Reklama

Chciałam wyjechać z moimi chłopcami w góry. Wycieczka zaplanowana była już rok wcześniej. Michał i Antek byli pilnymi uczniami, dlatego nie czułam się winna, decydując się na zabranie ich ze szkoły trochę wcześniej. Po pięciu dniach wakacji chłopcy mieli trafić pod opiekę ich ojca, z którym rozwiodłam się pięć lat temu. Eryk, mimo że nie okazał się dobrym mężem – co sam przyznał podczas rozwodu w sądzie, to zawsze był cudownym ojcem. To potwierdziłam przed sędzią, zgadzając się, żebyśmy wspólnie kontynuowali wychowanie naszych dzieci.

Reklama

Cieszyliśmy się z tego wyjazdu

Dzień przed planowanym wyjazdem byłam już z chłopcami dokładnie spakowana. Po zjedzeniu śniadania w piątkowy poranek, jedyne co pozostało, to zamknąć za sobą drzwi i udać się do samochodu. Michał i Antek usiedli z tyłu i posłusznie zapięli pasy bezpieczeństwa. Czekało nas dziewięć godzin podróży, uwzględniając postoje. Ponieważ wyruszyliśmy o szóstej rano, chłopcy natychmiast poszli spać.

Kiedy po godzinie spojrzałam w lusterko samochodu, zauważyłam, że obaj mają zamknięte oczy i są śpią spokojnie. Właśnie wtedy ostatni raz widziałam swoje pociechy. Zbliżałam się do zakrętu, jadąc zgodnie z przepisami. Zdecydowałam się nawet trochę zwolnić, bo wiedziałam, że kilometr dalej jest fotoradar. Na prędkościomierzu było sześćdziesiąt kilometrów, upewniłam się co do tego. Gdy podniosłam oczy, ujrzałam billboard z reklamą firmy produkującej zabawki. Na reklamie widniał rysunek statku pirackiego narysowanego kredkami. Stary pirat ze zwierzęciem na ramieniu stał za sterem. Następnie skręciłam...

Od tego momentu mam w głowie jedynie czarną dziurę, jakby ktoś usunął wszystko, co się działo przez kolejne dwanaście godzin, z mojej pamięci.

To była tragedia

Pół roku później zadzwonił do mnie policjant, który krótko po incydencie jako pierwszy zapisywał moje zeznania. Od tego czasu dzwonił do mnie regularnie, jak gdyby liczył na to, że coś sobie przypomnę. Pewnego razu zapytałam, dlaczego nie daje mi chwili wytchnienia. Odpowiedział, że kilka lat temu jego matkę potrącił na przejściu dla pieszych nietrzeźwy kierowca. Szukał go przez dwa lata, ale ostatecznie go znalazł.

Zobacz także

– Nigdy nie wiadomo, kiedy w pani umyśle odblokuje się jakaś klapka. Poza tym nie możemy pozwolić temu łajdakowi uniknąć kary – dodał.

Na tym zakręcie doszło do zderzenia między moim a innym pojazdem. Mój niewłaściwie zapięty pas bezpieczeństwa odpiął się i siła uderzenia wyrzuciła przez szybę. Auto stanęło w płomieniach, a moje dzieci zginęły na miejscu. Kierowca drugiego auta uciekł z miejsca zdarzenia. Spędziłam cztery miesiące na spotkaniach z psychologiem, który pomógł mi zacząć radzić sobie z własnym bólem. Później dołączyłam do grupy wsparcia, która również okazała się nieocenioną pomocą.

Podczas jednej z kolejnych rozmów z tym dociekliwym policjantem, usłyszałam od niego słowa, które utkwiły mi w głowie.

– Musi pani znaleźć jakiś cel. Bez względu na to, jak trudne to może być. Ja w ten sposób poradziłem sobie po utracie ukochanej mamy. Może i w przypadku pani okaże się to pomocne.

W tym momencie zdecydowałam, że odnajdę mordercę moich dzieci. To postanowienie faktycznie przyniosło mi ulgę. Stało się powodem do podniesienia się z fotela, na którym przesiadywałam dzień w dzień, wpatrując się przez okno, za którym dostrzegałam jedynie przemierzające niebo chmury.

Nie umiałam sobie poradzić

Odkąd wróciłam ze szpitala, unikałam pokoju chłopców, jakby nie był częścią rzeczywistości. Mama chciała pomóc mi go posprzątać, ale zakazałam jej dotykać czegokolwiek w moim domu. Miałam przeczucie, że potrzebuję jeszcze trochę czasu, że nie mogę sobie pozwolić na żadne zmiany, zwłaszcza w pokoju chłopców. Dla bezpieczeństwa zamknęłam go, a klucz schowałam do komody. Podczas jednej z sesji terapeutycznych usłyszałam, że powinnam się przełamać i wejść do pokoju moich synów. Odpowiedziałam, że czekam na znak, że ten moment właśnie nadszedł.

– A co jeśli ten znak nie przyjdzie? – zapytał jeden z uczestników terapii.

– Nigdy o tym nie myślałam.

– Masz trzydzieści cztery lata – wtrąciła terapeutka. – Nie możesz stracić swojego życia, nie możesz odkładać go na potem i czekać na znak, którego sama nie jesteś w stanie zdefiniować.

– Muszę to przemyśleć...

Nie podobała mi się ta rozmowa. Czułam wewnętrzny sprzeciw.

– Czy dasz radę przemyśleć to do następnego spotkania z grupą? – terapeutka jednak nie ustępowała.

Miałam jakieś urywki wspomnień

Po zakończonym spotkaniu weszłam do tramwaju. Zajęłam puste miejsce i zaczęłam patrzeć w okno. Po kilku przystankach gwałtownie wstałam. Na jednym z billboardów grupa mężczyzn kończyła zawieszać reklamę. Ujrzałam na nim dobrze mi znaną piracką łajbę i stojącego przy sterach kapra z papugą na ramieniu. W tym samym momencie w mojej głowie rozbrzmiała dawna kłótnia chłopców. O co im wtedy chodziło?

To wspomnienie trwało zaledwie przed chwilę. Tramwaj zatrzymał się na przystanku. Wysiadłam i cofnęłam się przed zawieszaną reklamą. Gapiłam się na niego, jakby czegoś oczekując. Gdy już miałam odejść, nagle poczułam pewność, że doszło do kłótni między chłopcami o kredki, którymi Michał nie chciał się podzielić z Antkiem.

Tego dnia, zanim udałam się w górską podróż, wróciłam z pracy nieco później niż zwykle i byłam w prawdziwym szale pakowania. Co jakiś czas, rzucałam okiem na wcześniej przygotowaną listę przedmiotów, które powinnam ze sobą wziąć. Lecz wydarzyło się coś jeszcze, coś znaczącego. Ale co to było?

Nie wiedziałam, czego szukam

Po powrocie do domu, zatrzymałam się w przedpokoju, wsłuchując się w otaczającą ciszę. Przyjrzałam się drzwiom pokoju chłopców. Skierowałam się do salonu i wyciągnęłam z szuflady klucz. Serce biło szybciej. Nie otwierałam tych drzwi od dnia, kiedy wyruszyłam z chłopcami do Zakopanego.

Gdy przekroczyłam próg, niespodziewanie wszystkie emocje odeszły. Czułam tylko skupienie. Już wiedziałam, że powinnam odnaleźć coś istotnego, jednak nadal nie miałam pojęcia, co to może być. Podeszłam do małego stolika, na którym porozrzucane były rysunki Michała. Pierwszy z nich ukazywał narciarzy zjeżdżających ze stoku, drugi – kota, a trzeci – jedynie chmury i słońce. W końcu natknęłam się na rysunek pirackiego statku. Za jego sterem stał jakiś typ z czarną opaską na oku i papugą na ramieniu. Statek nie był jednak na wodzie, zamiast tego jechał po drodze. Przed dziobem pirackiego okrętu, Michał narysował... rozbity samochód.

Szybko odłożyłam rysunki syna i opuściłam pokój. Potrzebowałam zaczerpnąć świeżego powietrza. Miałam wrażenie, jakbym długo zanurzała się pod wodą, a teraz w końcu wyłoniła się na powierzchnię, gdzie mogłam oddychać. Spędziłam trochę czasu w kuchni, paląc dwa papierosy, jeden po drugim. Cztery lata temu porzuciłam ten nałóg, ale teraz do niego powróciłam. Gdy gasiłam papierosa, przypomniała mi się dawna kłótnia chłopców. Podeszłam do drzwi i pociągnęłam klamkę.

„Mamo, on mi zabrał czarną kredkę –usłyszałam lament w głosie Michała. –I prawie ją zużył".

Wszystko pasowało

Wtedy to spojrzałam na Antka, który siedział przy biurku. Miał przed sobą otwartą gazetę i patrzył z ironią na swojego brata. Wkroczyłam do pokoju i zajrzałam pod łóżko, skąd wydobyłam gazetę. Zauważyłam, że na ostatniej stronie prawie cały obszar był pokryty czernią, poza małym kwadratem, gdzie umieszczone było ogłoszenie: „Stolarz. Terminowo i solidnie. Meble na zamówienie”. Czyżby moje dzieci za życia próbowały mnie ostrzec o tym, co nas spotka?

Dłońmi drżącymi z nerwów podniosłam telefon i kiedy usłyszałam męski głos, zadałam pytanie:

– Czy jechał pan w stronę Zakopanego dokładnie rok temu? Mam na myśli 24 kwietnia.

Po drugiej stronie linii zapanowała cisza, a po chwili usłyszałam przerażony głos:

– Nie mam pojęcia, o co pani chodzi. Proszę do mnie nie dzwonić.

Reklama

Skontaktowałam się z policjantem. Oznajmiłam mu, że już znam mordercę moich dzieci. Jak wynikało z dochodzenia, stolarz obchodził poprzedniego dnia imieniny. Poranek zaczął od ćwiartki na kaca, ale ciągle czuł pragnienie. Zdecydował się na wyprawę do sklepu po piwo. Jego plany pokrzyżował zamknięty obiekt, więc wskoczył do samochodu i udał się do pobliskiej wioski. Jechał szybko i ściął tamten zakręt. Nie zdołał zareagować, kiedy mój samochód nagle pojawił się zza drzew. Kiedy stolarz został aresztowany, poczułam ulgę, jakby więzy przeszłości w końcu zostały przerwane. Czułam, że teraz będę mogła pójść dalej.

Reklama
Reklama
Reklama