Reklama

Z Karoliną jesteśmy małżeństwem od siedmiu lat. Żyjemy spokojnie, bez dzieci – nie dlatego, że nie chcemy, raczej tak wyszło. Może to przez ten ciągły brak stabilności? Ja pracuję jako freelancer, grafik – niby elastycznie, ale bez gwarancji. Karolina uczy w przedszkolu. Skromnie, ale na czas. Staramy się nie żyć ponad stan. Każda złotówka jest zaplanowana – ja tego pilnuję. Mam arkusz w Excelu, podział na kategorie: czynsz, jedzenie, rachunki, oszczędności. Może to nudne, ale daje mi spokój. Przynajmniej tak mi się wydawało.

Reklama

Od jakiegoś czasu czuję jednak, że coś się między nami zmieniło. Karolina bywa nieobecna, zamyślona. Kiedy pytam, mówi, że wszystko w porządku, tylko zmęczona. Nie naciskam – nie jestem z tych, co od razu robią dramat. Ale to nie daje mi spokoju. Zwłaszcza że coraz częściej zaglądam na nasze konto i coś się nie zgadza. Brakuje drobnych kwot, jakby ktoś ciągle coś wybierał. Myślę – może jakieś zakupy? Ale Karolina zawsze się tłumaczy, że „to nic takiego”. Nie chciałem jej podejrzewać o nic złego. Ale miałem przeczucie, że coś przede mną ukrywa. I bałem się, że pewnego dnia to przeczucie stanie się faktem.

Czułem, że będzie źle

– Karolina, dzisiaj ostatni dzień na przelew za czynsz – powiedziałem, siadając przy stole z kubkiem kawy. – Przelałaś już?

Zamarła. Dosłownie. Stała przy zlewie z talerzem w ręku, jakby zapomniała, co robi. Odwróciła się powoli, ale nie patrzyła mi w oczy.

– Michał… Musimy porozmawiać.

Zimno mnie przeszło. Słowa, które nigdy nie wróżą nic dobrego. Postawiłem kubek na stół.

– Co się stało?

– Ja… Pożyczyłam trochę pieniędzy Magdzie.

– Co znaczy „trochę”? – już czułem, że będzie źle.

– No... pięćset złotych. Ale odda za tydzień. Na pewno.

– Pięćset?! – prawie krzyknąłem. – Karolina, przecież to są pieniądze na czynsz!

– Wiem, ale ona miała dramatyczną sytuację. Auto jej padło, musiała zawieźć młodego do szpitala.

– A my co?! Żyjemy w raju?! – uderzyłem dłonią w stół. – To nie pierwszy raz, prawda?

Zacisnęła usta. Milczenie. Wiedziałem już. Zrobiło mi się gorąco.

– Ile razy jej pożyczałaś? Ile pieniędzy wydałaś bez mojej wiedzy?

– Michał, ona nie ma nikogo oprócz mnie…

– A ja?! – krzyknąłem. – Dla kogo ty żyjesz? Dla mnie czy dla niej?!

Zamilkła. Patrzyła na mnie z wyrzutem, a ja czułem, że coś właśnie pękło. Nie tylko w zaufaniu. W naszym związku. Jakby była gdzieś dalej ode mnie niż kiedykolwiek wcześniej.

– Ja... przepraszam – szepnęła w końcu.

Ale to „przepraszam” brzmiało jak echo. Bez znaczenia. Bez ciężaru. W środku czułem, jak coś we mnie wrze, ale zamiast wybuchnąć, po prostu wstałem i wyszedłem do drugiego pokoju. Musiałem się oddalić, zanim powiem coś, czego już nie cofnę.

Nie byłem jej priorytetem

Wieczorem siedzieliśmy naprzeciwko siebie przy stole. Cisza między nami była tak gęsta, że niemal ją słyszałem. Odłożyłem telefon i spojrzałem Karolinie prosto w oczy.

– Powiedz mi wprost – zacząłem spokojnie, choć w środku nadal się gotowałem – ile razy wcześniej dawałaś Magdzie pieniądze?

– Michał, ja… nie pamiętam dokładnie.

– Nie pamiętasz? – prychnąłem. – Karolina, przecież to nie są drobne! Przecież mamy wspólny budżet! To nasze życie, nie twoje kieszonkowe!

Karolina zacisnęła wargi. Przez chwilę myślałem, że znów ucieknie w milczenie, ale nagle wybuchła:

– Magda jest moją siostrą! Samotnie wychowuje dziecko, nie radzi sobie. Co miałam zrobić? Patrzeć, jak tonie?

– A może zapytać mnie, zanim sama rzucisz koło ratunkowe z naszych pieniędzy?! – uniosłem głos.

– Bo wiedziałam, że się nie zgodzisz! – krzyknęła, zrywając się z krzesła. – Ty wszystko liczysz! Nawet uczucia.

– Nie chodzi o pieniądze – wstałem i patrzyłem na nią z góry. – Chodzi o to, że mnie okłamałaś. Że nawet nie próbowałaś być szczera. Jak mam ci ufać?

– Może gdybyś mniej kalkulował, a więcej rozumiał, nie musiałabym cię okłamywać! – łzy już płynęły jej po policzkach. – Ty nie rozumiesz, co znaczy mieć rodzinę, która cię potrzebuje!

– Rozumiem tylko tyle, że nie jestem twoim priorytetem – powiedziałem gorzko. – I może nigdy nie byłem.

Zamilkła. A ja poczułem się, jakbym powiedział prawdę, której nie chciałem znać.

Nie zauważyła mnie

Wróciłem wcześniej z pracy. Chciałem tylko zostawić laptopa i wyjść – potrzebowałem przestrzeni. Ale kiedy wszedłem do mieszkania, usłyszałem Karolinę rozmawiającą przez telefon w sypialni. Nie zauważyła mnie. Mówiła cicho, ale nie na tyle, bym nie słyszał.

– Magda, błagam cię, nie mów mu, że dałam ci naszą poduszkę oszczędnościową. On już i tak ledwo znosi, że ci pomagam.

Zamarłem. Poduszka oszczędnościowa. Nasze jedyne zabezpieczenie. Pieniądze, które odkładaliśmy przez lata na „czarną godzinę”. Liczyłem ciągle każdy grosz, ale ostatnio przestałem to kontrolować. Uznałem, że to paranoja. A teraz...

– On się wścieknie, jak się dowie. Ale... nie mogłam inaczej. Ty jesteś moją siostrą, rozumiesz? Michał tego nie pojmuje.

Nie pamiętam, kiedy podszedłem pod drzwi. Ręce mi się trzęsły. Przez chwilę wahałem się, czy wejść. Ale nie mogłem już tego słuchać.

Otworzyłem drzwi gwałtownie. Karolina zamarła z telefonem przy uchu.

– A więc tak bardzo ci na mnie zależy, że muszę się dowiadywać przypadkiem? – powiedziałem spokojnie, aż nazbyt spokojnie. Cisza przed burzą.

– Michał… ja chciałam to naprawić… – zaczęła, ale przerwałem.

– Nie da się naprawić czegoś, czego się nie rozumie. A ty nie rozumiesz, co to znaczy być w małżeństwie. Co to znaczy „my”, a nie tylko „ty i twoja siostra”.

Nie odpowiedziała. Stała tam z telefonem w dłoni, z twarzą bladą jak kartka papieru. A ja wyszedłem. Bez słowa więcej.

Chodziło o zaufanie

Drzwi zamknęły się za mną z pustym trzaskiem. Nie zabrałem nic – tylko telefon, portfel i kurtkę. Nie miałem planu. Po prostu szedłem. Nogi niosły mnie przez miasto, które wydawało się zupełnie obce, jakbym patrzył na nie zza szyby. Mijałem twarze, światła, tramwaje, ale nie byłem tu naprawdę. Byłem gdzieś głęboko w sobie, w miejscu, gdzie echo jej głosu wciąż brzmiało: „On nie może się dowiedzieć”.

Tyle lat razem. Myślałem, że ją znam. Myślałem, że jesteśmy drużyną. Że choć czasem się mijamy, to mamy wspólne cele. A teraz? Mam poczucie, jakbyśmy od miesięcy grali w dwóch różnych zespołach. A ja nawet nie wiedziałem, że Karolina rozgrywa coś za moimi plecami. Czułem, jak coś się we mnie rozkleja. Nie chodziło tylko o pieniądze. Chodziło o zaufanie. O to, że ona mnie z tego wykluczyła. Jakby moje zdanie, moje potrzeby, mój spokój – były drugorzędne. Jakbym był tylko przeszkodą do ominięcia.

Nie czułem ulgi ani nienawiści

Zadzwoniłem do niej następnego dnia. Z prostym pytaniem: „Możemy się spotkać?”. Nie dopytywała. Umówiliśmy się w małej kawiarni na obrzeżach miasta. W miejscu, gdzie nikt nas nie znał. Magda już siedziała, kiedy wszedłem. Spięta, z rękami splecionymi na kolanach. Wyglądała na starszą, niż ją zapamiętałem. Albo po prostu – na zmęczoną.

– Michał – przywitała mnie nieśmiało. – Dziękuję, że przyszedłeś.

Usiadłem naprzeciwko niej. Przez chwilę nie odezwałem się ani słowem. Tylko patrzyłem. A ona unikała mojego wzroku.

– Dlaczego? – zapytałem w końcu cicho. – Dlaczego ciągnęłaś od Karoliny pieniądze? Przecież wiedziałaś, że to nie tylko jej kasa. Że to nasze oszczędności.

Zacisnęła powieki, jakby zbierała się na coś trudnego.

– Bo ona jest jedyną osobą, która jeszcze wierzy, że mogę coś z tego życia wyciągnąć – wyszeptała. – Wszyscy inni już dawno odpuścili.

– A my mamy przez to tonąć razem z tobą?

– Nie chciałam wam szkodzić. Przysięgam. Ja... nie wiedziałam, że to pójdzie tak daleko. Że ona odda mi wszystko.

Patrzyłem na nią. Nie z nienawiścią. Z pustką. Bo złość już dawno ustąpiła miejsca czemuś innemu – zmęczeniu, rozczarowaniu.

Może i jestem pasożytem – powiedziała po chwili, jakby sama siebie skazała. – Może powinnam zniknąć z waszego życia. Ale Karolina nigdy mi na to nie pozwoli. Ona... ma syndrom ratownika. Zawsze musi kogoś naprawiać. A ja jej na to pozwoliłam. Bo nie miałam nikogo innego.

Nie odpowiedziałem. Siedzieliśmy w ciszy. Nad nami grała cicho jakaś radiowa piosenka, zupełnie niepasująca do nastroju. Nie czułem ulgi. Nie czułem też nienawiści. Tylko jakiś ciężki smutek. I pewność, że wracając do domu – nie wracam już do tego samego miejsca, które opuściłem.

Coś się wypaliło

Drzwi skrzypnęły cicho, kiedy je otworzyłem. Karolina siedziała na kanapie. W rękach trzymała kubek z gorącą herbatą, choć wiedziałem, że nie wypiła z niego ani łyczka. Spojrzała na mnie tak, jakby nie wiedziała, czy mam jeszcze klucz. Jakby nie była pewna, czy chcę wejść. Usiadłem obok. Nie za blisko. Odległość między nami mogła wynosić jakieś pół metra. Ale emocjonalnie? Czuliśmy się, jakby dzieliła nas pustynia. Przez kilka minut milczeliśmy. W końcu odezwałem się pierwszy:

– Nie wiem, co dalej.

Karolina skinęła głową. Odstawiła kubek na stół.

– Ja też nie.

Nie było w jej głosie żalu ani obrony. Raczej zmęczenie. Oboje wiedzieliśmy, że coś się wypaliło – i tylko nie mieliśmy odwagi tego nazwać.

Patrzyłem na jej profil. Na znajome rysy, które kiedyś były miłością, potem codziennością, a teraz – niewiadomą. Przypomniałem sobie pierwszy wspólny wyjazd. Pierwsze kłótnie. Śmiech, kiedy nie mogliśmy zasnąć i śpiewaliśmy głupie piosenki o trzeciej nad ranem.

– Myślisz... że to jeszcze da się naprawić? – zapytała, szeptem.

Nie odpowiedziałem od razu. Bo nie wiedziałem. Ale po chwili powiedziałem cicho:

– Może. Ale to już nie będzie to samo.

Spojrzała na mnie ze łzami w oczach, ale nie płakała. Usiadłem bliżej. Nie dlatego, że wszystko wybaczyłem. Ale dlatego, że nie potrafiłem odejść. Jeszcze nie teraz.

Michał, 35 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama