„Z miłością robiłam mężowi kanapki do pracy. Gdy odkryłam, komu je oddaje, odechciało mi się być troskliwą żoną”
„– Posłuchaj mnie teraz. Nie odejdę. Nie zostawię cię. Nie chcę rozwodu. Ale też nie będę już kobietą, która rano z miłości robi kanapki, a wieczorem z dumą pierze komuś skarpetki – powiedziałam. W milczeniu obserwował, jak smaruję chleb masłem. Równo, dokładnie – tak jak lubię. Dla siebie”.

- Redakcja
Nie wiem, czy wszyscy tak mają, ale dla mnie te codzienne, małe rzeczy znaczą najwięcej. Na przykład to, że co rano wstaję wcześniej, zanim Tomek i dzieci zaczną się kręcić po domu, i szykuję mu kanapki do pracy. Nie byle jakie – takie, które sama bym chciała zjeść. Zawsze świeży chleb z piekarni, cienko posmarowany masłem, sałata, plasterki jajka, czasem pasta z tuńczyka, czasem z pieczonej papryki. Taki mój mały rytuał miłości.
Nie narzekam. No może czasem. Gdy zrywam się z łóżka, a za oknem ciemno i mróz aż szczypie w dłonie, to klnę pod nosem, że znów trzeba wcześnie wstać. Ale zaraz potem myślę: „Przecież to dla Tomka”. A potem dla dzieci robię śniadaniówki, pakuję je do plecaków, przygotowuję wszystko, żeby dzień ruszył z miejsca.
Nie podobało mi się to
Tylko że od jakiegoś czasu coś mi nie grało. Tomek, mój mąż – ten sam, z którym przetańczyłam pół liceum, a potem połowę życia – zrobił się... obcy. Uśmiechał się, był miły, czasem aż za bardzo, ale jakby z innego miejsca. Jakby był przy mnie ciałem, ale myślami gdzie indziej. Kanapki wracały nieruszone. Albo zaledwie nadgryzione.
– Nie miałem kiedy zjeść – rzucał z obojętnością, zdejmując kurtkę. – Za dużo roboty w magazynie.
Magazyn, praca, zamówienia – to były jego wieczne wymówki. Nie patrzył mi w oczy. Wieczorami zasypiał szybciej, niż zdążyłam zapytać, jak mu minął dzień. A ja, zamiast się kłaść, siedziałam przy kuchennym stole i patrzyłam na listek sałaty wystający z jednej z kanapek, które odłożył. Zrobioną z miłością – oddaną jakby była niczym.
Dopinałam domowy budżet co do grosza. Każdy plaster szynki kupowany na promocji, każde jajko, każda rzodkiewka – wszystko skrupulatnie rozliczane. A jednak to dla niego nie miało znaczenia. Dla mnie to było coś więcej niż jedzenie – to była moja obecność w jego życiu. A on, zdawało się, nawet tego już nie chciał.
Zaczęłam być podejrzliwa
Paragon znalazłam przypadkiem. Szukałam rękawiczek w kieszeni kurtki Tomka, bo znów wyszedł rano bez nich i potem narzekał, że zmarzły mu ręce. A tam – złożony na pół, lekko pogięty świstek papieru z logo „Caffè Roma”. Dwie kawy i sernik pistacjowy. Zapłacone kartą. Tego dnia zrobiłam mu kanapki z pastą jajeczną i rukolą. Zawinięte starannie w papier śniadaniowy, jak zawsze.
– Byłeś dziś w kawiarni? – zapytałam wieczorem, starając się, żeby mój głos brzmiał zwyczajnie.
– A, tak, z kumplem się spotkałem. Taki spontan – rzucił, nie patrząc mi w oczy.
– W kawiarni? – podchwyciłam.
– No... bo było głośno w magazynie. Poszliśmy gdzieś, gdzie mogliśmy spokojnie pogadać.
Niby wszystko się zgadzało. Tylko że kilka dni wcześniej mówił, że teraz nie wychodzi z magazynu, bo tyle roboty. No i… nigdy nie zabierał kumpli na ciasto. T
Wieczorem wyjął z torby pojemnik. Czysty. Bezwonny. Bez śladu jedzenia. Byłam zaskoczona, że zjadł kanapki.
Wszystko widziałam
Tego dnia wyszłam wcześniej z pracy. Nie mówiłam Tomkowi, że kończę zmianę o czternastej. Ustawiłam się niedaleko jego firmy, przy kiosku z biletami, udając, że czekam na autobus. Po kilku minutach zobaczyłam go. Wyszedł bocznym wyjściem, z torbą w dłoni. Rozglądał się, jakby kogoś wypatrywał. Serce waliło mi jak oszalałe.
I wtedy ją zobaczyłam. Stała przy zaparkowanym samochodzie – wysoka blondynka, może kilka lat młodsza ode mnie. Gdy Tomek podszedł, uśmiechnęła się szeroko. On też się uśmiechnął. I wtedy... podał jej torbę. Moje kanapki. Moje cholerne kanapki.
Zgięło mnie w pół. Stałam jak wmurowana, patrząc, jak się przytulają. Ona coś mówi, on się śmieje. A potem oboje wsiadają do auta i odjeżdżają.
Wieczorem w domu wciąż czułam zapach jej perfum, choć pewnie to tylko moja wyobraźnia.
– Komu dziś dałeś kanapki? – zapytałam spokojnie, podając mu zupę.
Zamarł z łyżką w powietrzu.
– Joasia… proszę cię… – wyjąkał.
– Nie proś. Odpowiedz – powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy.
Nie odpowiedział. Tylko spuścił głowę i zaczął mieszać zupę, jakby liczył, że temat się rozpuści między warzywami. Ale ja już wiedziałam. I nie chodziło tylko o kobietę. Chodziło o to, że oddał coś, co było tylko nasze.
To było żałosne
Przyznał się dopiero trzeciego dnia. Cisza między nami była jak szkło – krucha, ale niebezpiecznie ostra. Siedzieliśmy w kuchni, każde przy swoim kubku herbaty. Milczał, więc zaczęłam pierwsza.
– Kim ona jest?
Tomek westchnął i potarł twarz dłońmi. Wyglądał na starszego niż zwykle.
– To koleżanka z pracy. Anka. Rozwódka. Nie ma nikogo. Czasem z nią gadam. Tylko tyle.
– I dajesz jej moje kanapki?
Spuścił wzrok.
– Kiedyś opowiedziałem jej, że robisz mi jedzenie do pracy. Zaśmiała się, że nikt jej nigdy nic nie przygotował. Wzięła jedną – jako żart. A potem… nie wiem, jakoś tak wyszło. Myślałem, że to nic wielkiego.
Zatkało mnie.
– Nic wielkiego?! Dajesz innej kobiecie to, co robię z miłością dla ciebie!
– Joasia, to tylko jedzenie…
– Dla ciebie może. Dla mnie to kawałek mnie. Oddawałeś mnie komuś obcemu. I jeszcze się z tego tłumaczysz jak z przemyconej bułki!
Tomek nie powiedział już nic. Patrzył w stół, jakby tam szukał słów. A ja czułam się jak po zdradzie. Nie fizycznej. Gorszej – emocjonalnej. On wynosił z domu moją troskę i oddawał ją innej. Codziennie. W torbie śniadaniowej.
Czułam się zdradzona
Noc spędziłam u siostry. Zawinęłam się w koc na jej kanapie i wpatrywałam się w sufit. Nie mogłam zasnąć. Nie przez zdradę. Przez to, co we mnie pękło, gdy zobaczyłam tamtą kobietę z moimi kanapkami w rękach. Jakby zabrała mi coś więcej niż chleb i szynkę.
– I co teraz? – zapytała cicho Magda, przynosząc mi herbatę.
– Nie wiem. Naprawdę nie wiem – szepnęłam.
Czułam się pusta. Nie płakałam, bo łzy były zbyt lekkie dla tego ciężaru. Myślałam o sobie sprzed lat. O tej dziewczynie, która zakochała się w Tomku, bo umiał ją rozśmieszyć. O młodej kobiecie, która rodziła mu dzieci i z nim planowała życie. A teraz? Teraz byłam tylko dodatkiem do lodówki, darmową usługą cateringową z etykietką „żona”.
„Może to nie była zdrada fizyczna – pomyślałam – ale emocjonalnie… oddał coś, co należało tylko do mnie.”
Nagle zobaczyłam siebie inaczej. Nie jako matkę, żonę, gospodynię. Tylko jako kobietę, która przez lata zapominała o sobie, aż w końcu nawet mąż przestał ją widzieć. W kuchni siostry, między kubkami z herbatą, podjęłam pierwszą dorosłą decyzję od lat.
Zbuntowałam się
Wróciłam do domu następnego dnia wieczorem. Klucz przekręcił się w zamku z takim kliknięciem, jakby sam się wahał, czy powinien mnie wpuścić. Tomek siedział przy stole. Nie jadł, nie oglądał telewizji. Po prostu siedział. Oczy miał podkrążone, jakby przez te dwie noce nikt tu nie spał.
– Myślałem, że już nie wrócisz – powiedział.
Nie odpowiedziałam. Poszłam do kuchni, otworzyłam lodówkę i zaczęłam wyciągać rzeczy.
– Co robisz? – zapytał zaskoczony.
– Robię kolację. Dla siebie. Ty zrobisz sobie sam, jeśli jesteś głodny.
– Joasia…
– Posłuchaj mnie teraz. Nie odejdę. Nie zostawię cię. Nie chcę wojny ani rozwodu. Ale też nie będę już kobietą, która rano z miłości robi kanapki, a wieczorem z dumą pierze komuś skarpetki.
W milczeniu obserwował, jak smaruję chleb masłem. Równo, dokładnie – tak jak lubię. Dla siebie.
– Co to znaczy? – spytał cicho.
– Znaczy, że jeśli chcesz być ze mną, musisz mnie znów zobaczyć. Jak kobietę.
Zamilkł. W końcu powiedział tylko:
– Chciałbym się postarać. Ale nie wiem, czy potrafię.
– To się naucz. Tak jak ja uczyłam się ciebie przez dwadzieścia lat.
Usiadłam przy stole z własną kolacją. Spojrzał na mnie – pierwszy raz naprawdę uważnie od miesięcy. A ja… poczułam, że nie wszystko straciłam.
Joanna, 42 lata
Czytaj także:
- „Nie posłuchałam babci i wbrew przesądom wzięłam ślub w maju. Prosto sprzed ołtarza poszłam do sądu”
- „Teść traktował mnie jak śmiecia, a ja nim gardziłem. Jedna rozmowa wystarczyła, żebym całkowicie zmienił swoje zdanie”
- „Po rozwodzie przypadkiem wpadłam na byłego męża. Nie mogłam uwierzyć, co zrobił ze swoim życiem po zaledwie 2 latach”