„Zadłużyłam się, by spełnić marzenie, a mąż mnie wyśmiał. Skończą się kpiny, gdy zobaczy, jak moje konto spuchnie od kasy”
„– Czyś ty rozum postradała, do cholery?! – krzyczał. – My tu spłacamy mieszkanie, rachunki ledwo, a ty z kursem wyskakujesz?! Co to za kurs?! – Kosmetyczny – bąknęłam. – Kosmetyczny… – powtórzył, jakby to słowo było plugawe. – Będziesz malować ludziom po paznokciach i za to chcesz płacić raty?!”.

- Redakcja
Zawsze myślałam, że życie ułożone według schematu to bezpieczne życie. Dom, mąż, kredyt na mieszkanie, weekendy przy serialach, pranie co sobotę. Nie potrzebowałam fajerwerków – wystarczało mi, że mam Tomka. Przynajmniej tak sobie wmawiałam. Bo prawda była taka, że z każdym rokiem czułam się coraz mniejsza, coraz bardziej niewidzialna. Tomek nigdy nie pytał, czego ja chcę. Dla niego wszystko było proste – kredyt na mieszkanie to inwestycja, a moje marzenia o kursie kosmetycznym? Fanaberia. Czasem, jak zasypiał obok mnie, patrzyłam w sufit i myślałam: A co, jeśli ja chcę więcej? Jeśli ja chcę być kimś, nie tylko jego żoną?
Wszystko zaczęło się od jednego ogłoszenia – „Kurs kosmetyczny, zmień swoje życie!”. Kliknęłam z ciekawości. Potem kolejny raz, i jeszcze raz. Cena mnie przeraziła, ale to, co czułam w środku – ekscytacja, nadzieja – było jak iskra, której nie umiałam ugasić. Wzięłam kredyt. Sama, bez pytania Tomka. Bałam się jego reakcji, więc schowałam papiery w szafce z pościelą. Wiem, że to było głupie, wiem, że to było ryzykowne… Ale pierwszy raz od dawna miałam wrażenie, że to moje życie.
Nigdy przy nim nie czułam się ważna
– Karolina, co to za przelew? – głos Tomka przeciął ciszę jak nóż. Siedział przy komputerze, a na ekranie migała strona banku.
Zamarłam. Moje serce zaczęło bić szybciej, ręce zadrżały. Papiery kredytowe – miałam je schowane, ale potwierdzenie przelewu na ratę? Nie pomyślałam, że trafią do maila.
– To… – zacięłam się, szukając słów. – To nic ważnego.
– Nic ważnego?! – Tomek podniósł głos, odwracając się w moją stronę. – Pięćset złotych raty?! Karolina, o co chodzi?!
– To... kurs… – wydukałam, a głos mi się załamał. – Kurs kosmetyczny.
– Kurs?! – wyrwało mu się. Wstał z fotela, szklanka z herbatą przesunęła się na krawędź biurka. – Ty jesteś poważna? Kredyt na jakiś kurs? Bez pytania mnie o zgodę?!
– Tomek, ja… – próbowałam wyjaśnić, ale już mnie zagłuszał.
– Czyś ty rozum postradała, do cholery?! – krzyczał. – My tu spłacamy mieszkanie, rachunki ledwo ogarniamy, a ty mi z kursem wyskakujesz?! Co to w ogóle za kurs?!
– Kosmetyczny – powiedziałam cicho.
– Kosmetyczny… – powtórzył, jakby to słowo było plugawe. – To teraz będziesz malować ludziom po paznokciach i za to chcesz płacić raty?!
– Nie chodzi o paznokcie, tylko o coś więcej… – w końcu zebrałam się na odwagę, ale głos mi drżał. – Tomek, ja mam marzenia…
– Marzenia?! – parsknął. – My tu mamy rachunki do zapłacenia, a nie marzenia!
Poczułam, jak coś we mnie pęka.
– Bo nigdy mnie o nie nie pytasz! – wrzasnęłam. Moje słowa odbiły się od ścian. Tomek zamilkł, jakby ktoś go uderzył w twarz.
Oddychałam ciężko, serce waliło mi jak młot. W oczach miałam łzy – z żalu, z wstydu, z wściekłości. Wtedy zrozumiałam: to nie chodzi o kurs, o pieniądze. Chodzi o to, że nigdy nie czułam się ważna.
Tomek patrzył na mnie w milczeniu, jakby pierwszy raz mnie widział. Ale zamiast powiedzieć coś, co mogłoby to uratować, odwrócił się i wrócił do komputera, jakby nic się nie stało. A ja stałam w kuchni, trzymając się blatu, i czułam, że jeśli teraz się nie zbuntuję, to już nigdy nie będę miała odwagi.
Miałam prawo mieć swoje marzenia
– Co ty taka przybita? – zapytała Kasia, siadając naprzeciwko mnie w kafejce. Zawsze mówiła bez ogródek. – Wyglądasz, jakbyś całą noc nie spała.
Westchnęłam, próbując powstrzymać łzy. – Pokłóciłam się z Tomkiem. O ten kurs… – przyznałam w końcu.
– O kurs? – zmarszczyła brwi. – No weź, Karola, przecież to twoje życie! – upiła łyk kawy i spojrzała na mnie takim wzrokiem, że czułam się jak dziecko przy tablicy.
– Mówi, że to głupota, że fanaberia, że nie mamy kasy na takie rzeczy… – wymieniłam, licząc na odrobinę zrozumienia.
Kasia prychnęła.
– Fanaberia? Przepraszam, ale kto niby powiedział, że twoje marzenia są mniej ważne niż jego potrzeby? On sobie nowy telefon kupił dwa miesiące temu, a ty masz nie mieć prawa do kursu, który może odmienić ci życie?
Zacisnęłam dłonie na filiżance.
– Może on ma rację… Może to głupi pomysł, może ja naprawdę…
– Nie, Karolina! – przerwała mi ostro. – Nie pozwól, żeby cię w to wkręcił. Masz prawo chcieć czegoś więcej. Jesteś świetna w tym, co robisz. Masz talent. Tomek jest egoistą i nigdy tego nie zauważy, jeśli mu na to pozwolisz.
Poczułam, jak łzy cisną mi się do oczu. Kasia mówiła dokładnie to, co od dawna czułam, ale nie miałam odwagi sama przed sobą tego przyznać.
– Nie daj się wepchnąć do kąta! – mówiła dalej, a jej głos brzmiał jak dzwon w mojej głowie. – To twoje życie. Nie daj mu go sobie zabrać.
Milczałam przez chwilę, patrząc na parę ludzi za oknem, jakby to oni mieli dla mnie odpowiedzi. W moim sercu coś zaczynało się tlić – bunt, którego nie czułam od dawna. Może jednak…? Może to ja powinnam w końcu postawić na swoim?
Kasia uśmiechnęła się do mnie z dumą. – Dasz radę, Karola. Ja w ciebie wierzę.
A ja pomyślałam, że może czas, żebym w końcu sama w siebie uwierzyła?
Wyliczał mi każdy grosz i sprawdzał paragony
Zaczęło się od drobiazgów. Niby nic wielkiego, a jednak coś we mnie drżało za każdym razem.
– Na co te 40 złotych w drogerii? – zapytał Tomek, patrząc na mój telefon z wyrazem, który znałam aż za dobrze.
– Kupiłam odżywkę do włosów – powiedziałam cicho.
– Odżywka za 40 złotych? Przecież są tańsze. Nie możesz kupić czegoś normalnego?
Zacisnęłam usta, starając się nie wybuchnąć. Ale to było jak kropla, która drążyła skałę.
Kolejnego dnia zauważyłam nową ikonkę na moim telefonie.
– Co to? – zapytałam.
Tomek wzruszył ramionami, jakby to było oczywiste.
– Zainstalowałem aplikację do śledzenia wydatków. Będziesz miała lepszą kontrolę.
Lepszą kontrolę… Chciałam coś powiedzieć, ale zamilkłam. Czułam, jak moje życie się kurczy. Każdy paragon musiałam teraz odkładać do szuflady, bo Tomek codziennie je sprawdzał.
– Za co te 15 złotych w kawiarni? – pytał.
– Spotkałam się z Kasią.
– Z Kasią? To czemu nie powiedziałaś? – jego głos był spokojny, ale czułam w nim coś duszącego.
Chciałam krzyknąć że nie muszę się z wszystkiego tłumaczyć, ale słowa więzły mi w gardle. Czułam się jak dziecko, które zrobiło coś złego.
W pewnym momencie miałam wrażenie, że Tomek jest wszędzie. Zaglądał mi przez ramię, gdy robiłam przelew. Wypytywał, dlaczego tyle wydałam na jedzenie, czy nie mogłam kupić czegoś tańszego.
– Musimy oszczędzać. Nie rozumiesz tego? – mówił, patrząc na mnie z góry.
– Może ty tego nie rozumiesz – wymamrotałam.
– Słucham?! – spojrzał na mnie, jakby nie wierzył własnym uszom.
Zamarłam. Nie miałam siły się kłócić. Nie wtedy. Ale coś we mnie kipiało. Coraz częściej czułam, że moje życie nie należy do mnie. Że jestem tylko dodatkiem do jego planów i oszczędności. A najbardziej bolało to, że nawet nie zauważał, jak bardzo mnie tym rani.
Albo on się zmieni, albo odejdę
– Karolina, znowu coś kupiłaś? – Tomek wszedł do kuchni, trzymając w dłoni paragon na 30 złotych.
Odwróciłam się powoli od zlewu, trzymając mokrą gąbkę w ręku. Czułam, jak krew uderza mi do głowy.
– To była kawa i ciastko w kawiarni, Tomek. Spotkałam się z Kasią.
– Znowu z Kasią?! – warknął. – Codziennie z nią siedzisz, a potem mówisz, że nie masz czasu na obowiązki w domu! Może zamiast kursu i pogaduszek, zajęłabyś się czymś pożytecznym?!
Poczułam, jak coś we mnie pęka. Opuściłam gąbkę na blat, a moja ręka drżała.
– Tomek, do cholery, czy ty siebie słyszysz?! – wybuchłam, patrząc mu prosto w oczy. – Myślisz, że jestem twoją służącą? Księgową? Więźniem na uwięzi?!
On zamarł, kompletnie zaskoczony moim tonem.
– Ja... ja tylko chciałem, żebyśmy mieli porządek w finansach… – bąknął.
– Porządek w finansach?! – prychnęłam. – To nie chodzi o pieniądze, Tomek! To chodzi o mnie! O to, że traktujesz mnie jak dziecko, jak kogoś, kto nie ma prawa do własnego życia!
Czułam, jak głos mi drży, ale nie przerywałam.
– To, że ty nie masz marzeń, nie znaczy, że ja nie mam prawa ich mieć! – wrzasnęłam. – Ja chcę czegoś więcej! Chcę żyć, a nie tylko przetrwać!
Tomek patrzył na mnie z otwartymi ustami, jakby pierwszy raz mnie widział. Po chwili jego głos zmiękł, prawie szeptał:
– Myślałem, że robisz to wszystko, żeby nam było lepiej…
– Nie, Tomek. – Wzięłam głęboki wdech, a potem spojrzałam mu prosto w oczy. – Robię to, żeby mi było lepiej.
W kuchni zapadła cisza. Tylko zegar tykał wściekle na ścianie.
Wiedziałam, że to był moment, którego nie da się cofnąć. Nie chciałam dłużej być cieniem samej siebie. Jeśli Tomek tego nie zrozumie, nie będziemy mogli być razem. Zostawiłam go tam, z tym cholernym paragonem w ręce, i wyszłam do sypialni. W głowie dudniła mi tylko jedna myśl: Albo on się zmieni, albo ja odejdę.
Nikt nie będzie mnie już tłamsił
Siedziałam na łóżku, otulona kocem, patrząc w pustkę. Na kolanach trzymałam papiery z kursu – rozpiski zajęć, harmonogram, broszury. Palcami gładziłam krawędzie kartki, jakby to miało mi dodać odwagi. W kuchni było cicho. Cicho aż do bólu. Tomek siedział przy stole, milczący, z twarzą ukrytą w dłoniach. Nie przyszedł, nie powiedział nic. Nie krzyknął, nie przeprosił, nie przytulił. Tylko to milczenie – długie, ciężkie, oblepiające jak smoła.
Z każdą minutą czułam, jak coś we mnie gaśnie. Ale obok tego gasnącego ognia rodziło się coś innego – coś, co długo w sobie tłumiłam: poczucie, że mam prawo do własnego życia. Patrzyłam na te papiery i widziałam przyszłość, której nie znałam – niewiadomą, niepewną, ale moją. Czułam strach, to jasne. Jak ja sobie poradzę? Co, jeśli się nie uda? Jeśli utonę w długach, a Tomek odejdzie, bo nie zniesie tej ciszy?
Ale była we mnie też inna myśl – że pierwszy raz od dawna coś zrobiłam dla siebie. Spojrzałam na zegarek. Minęła północ. Tomek nadal siedział w kuchni. Może czekał, aż wrócę. Może liczył, że się złamię. A może już się poddał. Westchnęłam cicho. Podniosłam papiery, schowałam je do teczki. To moje życie. I nie pozwolę, żeby ktoś inny decydował, co z nim zrobię.
Cisza w kuchni trwała. I wtedy zrozumiałam. Co będzie dalej? Nie wiem. Może zostanę sama. Może Tomek się zmieni. A może za rok będę zupełnie gdzie indziej. Ale teraz? Teraz muszę postawić pierwszy krok. I cicho, prawie bezszelestnie, wstałam z łóżka.
Karolina, 28 lat
Czytaj także:
- „Jestem samotną matką i nie stać mnie na prezent na Dzień Dziecka. Gdy schowałam dumę do kieszeni, zadziała się magia”
- „Moja synowa to kobieta z klasą. Czuję się przy niej jak ktoś gorszego sortu. Chciałabym być jak ona, ale nie potrafię”
- „Z mojej łazienki znikały mi luksusowe perfumy i drogie kremy. Zrobiłam tę 1 rzecz i przyłapałam bezczelną złodziejkę”