„Z romantycznej podróży do Barcelony wróciłam do Polski bez chłopaka. Moje marzenie zmieniło się w tani melodramat”
„Znałam Natalię niemal na wylot. Zawsze była tą, która przyciągała spojrzenia, kiedy ja wolałam stać z boku. Ale ufałam jej. Jak siostrze. Gdyby ktoś wtedy powiedział mi, że właśnie ta osoba będzie stała na plaży, całując mojego chłopaka... pewnie bym się roześmiała”.

- Redakcja
Było coś niezwykle romantycznego w tym, że to właśnie z Michałem miałam polecieć na moje pierwsze wakacje za granicę. Zawsze marzyłam o Barcelonie – o tych brukowanych uliczkach dzielnicy Gotyckiej, o Gaudim, winie pitym na plaży i o zdjęciach robionych o zachodzie słońca. Ale najbardziej cieszyłam się na wspólne chwile. Chciałam go poznać od innej strony – poza codziennością, pracą, obowiązkami. W wersji „my”, tylko my.
Michała poznałam rok wcześniej przez wspólnych znajomych. Z początku wydawał mi się nieco zbyt pewny siebie, ale ta jego bezczelność miała w sobie coś ujmującego. Przypominał aktora z filmu, który za dużo żartuje, a potem niespodziewanie okazuje się kimś, komu można zaufać. Zakochałam się – głupio i do cna. Kiedy w grudniu podarował mi bilet do Barcelony na moje urodziny, myślałam, że zemdleję z radości. „Pierwsza nasza wspólna podróż, kochanie”, powiedział wtedy, całując mnie w czubek nosa.
Natalia, moja przyjaciółka od liceum, piszczała w słuchawkę, gdy opowiadałam jej o planach.
– Zazdroszczę ci! – śmiała się. – Ja utknęłam z robotą, a ty będziesz piła sangrię w sukience z falbankami. Zrób dużo zdjęć! – dodała z przesadnym entuzjazmem.
Znałam Natalię niemal na wylot. Zawsze była tą, która przyciągała spojrzenia, kiedy ja wolałam stać z boku. Ale ufałam jej. Jak siostrze. Gdyby ktoś wtedy powiedział mi, że właśnie ta osoba będzie stała na plaży, całując mojego chłopaka... pewnie bym się roześmiała.
Lecieliśmy z Michałem o świcie. On był trochę rozkojarzony, przeglądał telefon, odpowiadał na wiadomości. Zrzuciłam to na karb stresu związanego z podróżą. „W Barcelonie się rozluźni”, pomyślałam wtedy.
Myślami był daleko ode mnie
Słońce dopiero zaczynało wspinać się nad linię morza, kiedy weszliśmy z Michałem na plażę. Piasek był jeszcze chłodny, a powietrze pachniało solą i jakimś niepokojem, którego nie potrafiłam wtedy nazwać. Michał trzymał w ręku kubek z kawą, którą wcześniej zamówił tylko dla siebie, jakby zapomniał, że jestem obok.
– Ładnie tu, prawda? – odezwałam się w końcu, próbując złapać z nim kontakt.
– Mhm – mruknął, nawet nie patrząc w moją stronę.
Szliśmy tak obok siebie przez chwilę w milczeniu. Patrzyłam, jak przesypuje piasek pomiędzy palcami i znów zerka na telefon. Uśmiechał się pod nosem. Automatycznie. Jakby zapomniał, że to ja powinnam być przyczyną tego uśmiechu.
– Często ostatnio sprawdzasz telefon – powiedziałam. – Może byś skupił się na nas?
Zatrzymał się i spojrzał na mnie, mrużąc oczy. Uśmiechnął się krzywo.
– Julia, serio? Zaczynamy wakacje i już jakieś teksty? Czemu wszystko musisz analizować? To tylko wakacje, bawmy się.
– Tylko wakacje? – powtórzyłam, jakbym nie zrozumiała.
– No tak, nie rozkminiaj wszystkiego. Jesteśmy tu, mamy słońce, morze, ty robisz zdjęcia, ja odpoczywam. Nie róbmy z tego większej filozofii.
Nie odpowiedziałam. Ruszyłam dalej przed siebie, nie czekając, czy idzie za mną. W głowie huczało mi jedno zdanie: „To przecież ja wszystko zorganizowałam. Czemu czuję się tutaj... jak gość?”.
Patrzyłam na mijających nas ludzi – zakochane pary, dzieci z wiaderkami. Czułam, że coś mi umyka, że coś przegapiłam. Michał kiedyś był inny. Objąłby mnie od tyłu, zrobił głupią minę, zanuciłby jakąś głupią piosenkę. A teraz? Teraz wyglądał, jakby był wszędzie – tylko nie ze mną.
To nie mógł być przypadek
Dzielnica Gotycka pachniała przeszłością, kawą i czymś jeszcze, czego nie potrafiłam nazwać. Spacerowaliśmy krętymi uliczkami, a ja starałam się nie myśleć o naszej porannej kłótni. Michał trzymał mapę w telefonie i co chwilę zatrzymywał się, by coś sprawdzić. Cisza między nami była ciężka i duszna jak sierpniowe powietrze.
Nagle usłyszałam znajomy głos.
– O ja cię… Julia?!
Zamarłam. Odwróciłam się i… zbladłam.
– Natalia?
Stała kilka kroków dalej, opalona, w białej lnianej sukience, z włosami spiętymi niedbale na karku. Wyglądała jak z katalogu wakacyjnego. W jednej ręce trzymała torebkę, w drugiej – okulary przeciwsłoneczne. I uśmiech, ten jej charakterystyczny – niby ciepły, ale zawsze trochę zbyt szeroki.
– Co ty tu robisz?! – zapytałam z niedowierzaniem. – Podobno byłaś zawalona robotą.
– Przypadek! Udało mi się wziąć wolne na parę dni, miałam bilety z zeszłego roku. Przełożyli mi lot, pomyślałam – czemu nie? – wzruszyła ramionami z teatralną nonszalancją.
Zerknęłam na Michała. Stał jakby zamurowany. A potem... uśmiechnął się. Ale nie do mnie.
– Cześć, Natalia – powiedział, zbyt swobodnie.
– No hej, Michał – odpowiedziała. Ich spojrzenia na moment się przecięły. Za długi moment. Zbyt intymny.
Zrobiło mi się chłodno, mimo że było ponad trzydzieści stopni. Coś mnie ukuło w żołądku.
– Skąd się znacie? – zapytałam, próbując utrzymać głos w normalnym tonie.
– No przecież z urodzin Magdy, pamiętasz? – rzuciła Natalia szybko. – Michał tam był, gadaliśmy chwilę. Nie przesadzaj, świat jest mały – dodała i zaśmiała się, jakby to wszystko było zupełnie naturalne.
Ale ja wiedziałam, że coś jest nie tak. Nie byłam głupia. Znam Natalię. I znałam Michała. A jednak... zaczęłam wątpić.
Przecież Michał nie byłby zdolny do zdrady… prawda? Ale czemu patrzył na nią w taki sposób?
Szliśmy potem razem na kawę, bo przecież tak wypadało. Natalia mówiła dużo, śmiała się głośno, a ja czułam się jak piąte koło u wozu. Michał siedział naprzeciwko i kiwał głową, jakby znał ją od lat. A ja? Ja tylko patrzyłam i zaczynałam rozumieć, że to nie przypadek.
Nie wierzyłam w to, co widzę
To był nasz ostatni wieczór w Barcelonie. Powietrze było ciężkie od ciepła i dźwięków miasta – śmiechów ludzi z barów, muzyki dobiegającej z ulicznych głośników, gwaru, który kiedyś uznałabym za romantyczny. Ale teraz… czułam się, jakbym była w obcym miejscu. Nawet nie tyle w mieście – w związku.
– Pójdziemy jeszcze na spacer po plaży? – zapytałam Michała cicho.
– Wiesz co, nie mam dziś siły. Może posiedzę w hotelu, poczytam coś – odpowiedział, nawet nie podnosząc wzroku znad ekranu.
– Jasne – rzuciłam i wyszłam, nie czekając na więcej.
Szłam bez celu, mijając ulicznych grajków i zakochane pary. Szłam długo. W końcu skręciłam w stronę plaży. Było ciemno, tylko księżyc odbijał się w tafli wody. Szum fal był jedynym dźwiękiem, który mnie wtedy nie drażnił. Zdjęłam buty, przeszłam kilka kroków po piasku i już miałam zawrócić... gdy nagle ich zobaczyłam.
Stali trochę dalej, przy wydmach. Nie całkiem w cieniu, ale też nie na widoku. Michał. Natalia. Ubrana w tę samą białą sukienkę co rano. On nachylał się w jej stronę, mówił coś szeptem. Ona się śmiała. A potem... ich usta się spotkały. Tak, jakby robili to nie po raz pierwszy.
Nagle wszystko zwolniło. Słyszałam tylko fale i własne serce, które łomotało w piersi jak oszalałe. Nogi miałam z waty. Po cichu podeszłam bliżej. Nie krzyknęłam. Nie płakałam.
Michał odsunął się na moment i powiedział cicho, z głową przy jej szyi:
– Chciałem to zakończyć przed wyjazdem…
Zamarłam.
Odwróciłam się i odeszłam. Wróciłam na skróty do hotelu, jakby ten widok wypalił we mnie całą energię. Drżącymi rękami spakowałam walizkę. Zarezerwowałam lot na rano. Bez biletu powrotnego dla Michała.
Taksówka pojawiła się o trzeciej nad ranem. Wysiadłam z nią w ciszy. Bez słowa. Bez pożegnania. Miałam tylko siebie. I to musiało mi wystarczyć.
Zostałam z niczym
W samolocie było pusto. Może dlatego, że był środek nocy, a może po prostu świat sprzyjał ludziom, którzy chcieli znikać. Siedziałam przy oknie i patrzyłam na ciemność za szybą. Nic nie czułam. Nie byłam wściekła. Nie płakałam. Byłam pusta. Jakby ktoś wyciął ze mnie całe wnętrze.
Telefon wibrował. Michał. Raz, drugi, dziesiąty. Nie odebrałam.
Gdy wysiadłam z samolotu i wzięłam walizkę, zadzwoniła mama.
– Córciu? Już jesteś? Wszystko w porządku?
– Tak… coś się stało – odpowiedziałam cicho.
– Co dokładnie? – zapytała z troską, ale bez nalegania.
– Nie teraz, mamo. Potem ci powiem.
– Dobrze, kochanie. Wiesz, że możesz wszystko mi powiedzieć.
– Wiem.
Rozłączyłam się i schowałam telefon do kieszeni. Chciałam zniknąć. Po prostu.
W domu było chłodno. Wpuściłam powietrze do pokoju i usiadłam na łóżku. Patrzyłam w jeden punkt. Nagle usłyszałam dźwięk wiadomości.
Od Michała: „Julia, nie wiem, jak mam to naprawić. Wiem, że to widziałaś. Proszę, odezwij się”.
Potem druga: „To nie było tak, jak myślisz. To stare sprawy. To nie ma już znaczenia”.
I trzecia, nagrana: – Kochanie, nie wiem, co mam powiedzieć. Spieprzyłem. Wiem. Ale nie chcę cię stracić. Wracam jutro. Porozmawiajmy, proszę…”.
Potem SMS od Natalii: „To nigdy nie miało się tak skończyć. Przepraszam”.
Patrzyłam na te wiadomości, ale nie czułam potrzeby, by odpowiadać. Nawet złości. Nawet bólu. Tylko... pustkę. Jakbym zrezygnowała. Jakbym zostawiła siebie gdzieś tam, na tej plaży.
Zostałam z niczym. Ale czy naprawdę? Może zostałam tylko z samą sobą – i to mi wystarczy.
Nie współczułam jej
Spotkałyśmy się w małej kawiarni przy Rondzie ONZ. Natalia zaproponowała to miejsce. Było spokojne, anonimowe. Może dlatego, że miała nadzieję, że nikt nas tam nie zobaczy. Przyszłam punktualnie, ona już czekała – ubrana jak zawsze perfekcyjnie, z lekko rozmazanym tuszem i winą w oczach. A może tylko grała.
– Dziękuję, że przyszłaś – powiedziała, kiedy usiadłam naprzeciwko.
Milczałam.
– Julia… To nie miało się tak skończyć. Naprawdę. To było raz, dawno temu, zanim jeszcze się z tobą naprawdę związał.
Patrzyłam na nią bez wyrazu.
– Wiesz, co boli najbardziej? – zapytałam cicho. – Nie to, że Michał mnie zdradził. Nawet nie to, że zrobił to właśnie z tobą.
– Więc co? – szepnęła, spuszczając wzrok.
– Że zrobiłaś to jako moja przyjaciółka. To boli najbardziej.
Zamilkła. Chyba się tego nie spodziewała.
– Chciałam ci powiedzieć wcześniej. Próbowałam. Ale potem widziałam, jak jesteście razem szczęśliwi i… i już nie umiałam. A potem to wszystko wróciło. W Barcelonie… On… on powiedział, że to nic nie znaczyło.
– Nie znaczyło? – przerwałam. – To czemu go pocałowałaś?
– Bo jestem głupia. Bo… nadal coś czuję. Ale nie chcę go tobie odebrać. Ja… przepraszam. Naprawdę.
Przez chwilę patrzyłyśmy na siebie w ciszy. Jej głos drżał, ale mnie to nie wzruszało. Przestałam czuć współczucie. Przestałam czuć cokolwiek. Wstałam.
– Julia… proszę, powiedz coś jeszcze…
– Powiedziałam już wszystko, co trzeba – odparłam.
Odwróciłam się i wyszłam. Nie odwracałam się za siebie. Nie chciałam widzieć jej miny. Nie chciałam pamiętać tej sceny. Czasem największym aktem siły jest odejście – bez awantur, bez krzyku. Po cichu, ale z godnością.
To była dla mnie lekcja
Minęło kilka miesięcy. Nie wróciłam do Michała. Nie odnowiłam kontaktu z Natalią. Wszystko, co mnie wtedy bolało, z czasem zaczęło blaknąć. Nie zniknęło – nie, nie łudzę się – ale przestało boleć z tą samą intensywnością. Została rana, ale zaczynała się zabliźniać.
Zdarza się, że wracam myślami do Barcelony. Do tego spaceru po dzielnicy gotyckiej, do śniadania na balkonie z widokiem na port. Ale te wspomnienia nie dotyczą już jego. Są tylko moje. I przypominają mi o tym, jak wtedy po raz pierwszy zobaczyłam siebie naprawdę – samotną, ale mocną. Zdradzoną, ale nie rozpadającą się w kawałki.
Nie potrzebuję już odpowiedzi. Nie potrzebuję wyjaśnień. To, co się wydarzyło, nie zdefiniowało mnie – tylko pokazało, ile jestem warta.
Mam nowe plany. Może znów gdzieś polecę, ale tym razem sama. Może znów zaufam komuś, ale już nie tak łatwo. Uczę się stawiać granice. Uczę się ufać własnemu instynktowi.
Niektóre podróże kończą się wcześniej, niż planowaliśmy. Ale dzięki nim wiemy, dokąd nie chcemy wracać.
Julia, 28 lat
Czytaj także:
- „Randkowałam z bratem mojego eks i myślałam, że to miłość jak z filmu. Owszem, ale zamiast romansu wyszedł dramat”
- „Najpierw był pociąg do Rijeki, a później pociąg do nieznajomego. Mąż w końcu się dowiedział o nasionku w moim ogródku”
- „Prawdziwe oblicze teścia mnie zszokowało. Teraz już wiem, dlaczego tak często wodził za mną wzrokiem”