„Za jedną zdradę chciałam się zemścić na wszystkich facetach. Nie spostrzegłam się, jak niechcący ukarałam samą siebie”
„Samotność mnie przerażała. Więc wikłałam się w te romanse, bo one były jak narkotyk. Dawały dreszcz, chwilę uniesienia, a potem? A potem przychodziła pustka. I znów trzeba było kogoś szukać”.

- Redakcja
Miałam różne etapy w życiu – bywałam kochanką, przyjaciółką, kobietą, która potrafiła rozbawić towarzystwo i taką, która znikała bez słowa. Nie jestem dumna z tego, co robiłam, ale nie będę też kłamać, że żałuję wszystkiego. Czasem po prostu chciałam poczuć, że wygrywam. Że mam nad kimś przewagę. A najłatwiej było mi to robić z żonatymi facetami. Oni zawsze patrzyli na mnie z tym błyskiem w oku – jak na coś zakazanego, coś, co można mieć, ale na chwilę, potajemnie.
To był odwet
Pamiętam te rozmowy.
– Karolina, jesteś wyjątkowa, wiesz? – mówił Michał, gładząc mój nadgarstek.
– Michał, nie gadaj bzdur, masz żonę i dwójkę dzieci – rzucałam niby z dystansem, ale już czułam ten dreszcz…
Albo Paweł, ten od „nie potrafię zapomnieć o tobie”. Opowiadał mi o swojej żonie.
– Wiesz, ona nigdy nie zrozumie, jak bardzo mnie pociągasz. – I ten jego wzrok… a ja wtedy czułam się, jakby cała rzeczywistość kurczyła się do tego jednego momentu.
Z Anią, moją przyjaciółką, kłóciłam się o to nieraz.
– Karolina, może czas przestać się karać? – powiedziała mi któregoś wieczoru, popijając białe wino w moim salonie.
– Karać? Co ty wygadujesz… – prychnęłam.
– Sama się ukrzyżowałaś – spojrzała na mnie z takim współczuciem, że aż zrobiło mi się niedobrze. – Przestań szukać zemsty na wszystkich za to, co ci się nie udało.
– Daj spokój… – machnęłam ręką.
Ale jej słowa mnie dotknęły, bo miała rację. Ja naprawdę szukałam zemsty. Na świecie, na facetach, na kobietach, które „miały lepiej”. Tylko… nie wiedziałam, jak przestać. Wszystko przez to, że sama kiedyś zostałąm zdradzona.
Nie umiałam być sama
Samotność mnie przerażała. Więc wikłałam się w te romanse, bo one były jak narkotyk. Dawały dreszcz, chwilę uniesienia, a potem? A potem przychodziła pustka. I znów trzeba było kogoś szukać.
Wreszcie wpadłam na Marka. Przystojny, z klasą, taki, który pachniał sukcesem. Spotkaliśmy się przypadkiem – a może wcale nie? Może ja go wypatrzyłam na tej konferencji i świadomie podeszłam? Sama już nie wiem.
– Widzę, że też cię tu przysłali z przymusu? – zagadnęłam, opierając się nonszalancko o stół z kawą.
Spojrzał na mnie uważnie. Miał ciepłe, ciemne oczy i taki uśmiech, jakby wiedział coś, czego ja nie wiem.
– Albo dlatego, że czasem warto posłuchać mądrzejszych od siebie – odpowiedział, podnosząc filiżankę.
– No tak, tylko mądrzejsi najczęściej gadają głupoty. – Uniosłam brew i zagryzłam wargę.
Flirt zaczął się sam. Wcale się nie starałam. To była gra, którą znałam od lat.
– Nie mów mi, że nigdy o tym nie myślałeś… – powiedziałam, przesuwając palcem po krawędzi szklanki.
– Nie mów mi, że tego właśnie szukasz… – odparł spokojnie, ale patrzył na mnie tak, jakby czytał w myślach.
Lubiłam to
Parę dni później siedzieliśmy razem w kawiarni. Czułam, jak elektryzuje mnie jego obecność. Marek był inny. Nie śmiał się z moich ironii, nie próbował mnie oczarować tanimi komplementami.
– Karolina, powiedz mi jedno. – Nagle spoważniał. – Co ci to daje?
– Co daje? – powtórzyłam, siląc się na obojętność, ale serce biło mi jak szalone. – Nie wiem, może dreszcz? Może poczucie, że coś znaczę? Że jestem kimś, za kim się tęskni?
Patrzył na mnie przez chwilę, jakby coś rozważał. A potem odsunął filiżankę i powiedział coś, co mnie rozwaliło na kawałki:
– To nie jest życie. Nie chcę, żebyś marnowała się dla kogoś takiego jak ja.
– Co ty wygadujesz? – warknęłam, nagle czując, jak wzbiera we mnie złość. – Myślisz, że jesteś kim? Mesjaszem, który mnie uratuje?
– Nie – wstał. W jego głosie nie było ani cienia złości, tylko zmęczenie. – Po prostu facetem, który wie, kiedy trzeba powiedzieć „dość”.
Patrzyłam, jak odchodzi, jak jego sylwetka znika między stolikami. W głowie mi huczało. „Co za drań! Kim on jest, żeby mnie oceniać?! Żeby mówić, że się dla niego marnuję?!”.
Przejrzałam na oczy
Tydzień później leżałam na kanapie, patrząc w sufit. W mieszkaniu cisza, tylko tik-tak zegara. Marek nie odpisywał. Nie odzywał się.
– Dlaczego mnie to boli? – zapytałam Anię podczas spaceru, wbijając wzrok w chodnik.
– Może dlatego, że to nie on cię rzucił. To twoje własne schematy cię zawiodły – powiedziała spokojnie.
Nie chciałam tego słuchać, ale słowa Ani wbijały się we mnie jak szpilki. Wracałam do domu z mieszanymi uczuciami. Może naprawdę coś robiłam źle? Może czas zacząć od nowa, zacząć inaczej? Znalazłam w internecie stronę o kursie psychologii. Kliknęłam. Może tam powinnam zacząć szukać odpowiedzi?
Parę tygodni później siedziałam w sali wykładowej na studiach. Czułam się jak intruz – stara, zmęczona, z nowym notesem i ambicjami, które wydawały się śmieszne. Obok mnie jakiś facet.
– Nie masz wrażenia, że wszyscy tutaj mają po dwadzieścia lat i inne problemy? – zagadnęłam.
– Nie wiem. Ja po prostu nie mam ochoty na gry.
Poczułam ukłucie. To było takie proste. I może właśnie w tej prostocie było coś, czego potrzebowałam.
Zrozumiałam, o co chodzi
Poznałam Pawła na zajęciach z psychologii społecznej. Przyszedł spóźniony, rozczochrany, z kubkiem kawy w ręku i przeprosinami na ustach. Siadł obok mnie.
– Masz notatki z ostatniego wykładu? – spytał cicho, z uśmiechem, który był jakiś inny. Bez tej typowej pewności siebie, bez gier.
– Mam, ale musisz się odkupić – powiedziałam.
Następnego dnia przyniósł mi croissanta.
– To moja forma podziękowania – mrugnął.
Zaczęliśmy gadać. Najpierw o notatkach, potem o dziecku – jego synku, Franku.
– To trudne, wiesz… Być ojcem na pół etatu. – Mówił to cicho, bez dramatyzmu.
– Masz kontakt z byłą żoną?
– Mamy układ. Nie jest idealnie, ale staram się.
Kilka dni później zaprosił mnie na kawę po zajęciach. Siedzieliśmy w małej kawiarni, a ja patrzyłam, jak miesza cukier, jak podciąga rękawy swetra, jak się śmieje z moich ironicznych uwag.
Przywykłam, że faceci coś ukrywają, kręcą, chcą tylko… no, wiadomo. A Paweł był prosty. Nie chciał mnie poderwać. Chciał po prostu być.
Zaczęliśmy się widywać częściej. Pomagał mi z materiałami, a ja jemu z referatami. Przyprowadzał Franka na uczelnię, a ja przynosiłam ciastka. Pamiętam moment, kiedy Frank, ten mały chłopczyk, wskoczył mi na kolana i wtulił się we mnie. Spojrzałam na Pawła – uśmiechnął się tylko lekko.
I wtedy poczułam, że może to jest właśnie to. Nie ognista namiętność, nie szaleństwo. Spokój.
Karolina, 34 lata
Czytaj także:
- „Po śmierci ojca chciałem bliskości, kupiłem mamie smartfon na Dzień Matki. Serce mi pękło, gdy wyznała mi tę 1 rzecz”
- „Z mężem jadłam obiadki, a z sąsiadem ćwiczyłam pilates. To miał być układ idealny, a skończyłam jako 5 koło u wozu”
- „Pilates z kolegą zamienił się w grzeszny trening. Okazało się, że mój mąż maczał palce w tych sekretnych ćwiczeniach”