„Zabrakło mi pieniędzy na wymarzony prezent dla wnusi, więc sama go zrobiłam. Teściowa syna aż złapała się za głowę”
„Zajrzałam do pokoju dzieci i ogarnął mnie lęk. Zobaczyłam, że Zuzia trzymała za rękę nową lalkę, która sama chodzi. Wcześniej byłam taka zadowolona i dumna z mojego genialnego pomysłu! Teraz jednak poczułam, jak moje serce przyspiesza ze strachu”.
- Listy do redakcji
Od pięciu lat początek Bożego Narodzenia jest dla naszej rodziny czasem wielkiego świętowania. To właśnie tego dnia, pięć lat temu, na świat przyszła nasza ukochana wnusia, póki co jedyna. Z tego powodu, 25 grudnia to dla nas nie tylko powszechnie obchodzone święto, ale przede wszystkim urodziny naszej małej Zuzi. Wraz z moim mężem Antkiem, zawsze z wielką radością i podekscytowaniem wyczekiwaliśmy nadejścia tej wyjątkowej daty w kalendarzu.
Kochaliśmy wnuczkę nad życie
Przyglądaliśmy się, jak malutka gasi świeczki na torcie przygotowanym specjalnie na jej urodziny, uwiecznialiśmy te momenty na fotografiach, radowaliśmy się, że możemy być tam wszyscy, cała nasza rodzina w komplecie. To były momenty autentycznej, wspólnej radości, którą dzieliliśmy. Użyłam czasu przeszłego, bo podczas tegorocznej celebracji łączącej podwójną uroczystość wnusi, nie będzie już z nami mojego ukochanego małżonka.
Tak szybko nas opuścił. Byłam w szoku, nie potrafiłam zrozumieć, jak to się stało, że człowiek tryskający energią i radością życia, z którym spędziłam prawie 40 lat, mógł tak znienacka odejść. Jego dolegliwości zaczęły się jesienią zeszłego roku, a parę dni po świętach wielkanocnych odszedł na wieczność. Tęsknię za nim, ale cóż, trzeba żyć dalej... Niestety, ledwo mogę związać koniec z końcem, utrzymując się z niewielkiej emerytury. Nie chciałam się skarżyć przed dziećmi, one mają swoje kłopoty i pragnienia, które – jak wszyscy wiemy – sporo kosztują. Nawet im nie powiedziałam, że wszystkie nasze zaskórniaki przeznaczono na terapię ich taty.
Przez całe życie radziłam sobie sama i teraz, jako starsza kobieta, nie oczekuję zbyt wiele. Jednakże zbliżające się piąte urodziny wnuczki Zuzi nie dawały mi spokoju. Martwiłam się, że nie dam rady sprawić jej naprawdę wyjątkowej niespodzianki z okazji tego święta, już nie mówiąc o prezentach pod choinkę.
– Mój drogi, co byś poradził w tej sytuacji? – zapytałam retorycznie, siedząc na ławeczce przy nagrobku męża, gdzie jak co tydzień przyniosłam świeże kwiaty. – Ty zawsze wiedziałeś, co powiedzieć. No i wiesz, że drudzy dziadkowie wpadną, będą się chcieli czymś wykazać, na pewno przywiozą małej jakiś drogi prezent, w końcu teraz mają tyle fajnych gadżetów dla dzieci… – patrzyłam na smutne oczy mojego męża na zdjęciu, wpatrując się w jego dostojne, mądre czoło. Ale co on teraz mógłby mi podpowiedzieć...
Chciałam, żeby wnuczka była szczęśliwa
Przypomniały mi się stare, dobre czasy, kiedy oczami wyobraźni wróciłam do chwil, kiedy Antek zrobił dla Zuzi na jej ostatnie urodziny domek dla lalek z werandą i balkonem. On sam skonstruował wszystkie mebelki, a ja z resztek tkanin wykonałam miniaturowe dywaniki i chodniczki. Do tego uszyłam pościel do malutkich łóżek i jedwabne firanki do okienek. Całe życie pracowałam jako krawcowa, więc ciągle coś szyłam. Zawsze miałam jakieś zamówienia do obszycia. Na poddaszu do dziś walają się pudła wypełnione kolorowymi skrawkami materiałów, które zawsze można było gdzieś wykorzystać. Chociażby do takiego domku dla lalek.
Gdy szłam z powrotem z cmentarza, droga wiodła koło bazaru. Naszła mnie chętka, by przejść się między stoiskami, bo miałam ochotę kupić parę świeżych owoców. Ni stąd, ni zowąd zdecydowałam się skręcić w jedną z pobocznych uliczek, zupełnie jakby coś mnie tam ciągnęło... Zauważyłam niewielki stolik ustawiony pośród innych straganów, na którym poukładane były różne zabawki. Przystanęłam, a handlarka, mówiąca z wyraźnym wschodnim akcentem, od razu wyczuła we mnie ewentualnego nabywcę i zaczęła wychwalać pod niebiosa swoje towary.
Moją uwagę przykuła wielka lalka o ślicznej buzi, niebieskich oczkach i bujnych, ciemnych włosach. Coś sprawiło, że pomyślałam sobie, że ta lalka jest bardzo podobna do Zuzi – ma dokładnie takie same oczy i fryzurę jak ona. Nagle wydawało mi się, jakbym usłyszała głos Antka, który namawia mnie do kupna tej zabawki... Uświadomiłam sobie, że to niemożliwe, ale i tak z lękiem powiodłam wzrokiem dookoła. Nigdzie jednak nie zauważyłam męża, był tylko w mojej głowie.
– Ile za to? – złapałam lalkę, ale gdy usłyszałam cenę, od razu odłożyłam ją na miejsce.
Nie było mnie stać na tę zabawkę, dlatego postanowiłam zrezygnować z zakupu. Sprzedawczyni nie dała jednak za wygraną i z zapałem zaczęła mi tłumaczyć, że ta laleczka jest tak realistyczna, jakby była żywą dziewczynką. Przekonywała mnie, że na pewno nie pożałuję, jeśli zdecyduję się ją kupić. Ewidentnie trafiłam na gorszy dzień tej pani, która koniecznie chciała coś sprzedać. Bez wahania podała mi lalkę do ręki, informując, że mogę ją kupić za pół ceny.
Po powrocie do mieszkania, zaczęły nachodzić mnie wątpliwości, czy słusznie zrobiłam, decydując się na zakup tej zabawki. Poczułam nawet lekką irytację na Antka, który namawiał mnie do tej transakcji. W końcu wydałam na nią niemałą sumę, mimo że kosztowała jedynie pięćdziesiąt procent standardowej ceny. Zuzia miała już całą armię lalek, tych uroczych małych skarbów, jak zwykli mawiać rodzice, wraz z szeroką kolekcją ciuszków, takich jak piżamki i sweterki. Kreacja mojej świeżo nabytej laluni też niespecjalnie przypadła mi do gustu...
Przypomniało mi się nagle, co kiedyś powiedziała mi moja wnusia, gdy spacerkiem szliśmy do parku. Śniła o lalce, która byłaby podobna do niej i którą mogłaby przebierać w prawdziwe fatałaszki, takie jak sukienki, spodenki czy płaszczyki.
– Babciu, dałabyś radę nawet wydziergać dla niej sweterek na drutach – rzekła wnusia, przypominając sobie, jak kiedyś coś tam dłubałam. – Tylko że nie mam takiej lalki dziewczynki.
Kiedy zobaczyłam swoje odbicie w lustrze, na mojej twarzy gościł uśmiech. Lalka o długich włosach, którą kupiłam niedawno na targowisku, mogłaby być taką małą dziewczynką. Wystarczyłoby tylko odpowiednio ją ubrać. Poczułam, jak serce zaczyna mi mocniej bić – przecież mam na strychu tyle kartonów z kawałkami materiałów, mogę od razu zabrać się do szycia. Zaczęłam snuć plany: „Spokojnie starczy mi tych skrawków na kilka sukienek, bluzeczek, spodenek, a nawet płaszczyków. Ubiorę ją też do snu, uszyję szlafroczek z resztek frotte, albo nawet zrobię jej sweterki na drutach!”. Miałam dużo wolnego czasu, do jej urodzin zostały jeszcze dwa tygodnie.
Ich stać na te kosztowne zabawki!
Gdy tylko wpadałam ten pomysł, od razu wzięłam się do roboty. W przeciągu tygodnia moja zabawkowa paniusia zza wschodniej granicy miała już pełną, oryginalną szafę, zupełnie jak prawdziwa elegantka. Małe ciuszki ładnie ułożyłam stosami na szafce, brakowało tylko paru sweterków. Ale kiedy sięgnęłam po wełnę, zobaczyłam, że mam jej aż tyle, że spokojnie uszyję taki sam sweterek dla Zuzi, jak i dla lalki.
Wykorzystując moje umiejętności, przygotowałam kilka ślicznych, śmietankowych serduszek – każde wyglądało tak samo. Potem, grzebiąc na poddaszu, wpadłam na sporych rozmiarów drewniane pudło z ozdobnym zamknięciem. Papierem ściernym, który wygrzebałam ze starej pracowni Antka, wyszlifowałam powierzchnię, przyozdobiłam pudełko kolorowymi wzorami kwiatów, a na sam koniec zabezpieczyłam je przeźroczystym lakierem. W ten sposób laleczka zyskała własną, prawdziwą walizkę na ciuszki.
Kiedy w sobotę po południu zajrzałam do pokoju dzieci, ogarnęło mnie prawdziwe przerażenie. Zobaczyłam, że Zuzia trzymała za rękę modnie ubraną lalkę, która poruszała się samodzielnie. Wcześniej byłam taka zadowolona i dumna z mojego genialnego pomysłu! Teraz jednak poczułam, jak moje serce przyspiesza ze strachu. Przy stole dostrzegłam rodziców synowej, Dorotę i Jana, którzy promieniowali uśmiechami. Domyśliłam się, że to zapewne oni podarowali wnusi tę chodzącą zabawkę.
Mimo że moja zabawka miała sporą walizkę strojów, to i tak nie dorównywała tamtej lalce. Zrobiło mi się nieco niezręcznie, gdy zdałam sobie sprawę, że mój podarunek jest raczej przeciętny, zrobiony własnoręcznie. Wyszłam przez to na kompletną idiotkę. Zuzia, gdy tylko mnie dostrzegła, od razu do mnie doskoczyła i czule mnie objęła.
– Widziałaś, jaką lalkę dostałam, babciu? – spytała radośnie. – Próbowałam ją nauczyć chodzić, bo ma taką konstrukcję... No, a co ty dla mnie przyniosłaś? – zapytała z ciekawością, zerkając na sporych rozmiarów pakunek, który postawiłam obok na podłodze.
– Zuzanno! – mamusia zwróciła jej uwagę. – Zachowuj się ładnie.
– Nic się nie stało – posłałam uśmiech synowej. – W końcu to jej święto, a nawet podwójne – przytuliłam mocno wnuczkę, składając życzenia urodzinowe. – A tutaj masz nową przyjaciółkę, jeżeli będziesz chciała się z nią zaprzyjaźnić – podałam dziewczynce prezent.
Usiadłam na krześle, spoglądając na podekscytowaną wnuczkę, która z zniecierpliwieniem zdzierała barwny papier. Na widok kartonowego pudełka udekorowanego florystycznymi motywami i laleczki odzianej w szkarłatny welurowy płaszczyk oraz dopasowany kapelusik, dziewczynka nie była w stanie opanować entuzjazmu.
– Mamo, patrz, to prawdziwa dziewczynka! – zawołała podekscytowana. – Ma tyle ślicznych ubranek, o rany, jakie one są prześliczne... Mamuś, zerknij tylko! – kontynuowała, wydobywając z opakowania następne części lalczynej konfekcji.
– To walizka, która przypomina prawdziwą skrzynię z posagiem, gdzie kiedyś panienki przechowywały swoje fatałaszki – mina synowej dała mi do zrozumienia, że mój upominek przypadł jej do gustu.
Przysiadła przy małej i razem oglądały sukienki, bluzki oraz sweterki.
– Wszystkie te rzeczy zrobiłaś własnoręcznie, prawda babciu? – spytała, spoglądając na mnie z uznaniem.
– Pracuję jako krawcowa od wielu lat – powiedziałam, uśmiechając się. – Przez całe swoje życie szyłam ubrania dla innych ludzi, a teraz w końcu mogłam przygotować coś specjalnie dla mojej kochanej wnusi.
– I dla mojej lalki! – krzyknęła radośnie Zuzia, wyjmując z kartonu dwa bliźniacze sweterki, jeden większy, a drugi maluteńki. – Ale cudowne serduszka, nigdy nie widziałam piękniejszych! Jesteś wspaniała, babciu! – od razu zaczęła przymierzać swój nowy sweterek.
– Kochanie, to podarunek od serca, prosto od twojej ukochanej babuni – powiedział mój syn całując mnie w policzek. – A ty sprawiłaś ogromną frajdę Zuzi tą wypełnioną po brzegi ubraniami skrzynią. Przecież dla dziewczynki to istny raj, a nasza Zuzia powoli wkracza już w dorosłość... – wyszeptał mi jeszcze na ucho, jednak tak donośnie, że każdy mógł dosłyszeć jego słowa.
Nie obchodziło mnie, co sobie myślała
Patrząc na podarunek ode mnie, teściowa mego syna miała w oczach wyraz, który odebrałam jako nutkę zawiści. Tymczasem lalka od nich leżała bez życia na dywanie, a moja wnuczka z zapałem przymierzała kolejne ciuszki, nie fatygując się nawet, by zdjąć sweterek w serduszka. Odczułam ulgę, a w sercu zagościła radość i satysfakcja, że wpadłam na tak trafiony prezent.
– Posłuchaj, Kamilo – niespodziewanie przemówiła druga babcia. – Już od pewnego czasu chodzi mi po głowie, żebyś mnie nauczyła robótek na drutach albo szydełkowania... Wiesz, mam teraz tyle czasu wolnego, że z chęcią zabrałabym się za coś takiego.
Z zaskoczenia aż dech mi zaparło. Poczułam się wzruszona. Popatrzyłam na nią, potem na Zuzię, która była pochłonięta jakimś zajęciem, i szeroko się uśmiechnęłam.
– Pewnie, z największą przyjemnością! – odparłam. – Może uda nam się wyskoczyć razem na jakieś małe co nieco i pogadać? Wpadnij do mnie, mam w domu sporo szydełek i włóczki, więc nie musisz nic organizować.
– Jeśli tylko uda mi się wyrobić, to może sklecę jakiś drobiazg dla szkraba na kolejną okazję – Dorota przytaknęła, przybierając śmiertelnie poważną minę. – Skoro tak przepada za rękodziełem, to czemu nie spróbować... – westchnęła z rozczarowaniem, zerkając na swój podarunek. Samotna lalka spoczywała na podłodze, kompletnie porzucona i zapomniana.
Zauważyłam, że synek puścił do mnie oko. Mimowolnie się uśmiechnęłam, czując przyjemne ciepło w piersi. Odniosłam wrażenie, jakby Antoni znajdował się tuż przy nas – w końcu to on doradził mi zakup tej zabawki. Ukradkiem otarłam łezkę, podczas gdy synowa akurat wnosiła tort do pokoju, przywołując małą Zuzannę, by ta zdmuchnęła płonące świeczki...
Kamila, 62 lata