Reklama

W moim przypadku było inaczej niż u większości dzieci, które wolały spędzać czas z kolegami. Najwięcej rozmawiałem ze swoją babcią Teresą, która mieszkała pod jednym dachem z naszą rodziną. Mama i tata ciągle byli w pracy – brali nadgodziny i pracowali na różne zmiany, przez co prawie wcale ich nie widziałem. Na szczęście miałem przy sobie babcię, która kompletnie odbiegała od typowego obrazu osoby dorosłej.

Reklama

Uwielbiałem ją

Nie przypominała typowej babci – była wysportowaną, szczupłą kobietą. Nauczyła mnie różnych fajnych rzeczy: od jazdy rowerem, przez odbijanie „zośki”, aż po grę w tenisa stołowego. Nosiła się modnie i kolorowo, miała krótką fryzurę, ale świetnie wyglądała zarówno w szpilkach, jak i w obcisłych kreacjach.

W kuchni nie miała sobie równych – jej domowe wypieki biły na głowę te ze sklepów, a do tego robiła pyszne przetwory i powidła. Kochała aktywność – chodziła do kina, teatru i na wycieczki, a przyroda była jej wielką pasją. Mnóstwo wiedziała, bo non stop czytała książki. Potrafiła sprawić, że nawet geografia czy matematyka stawały się fascynujące. To ona obudziła we mnie głód wiedzy i chęć poznawania nowych rzeczy.

Dorastając, miałem mnóstwo wątpliwości, jak każdy młody człowiek. W przeciwieństwie do mamy i taty, babcia Teresa zawsze znajdowała czas na szczere rozmowy, zamiast zbywać mnie prostymi odpowiedziami czy odsyłać do książek. Dzięki naszym dyskusjom wiedziałem znacznie więcej od innych chłopaków z podwórka. To był jeden z powodów, dla których tak chętnie przebywałem z babcią.

– Czy nie jest ci smutno tak samemu? – pytała mama z troską.

– Nie jestem samotny – tłumaczyłem. – Przecież mam babcię do towarzystwa.

– Powinieneś więcej czasu spędzać z dziećmi w twoim wieku – nalegała.

– W szkole ich aż nadto widuję. Zachowują się tak niedojrzale…

– Brzmisz jak mały staruszek – podsumowywała mama, a ja czułem, że to chyba nie jest normalne dla dziecka.

Zostaliśmy sami

Tuż przed końcem szkoły podstawowej mój tata odszedł od rodziny. Pewnego dnia po prostu przekroczył próg i przepadł bez śladu. Pamiętam, że wtedy mama strasznie się posprzeczała z babcią. Schowały się w kuchni, ale ich głosy były tak donośne, że docierało do mnie każde słowo. Problem w tym, że nie ogarniałem wtedy za bardzo, o co im chodzi. Nawet babcia, która zwykle zachowywała zimną krew, tym razem prawie darła się na całe gardło.

– Nawet nie próbowałam na ciebie wpływać czy cię do czegokolwiek przekonywać. Po prostu mówiłam, co się stanie, bo znałam finał tej historii. Ty jednak nie brałaś moich słów na poważnie. A teraz sama widzisz, że miałam rację. Poniosłaś porażkę, jesteś sama, a zmarnowane lata już nie wrócą. Czy naprawdę sądzisz, że cieszyło mnie obserwowanie, jak marnujesz swój potencjał i odmawiasz wsparcia swojemu dziecku? Powiedz szczerze – czy jesteś z tego dumna?

Mama milczała, a ja miałem kompletny chaos w myślach. Dopiero wtedy zrozumiałem, że życie nie jest czarno-białe. I że wciąż tak wiele rzeczy pozostaje dla mnie zagadką.

Relacje z moją babcią były stałe i bliskie – gadaliśmy każdego dnia. Zawsze mogłem się z nią szczerze podzielić swoimi problemami i wątpliwościami. Zamiast dawać gotowe rozwiązania, potrafiła z humorem naprowadzić mnie na właściwą drogę, pozwalając samemu dojść do odpowiednich wniosków.

To był szok

Kiedy zdarzało mi się popełnić jakiś błąd, nie wyśmiewała mnie ani nie oczekiwała przeprosin. Mówiła po prostu: „Chyba nie wszystko do końca przemyślałeś, Jurku…”. Byliśmy dość nietypową rodziną: babcia – pełna życia, wesoła i otwarta na ludzi oraz nowe doświadczenia, mama – przygnębiona, zamknięta w sobie i pełna frustracji, no i ja – nastolatek stawiający pierwsze kroki w dorosłość pod opieką tych dwóch zupełnie różnych kobiet.

Wydawało się, że ta sytuacja pozostanie niezmienna. Ale mama jako pierwsza nas zostawiła. Zawsze była cicha, taka delikatna – i tak samo po cichutku odeszła. Zasnęła wieczorem i już nigdy nie wstała. Gdy wróciłem ze szkoły, wystarczyło jedno jej spojrzenie, bym pojął, co się wydarzyło.

– Wszystko ogarnę – oznajmiła. – A ty skup się na nauce.

Czułem się kompletnie rozbity i przerażony tym wszystkim. Na ostatnim pożegnaniu mamy zjawiła się tylko garstka ludzi, może z piętnaście osób. Każdy traktował mnie jak nieszczęśliwe dziecko – klepali po ramieniu, mówili te same oklepane słowa współczucia i szybko się ulatniali. Co dziwne, nikt nie chciał rozmawiać z babcią. Kiedy wróciliśmy do mieszkania, zaparzyła duży dzbanek mocnego naparu i poczęstowała nas swoją nalewką.

Przestrzegła mnie

– Spróbujemy dzisiaj – oznajmiła, a ja po raz pierwszy odkryłem w sobie nowe, dojrzałe uczucie. – Musimy odbyć rozmowę.

– Ale my przecież gadamy każdego dnia – rzuciłem zdziwiony jej słowami. Tego dnia babcia przypominała elegancką damę w starszym wieku: założyła koronkową sukienkę w czerni, szal z jedwabiu i mały toczek z woalką, też czarny.

– Trzeba, żebyś poznał inny sposób rozmowy – jej głos brzmiał niezwykle serio. – Rzecz jasna, o ile nadal będziesz miał ochotę na nasze pogawędki.

– Jasne, że będę chciał… Tylko nie pojmuję, o co chodzi.

– Jerzy, w naszym rodzie istnieje pewna prawidłowość: kiedy dziecko umiera przed matką, ona niedługo później też odchodzi z tego świata. Powinieneś być przygotowany. Wszystkie sprawy związane z pogrzebem załatwi prawnik. Znajdziesz jego numer w szufladzie pod lustrem. Na pewno sobie poradzisz. Jesteś rozsądnym człowiekiem.

Delikatnie dotknęła mojej głowy, po czym udała się do swojego pokoju. Minęły dwa tygodnie i wraz z innymi uczniami wyjechałem zwiedzać Sandomierz. Kiedy wróciliśmy, zobaczyłem pod szkołą czekającego na mnie starszego pana.

Dostałem spadek

– Zostałem wyznaczony przez pańską babcię do zajęcia się kwestiami spadkowymi. Podrzucę pana do domu i wszystko omówimy.

Nigdy wcześniej żaden dorosły nie zwracał się do mnie, używając formy „pan”. Prawnik przedstawił mi szczegóły mojego spadku i wytłumaczył zasady jego wykorzystania. Do momentu, gdy stanę się pełnoletni – czyli przez najbliższe cztery miesiące – będzie sprawował nade mną prawną opiekę, choć dał mi całkowitą wolność.

– Jak doszło do tego wszystkiego? A pogrzeb? – zapytałem.

– To już za nami. Ciało zostało poddane kremacji, a prochy spoczywają w rodzinnym grobowcu. Gdy skończy pan dwadzieścia jeden lat, otrzyma pan informację o jego lokalizacji. Odeszła bez bólu, we śnie. Muszę już iść, ale gdyby czegokolwiek pan potrzebował, proszę się ze mną kontaktować.

Po raz pierwszy doświadczyłem prawdziwej samotności. Sięgnąłem do kredensu i wziąłem butelkę domowej nalewki.

– Teraz mi wolno – mruknąłem pod nosem.

Miałem ten dar

Ledwo przełknąłem łyk wiśniowej nalewki, gdy nagle skrzypiące drzwiczki kredensu same się uchyliły i zakołysały parę razy na zawiasach. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech.

– Rozumiem, babciu – szepnąłem. – Wypiję tylko kieliszek.

Tej nocy zapadłem w głęboki sen. W moim śnie pojawiła się babcia Teresa. Coś skrupulatnie notowała w dużym zeszycie, po czym na oddzielnej kartce napisała dużymi literami cyfrę XXI.

– Dobrze, babciu – odpowiedziałem jej we śnie. – Zaczekam, aż wszystko mi później wytłumaczysz.

Otworzyłem oczy zaraz po tym, jak babcia przytaknęła i rozpłynęła się w powietrzu. Czułem się niezwykle lekko. Po porannej rutynie w łazience i zjedzeniu śniadania spakowałem się do szkoły. Na zewnątrz moim oczom ukazał się tłum zdenerwowanych pasażerów na przystanku. Autobus będzie za dziewięć minut – przyszło mi do głowy. W tej właśnie chwili pierwszy raz zrozumiałem prawdziwe znaczenie słowa „wiedzieć”.

– Widzisz, babciu – wypowiedziałem te słowa do siebie. – Mimo że nie jestem dziewczyną, mam ten sam dar co ty!

Na widok przepełnionego autobusu odpuściłem sobie jazdę. Zresztą byłem pewien, że za moment nauczycielka fizyki, pani Kęciek, powiadomi szkołę o chorobie swojej córki. Na twarzy pojawił się uśmiech. Dzięki wielkie, babuniu!

Reklama

Konrad, 23 lata

Reklama
Reklama
Reklama