„Z internetu dowiedziałam się, że wnuk się zaręczył. Zabolało, że dla rodziny już nie istnieję”
„Wieczorem zaparzyłam sobie herbatę i usiadłam w kuchni. Nie mogłam powstrzymać łez. Nie takich łez z rozpaczy. Raczej z poczucia bycia zbędną. Niepotrzebną. Niegodną, żeby być częścią ich nowego życia”.

- Redakcja
Mam na imię Jadwiga. Żyję cicho. Zimą herbata, koc i serial. Latem balkon, pelargonie i sudoku. Czasem Halina z naprzeciwka wpadnie na ciasto, ale tak to raczej samotność. Nie narzekam – a przynajmniej się staram.
Jeszcze kilka lat temu miałam swój mały sens: Adam. Mój wnuk. Zawsze miał w kieszeni jakiś cukierek dla babci, a jak przyjeżdżał, to najpierw przytulał mnie na całego. Rzucał ten swój komputer i siedział ze mną w kuchni, opowiadał, że na studiach nie takie rzeczy się dzieją. A ja piekłam mu sernik. Ten jego ulubiony, z cytrynową skórką. Ale dorósł. Ma dziewczynę. Dzwoni rzadko, a jak już, to jakoś tak… nie umiemy ze sobą rozmawiać tak jak kiedyś.
Tamtego wieczoru siedziałam sobie spokojnie, przewijałam Facebooka, bo lubię wiedzieć, co się dzieje u innych. I wtedy zobaczyłam: zdjęcie Adama i jakiejś dziewczyny. Piękne tło, jezioro, a pod spodem: Powiedziała TAK! Zamarłam. Dlaczego mi nie powiedział?
Zadzwoniłam do córki
– Cześć, co słychać? – zapytałam, starając się, żeby mój głos brzmiał swobodnie.
– Aaa wszystko po staremu – odparła Bożena. – A u ciebie?
– A tak… Też bez zmian. Dziś akurat Halinka przyszła, zrobiłam jej szarlotkę. I właśnie myślałam sobie, co tam u Adama. Dawno nie dzwonił.
– No wiesz, zajęty bardzo… Praca, Marta, te sprawy.
Zamilkłam na chwilę, żeby nie powiedzieć tego zbyt szybko. Ale nie wytrzymałam.
– Bo widzisz, weszłam wczoraj na Facebooka… I tak jakoś trafiłam… na ich zdjęcie.
Po drugiej stronie cisza. Potem krótki, nerwowy śmiech Bożeny.
– Aha… No tak. Nie mieliśmy jeszcze okazji ci powiedzieć…
– Rozumiem – powiedziałam chłodno, choć serce mi waliło jak szalone.
Bożena milczała. Ja też. Przez kilka sekund między nami rozciągała się cisza, która mówiła więcej niż jakiekolwiek słowa. W końcu to ona pierwsza odchrząknęła.
– Wiesz, to tak wyszło… Adam chciał ci powiedzieć osobiście, ale…
– Ale jakoś się nie złożyło – dokończyłam za nią i uśmiechnęłam się smutno.
– No właśnie.
– Nie szkodzi – skłamałam. – Zresztą, przecież jestem tylko babcią.
Rozłączyłam się szybko, zanim głos mi zadrżał. A potem usiadłam w fotelu i zapatrzyłam się w okno. Na zewnątrz padał deszcz. I tak sobie pomyślałam: tyle razy siedział u mnie w kuchni, opowiadał, że jak się kiedyś zakocha, to mi pierwszej powie. A teraz? Nawet zdjęcie musiałam znaleźć sama. I jeszcze ten podpis: „Powiedziała TAK!”. A ja? Kiedyś byłam jego całym światem. Teraz nawet nie miał czasu, żeby zadzwonić.
Odezwałam się do wnuka
– Gratulacje, kochanie. Babcia – napisałam wieczorem, wciskając każdą literę powoli, jakby ważyła tonę.
Wysłałam wiadomość Adamowi na Messengerze i czekałam. Bez oczekiwań, próbowałam sobie wmówić. Ale przecież czekałam. Jak głupia.
Odpisał dopiero następnego dnia, po południu.
– Dzięki, babciu!
I tyle. Żadne „zadzwonię”. Żadne „przyjadę, opowiem ci wszystko”. Nic. Zaparzyłam sobie herbatę i usiadłam w kuchni. Nie mogłam powstrzymać łez. Nie takich łez z rozpaczy. Raczej z poczucia bycia zbędną. Niepotrzebną. Niegodną, żeby być częścią ich nowego życia.
– Przestań, Jadwiga – powiedziałam do siebie głośno. – Co ty, dziewczynka jesteś?
– Z kim gadasz? – usłyszałam zza drzwi Halinę.
– Z telewizorem – skłamałam, szybko wycierając oczy.
Wpuściłam ją do środka. Usiadła, zdjęła płaszcz i od razu zaczęła:
– Znowu masz tę minę. Co się stało?
Westchnęłam.
– Wnuk się zaręczył. Dowiedziałam się z Facebooka.
Halinie aż brew drgnęła.
– No pięknie – mruknęła. – Taki teraz świat. My dla nich jak duchy.
Zamilkłam. Bo miała rację. Kiedyś, jak się zaręczałam z Tadeuszem, to była cała uroczystość. Rodzice, wujostwo, dzieciaki biegały dookoła. Mama płakała, tata się wzruszył. A teraz? Teraz wystarczy zdjęcie z filtrem i serduszkiem. A ja? Ja sobie mogę piec ten sernik i siedzieć w tej kuchni. Niewidzialna.
Zaprosili mnie na obiad
Nie od razu. Dopiero tydzień po mojej wiadomości. Bożena zadzwoniła i powiedziała: „Wpadnij w niedzielę, zjemy razem coś dobrego”. Słowa miały być serdeczne, ale czułam, że to z obowiązku. Z litości może. Poszłam. Włożyłam najlepszą sukienkę – tę zieloną w liście, co Tadeusz zawsze mówił, że odmładza. Upiekłam sernik, chociaż obiecałam sobie, że nie będę się starać bardziej niż trzeba. Ale wyszło jak zawsze.
W kuchni stała Marta, narzeczona Adama. Śliczna. Młoda. Pachniała jak drogie perfumy z reklamy. Przywitała mnie grzecznie, podała talerz. Adam podszedł i mnie uściskał, choć coś w tym geście było mechanicznego. Usiadłam przy stole i słuchałam, jak rozmawiają o salach weselnych, tortach i DJ-ach. Nie pytałam. Milczałam.
Wyszłam na chwilę do łazienki. A gdy wracałam, usłyszałam Bożenę:
– Lepiej, że się dowiedziała po fakcie. Przecież by się rozkleiła.
Adam westchnął:
– Zrobiłaby teatrzyk, jak zawsze.
Zamknęłam oczy. Potem weszłam do kuchni jakby nigdy nic. Ale ręce mi się trzęsły, więc z całej siły ścisnęłam rączkę dzbanka.
– To teraz już mnie informujecie przez internet? – zapytałam spokojnie, z nutą żalu.
Zapadła cisza. Marta zamieszała herbatę. Adam spuścił wzrok. Bożena udawała, że mnie nie słyszała.
– Dziękuję za zaproszenie – dodałam, podnosząc się od stołu. – Ale ja już pójdę.
Wnuk mnie przeprosił
Adam przyszedł wieczorem. Sam. Bez Marty. Wpuściłam go, ale bez słowa. Postawiłam mu herbatę i usiadłam naprzeciwko. Cisza wisiała między nami, gęsta jak krem na serniku.
– Babciu… – zaczął w końcu, zerkając na mnie niepewnie. – Ja… Przepraszam, że tak wyszło. Naprawdę. Nie chciałem cię zranić.
– Nie chciałeś. Ale zraniłeś – powiedziałam cicho. – A to nie pierwszy raz.
Zawiesił wzrok na stole.
– Wszystko działo się tak szybko… Oświadczyłem się w górach, potem Marta od razu wrzuciła zdjęcie… Nie myślałem…
– Właśnie – przerwałam mu. – Nie myślałeś. A ja? Ja jestem już tylko kim? Przeszkodą? Reliktem?
– Nie mów tak – szepnął.
– A jak mam mówić, Adam? – uniosłam głos. – Jak mam mówić, skoro nie jestem już nawet godna, żebyś mi sam powiedział, że się zaręczasz?
Zamilkł. Patrzył na mnie bezradnie. A ja czułam, jak mi drży broda. Ale nie chciałam płakać. Nie przy nim.
– Czy ja już się nie liczę? – zapytałam. – Czy dlatego, że jestem stara, mogę być pomijana?
Adam spuścił wzrok.
– To nie tak…
– A jak? Wyjaśnij mi. Zobaczysz, że stara baba też jeszcze rozumie. Może nie wszystko, ale rozczarowanie to rozumiem dobrze.
Nie odpowiedział. Wstałam i podeszłam do drzwi. Otworzyłam je.
– Idź już, Adam.
Czułam się zraniona
Nie mogłam spać. Przewracałam się z boku na bok, a w głowie dudniły mi jego słowa. „Nie chciałem cię zranić.” Jakby to coś zmieniało. Wstałam przed świtem. Ubrałam się ciepło, wzięłam znicz, bukiet suchych róż i poszłam na cmentarz. Do Tadeusza. Do jedynego, który zawsze mnie słuchał. Który umiał milczeć w sposób, że czułam się rozumiana.
– Tadzik… – wyszeptałam, klękając przy jego grobie. – Wiesz, Adam się zaręczył. Ale nie przyszedł mi o tym powiedzieć. Zobaczyłam przypadkiem. W internecie.
Wycierałam oczy, ale łzy i tak płynęły.
– Myślałam, że jeszcze coś dla niego znaczę. Że choćby kawałek. Ale chyba już nie. Może to normalne. Może tak ma być. Tylko dlaczego to tak boli?
Oparłam się o marmur i poczułam, jak łzy skapują na chłodny kamień.
– Czuję się jak cień, Tadek. Jak ozdoba świąteczna – potrzebna tylko raz w roku, a potem chowają do pudła. Nie krzyczę. Nie robię scen. Tylko milczę. Ale w środku… w środku to wszystko krzyczy.
Jadwiga, 70 lat
Czytaj także:
- „Byłam dla wnuczka jak matka, a on 26 maja nie dał mi nawet marnego tulipana. Nicpoń złamał mi serce”
- „W spadku po bracie wziąłem sobie szwagierkę. Rodzice powinni skakać z radości, bo wszystko zostało w rodzinie”
- „Wszyscy liczyliśmy na hojny spadek, ale matka zakpiła z nas zza grobu. Przez lata zmienialiśmy jej pieluchy na marne”