„Z firmowej Wigilii mąż wrócił ze wstydliwą pamiątką. Gdy zaczęłam pytać, zaczerwienił się jak świąteczny barszcz”
„Tłumaczył się, jakby próbował mnie uspokoić, ale tylko wzbudził więcej podejrzeń. Nie naciskałam dalej, choć w środku wrzało we mnie od sprzecznych emocji. Przecież to mogła być jakaś głupota, ale dlaczego czułam się, jakbym już znała odpowiedź?”.
- Redakcja
Stałam nad kuchennym blatem, mieszając barszcz, chociaż zupełnie nie miałam na to ochoty. Wszystko było już gotowe – makowiec stygnął na stole, pierogi czekały w naczyniu żaroodpornym. Powinno być jak w domu z reklamy – ciepło, przytulnie, rodzinnie. A jednak czułam zupełnie coś innego. Wigilia powinna być dniem spędzanym z najbliższymi. Zawsze wierzyłam, że to czas miłości i bliskości. Tymczasem Paweł znowu musiał pracować, bo „firma tego wymagała”. Kolejne przygotowywanie Wigilii bez niego. Czasami miałam wrażenie, że przestał nas zauważać – mnie, domu, naszego życia.
Telefon zadzwonił, wyrwał mnie z zamyślenia. Sięgnęłam po słuchawkę z mieszanymi uczuciami. To pewnie Paweł, jak zwykle spóźniony.
– Halo? – powiedziałam, próbując ukryć irytację.
– Małgosiu, nie będę długo, obiecuję – jego głos brzmiał zdawkowo, jakby śpieszył się nawet przez telefon.
– Paweł, to Wigilia. Myślałam, że dziś się sprężysz – wyrzuciłam z siebie, choć wiedziałam, że to nic nie zmieni.
– Wiem, wiem. Nie martw się, na pewno zdążę przed kolacją – zapewniał, ale jego słowa wydawały się mechaniczne.
Rozłączyłam się i poczułam ciężar w sercu. Barszcz gotował się na kuchence, a ja nawet tego nie zauważyłam. Wracałam myślami do dawnych świąt, kiedy wszystko wydawało się prostsze, a Paweł… bardziej obecny.
Zaczęłam mieć wątpliwości
Mąż wrócił później, niż obiecał. Drzwi wejściowe otworzyły się z hukiem, a on wszedł do przedpokoju z kilkoma reklamówkami w rękach. Jego twarz była zmęczona, ale próbował uśmiechać się na siłę.
– Mam prezenty – oznajmił, jakby to miało wszystko naprawić.
Nie odpowiedziałam od razu. Patrzyłam na niego, próbując stłumić rosnącą irytację.
– Trochę późno… Mówiłeś, że skończycie wcześniej – zauważyłam, starając się zachować spokój.
Paweł odłożył torby na stół i spojrzał na mnie wymijająco.
– Spotkanie się przeciągnęło. Była firmowa wigilia. To Alicja… znaczy wszyscy chcieli pogadać – wyjaśnił, ale jego ton zdradzał pewną nerwowość.
– Alicja? – powtórzyłam z uniesionymi brwiami. – Ostatnio często ją wspominasz.
Mąż zmieszał się, szybko zmieniając temat. Zaczął rozpakowywać torby, opowiadając coś o korkach i problemach w pracy, ale ja już nie słuchałam. Czułam, jak w mojej głowie rodzą się wątpliwości. Czy przesadzałam? A może powinnam była postawić sprawę jasno?
Podczas kolacji unikał mojego wzroku. Siedział przy stole, jakby coś go gryzło, nerwowo przekładając widelcem pierogi. Próbowałam z nim rozmawiać, ale odpowiadał zdawkowo. Nie mogłam pozbyć się wrażenia, że coś było nie tak.
Kiedy sprzątałam ze stołu, zauważyłam plamę na kołnierzu jego białej koszuli. Jasnoróżowa smuga odznaczała się na śnieżnobiałym materiale. Zamrugałam, próbując zignorować to, co widziałam. Przecież to mogło być cokolwiek – barszcz, wino, sok. Ale coś we mnie zaczęło pulsować niepokojem.
– Paweł, co to jest? – spytałam w końcu, wskazując na koszulę.
Spojrzał na mnie zaskoczony, po czym odwrócił wzrok.
– To? Pewnie jakieś przypadkowe muśnięcie – odpowiedział szybko. – Alicja… znaczy ktoś mnie przytulił przy życzeniach.
Mówił to, jakby próbował mnie uspokoić, ale tylko wzbudził więcej podejrzeń. Nie naciskałam dalej, choć moje wnętrze wrzało od sprzecznych emocji. Przecież to mogła być jakaś drobnostka, ale dlaczego czułam się, jakbym już znała odpowiedź?
Na pewno coś ukrywał
Noc była ciężka. Leżałam w łóżku, wpatrując się w sufit, podczas gdy Paweł, zaledwie kilka centymetrów ode mnie, oddychał nierówno. Wiedziałam, że nie spał, choć oboje udawaliśmy, że wszystko jest w porządku.
Myśli kłębiły się w mojej głowie jak oszalałe. Przypominałam sobie wszystkie drobne sygnały, które wcześniej ignorowałam. Paweł coraz częściej wracał późno z pracy, unikał rozmów o swoich kolegach i koleżankach z biura, a teraz ta szminka na jego koszuli. Próbowałam sobie wmawiać, że przesadzam, że to tylko wyolbrzymione wyobrażenia. Ale prawda była taka, że coś we mnie pękało.
Minęły święta i znów sprawy wróciły na zwykłe tory. Rano starałam się postępować normalnie, choć każda czynność zdawała się oblepiona ciężarem niewypowiedzianych słów. Paweł wypił szybko swoją kawę i rzucił coś o tym, że musi „załatwić coś ważnego”. Nie zaproponował, że mi pomoże, ani nie spytał, co mam w planach.
– Idź, załatw to, co musisz – powiedziałam, nawet nie patrząc w jego stronę.
Kiedy drzwi za nim trzasnęły, poczułam ulgę. Tylko na chwilę. Zamiast tego w głowie pojawił się impuls. Powinnam wiedzieć więcej. Zrozumieć, co się dzieje, zanim zrobię coś pochopnego.
Zabrałam się za sprzątanie domu. Ręce mechanicznie wykonywały swoją pracę, ale myśli wciąż wracały do tej szminki. Wtedy przypomniałam sobie jego koszulę. Ta sama, którą porzucił na krześle w sypialni. Podeszłam do niej z bijącym sercem, niemal jak złodziej we własnym domu.
Plama była większa, niż myślałam. Jasnoróżowy ślad miał w sobie coś niewinnego, a zarazem ostentacyjnego. Pochyliłam się i zobaczyłam kolejną smugę – tym razem na rękawie. To nie mogło być przypadkowe.
Próbowałam przełknąć tę gorycz. Wpadłam w krąg wspomnień – przypominałam sobie momenty, kiedy czułam się odsunięta, niechciana. Paweł zawsze miał wymówkę, zawsze jakieś „teraz nie mogę, porozmawiamy później”. Ale teraz ta mgła zaczęła się rozwiewać, odsłaniając coś, czego nie chciałam zobaczyć.
Nie mogłam tego tolerować
Wieczorem, kiedy wrócił, znowu unikał mojego spojrzenia. Miałam tego dość.
– Paweł – zaczęłam, siadając naprzeciwko niego. – Co się dzieje?
Podniósł wzrok, a jego twarz była jak kamienna maska.
– O czym mówisz? – spytał, zbyt spokojnie, by to było naturalne.
– O tej szmince. O tym, że unikasz mnie, coś ukrywasz – wyrzuciłam z siebie, czując, jak moje serce wali.
Jego ręka, którą trzymał filiżankę, lekko drgnęła.
– Nie dramatyzuj, Małgosiu – powiedział, z wymuszonym uśmiechem. – To nic. Przypadek.
Ale w jego głosie była nuta paniki, która zdradzała wszystko.
– Przypadek? – Zmrużyłam oczy, patrząc na Pawła. – Powiedz mi wprost: co się dzieje?
Milczał przez chwilę, jego spojrzenie uciekało w bok.
– Dobrze, Małgosiu – westchnął. – To była tylko chwila… Alicja pocałowała mnie na firmowym spotkaniu.
Poczułam, jak wszystko we mnie zamiera.
– Pozwoliłeś jej? – spytałam cicho.
– Byłem zaskoczony – tłumaczył się szybko. – Nie chciałem robić scen. To nic nie znaczyło!
Słuchałam go, a wewnętrzny ból mieszał się z gniewem. Wstałam, rzucając mu tylko jedno spojrzenie.
– Muszę to przemyśleć – powiedziałam, chwytając płaszcz.
Wybiegłam z domu, czując, że muszę się od tego oddalić, zanim podejmę jakąkolwiek decyzję.
Spacerowałam bez celu, starając się uspokoić myśli. Chłodne powietrze szczypało w policzki, ale nawet to nie tłumiło buzujących we mnie emocji. Próbowałam zrozumieć, gdzie popełniliśmy błąd, kiedy nasza bliskość przerodziła się w obojętność.
Wróciły wspomnienia – wieczory, kiedy czekałam na Pawła, jego spóźnienia, te wszystkie wymówki. „To nic nie znaczyło” – powtarzał, ale ja nie byłam tego taka pewna. A jeśli to nie był tylko jeden pocałunek? A jeśli chodziło o coś więcej?
Dla mnie to było za wiele
W końcu zmarznięta i zmęczona wróciłam do domu. Mąż siedział w salonie, wpatrzony w podłogę. Na mój widok podniósł głowę.
– Małgosiu… – zaczął, ale uniosłam rękę.
– Nie teraz – przerwałam. – Potrzebuję odpowiedzi. Szczerych. Ale najpierw muszę to przemyśleć.
Nie zaprotestował. Milczeliśmy, każde zanurzone we własnych myślach, a między nami ziała coraz głębsza przepaść.
Następnego wieczoru usiedliśmy naprzeciw siebie. Wiedziałam, że dłużej nie mogę uciekać przed tym, co się między nami wydarzyło.
– Chcę wiedzieć jedno – zaczęłam, patrząc mu prosto w oczy. – Czy w twojej głowie była choć chwila, w której chciałeś czegoś więcej z Alicją?
Paweł spuścił wzrok.
– Nie – odpowiedział po chwili. – To był impuls, głupi moment, którego żałuję. Nic mnie z nią nie łączy, przysięgam.
Wpatrywałam się w niego, próbując wyczytać prawdę. Jego głos był szczery, ale moje zaufanie zostało nadszarpnięte.
– Czy myślisz, że to naprawimy? – spytał, zaskakując mnie.
Zamilkłam. Nie znałam odpowiedzi. Resztę wieczoru spędziliśmy w ciszy. Obraz nas, szczęśliwej rodziny, pękał na moich oczach, a ja nie wiedziałam, czy uda nam się to posklejać.
Małgorzata, 32 lata