„Z młodym kochasiem było mi jak w raju. Planowaliśmy wspólne życie, ale wszystko się posypało, gdy poznałam jego matkę”
„Czułam w brzuchu ścisk, jak przed egzaminem. Wyszukałam w szafie sukienkę, którą zwykle zakładałam na ważne prezentacje. Ułożyłam włosy, zrobiłam lekki makijaż. Próbowałam przygotować się na wszystko. Ale nie mogłam przewidzieć tego, co miało się wydarzyć”.

- Radakcja
Po czterdziestce moje życie nabrało dziwnej stabilizacji. Praca w agencji reklamowej, samotne wieczory z winem i serialem, weekendy z książką lub aparatem. Po rozstaniu z Adamem nie wchodziłam w żadne relacje. Nie szukałam, nie tęskniłam. Do czasu, aż zapisałam się na kurs fotografii.
Marcin pojawił się niespodziewanie – młodszy, uśmiechnięty, z poczuciem humoru. Początkowo sądziłam, że to nic poważnego, tylko flirt. Ale on był uparty, cierpliwy i szczery. A ja zaczęłam się otwierać. Znów poczułam, że żyję, że ktoś na mnie czeka. I angażowałam się coraz mocniej.
Czułam niepokój
Z Marcinem spędzaliśmy każdą wolną chwilę. To było jak przebudzenie po długiej zimie. Kiedyś liczyłam każdy rok różnicy wieku między nami – on miał trzydzieści dwa, ja czterdzieści jeden. Teraz zapominałam, ile dzieli nas lat, a liczyło się tylko, ile mamy wspólnego. Długie rozmowy przy winie, wypady z aparatami poza miasto, śniadania na mieście, które przeciągały się do popołudnia.
– Chcę, żebyś poznała moją rodzinę – powiedział pewnego wieczoru, podając mi filiżankę herbaty.
Zaparło mi dech. Uśmiechałam się, ale w środku zadrżałam. Spotkanie z rodziną wydawało się poważnym krokiem. A co, jeśli nie przypadnę im do gustu? Co, jeśli zobaczą we mnie tylko kobietę „po przejściach”, starszą o niemal dekadę?
– Nie wiem, Marcin… Może to za wcześnie?
– Anka, jesteśmy razem prawie od roku. Moja mama o tobie wie. Chce cię poznać. Mówi, że jeśli cię kocham, to ona musi cię poznać.
– Tylko niech nie nazywa mnie starą panną – rzuciłam półżartem, podświadomie próbując rozładować napięcie.
– Haha, no coś ty – zaśmiał się Marcin. – Nie oceniaj jej z góry. Jest wymagająca, ale otwarta.
Ulga nie przyszła. Czułam w brzuchu ścisk, jak przed egzaminem. Wyszukałam w szafie sukienkę, którą zwykle zakładałam na ważne prezentacje. Ułożyłam włosy, zrobiłam lekki makijaż. Próbowałam przygotować się na wszystko. Ale nie mogłam przewidzieć tego, co miało się wydarzyć.
Czas się zatrzymał
Dom Marcina był przytulny, choć większy niż się spodziewałam. Drewniane meble, kwiaty na parapetach, pachniało ziołami i świeżo pieczonym chlebem. Marcin prowadził mnie przez przedpokój z beztroskim uśmiechem, trzymając mnie za dłoń.
– Mama! Jesteśmy! – zawołał i poszedł odwiesić nasze kurtki.
Jego matka wyszła z kuchni, ocierając dłonie w ścierkę. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, wszystko zamarło. Ona zamarła. Ja zamarłam. Czas się zatrzymał.
To była Teresa. Teresa – moja była przełożona, z którą miałam piekło w pracy dziesięć lat temu. Kobieta, która przypisywała sobie moje pomysły, sabotowała prezentacje i ostatecznie przyczyniła się do mojego zwolnienia. Osoba, przez którą przez dwa miesiące nie byłam w stanie wstać z łóżka.
– To ty… – powiedziała cicho, uśmiechając się sztucznie. – To ci niespodzianka, prawda?
– Nie sądziłam, że jeszcze się spotkamy. A już na pewno… w takich okolicznościach – wydusiłam, walcząc z drżeniem głosu.
– Cóż, świat jest mały – odparła chłodno.
Marcin podszedł do nas, uśmiechając się, nieświadomy tego, co się właśnie wydarzyło. Zabrał mnie do salonu, gdzie czekał już jego ojciec – miły, starszy pan, który z entuzjazmem zaczął pytać mnie o pracę i zainteresowania. Teresa milczała, jakby musiała to wszystko przetrawić.
Ja też milczałam. Nie mogłam się skupić. Wciąż czułam na sobie jej wzrok. I to ukłucie w żołądku – że los zadrwił ze mnie w najbardziej przewrotny sposób.
W drodze powrotnej nie powiedziałam Marcinowi nic. Jeszcze nie. Ale wiedziałam, że to spotkanie wywróci wszystko.
Wspomnienia wróciły
Wróciłam do mieszkania i natychmiast zdjęłam sukienkę, jakby nadal pachniała jej perfumami. Przez kilka minut chodziłam w kółko po salonie, ściskając w dłoni kubek z niedopitą herbatą. Czułam się jak po czołowym zderzeniu. Niby żywa, ale roztrzęsiona do granic.
Teresa. Jak mogłam nie połączyć faktów wcześniej? Marcin wspominał, że jego matka była menadżerką w agencji PR. Teraz wszystko miało sens. Nazwisko nosiła dwuczłonowe. To dlatego nie skojarzyłam.
Usiadłam na sofie i pozwoliłam sobie na to, czego tak długo unikałam – na wspomnienia. To był najgorszy okres w mojej karierze. Teresa kontrolowała każdy mój ruch, a za plecami rozpuszczała plotki, że sypiam z klientem, że nie mam pomysłów, tylko kradnę cudze. Podcinała mi skrzydła z uśmiechem na ustach. Gdy zostałam zwolniona, nawet nie spojrzała mi w oczy.
Przytuliłam kolana do piersi. Nie chciałam do tego wracać. Nie teraz, kiedy było mi tak dobrze. Kiedy zaczęłam wierzyć, że może czeka mnie coś więcej niż samotne poranki.
– Czy to ma znaczenie, co było dziesięć lat temu? – zapytałam sama siebie półgłosem. – Czy mogę zaufać komuś, kto mnie kiedyś tak bardzo zranił?
Nie wiedziałam. Nie miałam odpowiedzi. Ale czułam, że muszę być ostrożna. Teresa nie zapomniała. A ja, wbrew sobie, pamiętałam wszystko.
Jeszcze tego wieczoru Marcin napisał mi wiadomość: „Mama powiedziała, że byłaś cudowna. Zrobiłaś na niej ogromne wrażenie”. Zamarłam.
Jej słowa mnie oburzyły
Telefon zadzwonił dzień później, po dziewiętnastej. Zobaczyłam nieznany numer, ale odebrałam. Byłam dziwnie pewna, że to ona.
– Ania? Teresa z tej strony. Chciałabym się z tobą spotkać. Bez Marcina.
Zamarłam. Milczałam kilka sekund, zanim odpowiedziałam:
– Kiedy?
– Jutro. Kawiarnia przy Wilczej. Siedemnasta. Liczę, że się zjawisz.
Rozłączyła się bez pożegnania.
Nie spałam tej nocy. W głowie układałam wszystkie możliwe wersje tej rozmowy – od grzecznego udawania, że wszystko jest w porządku, po wykrzyczenie jej w twarz każdej krzywdy, którą mi wyrządziła. Ale nic nie przygotowało mnie na jej chłodny ton i spokojną, lodowatą twarz, gdy usiadła naprzeciwko mnie.
– Nie będę owijać w bawełnę – zaczęła. – Nie chcę, żebyś była z moim synem.
Unoszę brew, zaskoczona jej bezpośredniością.
– Naprawdę? A dlaczego?
– Bo cię znam. Bo wiem, jak działasz. Bo widziałam, jak potrafisz grać ofiarę i manipulować ludźmi. Bo jesteś dużo starsza.
– A może boisz się, że twój syn zobaczy, jaka jesteś naprawdę? – odparłam cicho, z trudem panując nad drżeniem głosu.
– Jesteś toksyczna. Zniszczysz go – rzuciła. – To chłopak z przyszłością, nie potrzebuje kobiety z przeszłością.
Zacisnęłam pięści. Słowa bolały, ale nie zamierzałam uciekać.
– Nic się nie zmieniłaś.
Patrzyła na mnie chwilę, po czym wstała bez słowa i wyszła.
Zostałam przy stole sama, ale nie zamierzałam się poddawać.
Musiałam mu powiedzieć
Spotkaliśmy się w moim mieszkaniu. Marcin wszedł z uśmiechem, ale wystarczyło jedno spojrzenie, by zrozumiał, że coś się wydarzyło. Usiadł naprzeciwko mnie, a ja przez chwilę patrzyłam w jego oczy. Jeszcze kilka dni temu myślałam, że to oczy mężczyzny, z którym mogłabym zacząć życie na nowo. Teraz widziałam w nich cień jego matki.
– Muszę ci coś powiedzieć – zaczęłam.
Milczał, czekał.
– Znam twoją mamę. Pracowałyśmy razem kilka lat temu. Była moją przełożoną. Nasza relacja… była trudna.
– Trudna? – powtórzył ostrożnie.
– Przyczyniła się do mojego zwolnienia. Upokorzyła mnie zawodowo i prywatnie. Kiedy dziś spojrzałam jej w oczy, wszystko wróciło.
Przez dłuższą chwilę siedział w ciszy, jakby próbował połączyć kropki.
– Dlaczego mi nie powiedziałaś od razu?
– Bo się bałam. Bo nie chciałam cię stawiać między nami.
– Nie wierzę… moja mama? Nie sądziłem, że byłaby zdolna do czegoś takiego.
– Zrobiła to. A teraz próbuje zrobić to znowu – odebrać mi coś, co kocham.
Marcin spuścił głowę, wpatrzony w swoje dłonie.
– Muszę to przemyśleć. Nie wiem, komu wierzyć… Tobie? Mamie? To… za dużo.
– Ja nie każę ci wybierać. Chcę tylko, żebyś znał prawdę.
Spojrzał na mnie z bólem.
– To nie takie proste.
I wyszedł. A ja zostałam, z ciszą, która brzmiała głośniej niż cokolwiek, co mógłby jeszcze powiedzieć.
Pozbyłam się złudzeń
Minęły cztery dni. Cztery puste poranki. Cztery noce, podczas których przewracałam się z boku na bok, czekając na wiadomość, której nie było. Marcin zniknął – bez słowa, bez wyjaśnienia. Jego telefon milczał, a ja nawet nie próbowałam już pisać. Wróciłam do pracy, do kawy w samotności, do wieczorów z książką, które nie cieszyły tak jak dawniej.
Zrozumiałam, że uczucie to nie wszystko. Że czasem przeszłość, zamiast odejść, wkracza tylnymi drzwiami i rozsiada się przy stole jak nieproszony gość. Teresa nie musiała mnie wyrzucać z jego życia – wystarczyło, że zasiała wątpliwość. A on… nie miał dość odwagi, by ją zignorować.
Stałam przed lustrem i patrzyłam na siebie długo. Nie byłam już kobietą, która bała się swojego odbicia. Ale też nie byłam już tą samą Anką sprzed Marcina. Coś się zmieniło.
Czy żałuję? Nie. To był wartościowy czas. Czułam, kochałam, marzyłam. Ale teraz musiałam się pożegnać z tą iluzją. Nie ze sobą – z nami. Może na zawsze.
Ostatniej nocy napisałam do niego tylko jedno zdanie:
„Jeśli kiedykolwiek będziesz gotowy, żeby słuchać serca, a nie cudzego głosu – wiesz, gdzie mnie znaleźć”.
Nie odpisał. Siedząc przy oknie, z kubkiem herbaty w dłoniach, zadałam sobie pytanie, które krążyło po głowie od kilku dni:
Czy da się wygrać z przeszłością, jeśli ta mieszka w sercu osoby, którą kochasz?
Nie znałam odpowiedzi. Ale wiedziałam, że muszę iść dalej. Nawet sama.
Anna, 41 lat
Czytaj także:
- „Widziałam, jak przyjaciółka męża łypie na niego okiem. Ten chwast tylko czekał, by wpakować się do mojego ogródeczka”
- „Wspólne składanie PIT-ów przeniosło się z urzędu do hotelu. Skomplikowałam sobie życie bardziej niż robią podatki”
- „W domu zajadałem się rosołkiem, a do sąsiadki chadzałem na deser. Ten doskonały układ mogło przerwać tylko jedno”