pomysł na założenie własnego biznesu. Wyjedziemy za granicę i tam się urządzimy!

Przeszedł mnie dreszcz, już sobie wyobrażałam, jak Vaneska i Radek prowadzą jakiś interes, wstają skoro świt, ciężko harują, odmawiają sobie przyjemności i oszczędzają każdy grosz.

Co więc mi pozostało? W końcu to mój bratanek figurował dokumentach jako osoba, do której należy to lokum, więc miał pełne prawo nim rozporządzać wedle własnego uznania. No i faktycznie – wypowiedział umowę najmu, skontaktował się z biurem nieruchomości i zaczął wypatrywać kupca. Czas płynął, ale chętni się nie pojawiali, bo cena, którą zaproponował Radek była dość wygórowana. Trzeba było jednak regularnie uiszczać opłaty za czynsz i inne należności. Ani Vanessa, ani Radek zupełnie nie zaprzątali sobie tym głowy.

Nikt się tego nie spodziewał

Pewnego dnia postanowiłam powiedzieć dość. Wyraziłam swój sprzeciw i oznajmiłam, że to nie moja broszka. Niech sobie Robią co chcą, jak uważają, ja się wypisuję z tego interesu. Na mieszkanie bratanka nie wydam nawet grosza więcej… Radek poczuł się urażony.

– No przecież zwróciłbym ci tę kasę! – darł się wniebogłosy. – Zaraz po sprzedaniu mieszkania miałabyś swoje pieniądze z powrotem. Czemu robisz sceny? Ale ja pozostałam nieugięta. Straciłam do niego zaufanie.

Chłopak pokazał, że nie można na nim polegać, jeśli chodzi o oddawanie kasy. Stwierdziłam, że koniec z pożyczaniem mu pieniędzy! Zlekceważył mnie kompletnie. Zero spotkań, zero telefonów, nic a nic. Jasne, że się przejmowałam. Wiele razy miałam chwile słabości i chciałam do niego zadzwonić, ale jakoś dawałam radę się opanować. W głębi duszy wiedziałam, że prędzej czy później da znać… I faktycznie! Pojawił się u mnie ledwie wczoraj i przyniósł naprawdę kiepskie nowiny.

Mieszkanie wciąż nie znalazło nowego nabywcy. Obecna sytuacja dodatkowo komplikuje sprawę, gdyż z powodu zaległości w opłatach odłączono dopływ energii elektrycznej i gazu. Co więcej, istnieje ryzyko wszczęcia postępowania komorniczego, jako że od blisko 12 miesięcy nie uiszczano należności czynszowych! Radek pozostaje bez zatrudnienia. Jego związek z Vanessą dobiegł końca, a na chwilę obecną nie związał się z nikim innym.

Mówi, że nie ma pojęcia, co powinien zrobić ze swoim życiem. Widać że czeka, kiedy po raz kolejny dam mu schronienie. Szczerze? Serce kraja mi się na kawałki, gdy o tym myślę. Mam przeczucie, że w końcu odda mieszkanie za grosze, a potem w mgnieniu oka roztrwoni całą kasę. I tak będę musiała się nim zajmować... Zupełnie jak niespłacona pożyczka, od której rosną odsetki. Może taki mój psi los?

Reklama

Teresa, 64 lata

Reklama
Reklama
Reklama