„Z króla życia w 5 sekund zmieniłem się w bankruta. Zero na koncie to był jednak początek rozczarowań”
„Zostałem sam. Zrozumiałem, że to koniec. Koniec udawania, koniec iluzji. Byłem zrujnowany, nie tylko finansowo, ale też emocjonalnie. Przez lata budowałem wokół siebie zamek z piasku, który teraz runął”.
- Redakcja
Zawsze wiedziałem, jak robić wrażenie. Drogi zegarek, ekskluzywne garnitury, samochody warte więcej niż mieszkania niektórych moich znajomych. Mój Instagram wyglądał jak marzenie – wakacje na Malediwach, kolacje w najlepszych restauracjach, zdjęcia z ludźmi, których twarze zna cały kraj. Tak, umiałem to grać. Problem w tym, że za tą perfekcyjnie stworzoną fasadą wszystko się waliło. Pieniądze dawno się skończyły, ale ja nie mogłem przestać udawać. Każdego dnia zastanawiałem się, kiedy to wszystko się rozsypie. Kiedy ludzie zorientują się, że jestem tylko bankrutem.
Pierwsze oznaki kłopotów
Zacznijmy od tego, że nie było żadnego wielkiego „bum”. Wszystko poszło po cichu, stopniowo, jak piasek uciekający między palcami. Zawsze byłem pewny siebie, myślałem, że pieniądze nigdy się nie skończą. Ale kiedy zaczęło się to dziać, nie potrafiłem się zatrzymać. Pożyczki, karty kredytowe, znajomi z gotówką – wszystko to miało być na chwilę, tylko żeby przetrwać trudny okres. Problem w tym, że trudny okres zmienił się w stały stan.
– Panie Wojciechu, zalega pan z trzema ratami – słyszałem niemal codziennie w telefonie. – Kiedy możemy liczyć na przelew?
– Oczywiście, wszystko będzie spłącone lada dzień – odpowiadałem, jakbym faktycznie miał pieniądze na koncie. – Mamy teraz kilka dużych projektów, chwilowe opóźnienia.
Prawda była taka, że nie miałem nic. Siedziałem w pustym apartamencie, który lada chwila mógł przestać być mój, z kolejnymi telefonami od wierzycieli. Nie odbierałem. Po co? Każdy miał to samo pytanie, a ja to samo kłamstwo.
– Wojtek, co się dzieje? – zapytała Marta, moja była. Byliśmy na kolacji, pierwszej od dawna, ale już nawet na takie wyjścia musiałem pożyczać. – Dawno nie widziałam cię tak spiętego. Wszystko w porządku z firmą?
– Tak, pewnie. Po prostu mam dużo na głowie. Wiesz, jak to jest w biznesie – skłamałem, zanim zdążyłem pomyśleć. Ale ona znała mnie zbyt dobrze, żeby dać się nabrać.
Kłamstwo ma krótkie nogi
Z każdym dniem czułem coraz większy nacisk. Telefony od banków, nieodebrane wiadomości, a ja udawałem, że wszystko jest w porządku. Musiałem. Nie mogłem pozwolić, żeby ludzie widzieli, co naprawdę się dzieje. Przecież zbudowałem wokół siebie wizerunek człowieka sukcesu. Jak to wszystko wyglądałoby, gdyby nagle okazało się, że Wojtek, „król życia”, zbankrutował? Spotkania towarzyskie stały się dla mnie czymś w rodzaju przedstawienia. Każdy uśmiech, każde słowo było starannie wyreżyserowane. Nawet kiedy siedziałem z Kubą, moim najlepszym kumplem, musiałem udawać. Ale on nie był głupi, zaczynał coś podejrzewać.
– Wojtek, stary, co z twoją firmą? – zapytał pewnego dnia, kiedy siedzieliśmy razem na tarasie mojego apartamentu. – Dawno nie słyszałem, żebyś pracował nad czymś dużym. Zawsze miałeś coś do roboty, a teraz cisza.
– Spokojnie, to tylko chwilowy zastój – skłamałem bez wahania, patrząc w przestrzeń. – Wiesz, jakie są czasy, trzeba przeczekać.
Kuba zmrużył oczy, jakby próbował dostrzec coś, czego nie mówiłem.
– Dziwne, że nikt nie słyszał o tych inwestycjach – dodał podejrzliwie. – Masz kogoś nowego, z kim pracujesz?
Poczułem, jak ściska mnie w żołądku. Wiedziałem, że nie mogę z nim zbyt wiele rozmawiać, bo mógłby się domyślić, ale co miałem powiedzieć? Że wszystko, co znał o moim „biznesie”, było przeszłością?
– Tak, tak – rzuciłem, zmieniając temat. – Po prostu na razie nie chcę zapeszać. Wkrótce coś się ruszy.
Kuba patrzył na mnie z wyraźną niepewnością, ale nie naciskał. Wiedziałem jednak, że wkrótce zaczną pojawiać się pytania. Nie tylko od niego.
Wszystko się posypało
Długo się to nie ciągnęło. Po prostu nie dało się dłużej udawać. Kiedyś wystarczyło kilka telefonów, parę drobnych kłamstw i udawanie, że mam pełną kontrolę. Ale to już nie działało. Telefon przestał dzwonić – zamiast tego zaczęły przychodzić wezwania do zapłaty. A plotki, których tak się obawiałem, zaczęły się rozprzestrzeniać. Pierwszy był Paweł, mój były wspólnik. Zawsze wiedziałem, że ma do mnie żal. Pewnie dlatego tak bardzo cieszył się, kiedy wpadłem w kłopoty.
– Słyszałeś o Wojtku? – rzucił Paweł podczas jednej z imprez, gdzie kiedyś sam byłem królem parkietu. – Facet żyje na kredytach. Wszystko to jeden wielki blef! Luksusy, auta... Wszystko na pokaz. Taki z niego gość.
Marta, moja była, słyszała to na własne uszy. Nie zdziwiłem się, kiedy do mnie zadzwoniła.
– Powiedz mi, że to nieprawda – powiedziała bez wstępów. Jej głos był chłodny, oskarżycielski. – Słyszałam od Pawła, że jesteś bankrutem. Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej?
– Nie słuchaj go, Paweł zawsze miał do mnie żal – zacząłem, próbując wymigać się kłamstwem. Ale ona już wiedziała.
– Przestań. Dlaczego mi nie powiedziałeś? Zawsze myślałam, że chociaż ty jesteś szczery.
Zamarłem. Marta znała mnie lepiej niż większość ludzi, ale nawet ona nie mogła zrozumieć, jak bardzo bałem się przyznać. Jak wyznać, że całe moje życie to teraz teatr. Wiedziałem, że już po wszystkim. Ludzie zaczęli się odwracać, jeden po drugim. Kuba przestał się odzywać. Wszyscy, którzy kiedyś chcieli być blisko „króla życia”, teraz znikali w cieniu.
Poczułem się zdradzony
Kiedy prawda wyszła na jaw, zacząłem czuć, jak wszystko, co znałem, osuwa się spod moich nóg. Ludzie, którzy kiedyś byli blisko, teraz uciekali, jakby bali się, że moje długi mogłyby ich dosięgnąć. Najgorszy cios przyszedł od Kuby. Zawsze myślałem, że nasza przyjaźń przetrwa wszystko, ale nawet on nie potrafił znieść mojego kłamstwa. Pewnego dnia spotkaliśmy się w knajpie, tej samej, w której świętowaliśmy nasze sukcesy, kiedy wszystko się jeszcze układało. Czułem, że coś jest nie tak od momentu, kiedy usiadł naprzeciwko mnie.
– Powiedz mi prawdę – zaczął bez owijania w bawełnę. – Co się dzieje? Wszystko się wali, a ty milczysz. Ludzie gadają, plotki krążą, a ty unikasz odpowiedzi. Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi.
Westchnąłem. Wiedziałem, że nie ma sensu dłużej udawać, ale nie potrafiłem spojrzeć mu w oczy.
– Prawda jest taka, że wszystko się skończyło – powiedziałem cicho, patrząc w stół. – Firma padła, jestem po uszy w długach, a wszystko, co widzisz... to tylko pozory. Musiałem udawać. Nie wiedziałem, jak inaczej sobie z tym poradzić.
Cisza, która zapadła po tych słowach, była najgorsza.
– Udawałeś – powtórzył, jakby próbował to sobie przyswoić. – Nie powiedziałeś mi wcześniej? Miałem prawo wiedzieć, co się dzieje. Zamiast tego... kłamałeś mi prosto w twarz.
– Nie chciałem cię w to wciągać – próbowałem się bronić. – Bałem się, że mnie zostawisz, jak wszyscy inni...
– A co teraz? – przerwał mi, patrząc mi w oczy z wyraźnym żalem. – Co teraz? Przecież wiesz, że nie mogę tego tak po prostu zignorować. Muszę się odciąć. Ty i twoje długi... to zbyt dużo.
Nie powiedziałem nic. Kuba wstał i odszedł bez słowa. Wtedy zrozumiałem, że zostałem sam. Zdradzony, ale może zasłużenie.
Sam zmierzyłem się z rzeczywistością
Zostałem sam. Zrozumiałem, że to koniec. Koniec udawania, koniec iluzji. Byłem zrujnowany, nie tylko finansowo, ale też emocjonalnie. Przez lata budowałem wokół siebie zamek z piasku, który teraz runął. W tej ruinie było tylko jedno światełko – Magda, moja siostra. Zawsze była przy mnie, choć nigdy nie błyszczała w moim świecie luksusu.
– Musisz coś z tym zrobić – powiedziała, kiedy wpadła do mojego apartamentu. – Tak się nie da żyć. Wszystko się sypie, a ty tylko patrzysz, jak się to rozpada. Trzeba coś zrobić, nawet jeśli to oznacza rozpoczęcie od zera.
– A co mam zrobić? Straciłem wszystko. Nie mam nawet pieniędzy na spłatę długu, a co dopiero na nowe życie. Zresztą, ludzie mnie skreślili. Jestem bankrutem – w moim głosie brzmiała rezygnacja, a ona to wyczuła.
Usiadła naprzeciwko mnie, jej twarz była poważna, ale w oczach widziałem troskę.
– Musisz zacząć małymi krokami. Spłać, co możesz. Oddaj to, co ci niepotrzebne. Nikt nie będzie cię szanował, jeśli będziesz udawał, że nic się nie dzieje. Pokaż, że potrafisz się podnieść – jej słowa były brutalnie szczere, ale wiedziałem, że miała rację. – Ludzie szybko zapominają. Przejdą nad tym do porządku dziennego, jeśli pokażesz, że walczysz. Musisz się odbudować, choćby po kawałku.
Nie było to łatwe do zaakceptowania, ale w głębi serca czułem, że to jedyna droga. Musiałem zrezygnować z luksusów, które kiedyś były dla mnie wszystkim. Oddać apartament, sprzedać samochody. Musiałem odciąć się od tego, co mnie zniszczyło. Wiedziałem, że zaczynam od zera, ale z Magdą u boku miałem szansę. Choć małą, to jednak szansę. I to było więcej, niż miałem wcześniej, kiedy żyłem w świecie złudzeń. Zostawiłem za sobą wszystko – luksusy, pozory, udawanie. Teraz byłem gotów zmierzyć się z prawdą.
Znowu stanąłem na nogi
Minęło kilka miesięcy. Miałem wynajęte, skromne mieszkanie. Tam, gdzie kiedyś jeździłem drogimi autami, teraz przemieszczałem się pieszo lub komunikacją miejską. Wszystko się zmieniło. Ale co najdziwniejsze – czułem ulgę. Po raz pierwszy od lat nie musiałem udawać. Ludzie przestali na mnie patrzeć jak na „króla życia”, a ci, którzy zostali, widzieli mnie takim, jakim naprawdę byłem.
Magda miała rację. Małe kroki, krok po kroku. Spłaciłem część długów, zacząłem od najgorszych, tych, które ciążyły mi najbardziej. Każda kolejna rata, każdy sprzedany przedmiot, który kiedyś był dla mnie symbolem statusu, przynosił mi dziwne uczucie wolności. Uczyłem się, że nie potrzebuję tych rzeczy, by czuć się wartościowym. Praca, którą zacząłem – skromna, ale uczciwa – była pierwszym krokiem ku nowemu życiu.
Spotkałem się z Kubą kilka tygodni temu. Przypadkowo, w parku. Na początku nie wiedziałem, jak zareagować, ale on sam podszedł do mnie, wyciągnął rękę. Przez chwilę staliśmy w milczeniu, a potem usiedliśmy na ławce.
– Widzę, że coś się zmieniło – powiedział, patrząc na mnie z ukosa. – Dobrze wyglądasz.
– To inne życie – przyznałem. – Ale chyba w końcu moje.
Kuba uśmiechnął się lekko, a ja poczułem, że może to jeszcze nie koniec naszej przyjaźni. Może straciłem wiele, ale nie wszystko.
W końcu zaczynałem rozumieć, że moje poprzednie życie było iluzją. Bogactwo, które tak kochałem, było tylko zasłoną dymną, za którą kryła się pustka. Teraz, bez tego wszystkiego, mogłem być sobą. Może nie miałem fortuny, ale zyskałem coś o wiele cenniejszego – wolność od kłamstw, w które sam się zaplątałem.
Wojtek, 36 lat