„Z mojej łazienki znikały mi luksusowe perfumy i drogie kremy. Zrobiłam tę 1 rzecz i przyłapałam bezczelną złodziejkę”
„Mnie się nic nie przewidziało. Ja po prostu wiem. Od tego dnia zaczęłam obserwować. I za każdym razem tak było – trochę mniej balsamu. Trochę mniej kremu. Nawet mój lakier do włosów, którego używam raz na dwa tygodnie, stał się jakiś lżejszy. Czułam, jak rośnie we mnie gniew”.

- Redakcja
Od czterdziestu lat żyję z tym samym mężem i – co gorsza – od trzech lat pod jednym dachem z synową. Dom to nie hotel, ale od kiedy Natalia się wprowadziła, mam wrażenie, że niektórzy nie rozumieją tej różnicy. Moje życie było uporządkowane – dosłownie i w przenośni. Władek, mój mąż, łagodny jak baranek, od zawsze zostawiał decyzje mnie. Tomasz, nasz syn, trochę maminsynek, ale uczciwy chłopak. A teraz... Natalia. Piękna, młoda, zgrabna i „modna”. Tyle że z porządkiem jej zupełnie nie po drodze.
Codzienność u nas wygląda tak: ja rano ogarniam kuchnię, Władek czyta gazetę, a Natalia – niby cicho – robi swoje rytuały makijażowe w łazience. Tylko że moje dziwnym trafem to moje nietanie perfumy szybko się potem kończą. Mój drogi krem też jakby wyparowuje. A przecież nie kremuje się nim na potęgę! Kiedyś mogłam sobie pozwolić na flakonik czegoś lepszego i nie musiałam się martwić, że ktoś mi się do niego dobierze. Teraz? Zaczynam podejrzewać, że Natalia traktuje moje kosmetyki jak „wspólne dobro”.
Nie mam paranoi i wiem, ile czego używam. Wiem też, kiedy coś mi znika. Na początku myślałam: „Dobra, może się pomyliłam”. Ale jak można się „pomylić” kilka razy z rzędu? Natalia jest z takich, co zawsze uśmiechnięta, miła, słodka. Aż do przesady. I ta jej grzeczność...
Coś mi tu śmierdzi... i niestety nie chodzi o nieodpowiedni zapach perfum.
Czułam, jak rośnie we mnie gniew
Zaczęło się od wody toaletowej, którą dostałam od przyjaciółki na imieniny. Nie używałam jej często – tylko na specjalne okazje, do kościoła albo gdy szliśmy z Władkiem do znajomych. A jednak pewnego dnia, sięgając po nie, zauważyłam, że są podejrzanie lekkie. Za lekkie. Zerknęłam – i mnie olśniło. Przecież ostatni raz używałam ich tydzień temu. Niby kto inny mógł mieć do nich dostęp?
Przy obiedzie rzuciłam mimochodem, przyglądając się Natalii:
– Ciekawe, gdzie znikają niektóre moje rzeczy z łazienki. Może jakieś duchy chcą ładnie pachnieć?
Natalia zaśmiała się jakby z grzeczności i kontynuowała swój posiłek jak gdyby nigdy nic. Syn Tomasz spojrzał na mnie zdziwiony, a Władek – jak zwykle – uniósł brwi, cmoknął i powiedział:
– Jadźka, tobie się chyba już przewiduje od tego węszenia wszędzie podstępu.
Ale mnie się nic nie przewidziało. Ja po prostu wiem. Od tego dnia zaczęłam bacznie obserwować. Każdego ranka, gdy Natalia wychodziła z łazienki z tą swoją uśmiechniętą buźką, zaglądałam do szafki. I za każdym razem – trochę mniej balsamu. Trochę mniej kremu. Nawet mój lakier do włosów, którego używam raz na dwa tygodnie, stał się jakiś lżejszy. Zaczęłam robić notatki. Tak, jakby to był eksperyment naukowy. Dzień po dniu. Miarka po miarce. Czułam, jak rośnie we mnie gniew. Bo moje rzeczy to moje rzeczy. A ja nie zamierzam sponsorować młodej damie luksusowej pielęgnacji!
Knułam tajny szczwany plan
Nie jestem kobietą, która rzuca oskarżenia bez dowodów. O nie, nie. Dlatego postanowiłam zdobyć coś, co zamknie usta nawet najbardziej zagorzałym niedowiarkom. Sięgnęłam po broń ostateczną – kamerkę, którą wnuk podarował nam w zeszłe święta. Mówił, że „do ochrony posesji”. Posesji może i nie chroniła, ale moją łazienkę? Teraz już z pewnością tak.
Ukryłam ją starannie na półce nad ręcznikami, tak by niczego nie było widać. Sprawdzałam codziennie, czy się nie przesunęła, czy nikt nie zauważył. A Natalia? Cały czas bez zmian – uśmiechnięta, grzeczna, jakby nic się nie działo. I nawet jednego dnia nie opuściła swojej porannej wizyty w łazience. Po czterech dniach postanowiłam sprawdzić nagrania. Z duszą na ramieniu włączyłam laptopa i przewijałam.
I wtedy zobaczyłam. Najpierw – Natalia wchodzi, rozgląda się. Potem sięga do mojej szafki. Wyciąga perfumy. Psik, psik. Nawet nie jeden – trzy razy! Chwilę później bierze mój krem, dokładnie ten z górnej półki, i z gracją smaruje twarz. Jakby była u kosmetyczki. Jakby to był jej prywatny apartament, a nie łazienka teściowej. Patrzy w lustro, poprawia włosy. Jeszcze lakier. I wychodzi. Siedziałam w ciszy, wpatrzona w ekran, i czułam, jak krew się we mnie gotuje. Miałam ochotę wpaść do łazienki i krzyknąć: „Mam cię, dziewczyno!” Ale nie. Jeszcze nie mogłam tego zrobić.
Nie dałam po sobie nic poznać. W kuchni dalej smażyłam schabowe, robiłam zupę, prasowałam koszule. Ale w środku – knułam szczwany plan. Czas nauczyć ją, że luksus nie rośnie na krzakach i że twarz nie pachnie elegancją, gdy się okrada najbliższych.
Byłam niczym genialny detektyw
Zaproponowałam kawę. Tak po prostu, jakbyśmy były dwiema przyjaciółkami z jednej ławki.
– Chodź, Natalko, wypijemy razem, pogadamy trochę – rzuciłam pogodnie.
Nawet przyniosłam ciasto, które jeszcze rano upiekłam – kruche z malinami. Natalia aż się uśmiechnęła szerzej. Naiwna. Myślała, że to będzie taka miła chwila. Jak u babci.
Usiadłyśmy przy stole, popijając kawę, a ja – z sercem bijącym miarowo, lecz z myślami ostrymi jak brzytwa – zaczęłam:
– Wiesz, Natalko, masz naprawdę piękną cerę. Taką promienną. Jak z reklamy. Używasz czegoś konkretnie? Bo moje kosmetyki ostatnio jakby kończyły się... intensywniej. Znika ich więcej niż zwykle.
Poczułam, jak Natalia się spina. Uśmiech jednak nie znikł z jej twarzy.
– Nie, no skąd, ja tylko coś taniego z drogerii, pani Jadwigo. Może się pani wydaje. Wiadomo też, że latetm, szybciej wszystko schodzi...
Kiwnęłam głową, jakby przyjmując tłumaczenie. Ale wtedy sięgnęłam do szuflady i położyłam na stole mały, niepozorny pendrive. Czerwony, z breloczkiem w kształcie misia. Ten sam, na którym zgrałam nagrania z kamerki.
– A tutaj, moja kochana, mam recenzję twojego nowego looku z mojej łazienki. Wideo – powiedziałam spokojnie.
Natalia znieruchomiała. Zbladła tak i zadrżała, że aż filiżanka wypadła jej z ręki. Usta jej się rozchyliły, ale żadne słowo nie chciało przez nie przejść. I właśnie w tej ciszy, lodowatej i napiętej, otworzyły się drzwi. Tomasz wrócił z pracy. Rzucił plecak na fotel i wszedł do kuchni z szerokim uśmiechem.
– Co tak tu cicho? – zapytał radośnie, po czym zamarł, widząc nasze miny.
W tej chwili nie padło już żadne słowo. Natalia siedziała z oczami wbitymi w pendrive. Tomasz patrzył na nas obie, próbując zrozumieć, o co chodzi. A ja? Ja czułam się jak genialny detektyw, który właśnie ogłosił, kto był wszystkiemu winien.
Nie chodziło o krem a o zasady
Wieczorem, kiedy w domu zapanowała cisza, Tomasz wszedł do mojego pokoju. Miał minę jak nie powiem jaki kot. Usiadł na brzegu fotela, jakby nie wiedział, czy wolno mu usiąść na dobre. Spojrzał na mnie z niepokojem.
– Mamo, Natalia mi powiedziała... że ją przyłapałaś – zaczął cicho.
– Przyłapałam? Nie Tomaszu. Ja nie „przyłapuję”. Ja zebrałam dowody – odparłam chłodno.
Podałam mu pendrive. Patrzył na niego przez chwilę, jakby miał wybuchnąć. Potem westchnął.
– Może... może pomyliła się. Nie wiem. Może wzięła coś przez przypadek, raz czy dwa.
– Przez przypadek używała kremu przez dwa tygodnie? Przez przypadek codziennie wylewała na siebie litrami moje perfumy? – spojrzałam mu prosto w oczy. – Synu, nie jestem idiotką. I nie mam demencji starczej. Jeszcze.
Tomasz spuścił głowę. Zaczął gładzić ręką udo, jakby chciał zetrzeć z niego jakiś brud.
– Nie chcę konfliktu w domu, mamo. Może pogadacie i... się jakoś dogadacie.
– Nie jestem jej koleżanką z liceum. To nie są dramaty nastolatek. Ona mi grzebie w rzeczach. Codziennie. I robi to bez cienia skruchy. Tomaszu – mówiłam spokojnie, ale każde słowo miało ciężar jak cegła – nie wychowałam cię, żebyś pozwalał swojej kobiecie robić z siebie głupka. To nie chodzi o krem. Chodzi o zasady. To jest ordynarna kradzież.
– Ale gdzie ona ma iść? – zapytał bezradnie.
– Niech idzie tam, gdzie się nauczy, że cudze to nie jej. Ja nie będę mieszkać ze złodziejką pod jednym dachem. Albo się ogarnie. Albo niech sobie radzi gdzie indziej.
Władek wszedł akurat wtedy do pokoju, próbując udobruchać sytuację.
– Może nie warto robić afery... Dziewczyna młoda, może nie wiedziała...
– Wiedziała doskonale, co robi – przerwałam mu. – Tyle że się przeliczyła. Bo myślała, że trafiła na głupią.
Trudno było mi wybaczyć i znowu zaufać
Nazajutrz rano Natalia stała już w kuchni, zanim jeszcze zdążyłam zagotować wodę na herbatę. Wyprostowana, z poważną miną, trzymała dłonie splecione tak mocno, że aż zbielały jej knykcie.
– Pani Jadwigo... Chciałam przeprosić – powiedziała. – Naprawdę. Wiem, że nie powinnam była...
Nie dokończyła. Wzięła głęboki wdech. Oczy miała czerwone. Widocznie całą noc przepłakała – dobrze, niech przemyśli sobie. Milczałam, czekając, co dalej.
– Pogubiłam się. Tak po prostu. Wszystko mnie przytłoczyło. Chciałam wyglądać dobrze, pachnieć ładnie, czuć się... pewniej. Ale nie powinnam była brać pani rzeczy. To... to było głupie i nieuczciwe. Przepraszam.
Patrzyłam na nią. I wiecie co? Było mi jej nawet żal. Przez moment. Ale potem pomyślałam o flakonie perfum, który dostałam od mojej przyjaciółki, o kremie, na który zbierałam z emerytury przez dwa miesiące. I o tej bezczelnej swobodzie, z jaką codziennie po nie sobie sięgała.
– Natalia – powiedziałam spokojnie – moje rzeczy to moje rzeczy. Nie twoje. Nie nasze. Moje. Jeśli chcesz pachnieć drogo, to sobie zarób. Kremy i perfumy nie rosną na krzakach, tak jak szacunek nie wyrasta z pustych przeprosin.
Zaczęła płakać. Tomasz wszedł w tym momencie i zobaczył ją z rozmazanym makijażem i mokrymi policzkami. Spojrzał na mnie, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie powiedział nic.
– To nie o perfumy chodzi – powiedziałam, nie odwracając wzroku. – To o granice. O szacunek. O uczciwość. Jak można żyć pod jednym dachem, jeśli się nie szanuje drugiego człowieka?
Natalia kiwnęła głową. Obiecała, że już więcej nie tknie niczego bez pytania. Ja nic nie odpowiedziałam. Bo co miałam powiedzieć? Że wybaczam? Może. Ale zaufać znów? Nie wiem czy to będzie możliwe.
Coś pękło we mnie na zawsze
Minęło kilka tygodni. Niby wszystko wróciło do normy – Natalia znów uśmiechnięta, Tomasz rozmawia jak dawniej. Władek znowu próbuje udawać, że nic się nie stało. A jednak coś się zmieniło. Coś pękło. Na dobre. We mnie. Zaczęłam zamykać szafkę z kosmetykami na klucz. Klucz trzymam przy sobie. Nie dlatego, że boję się kradzieży – ale dlatego, że nie chcę znów czuć się bezbronna w swoim własnym domu. To mój azyl, mój zapach, moje rytuały. I choć Natalia teraz grzecznie kupuje sobie swoje własne kremy, choć już raczej nie dotyka moich rzeczy – ja już jej nie ufam.
Tomasz unika tematów związanych ze mną i z żoną. Jakby był w środku, między dwoma światami. Rozumiem go. Ale i tak czuję żal. Bo to ja go wychowałam, ja go uczyłam, że nie wolno brać cudzych rzeczy. I co? A teraz musi siedzieć jak między młotem a kowadłem. I milczeć. Władek? On jak zawsze – udaje, że wszystko dobrze. Że życie toczy się dalej. A ja patrzę na niego i zastanawiam się, czy gdyby to jego rzeczy znikały dzień po dniu, też byłby taki łagodny. Może. Albo po prostu wolałby nic nie wiedzieć. Natalia nadal jest uprzejma. Dziękuje za obiad, chwali zupę. Ale między nami zieje chłód. I dobrze. Czasem chłód jest potrzebny, żeby nie dopuścić do kolejnego pożaru.
A ja? Jestem kobietą, która zna swoja wartość. I swoją godność. I nie dam się nikomu z tego okraść. A zapach zdrady? Rozpoznam go z daleka. I nie pozwolę, by kiedykolwiek znów zawisł nade mną w moim domu.
Jadwiga, 65 lat
Czytaj także:
- „Chciałem zostać w Warszawie, ale mama kazała mi wrócić do domu. Byłem wściekły, do czasu, gdy poznałem prawdę”
- „Mój mąż 1 zdaniem przekreślił 30 lat małżeństwa. Wierzyłam, mu na słowo, a on latami kłamał mi prosto w oczy”
- „Rodzice zawsze faworyzowali brata i okazywali mu miłość. Gdy po latach dowiedziałem się, dlaczego, byłem zrozpaczony”