„Mój mąż hedonista widzi we mnie bankomat. Nie po to się hajtnęłam, żeby robić za niańkę”
„Czuję się tak, jakbyśmy żyli w zupełnie innych światach. Ja się martwię o rachunki, a Marcin bez mrugnięcia okiem kupuje nowy ekspres do kawy, bo „widział taki fajny w promocji”. Denerwuje mnie to strasznie. Czy naprawdę aż tak różnimy się w podejściu do życia? A może to ja przesadzam?”.

- Redakcja
Od zawsze uważałam się za osobę, która umie liczyć pieniądze. Mama powtarzała mi, że życie potrafi zaskoczyć, więc lepiej mieć coś odłożone „na czarną godzinę”. I tak właśnie żyłam – odkładając, planując, przeliczając, zanim kupię. A potem pojawił się Marcin. Zakochałam się w nim jak idiotka, a on – wieczny optymista – potrafił jednym zdaniem sprawić, że przestawałam się martwić. Pamiętam nasz ślub – Marcin z błyskiem w oku mówił, że zrobimy wesele „z pompą”, bo życie jest jedno i trzeba je celebrować. Ja się uśmiechałam, ale gdzieś w głowie już wtedy miałam pytania: „a ile to wszystko kosztuje?”, „czy damy radę?”. On zamawiał większy tort, a ja zaciskałam zęby.
Teraz, kilka miesięcy po ślubie, czuję się tak, jakbyśmy żyli w zupełnie innych światach. Ja się martwię o rachunki, a Marcin bez mrugnięcia okiem kupuje nowy ekspres do kawy, bo „widział taki fajny w promocji”. Denerwuje mnie to bardziej, niż chcę przyznać. Czy naprawdę aż tak różnimy się w podejściu do życia? A może to ja przesadzam? Może zawsze byłam zwyczajnie zbyt spięta?
Mąż kompletnie nie rozumiał, o co mi chodzi
– Marcin, serio?! Kolejna paczka z Allegro? Co tym razem zamówiłeś? – zapytałam, patrząc na niego, jak wraca z siatką, w której coś niepokojąco pobrzękiwało.
– Tylko pilot do telewizora… i może… konsola do gier – mruknął, próbując prześlizgnąć się obok mnie, jakby to był worek ziemniaków, a nie sprzęt za dwa tysiące.
– Konsola?! Przecież mówiłam, że musimy ograniczyć wydatki! Nasze konto to nie studnia bez dna!
– Agata, odpuść, okej? Życie to nie tylko oszczędzanie i wyliczanie wszystkiego, co do grosika! – rzucił, a ja poczułam, jak coś we mnie się burzy i załamuje jednocześnie.
Zanim się zorientowałam, podniosłam głos.
– Nie po to się hajtałam, żeby teraz robić za twoją matkę, pilnującą, żebyś nie wydał całej pensji na zabawki!
Marcin zbladł, spojrzał na mnie, jakby zobaczył obcą osobę. – Chciałem po prostu… coś mieć. Chciałem poczuć, że życie to nie tylko praca i rachunki.
– Myślisz tylko o sobie! – krzyknęłam. – A ja? Ja mam siedzieć i się martwić, jak zapłacimy czynsz? Jak spłacimy kredyt za wesele, za meble, za wszystko?!
Marcin nie odpowiedział. Patrzył na mnie tym swoim pustym wzrokiem, jakby już odłączył się od tej rozmowy. Cisza między nami była bardzo wymowna. Chciałam, żeby coś powiedział, cokolwiek – ale on tylko odwrócił się na pięcie i wyszedł do kuchni. Stałam pośrodku salonu, z sercem bijącym jakoś tak bardzo żałośnie. Czy to jest początek końca? Czy naprawdę wzięłam ślub z kimś, kto mnie nigdy nie zrozumie?
Może lepiej się rozstać teraz, niż później
Następnego dnia chodziłam po mieszkaniu jak cień. W głowie dudniło mi jedno pytanie: „Co ja tu robię?”. Postanowiłam z nim porozmawiać – nie chciałam, żeby to tak wisiało między nami. Znalazłam go w salonie, przeglądał coś w telefonie. Usiadłam naprzeciwko, serce łomotało mi nieprzyjemnie w piersi.
– Marcin, nie możemy tak udawać, że nic się nie stało.
Westchnął, nawet na mnie nie spojrzał.
– Okej, słucham.
– Martwię się. O nas, o pieniądze, o wszystko. My wydajemy więcej, niż mamy, a ty się tym nie przejmujesz. Jakby jutra nie było! – podniosłam głos, wcale nie chcąc, ale już nie umiałam się powstrzymać.
Marcin tylko wzruszył ramionami, spojrzał na mnie z irytacją.
– Bo ty robisz z igły widły, naprawdę. Przecież wszystko jest pod kontrolą.
Poczułam, jak wzbiera we mnie fala złości i żalu.
– Pod kontrolą?! Myślisz, że to normalne kupować konsolę, kiedy brakuje na rachunki?! Ja nie potrafię tak żyć!
– No to może nie potrafisz się cieszyć z życia, co? Zawsze tylko „oszczędzajmy”, „odłóżmy”... Wiesz co? Ty psujesz wszystko!
– Psuję wszystko?! – głos mi zadrżał, a w oczach zaszkliły się łzy. – Może lepiej rozstać się teraz, niż później, co?!
Zamarł, patrząc na mnie, jakby nie dowierzał, że to powiedziałam.
– Nie wiem. Nie wiem już nic – rzucił i wstał, a potem – trzasnął drzwiami. Wyszedł, zostawiając mnie samą, z mokrymi policzkami i sercem rozsypanym na kawałki.
Siedziałam tak jeszcze długo, bez ruchu, patrząc w pustkę. Czy to się jeszcze da poskładać? Czy to w ogóle ma sens?
To chyba była pomyłka
Wieczorem siedziałam w sypialni, próbując zająć myśli książką, ale słowa rozmazywały mi się przed oczami. Usłyszałam, jak Marcin rozmawia przez telefon. Głos miał cichy, ale wyraźnie zniecierpliwiony. Wysunęłam się na korytarz, stanęłam bezszelestnie za drzwiami.
– Stary, ja nie wiem, co robić… – mówił. – Ona mnie ogranicza, czuję się jak dzieciak, który musi prosić o pozwolenie na każdą pierdołę. Nie po to się żeniłem…
Zamarłam. Zacisnęłam dłoń na framudze, a paznokcie wbijały się w drewno.
– Wiesz, że chciałem mieć normalne życie… – dodał cicho. – Ale chyba się pomyliłem.
Poczułam, jakby ktoś wlał mi wiadro lodowatej wody za koszulę. Łzy napłynęły mi do oczu, a dłonie zaczęły się trząść. Weszłam do salonu, a Marcin spojrzał na mnie jak spłoszony zwierz.
– Naprawdę tak myślisz? – głos mi się łamał, ale nie zamierzałam odpuścić. – Że się pomyliłeś, że to wszystko nie ma sensu?
Marcin otworzył usta, ale słowa z nich nie wypłynęły.
– Więc co? Myślisz, że źle zrobiłeś, że mnie poślubiłeś? – prawie krzyczałam, choć mój głos był bardziej rozdzierającym szeptem.
– Nie wiem – odparł cicho. – Nie wiem już nic.
Stałam tam, patrząc na niego, na mężczyznę, którego kochałam, z którym wyobrażałam sobie całe życie. A teraz… teraz czułam się jak powietrze, jak ktoś, kogo można zostawić bez słowa, jeśli tylko jedna rzecz przestanie się zgadzać.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Łzy ciekły mi po policzkach, a on tylko siedział i patrzył w podłogę. Cisza wypełniła całe mieszkanie.
Czasem miłość to za mało
Leżałam w łóżku, wpatrując się w sufit, a w głowie przewijały mi się obrazy sprzed lat. Pamiętam, jak poznałam Marcina – byliśmy na tej samej imprezie u znajomych. On wtedy mówił, że życie trzeba smakować, nie przejmować się na zapas. Kupował drogie wino, opowiadał o planach na podróże do Azji, a ja słuchałam go jak zaczarowana. Myślałam wtedy: „Wow, w końcu ktoś, kto umie cieszyć się życiem, a nie liczy każdej złotówki jak mój tata”.
Może właśnie wtedy powinnam była się zatrzymać. Może to był znak – kiedy kupił nowy telefon, choć ledwo co opłacił poprzednią ratę. Może powinnam była zapytać, czy umie planować, czy tylko marzyć. Ale wtedy… byłam zakochana.
Następnego dnia spotkałam się z Olą. Siedziałyśmy w kawiarni, a ona przyglądała mi się zmartwionym wzrokiem.
– Agata, co się dzieje? Wyglądasz, jakbyś nie spała od tygodnia.
Westchnęłam, zakryłam twarz dłońmi.
– Nie wiem. Chyba powinnam była to przewidzieć. On zawsze mówił, że „nie warto się przejmować pieniędzmi”. A ja? Ja wtedy myślałam, że to takie romantyczne…
Ola złapała mnie za rękę.
– Ale przecież on cię kocha, wiesz o tym.
Spojrzałam na nią z goryczą.
– Czasem miłość to za mało. Nie wiem, czy to ma sens, Ola. Boję się, że się pogubiłam, że nie potrafię już być z nim szczęśliwa.
Ola nic nie odpowiedziała, tylko ścisnęła moją dłoń mocniej. I wtedy poczułam, jak bardzo jestem zmęczona. Jak bardzo chciałabym, żeby ktoś po prostu powiedział mi, co mam robić.
Nie mogę dłużej umierać ze strachu o jutro
Siedzieliśmy naprzeciwko siebie w kuchni. Marcin patrzył na stół, ja patrzyłam na niego. Obie filiżanki z kawą wystygły, a w powietrzu wisiało to jedno pytanie, którego żadne z nas nie miało odwagi zadać na głos: „Co dalej?”.
W końcu zebrałam się na odwagę.
– Marcin, nie możemy tak żyć… Musimy coś postanowić. Albo ustalimy zasady, albo… nie wiem. Nie dam rady tak dłużej już żyć, rozumiesz?
Nie podniósł głowy, tylko bawił się łyżeczką, jakby to ona była źródłem naszych problemów.
– Wiem – powiedział w końcu cicho. – Tylko… daj mi czas. Nie wiem, jak to ogarnąć.
Poczułam, jak moje serce ściska żal. Jak długo można czekać? Jak długo można żyć w zawieszeniu, udając, że wszystko się ułoży?
– Dać ci czas? – powtórzyłam cicho, jak echo. – A ja? Co mam zrobić ze swoim czasem? Mam patrzeć, jak bierzesz kolejne kredyty, kupujesz kolejne zabaweczki? Mam udawać, że wszystko gra, kiedy w środku umieram ze strachu o jutro?
Marcin nie odpowiedział. Milczał, a ja poczułam się tak cholernie samotna, siedząc naprzeciwko niego. Jakbyśmy byli w dwóch różnych światach, które już dawno przestały się łączyć.
Wstałam, odsunęłam krzesło.
– Nie wiem, co będzie dalej. Naprawdę nie wiem.
I wyszłam z kuchni, zostawiając go samego, z jego łyżeczką i cichym tykaniem zegara na ścianie.
Nie potrafię już nawet płakać
Minęło kilka miesięcy. Myślałam, że coś się zmieni – że po tamtej rozmowie Marcin przejrzy na oczy, że w końcu zrozumie, jak ważna jest stabilność, spokój. Ale nie.
Kłócimy się nadal. O wszystko. O zakupy, o rachunki, o plany na wakacje. Nawet dziś – znowu sprzeczka.
– Ile razy mam ci powtarzać, że nie stać nas na nowe słuchawki?!
– A ile razy mam ci mówić, że to moje pieniądze i mogę robić z nimi, co chcę?!
– Nasze pieniądze. Nasze. Wspólne.
Przewraca oczami. Mówi coś pod nosem o tym, że jestem zrzędą, że psuję mu humor. I znowu czuję ten ucisk w klatce piersiowej.
Czasem się zastanawiam, po co my w ogóle jesteśmy razem? On mówi, że mnie kocha, że przecież się stara. A ja… Czuję się jak strażnik budżetu, jak księgowa, jak matka, która mówi mu, co może, a czego nie. Wieczorem leżę w łóżku i patrzę w sufit. Marcin siedzi na kanapie, gra na konsoli, którą kupił wbrew moim protestom. Słyszę dźwięki gry, śmiech. A ja – nie potrafię już nawet płakać.
Może właśnie tak wygląda życie. Ciągłe przepychanki o wydatki, brak zrozumienia. Może tak wygląda małżeństwo – a może po prostu źle wybrałam.
Nie wiem, jak długo to jeszcze wytrzymam.
Ale póki co… trwam.
Agata, 35 lat
Czytaj także:
- „Wolałam mieć ładne fotki na Insta, niż prawdziwie żyć. Zapomniałam o tej 1 rzeczy i złamałam serce własnemu synkowi”
- „Jestem samotną matką i nie stać mnie na prezent na Dzień Dziecka. Gdy schowałam dumę do kieszeni, zadziała się magia”
- „Z mojej łazienki znikały mi luksusowe perfumy i drogie kremy. Zrobiłam tę 1 rzecz i przyłapałam bezczelną złodziejkę”