„Wzięłam ślub w maju, chociaż wszyscy mówili, że to przyniesie pecha. Nie uwierzyłam, a teraz żałuję”
„– Mamo, nie przesadzaj. Przesądy są dla ludzi, którzy nie potrafią wziąć życia w swoje ręce – odpowiedziałam, nie podnosząc wzroku. – Poza tym, gdybyś poznała Tomka, wiedziałabyś, że nie ma mowy o żadnym pechu. – Tak, tak... – mama westchnęła ciężko. – A potem nie mów, że cię nie ostrzegałam”.

- Redakcja
– W maju? Nie boisz się? – Mama uniosła brwi, jakby nie słyszała mnie dobrze.
Stałam wtedy przy kuchennym stole, z telefonem przy uchu i kartką w ręce, próbując umówić się z właścicielką sali weselnej. To był ostatni wolny termin. A maj? Przecież to tylko miesiąc. Co za różnica?
– Mamo, nie przesadzaj. Przesądy są dla ludzi, którzy nie potrafią wziąć życia w swoje ręce – odpowiedziałam, nie podnosząc wzroku. – Poza tym, gdybyś poznała Tomka, wiedziałabyś, że nie ma mowy o żadnym pechu.
– Tak, tak... – mama westchnęła ciężko. – A potem nie mów, że cię nie ostrzegałam.
Nie wierzyłam w zabobony
Klara też miała swoje „ale”. Spotkałyśmy się kilka dni przed ślubem, w kawiarni przy Rynku, gdzie dawniej spędzałyśmy godziny, gadając o facetach, życiu i o tym, czego byśmy nie zrobiły, gdyby tylko mieć odwagę.
– On nie jest tym, za kogo go uważasz – powiedziała, mieszając nerwowo latte.
– Wiesz coś, czego ja nie wiem? – zapytałam pół żartem, pół serio.
– Po prostu... bądź ostrożna, dobra? – Jej głos brzmiał poważnie. Zbyt poważnie jak na rozmowę o moim szczęściu.
Odrzucałam te wszystkie sygnały. Nie chciałam, by ktoś podważał moje wybory, mój związek, moje decyzje. Kochałam Tomka. Był uważny, czuły, zabawny. Wiedział, kiedy zrobić mi herbatę, kiedy przytulić, a kiedy zostawić w spokoju. Idealny.
A ślub był piękny. Majowy, słoneczny, z lekkim wiatrem niosącym zapach bzów. Przysięgaliśmy sobie miłość i wierność. Ja – w koronkowej sukni, on – w granatowym garniturze z bordowym kwiatkiem w butonierce. I naprawdę wierzyłam, że to będzie początek wszystkiego dobrego.
Nie wiedziałam wtedy, że pewnego dnia otworzę drzwi i znajdę coś, co sprawi, że każda komórka w moim ciele zacznie wrzeszczeć z bólu. I że przypomnę sobie każde słowo mamy. I Klarę. Nawet tę starą babkę z kwiaciarni, która powiedziała:
– Panna młoda w maju? Panno kochana, pożałujesz.
Zaczęło się psuć między nami
Z początku wszystko było jak w bajce. Budziliśmy się razem, gotowaliśmy, oglądaliśmy filmy. Tomek żartował, że teraz już może się roztyć, bo „na legalu” nie musi nikogo podrywać. Śmiałam się wtedy szczerze.
Ale po kilku tygodniach coś zaczęło się zmieniać. Wracał późno, zamykał się w sobie. Coraz rzadziej się przytulał, coraz częściej milczał. Znikał wieczorami pod pretekstem „muszę jeszcze skoczyć do warsztatu” – mimo że był architektem, nie mechanikiem.
– Wszystko w porządku? – zapytałam któregoś wieczoru, gdy ledwo mnie pocałował na powitanie.
– Jasne – odburknął, nawet nie patrząc mi w oczy.
Tego dnia wrócił po północy. Usiadłam na kanapie z założonymi rękami.
– Może jednak to był błąd – powiedziałam cicho, jakby bardziej do siebie.
– Nie wiesz nawet, jak bardzo – odpowiedział i zniknął w łazience, zostawiając mnie z tym jednym zdaniem, które odbijało się echem w mojej głowie przez kolejne noce.
Wpatrywałam się w sufit i zadawałam sobie pytanie: kiedy dokładnie zaczęło się psuć? Po ślubie? Przed? A może nigdy nie było dobrze, tylko ja nie chciałam widzieć?
Miałam klapki na oczach
Klara od razu zauważyła, że coś jest nie tak.
– Wyglądasz jak własne odbicie w kałuży – rzuciła, siadając naprzeciwko mnie w naszej ulubionej kawiarni.
Wzruszyłam ramionami. Nie chciałam mówić, nie chciałam płakać, a już na pewno nie chciałam słuchać „a nie mówiłam”.
– Tomek się zmienił – przyznałam w końcu. – Zniknął ten facet, za którego wyszłam.
Klara popatrzyła na mnie z takim współczuciem, że aż mnie zemdliło.
– On nigdy nim nie był, Magda. Po prostu chciałaś wierzyć.
Nie odpowiedziałam. Zamiast tego, wieczorem, gdy Tomek znów zasnął odwrócony plecami, wzięłam jego telefon. Zadrżałam, zanim odblokowałam ekran.
Nie szukałam niczego konkretnego, po prostu... chciałam zrozumieć. I wtedy zobaczyłam wiadomość od jakiejś Agi.
„Cieszę się, że znów byliśmy razem. Tęsknię.”
Słowa wryły się w mój umysł jak sztylet. Poczułam, jak świat wokół mnie się rozmywa.
– Magda, ty idiotko – wyszeptałam sama do siebie.
Oczywiście, że coś ukrywał. Oczywiście, że to nie była tylko praca. A ja? Ja tak bardzo chciałam być tą, która udowodni, że miłość wygrywa z przesądami.
Mąż mnie oszukiwał
Nie czekałam długo. Następnego dnia wieczorem, gdy Tomek wrócił, po prostu podałam mu telefon.
– Przeczytaj. Albo nie. Ja już przeczytałam – powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy.
Zamarł. Nie udawał zaskoczonego. Nie pytał, o co chodzi. Patrzył tylko na mnie przez kilka sekund, a potem powoli usiadł na krześle przy stole.
– To... nie było tak... – zaczął.
– To było dokładnie tak – przerwałam mu.
Milczał przez długą chwilę, a potem wypuścił z ust ciężkie westchnienie.
– Magda... ja... planowałem wyjazd. Sam. Do Holandii. Dostałem propozycję. Już dawno.
Zrobiło mi się słabo.
– Bez słowa? Miałeś po prostu zniknąć?
– Chciałem ci powiedzieć. Ale... wszystko się sypało. A potem była Aga. To się po prostu stało.
Nie wiedziałam, co bardziej bolało – jego zdrada czy fakt, że to wszystko miało się dziać poza mną. Jakbyśmy już dawno przestali być „my”.
Wieczorem zadzwoniła mama.
– Jak tam, kochanie? – zapytała.
Przełknęłam ślinę.
– Dobrze – skłamałam. – Wszystko dobrze.
Ale już wtedy wiedziałam, że coś się we mnie złamało.
Wyżaliłam się mamie
Spakowałam walizkę jeszcze tego samego wieczoru. Nie czekałam, aż wyjedzie on. Wyjechałam ja – do mamy.
– Mówiłam ci, Magda... Mówiłam – powtórzyła cicho, podając mi kubek herbaty z malinami.
Siedziałyśmy przy kuchennym stole, jak wtedy, gdy byłam mała i płakałam, bo koleżanka z podstawówki wyrzuciła mnie z paczki.
– Wtedy też płakałaś, pamiętasz? – uśmiechnęła się gorzko. – I wtedy też nie chciałaś mnie słuchać.
Spojrzałam na nią. Po raz pierwszy nie czułam irytacji, tylko wdzięczność. Może nie była idealną matką, może zbyt często mówiła „a nie mówiłam”, ale... była.
– Mamo... a ty? Żałowałaś kiedyś?
– Tak – odpowiedziała bez wahania. – Że nie słuchałam siebie. Intuicji. Bo ona zawsze mówi prawdę, nawet jeśli głowa i serce mają inne plany.
Pociągnęłam nosem i skinęłam głową. Może to nie maj był pechowy. Może po prostu ja nie chciałam słyszeć tego, co było szeptane w mojej głowie od początku.
– To nie miesiąc jest winny – szepnęłam. – To ja na siłę starałam się widzieć coś, czego nie było.
Mama nic nie powiedziała. Tylko dotknęła mojej dłoni i ścisnęła ją mocno.
Czeka nas rozwód
Minęły miesiące. Życie powoli wracało do normy, choć inaczej pachniało kawa, inaczej skrzypiała podłoga, gdy wstawałam rano. Czasem było mi lżej, czasem nie mogłam oddychać. Ale przestałam udawać, że wszystko jest dobrze. I to było uczciwe. Czekałam na rozwód.
Któregoś dnia, w markecie budowlanym, stanęłam twarzą w twarz z Tomkiem. Pchał wózek z jakąś kobietą u boku. Uśmiechniętą. Młodą. Miała rękę na jego ramieniu, jakby znała go od zawsze.
– Magda... – powiedział cicho. – Cześć.
– Cześć – odpowiedziałam, prostując się.
Nie zapytał, co u mnie. Ja nie zapytałam, co u niej. Wystarczyło spojrzenie. Tylko tyle. A może aż tyle. Bo poczułam, że... nie boli. Już nie.
Wieczorem spotkałam się z Klarą.
– I co, księżniczko z maja? – zapytała z przymrużeniem oka, nalewając mi wina.
– Spotkałam go. I nie pękło mi serce. Nie płakałam.
– Czyli go wyleczyłaś?
– Raczej siebie – poprawiłam ją.
Uśmiechnęłyśmy się. Siedząc na balkonie, otulone kocem, patrzyłyśmy w nocne niebo. Wreszcie bez żalu, bez rozczarowania.
– Wiesz... może ten maj naprawdę był pechowy – mruknęłam.
– Albo konieczny, żebyś wreszcie zaczęła myśleć o sobie – odpowiedziała Klara.
I wypiłyśmy za to toast.
Magdalena, 32 lata
Czytaj także:
- „Mąż nagadał mi takich rzeczy, że musiałam iść do spowiedzi. Za takie grzeszne myśli ksiądz nie da mi rozgrzeszenia”
- „Chrzestna mojej córki zgotowała mi piekło. Na komunii wyjawiła sekret, który od dawna skrywałam przed mężem”
- „Teściowie może i mają kasę, ale brakuje im klasy. Wolę wyprawić skromną komunię bez dziwactw, niż być na ich łasce”