„Z romantycznego wyjazdu wróciłam z płaczem. Animatorka zamiast dzieci, zabawiała mojego ukochanego”
„Coś się między nami wypaliło. Zamiast czułości były pretensje, kłótnie o drobiazgi i wieczna cisza, która wypełniała powietrze. Dlatego tym bardziej zdziwiło mnie, gdy Piotr wpadł na pomysł: wyjazd do hotelu, by ratować to, co z nas zostało. Nie protestowałam, ale coś przeczuwałam. Coś złego”.

- Redakcja
Nigdy nie sądziłam, że nasz związek rozpadnie się tak cicho, prawie bezgłośnie. Z Piotrem byliśmy razem od lat, a jednak coś się między nami wypaliło – jak stary ogień, który już nie daje ciepła, tylko ledwo tli się w popielniku. Zamiast czułości były pretensje, kłótnie o drobiazgi i wieczna cisza, która wypełniała powietrze. Dlatego tym bardziej zdziwiło mnie, gdy Piotr wpadł na pomysł: wyjazd do hotelu, by ratować to, co z nas zostało. Nie protestowałam, ale coś przeczuwałam. Coś złego.
Atmosfera między nami była napięta
– Piotr, może dziś wieczorem obejrzymy coś razem? – zapytałam nieśmiało, siedząc na brzegu łóżka w naszym hotelowym pokoju. Miałam nadzieję, że wreszcie spędzimy trochę czasu razem, jak dawniej. Piotr leżał na kanapie, zapatrzony w telefon, z tępym wzrokiem przesuwając palcem po ekranie.
– Nie teraz. Może jutro? Jestem zmęczony – rzucił beznamiętnie, nawet na mnie nie patrząc.
Poczułam, jak zaciska mi się gardło. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Zawiesiłam wzrok na jego plecach, które odgradzały mnie od reszty świata, i usłyszałam w swojej głowie te wszystkie chwile, gdy starałam się o niego dbać, o nas, a on… nic.
– Nie rozumiem, po co tu przyjechaliśmy, skoro Ty wciąż jesteś nieobecny? – wypaliłam w końcu. Słowa wypłynęły ze mnie szybciej, niż bym chciała.
Piotr westchnął i odłożył telefon.
– Przesadzasz. Przecież właśnie tu jesteśmy, to już coś, prawda?
– To nie ma sensu, jeśli jesteśmy razem tylko ciałem, a myślami gdzieś indziej… – wyszeptałam. Moje dłonie zaczęły drżeć.
Piotr zmrużył oczy i podniósł głos.
– Może to Ty jesteś problemem? Może to Ty ciągle coś wymyślasz, zamiast po prostu cieszyć się chwilą?
Odsunęłam się w ciszy, czując, jak narasta we mnie złość pomieszana z rozpaczą. Patrzyłam, jak Piotr wychodzi, trzaskając drzwiami. Zostawił mnie samą, z głową pełną myśli, które nie dawały spokoju. Wtedy po raz pierwszy naprawdę poczułam, że coś tu jest nie tak.
Świat mi się zawalił
Po tej kłótni długo nie mogłam zasnąć. Leżałam na łóżku, gapiąc się w ciemny sufit, a w mojej głowie kłębiły się myśli. W końcu postanowiłam wyjść, przewietrzyć się, oderwać od tego wszystkiego. Przeszłam korytarzem, minęłam windę i weszłam na taras hotelowy, który nocą wyglądał zupełnie inaczej – cicho, prawie pusto, tylko gdzieniegdzie rozproszone światła.
Przeszłam przez próg i wtedy go zobaczyłam. Piotr. Stał na drugim końcu tarasu, przy stoliku, rozmawiając z kimś... Nie, nie rozmawiał. On ją obejmował. Całował. Animatorkę hotelową, którą wcześniej widziałam przy basenie. Smukła blondynka w krótkiej sukience, uśmiechała się szeroko, a on... Patrzyłam na to jak sparaliżowana.
– Nie mogłem dłużej wytrzymać. Wiedziałem, że muszę cię zobaczyć – usłyszałam jego głos, ściszony, ale wyraźny.
– Myślałam, że nigdy się nie odważysz – odpowiedziała, śmiejąc się cicho.
Poczułam, jak świat mi się wali. Serce waliło mi jak młotem, dłonie zrobiły się lodowate. Stałam tam chwilę, zbyt długo, zbyt blisko. W końcu cofnęłam się powoli, starając się nie zrobić hałasu, nie oddychać, nie być. Ale wewnątrz czułam, jak coś we mnie pęka – coś, czego już nigdy nie da się naprawić. Nie mogłam uwierzyć, że Piotr mnie zdradza. I to właśnie tutaj, podczas naszego „ratunkowego” wyjazdu. Wracałam do pokoju jak w transie. A Piotr? On pewnie myślał, że o niczym nie wiem.
Coś we mnie umarło
Kiedy Piotr wrócił do pokoju, udawałam, że śpię. Nie miałam siły na rozmowę, nie wtedy, gdy jeszcze czułam jego zapach zmieszany z perfumami tej kobiety. Przez całą noc przewracałam się z boku na bok, a obrazy z tarasu wracały jak koszmar. Rano, przy pierwszych promieniach słońca, nie wytrzymałam.
– Co robiłeś na tarasie? – zapytałam cicho, ale mój głos był ostry jak brzytwa.
Piotr zamarł w pół ruchu, z koszulką w rękach. Odwrócił się powoli, jakby próbował zyskać czas.
– Co? O czym Ty mówisz? – spytał, udając zdziwienie.
– Nie rób ze mnie idiotki. Widziałam. Całowałeś ją – wyrzuciłam z siebie, a serce waliło mi tak mocno, że czułam je w uszach.
Piotr zbladł. Z jego twarzy zniknęła pewność siebie. Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale tylko je zamknął, zaciął się na chwilę.
– To nie tak, Marcelina… To nie jest to, co myślisz... – zaczął, ale przerwałam mu gwałtownie.
– Nie kłam! Kim ona jest? – krzyknęłam, a głos mi zadrżał. – Kim?!
Westchnął ciężko, spojrzał na mnie bez cienia żalu.
– To… to była moja była. Znamy się od dawna. Spotkaliśmy się tu przez przypadek...
– Przypadek?! – parsknęłam. – Ten wyjazd to miał być pretekst, prawda? Ty to wszystko zaplanowałeś!
Piotr nie zaprzeczył. Stał przede mną, spuszczając wzrok, a ja poczułam, że coś w moim sercu po prostu umarło. Patrzyłam na niego i nie poznawałam człowieka, z którym kiedyś dzieliłam życie.
Czułam się jak wrak
Nie wiedziałam, co zrobić. Słowa Piotra dźwięczały mi w uszach, jakby ktoś wbijał je w moją głowę. Wybiegłam z pokoju, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. Drzwi zatrzasnęły się za mną z hukiem, a ja biegłam korytarzem jak oszalała, nie widząc drogi przed sobą. Przystanęłam dopiero na schodach, gdzie usiadłam, skulona, z głową opartą o kolana. Drżałam. W głowie huczało mi: To nie był przypadek. To nie była pomyłka. Zrobił to świadomie.
Próbowałam złapać oddech, ale powietrze nie chciało wejść do płuc. Łzy płynęły ciurkiem po policzkach. Czułam, jakby ktoś zabrał mi kawałek mnie samej, jakbym nagle straciła coś ważnego, co od lat było częścią mojego życia.
Nagle poczułam czyjąś obecność. Podniosłam głowę i zobaczyłam recepcjonistkę, tę samą, która witała nas przy zameldowaniu.
– Wszystko w porządku? – zapytała ostrożnie, nachylając się nade mną.
– Nie – odpowiedziałam drżącym głosem. – Właśnie dowiedziałam się, że mój chłopak mnie zdradza... – wyszeptałam, a głos mi się załamał.
Recepcjonistka zmarszczyła brwi, wyglądała na zaskoczoną i trochę bezradną.
– Przykro mi... – powiedziała cicho, siadając obok na schodach.
Skinęłam głową, choć jej słowa niczego nie zmieniały. Czułam się jak wrak, rozsypana na milion kawałków. W głowie kotłowało się pytanie: Co teraz? Zostać? Wrócić do pokoju i udawać, że nic się nie stało? Wyjechać i zostawić wszystko za sobą?
Ale odpowiedzi wciąż nie miałam.
Nie chciałam być z kimś takim
Wróciłam do pokoju, bo musiałam zabrać swoje rzeczy. Piotr siedział na łóżku, oparty o ścianę, z rękami założonymi na głowie, jakby dopiero teraz docierało do niego, co zrobił. Gdy mnie zobaczył, podniósł się i wyciągnął rękę w moją stronę.
– Marcelina, proszę... Porozmawiajmy. To była pomyłka, chwila słabości. To nic nie znaczyło! – mówił szybko, desperacko, próbując mnie zatrzymać.
– Nic nie znaczyło?! – wybuchłam, patrząc mu prosto w oczy. – Myślisz, że można tak po prostu kogoś pocałować, a potem wrócić i udawać, że to się nie wydarzyło?
– Jesteś dla mnie najważniejsza – powiedział, zbliżając się. – To ciebie kocham. Popełniłem błąd, ale musimy walczyć o nas. Proszę, nie odchodź.
Zamknęłam oczy, próbując powstrzymać łzy. Jego słowa były jak zacinający się refren – dobrze znane, a jednak teraz brzmiały obco. W głowie wciąż miałam obraz jego dłoni na jej plecach, jego ust na jej ustach.
– Nie chcę już walczyć – powiedziałam cicho, ale stanowczo. – Nie mam siły, Piotr. Nie chcę być z kimś, kto mnie okłamuje.
Złapał mnie za rękę, ale wyrwałam się.
– To koniec – powiedziałam, podnosząc torbę z podłogi.
Nie oglądając się za siebie, wyszłam z pokoju, zostawiając Piotra i nasze wspólne wspomnienia za sobą. Nie wiedziałam, co będzie dalej, ale wiedziałam, że nie mogę zostać.
Nie dało się tego uratować
Droga powrotna z hotelu była długa i cicha. Siedziałam w pociągu, patrząc za okno, a świat za szybą zdawał się płynąć obok mnie, jakby to nie była moja historia, tylko scena z czyjegoś życia. Myślałam o Piotrze, o nas – o tym, jak łatwo uwierzyłam, że wszystko da się naprawić jednym wyjazdem, jedną rozmową, jednym pocałunkiem. Do ostatniej chwili wierzyłam, że Piotr pobiegnie za mną, że jeszcze zdoła mnie zatrzymać. Ale prawda była brutalna: nic już nie było do uratowania.
On został w naszym pokoju hotelowym. Wiedziałam, że długo nie będzie tam sam. Że dostanie to, po co przyjechał. Ja nie chciałam się już oglądać wstecz. Czułam się pusta, wypalona, a jednocześnie dziwnie spokojna. Jakby wraz z tą decyzją coś ciężkiego spadło mi z ramion.
Kiedy wróciłam do mieszkania, rozpakowałam torbę, powoli, bez pośpiechu. Zaparzyłam sobie herbatę, usiadłam przy stole i patrzyłam na kubek, jakby miał mi coś powiedzieć. Nic nie mówił. Byłam sama. Sama ze swoimi myślami, z tym bólem, który co chwilę przebijał mi serce, ale który wiedziałam, że kiedyś minie. Nie miałam jeszcze planu na przyszłość. Nie wiedziałam, co zrobię jutro, pojutrze, za tydzień. Może spakuję walizkę i wyjadę na kilka dni w góry. Może zadzwonię do Magdy i powiem jej wszystko. A może po prostu… będę.
Stanęłam na balkonie, patrząc w nocne niebo. Powietrze było chłodne, a cisza aż dźwięczała w uszach. Oddychałam powoli, próbując uspokoić myśli. Wiedziałam, że ta cisza będzie mi towarzyszyć jeszcze długo, ale w tej ciszy było coś nowego – coś, co przypominało spokój. Może pierwszy krok do odzyskania siebie.
Marcelina, 29 lat
Czytaj także:
- „W Toskanii bardziej niż gotowaniem pasty al dente zainteresowałam się flirtowaniem. Sparzyłam się gorzej niż wrzątkiem”
- „W ogrodowej altance urządzałem schadzki z sąsiadką. Zdradziłem jej złotą proporcję na nawóz do róż i tak się zaczęło”
- „Aplikacja randkowa miała być moim antidotum na samotność. Już po pierwszym razie sparzyłam się tak, że do dziś żałuję”