Reklama

Koleżanka prowadzi biznes zajmujący się organizacją przyjęć weselnych. Gdy zasugerowała mi dodatkową pracę jako kelnerka w jej firmie, nie miałam żadnych wątpliwości. Praca w przedszkolu jako wychowawczyni nie przynosi wysokich zarobków, dlatego każda dodatkowa złotówka ma dla mnie ogromne znaczenie.

Reklama

Matka ciągle zrzędziła

– Od poniedziałku do piątku chodzisz do pracy, a teraz jeszcze soboty i niedziele będziesz zajęta. Kiedy wreszcie poznasz jakiegoś mężczyznę? – moja matka była zrozpaczona. – Uleńko, masz już trzydzieści dwa lata. Czas ucieka nieubłaganie. Może zamiast aranżować śluby innym, pomyślałabyś o własnym?

Strasznie nie cierpiałam takich ględzeń. „Twój zegar biologiczny nieubłaganie tyka, kiedy w końcu poznasz jakiegoś faceta, od razu zacznij planować ślub”. Czyżby moja rodzicielka sądziła, że z własnej woli postanowiłam być singielką? Nic z tych rzeczy! Po prostu do tej pory nie udało mi się trafić na tego właściwego. Każdego kolesia od razu posądzałam o niecne intencje. Bo już kiedyś byłam przekonana, że trafiłam na ideał, zakochałam się w nim bez pamięci, a potem nieźle się na tej miłości przejechałam!

– Dam ci dwa razy tyle kasy, bo to będzie naprawdę wypasiona impreza – oznajmiła mi Agnieszka zaraz na początku. – Ale oczekuję, że dasz z siebie wszystko i jeszcze więcej.

Kiedy mój wzrok spoczął na tych wszystkich wspaniałościach, które wyczarowały kucharki, po prostu oniemiałam.

Zobacz także

– Faktycznie to impreza dla grubych ryb – rzuciłam.

Pani Wiesia, która była jedną z kucharek, przytaknęła.

– Gość ma kilka masarni na własność. To się nazywa interes! Jeszcze nigdy w życiu nie widziałam takiego mięsa, jakie przywiózł. Palce lizać!

Zazdrościłam im

Zobaczcie, jak to jest, jak się ma kasę – westchnęła Jola, która pracowała jako kelnerka. – Ta młoda, córa bogacza, taka sobie zwyczajna. Ale za to ten młody… Niezłe ciacho. Zastanawiam się, co on w niej widzi…

– No jak to co? Kasę teścia – zachichotała Marlenka.

– Eee tam, gadanie! Ja tam jestem pewna, że prawdziwa miłość istnieje i może trwać wiecznie! – Jola odpowiedziała rozmarzona, wpatrując się w dal za oknem.

Przed budynkiem, w którym odbywało się przyjęcie weselne, zaparkował niesamowity samochód, wyglądający jak z hollywoodzkiej produkcji. Po chwili drzwi otworzyły się i wysiedli z niej nowożeńcy. Nie mogłam dostrzec ich twarzy. Nie miałam zresztą na to czasu, bo Agnieszka pogoniła nas do pracy. Wszystko musiało być perfekcyjnie przygotowane, co do najmniejszego szczegółu.

Najpierw pomagałyśmy koleżankom przyrządzać potrawy, a gdy nadszedł czas serwowania ciepłych dań, poszłam na salę. I niemal od razu wpadłam na świeżo upieczoną mężatkę.

– Wszystko tutaj jest na najwyższym poziomie. Zarówno menu, jak i zespół muzyczny. Zdecydowanie będę polecać usługi pani Agnieszki wszystkim moim przyjaciółkom – powiedziała, promiennie się uśmiechając.

Nie zdążyłam odrzec ani słowa, ponieważ ukochany zaczął nawoływać swoją wybrankę.

– Wybacz, ale muszę już pędzić, mój mąż mnie wzywa – powiedziała melodyjnym głosem.

Myślałam, że padnę

Ruszyłam z powrotem do kuchni, jednak zwyciężyła moja ciekawska natura. Uchyliłam nieco drzwi, aby zobaczyć na własne oczy, czy pan młody faktycznie jest tak przystojny, jak opowiadały dziewczyny. I nagle się pojawił. A ja znieruchomiałam.

„O cholera, to Kuba!” – moje oczy nie mogły uwierzyć. Ale się nie myliłam. To był gość, który zrujnował mi życie. Zawrócił mi w głowie, okradł i przepadł jak kamień w wodę… Wszystko wydarzyło się dwa lata temu. Jakub pojawił się w moim życiu dzięki portalowi randkowemu.

– Te strony aż się roją od fajnych kolesi! Bez dwóch zdań trafisz tam na jakiegoś smakowitego przystojniaka… – namawiała mnie Wiola, moja koleżanka.

Któregoś wieczora zasiadłam przed komputerem, zaczęłam przeglądać strony internetowe i nagle go zobaczyłam. Kubę! Był nieziemsko przystojny! Ciemnowłosy, o oczach w kolorze piwa i uśmiechu, który mógłby powalić niejedną dziewczynę. Wysłałam mu wiadomość, choć nie spodziewałam się odpowiedzi.

Jednak następnego dnia, kiedy zajrzałam do swojej poczty, oniemiałam. Kuba w poprosił mnie, bym przesłała mu swoje zdjęcie i opowiedziała coś więcej o sobie. Zrobiłam to, o co prosił, a po paru dniach umówiliśmy się na kawę. Nie oszukujmy się, nie należę do klasycznych piękności, dlatego kompletnie nie rozumiałam, co on we mnie dostrzegł.

– Wyluzuj, kotku. Jesteś naprawdę świetną babką! – mówiła Wiola.

Wpadłam po uszy

Widziałam, że moja radość sprawia jej przyjemność. Jednak kiedy po kilku tygodniach oznajmiłam, że planuję zamieszkać z Kubą, nie ukrywała swojego zaskoczenia.

– Zwolnij trochę tempo. Czy nie słyszałaś, że największa frajda jest w pogoni za króliczkiem? Po co tak gnać? Kuba przecież ma dach nad głową.

– Właścicielka mieszkania go wyrzuciła. Chyba ktoś z rodziny z zagranicy do niej przylatuje. Kuba był załamany. Miałam powiedzieć mu „nie”? – kompletnie nie rozumiałam koleżanki. – Jeśli chcemy tworzyć parę, to co za problem, kiedy zaczniemy żyć razem? Wiola, nie jestem gówniarą. Wiem, co robię. Ja serio się zadurzyłam w Kubie. I on we mnie też!

Byłam absolutnie przekonana co do moich słów. Kubuś to był taki kochany facet! Zachowywał się wobec mnie jak wobec jakiejś królewny – cały czas mnie rozpieszczał, przynosił mi bukiety kwiatów zupełnie bez żadnej okazji, szeptał mi do ucha takie czułe słowa… Ale po tym, jak razem zamieszkaliśmy, minął miesiąc i pewnego dnia wrócił z roboty totalnie przybity.

– Wylali mnie z pracy. Cięcia etatów – powiedział, a w oczach miał łzy.

Przez pół nocy trzymałam go w ramionach. Cały się trząsł ze zdenerwowania. Przez następne dwa miesiące próbował znaleźć nową pracę, ale bez powodzenia.

– Strasznie głupio się czuję, że wszystkie obowiązki spadły na ciebie. Ale zobaczysz, skarbie, jak tylko coś znajdę, od razu się to zmieni. Będziemy mieć kasę i w końcu będziemy mogli być naprawdę szczęśliwi – ciągle to powtarzał.

Naiwnie go pocieszałam

– Przestań już. Nie ma znaczenia, które z nas płaci za rachunki. Jesteśmy parą, więc to co mamy, należy do nas obojga. Nie ma co się przejmować – w kółko mu to mówiłam.

Najwyraźniej potraktował to poważnie, gdyż po upływie następnych czterech tygodni ni stąd, ni zowąd… przepadł jak kamień w wodę! Rozpłynął się w powietrzu wraz z całym moim zaoszczędzonym groszem, który przechowywałam w posrebrzanym kuferku, nowiutkim telewizorem, sprzętem grającym i – czego żal mi było najmocniej – sześcioma prześlicznymi, srebrnymi łyżeczkami, które przypadły mi w spadku po babuni.

– Mam nadzieję, że zgłosiłaś to na policję. Nie mów, że tego nie zrobiłaś! – moja matka była totalnie zszokowana. – Czyżbyś kompletnie oszalała, moja panno?! W tej chwili marsz na pobliski komisariat!

Nawet mi to przez myśl nie przeszło.

– Kuba napisał do mnie liścik – płakałam. – Obiecuje w nim, że odda mi kasę co do grosza. Wplątał się chyba w jakieś szemrane interesy. Podobno podpadł jakimś mafiozom. I ci goście mu teraz grożą. Stwierdził, że jestem dla niego ważna i dlatego woli mnie nie mieszać w to bagno. No i że wróci do mnie, jak tylko będzie mógł…

Jaka ja byłam naiwna!

Kuba, rzecz jasna, przepadł. Kompletnie nie wiedziałam, co u niego słychać. Aż do teraz. Mój ukochany ot tak sobie wskoczył do bogatej rodzinki. „Ciekawe, czy to z wielkiej miłości, czy może kolejny jego przemyślny plan?” – głowiłam się, stercząc na tyłach sali weselnej. Byłam tak zszokowana tym, co zobaczyłam, że nie dałam rady wrócić do obsługiwania gości. Kolana mi się uginały, brakowało mi tchu.

Poprosiłam Agnieszkę o wybaczenie, mówiąc, że dopadła mnie gorączka. Zaraz potem czym prędzej opuściłam przyjęcie weselne. W następnych dniach w mojej głowie panował totalny chaos. Kompletnie nie miałam pojęcia, jak powinnam postąpić.

Nie da się ukryć, że zostałam okradziona i wmanewrowana w pułapkę, ale prawdą jest też, że sama wpuściłam tego złodzieja do swojego domu. Poza tym nie zgłaszałam tego, co się stało, organom ścigania. W tej sytuacji Kuba bez problemu mógłby zaprzeczyć wszystkiemu. No i co jeśli faktycznie się zmienił i naprawdę darzy uczuciem swoją wybrankę? Czy mam jakiekolwiek prawo, by zburzyć świeżo zawarty związek małżeński tej kobiety?

W końcu zdecydowałam się na spotkanie z tą kobietą. Jeżeli faktycznie darzyła go szczerym uczuciem, to moje działania nie były niczym nagannym. Ich relacja i tak przetrwałaby tę próbę. W sieci odnalazłam numer telefonu do przedsiębiorstwa, w którym pracował ojciec tej dziewczyny. Jak się wkrótce okazało, ona również była tam zatrudniona. Wiedziałam już, że ma na imię Ewa. Po moich zapewnieniach o pilności sprawy, recepcjonistka w końcu przełączyła mnie do wicedyrektorki.

Wszystko jej powiedziałam

– Wciąż nie rozumiem o co pani chodzi. Jesteśmy dla siebie obce, a pani nagle pragnie się spotkać i pogadać na temat Jakuba? Do tego mam to przed nim zataić? – Ewa nie kryła zaskoczenia moją propozycją.

– Wszystko się pani wyjaśni, kiedy się spotkamy. Czekam w kafejce Pogodna Ścieżka, to raptem dwa budynki od miejsca, gdzie pani pracuje – rzekłam enigmatycznie.

Kiedy godzinę później Ewa była już wtajemniczona w całą historię, z powątpiewaniem potrząsała głową.

– Skąd mam mieć pewność, że to, co pani mówi, to szczera prawda? Może po prostu jest pani zazdrosną eks mojego ukochanego? Przez te wszystkie lata ani razu mnie nie okłamał. Darzy mnie ogromnym uczuciem i nigdy nie wziął ode mnie nawet złotówki! – spoglądała na mnie jak na ostatniego łajdaka.

– Na początku też niczego ode mnie nie oczekiwał. Wie pani, co najbardziej mnie boli? Nie fakt, że przepadł jak kamień w wodę, bo z tym już się pogodziłam. Największy żal mam do niego o srebrne łyżeczki, które odziedziczyłam po babci. To była nasza rodzinna pamiątka. A ten łajdak pewnie i tak oddał je za bezcen. Chyba odwiedziłam już każdy lombard w całym Gdańsku.

– Srebrne łyżeczki?! A jak one wyglądały? – zapytała z nutą niepewności w głosie.

– Były naprawdę wyjątkowe. Ich zakończenia zdobiły malutkie różyczki – dodałam.

Okazał się niezłym ziółkiem

Ewa popatrzyła na mnie ze zdumieniem, a jej głos zadrżał, gdy cicho rzekła:

– O mój Boże, to prezent ślubny od Jakuba. Mówił, że należały do jego babci. Wie pani, on nie ma rodziców, wychowywała go babcia, która niedawno odeszła…

– Babcia?! – weszłam jej w słowo. – Ja słyszałam historię o uzależnionych od alkoholu rodzicach, którzy wyrzucili go z domu – parsknęłam sarkastycznym śmiechem. – Cóż za łajdak! Teraz już mnie nic nie obchodzi. Zgłaszam to na policję.

Łzy spłynęły po policzkach Ewy. Stałam jak wryta, kompletnie zaskoczona jej reakcją. Już po chwili odzyskała jednak panowanie nad sobą. Wytarła mokre oczy i oświadczyła:

– Wiem, co zrobię. Zwrócę się do taty. Opłaci kogoś, żeby dokładnie prześwietlił tego całego Kubę.

Śledczy po dwóch tygodniach intensywnej pracy zgromadził mnóstwo soczystych faktów dotyczących przeszłości Jakuba. Mundurowi nie posiadali się z radości, gdy je ujrzeli. Wyszło na jaw, że ten typ nie tylko mnie zrobił w konia, ale również sporo innych pań. Mimo to zaledwie jedna zdecydowała się złożyć doniesienie. Teraz, gdy prawda ujrzała światło dzienne, a reszta oszukanych kobiet dowiedziała się, co z niego za oszust – wszystkie zgodziły się na zeznania.

Miał sporo na sumieniu

– Sprawa nie jest zamknięta! – mówiła mi Ewa. – Mimo że jestem żoną Kuby, on prowadzi podwójne życie. Ma drugą partnerkę, Monikę, z którą ma dwoje dzieci. Gdy dowiedziała się o naszym małżeństwie, była w niezłym szoku, bo rzekomo mieli już zaręczyny.

Oniemiałam. Kompletnie nie wiedziałam, co jej powiedzieć, by ulżyć jej w cierpieniu.

– Nie przejmuj się – Ewa dzielnie znosiła tę sytuację. – To zwykły łajdak bez krzty przyzwoitości. Wobec mnie z pewnością też knuł jakieś niecne zamiary. Ale na szczęście ty pokrzyżowałaś jego plany.

Szczerze mówiąc, nie czułam żadnej satysfakcji. Dopiero co zrujnowałam związek całkiem sympatycznej kobiety, a jeszcze wcześniej, zupełnie nieświadomie, zrujnowałam swoje własne życie. Przez to, co zrobił mi Kuba, nie potrafię obdarzyć zaufaniem żadnego mężczyzny. Kiedy na nich patrzę, widzę w każdym z nich potencjalnego kłamcę i zdrajcę...

Reklama

Magda, 32 lata

Reklama
Reklama
Reklama