„Wzięliśmy ogromny kredyt, bo chcieliśmy mieć królewskie wesele na poziomie. Spełniliśmy marzenie, ale za jaką cenę?”
„Następnego dnia zaczęłam analizować naszą sytuację finansową. Rachunki, kredyt za ślub, codzienne wydatki… Wszystko zaczynało się piętrzyć. Stan konta był dramatyczny. Oszczędności prawie nie mieliśmy, a rata kredytu sama się nie zapłaci. Nie mogłam czekać”.

- Redakcja
Pamiętam dzień mojego ślubu, jakby to było wczoraj. Byłam królową wieczoru, a moje życie przypominało bajkę. Suknia od projektanta, sala udekorowana kryształowymi girlandami, szampan lejący się strumieniami i uśmiechy gości, którzy szeptali między sobą, że to „najpiękniejszy ślub sezonu”. Właśnie tak miało być. Perfekcyjnie. Krzysiek wpatrywał się we mnie jak w obrazek, obiecując miłość i dostatek. Nie miałam wątpliwości. W końcu byliśmy młodzi, zdolni, a świat stał przed nami otworem.
Kiedy wróciliśmy z egzotycznej podróży poślubnej, zauważyłam, że Krzysiek zaczął się dziwnie zachowywać. Mniej mówił, mniej się śmiał. Coś było nie tak, ale jeszcze nie wiedziałam co. Dopiero później dotarło do mnie, że nasza bajka właśnie zaczynała zmieniać się w koszmar.
Zacisnęłam pięści
– Gdzie byłeś do tej pory?! – rzuciłam ostro, gdy Krzysiek w końcu wrócił do domu.
Była prawie północ. Siedziałam na kanapie, owinięta kocem, z kubkiem zimnej herbaty. Czekałam na niego od kilku godzin. Krzysiek westchnął ciężko, rzucił klucze na komodę i nawet na mnie nie spojrzał.
– Nie teraz. Jestem zmęczony – mruknął, przecierając twarz dłonią.
– Zmęczony? – prychnęłam, zrywając się z kanapy. – A ja? Myślisz, że dobrze się bawiłam, czekając na ciebie jak idiotka?
Nie odpowiedział. Zdjął marynarkę i powoli zaczął rozpinać koszulę. Ta obojętność była gorsza niż jakakolwiek kłótnia.
– Pracujesz czy pijesz z kolegami? – rzuciłam z przekąsem, licząc na reakcję.
– Nie rozumiesz… – zaczął cicho.
– To mi wytłumacz!
Krzysiek spojrzał na mnie przez chwilę, jakby ważył, czy powinien powiedzieć prawdę. Ale po chwili tylko pokręcił głową i przeszedł obok mnie do łazienki, zostawiając mnie samą. Zacisnęłam pięści. Coś było nie tak. Mój mąż ukrywał przede mną tajemnicę. I czułam, że nie jest to nic błahego.
Serce waliło mi jak oszalałe
Przez kilka dni Krzysiek zachowywał się tak samo. Wychodził rano, wracał późno, unikał rozmów. Był jak cień człowieka. Czułam, że coś ukrywa. Zaczęło się od zwykłego sprzątania. Układałam dokumenty na komodzie, kiedy spod sterty paragonów wypadła koperta. Na białym papierze widniało logo firmy, w której pracował Krzysztof. Przeczuwałam najgorsze, zanim jeszcze ją otworzyłam. Wypowiedzenie. Dłonie mi zadrżały. Przetarłam oczy, jakby to mogło sprawić, że słowa na papierze znikną. Ale nie. Stało tam czarno na białym.
"Zwolniony ze skutkiem natychmiastowym".
Data? Trzy miesiące temu. Serce waliło mi jak oszalałe. Trzy miesiące żyłam w nieświadomości. Trzy miesiące Krzysiek mnie oszukiwał. Gdy wrócił do domu, nie czekałam. Wpadłam do przedpokoju i rzuciłam mu kopertę w twarz.
– Co to jest?!
Zamarł, patrząc na dokument. Widziałam, jak krew odpływa mu z twarzy.
– Anka…
– Nie chciałeś mnie martwić?! – syknęłam. – Nie martwić?! Straciłeś pracę trzy miesiące temu i nawet mi nie powiedziałeś?!
Nie miał odwagi spojrzeć mi w oczy.
– Myślałem, że znajdę coś szybko – mruknął. – Że nie będziesz musiała się bać o naszą przyszłość...
– Już się boję. Boję się, że się pomyliłam, wychodząc za ciebie za mąż.
Nie odpowiedział. A ja pierwszy raz w życiu poczułam, że nasza miłość może nie przetrwać.
Byłam rozczarowana
Nie spałam tej nocy. Krzysiek leżał obok mnie, ale czułam się, jakbym była sama. Przekręcałam się z boku na bok. Następnego dnia zaczęłam analizować naszą sytuację finansową. Rachunki, kredyt za ślub, codzienne wydatki… Wszystko zaczynało się piętrzyć. Stan konta był dramatyczny. Oszczędności prawie nie mieliśmy, a rata kredytu sama się nie zapłaci. Nie mogłam czekać. Pojechałam do rodziców.
– Co się dzieje? – zapytała mama, odkładając filiżankę.
– Potrzebuję pomocy – wyznałam, siadając naprzeciwko nich. – Krzysiek stracił pracę. Nie mamy pieniędzy.
Ojciec westchnął ciężko i spojrzał na mamę.
– To było do przewidzenia – powiedział chłodno. – Krzysiek nie jest gotowy na dorosłe życie.
– Tato… – zaczęłam, ale mi przerwał.
– Miałam rację – wtrąciła mama. – Mówiłam ci, że nie warto pchać się w ślub, jeśli nie macie stabilnej sytuacji. A teraz co? Przychodzisz po pieniądze?
Byłam zła i rozczarowana. Nie tego oczekiwałam
– Nie przyszłam do was po wykład o błędach.
Nie wiedziałam, czy bardziej mnie to rozzłościło, czy przeraziło. Wróciłam do domu z pustymi rękami. A Krzysiek siedział przy stole, wyglądając jeszcze gorzej niż rano.
– Byłaś u rodziców, prawda? – zapytał cicho.
– Byłam – przyznałam. – Nie pomogą nam.
Patrzył na mnie przez chwilę, po czym spuścił wzrok.
– Coś wymyślę – powiedział, ale ja już mu nie wierzyłam.
Serce waliło mi jak oszalałe
Kilka dni później, szukając ładowarki w szufladzie, natrafiłam na paragon z lombardu. Zmroziło mnie. Data – zeszły tydzień. Kwota – śmiesznie niska. Przedmiot – obrączka złota, jedna sztuka. Serce waliło mi jak oszalałe. Przez chwilę miałam nadzieję, że to pomyłka, że to coś innego, ale nie.
– Co to ma być?! – rzuciłam paragon na blat.
Spojrzał na niego, potem na mnie. Widziałam, jak robi się blady.
– Kochanie…
– Nie wykręcaj się! Zastawiłeś swoją obrączkę?!
Nie odpowiedział od razu. Jakby liczył, że to wszystko zaraz zniknie.
– Odzyskam ją – powiedział w końcu.
– Odzyskasz?! – parsknęłam. – Nie o obrączkę chodzi! Chodzi o to, że nawet mi o tym nie powiedziałeś!
Cisza.
– Próbuję nas ratować – dodał po chwili.
– Kłamstwami?! – głos mi drżał. – Co będzie następne? Telewizor? Mój pierścionek zaręczynowy?
– Nie miałem wyjścia… – szepnął.
I wtedy mnie uderzyło. To nie była tylko obrączka. To był symbol. On po prostu zaczął się poddawać. Przez chwilę patrzyłam na niego. Zmęczonego, przybitego, zagubionego. Ale to nie usprawiedliwiało kłamstw.
– Nie tak miało wyglądać nasze życie – powiedziałam cicho.
Odwróciłam się i poszłam do sypialni. Zaczęłam pakować walizkę. Krzyś stanął w drzwiach.
– Proszę…
– Już nie wiem, kim jesteś – powiedziałam, nie patrząc na niego. – Ale wiem jedno. Nie mogę dłużej żyć w kłamstwie.
Łzy spływały mi po policzkach
Zatrzasnęłam za sobą drzwi i wsiadłam do taksówki. Nie zatrzymał mnie. I to bolało najbardziej. Serce waliło jak oszalałe. Nie miałam planu. Po prostu musiałam odejść. Od Krzysztofa, od długów, od kłamstw. Gdy taksówka zatrzymała się pod domem moich rodziców, przez chwilę wahałam się, czy w ogóle powinnam tu być. Mama otworzyła drzwi niemal natychmiast.
– Wiedziałam – powiedziała tylko.
Nie dopytywała. Przytuliła mnie mocno, a ja pierwszy raz od miesięcy poczułam, że mogę odetchnąć. Minęły dwa dni. Krzysztof nie zadzwonił. Nie napisał. Trzeciego wieczoru, kiedy siedziałam na kanapie i bezmyślnie gapiłam się w telewizor, telefon w końcu się odezwał.
– Wrócisz? – jego głos był cichy, niemal błagalny.
Zacisnęłam powieki.
– Nie wiem – odpowiedziałam szczerze.
– Jak znajdę pracę, wszystko naprawię…
Przerwałam mu.
– Nie chodzi już tylko o pracę.
Znowu ta cisza.
– Kocham cię – szepnął.
Łzy spłynęły mi po policzkach.
– Ja ciebie też – powiedziałam. – Ale czy to wystarczy?
Nie odpowiedział. Gdy się rozłączyłam, długo siedziałam w bezruchu. Miałam wybór. Wrócić i walczyć o to, co mieliśmy. Albo zamknąć ten rozdział i pójść dalej.
Wszystko runęło jak domek z kart
Tyle myśli kłębiło mi się w głowie, ale jedna nie dawała mi spokoju. Czy gdybyśmy nie wzięli tego kredytu, wszystko potoczyłoby się inaczej? Wtedy, planując ślub, byliśmy przekonani, że nic złego nam się nie przytrafi. Wierzyliśmy w bajkę, którą sami sobie stworzyliśmy – że miłość wszystko pokona, że życie na poziomie to coś, co się nam po prostu należy. Nie myśleliśmy, co będzie, jeśli coś pójdzie nie tak. A potem Krzysztof stracił pracę. I nagle wszystko runęło jak domek z kart.
Może powinnam była go wspierać? Może, zamiast się wściekać, powinniśmy razem walczyć? A może to on powinien być ze mną szczery od początku? Nie wiem. Wiem tylko, że kiedyś patrzyliśmy na siebie z miłością, a teraz zostaliśmy tylko z żalem i długami. To ironia losu – zadłużyliśmy się, żeby mieć bajkowy ślub. A w rezultacie nasza miłość przestała być bajką.
Anna, 30 lat