„Zabrałam babcię na wakacje życia do Chorwacji i przyprawiłam ją o morze łez. Wyszła na jaw jej sekretna przeszłość”
„Wyszłyśmy z lotniska w Splicie prosto w ścianę gorącego powietrza. Babcia zmrużyła oczy i zadarła głowę do słońca, jakby chciała coś sobie przypomnieć. Miała na sobie słomkowy kapelusz z szerokim rondem, który kupiłam jej specjalnie na ten wyjazd. Wyglądała w nim jak stara gwiazda filmowa”.

- Redakcja
Kiedyś, jeszcze jako dziecko, myślałam, że babcie zawsze były babciami. Że rodzą się siwe, z pomarszczonymi dłońmi pachnącymi kremem z białym napisem na niebieskim pudełeczku, z haftowanymi serwetkami w szufladzie i niekończącym się zapasem landrynek w kredensie. Moja babcia Zofia właśnie taka była – ciepła, cicha, obecna. Zwłaszcza po śmierci mojej mamy. Wtedy wszystko się zmieniło.
Miałam 21 lat, kiedy świat mi się posypał. Mama zginęła w wypadku, a ja zostałam z ojcem, który nie potrafił mówić o emocjach, i z babcią, która nagle zamieniła się w moją opokę. To do niej chodziłam się wypłakać, z nią siedziałam godzinami nad herbatą, słuchając jej opowieści z życia, które brzmiało jak świat z innej epoki. Ale zawsze – do bólu grzeczne, porządne, pozbawione dramatów. Z czasem zaczęło mnie to uwierać. Znałam ją jako babcię, ale nie miałam pojęcia, kim była wcześniej. Kim była Zofia, zanim została wdową, matką, babcią? Czy miała jakieś marzenia, namiętności, bunt?
– Babciu – zagadywałam czasem – byłaś kiedyś zakochana tak, że serce ci waliło jak oszalałe?
Zawsze się wtedy tylko uśmiechała.
– Byłam. Ale to było dawno, kochanie.
Nie dopytywałam. Może bałam się, co mogę usłyszeć. Może nie chciałam drążyć. A może po prostu sądziłam, że jeśli będzie chciała, sama mi opowie. Ale nie opowiadała. Przez lata. Aż w końcu postanowiłam coś zmienić. Zabrałam ją na wakacje życia. Do Chorwacji. Mówiła kiedyś, że chciałaby tam wrócić. Że kiedyś już tam była, ale mimochodem. Powiedziała to tak, że nie zwróciłam wtedy uwagi. Ale teraz ten kraj nagle nabrał znaczenia. Chorwacja brzmiała jak słowo-klucz. Jak furtka do przeszłości. Nie wiedziałam, co mnie tam czeka. Nie spodziewałam się niczego wielkiego. Myślałam, że spędzimy miły czas, pozwiedzamy, powspominamy. Ale... Nie wiedziałam, kim była moja babcia, zanim została moją babcią. Chciałam to odkryć. Ale nie sądziłam, że znajdę tam aż taką historię.
Czułam, że coś się nie zgadza
Wyszłyśmy z lotniska w Splicie prosto w ścianę gorącego powietrza. Babcia zmrużyła oczy i zadarła głowę do słońca, jakby chciała coś sobie przypomnieć. Miała na sobie słomkowy kapelusz z szerokim rondem, który kupiłam jej specjalnie na ten wyjazd. Wyglądała w nim jak stara gwiazda filmowa – tylko z cieniami pod oczami, których nie zasłoni nawet uśmiech.
– Pięknie tu, prawda? – zagadnęłam, łapiąc za walizkę.
– Pięknie – odparła, ale nie brzmiało to jak zachwyt. Bardziej... zamyślenie?
Dotarłyśmy do pensjonatu, zrzuciłyśmy bagaże i ruszyłyśmy na spacer po starówce. Kamienne uliczki lśniły od słońca, między domami pachniało rozmarynem i smażoną rybą. Babcia szła przede mną, wolno, jakby celowo spowalniała kroki. A potem stanęła. Zatrzymała się gwałtownie przed jakimś niskim, niepozornym budynkiem z zielonymi okiennicami. Zrobiłam krok, drugi, po czym spojrzałam na nią – była blada.
– Babciu, co to za miejsce?
Nie odpowiedziała od razu. Patrzyła na ten dom z mieszaniną lęku i tęsknoty. W końcu pokręciła głową.
– To tylko jakieś... deja vu – szepnęła i ruszyła dalej.
Szłam za nią, ale czułam, jak serce mi przyspiesza. Czułam, że coś tu się nie zgadza. Że ona zna to miejsce. Ale jak to możliwe?
Babcia mnie zaskoczyła
Restauracja, do której trafiłyśmy wieczorem, była pełna światła i śmiechu. Kelnerzy kręcili się między stolikami z tacami pełnymi ryb, oliwek i karafek z winem. Usiedliśmy pod drzewkiem, a babcia niezbyt długo wpatrywała się w menu, jakby nie widziała go pierwszy raz.
– Co zamawiamy? – spytałam, odwracając wzrok od zbyt wysokich cen.
– Dalmacką pašticadę. I rakiję, jeśli mają.
Zaskoczyło mnie to. Nigdy nie słyszałam, żeby piła cokolwiek mocniejszego niż herbatę z imbirem. Nim zdążyłam zapytać, zjawił się kelner – młody, opalony chłopak o przyjaznym spojrzeniu. Zamówienie poszło po chorwacku. Płynnie. Pewnie. Jakby całe życie tu mieszkała. Siedziałam jak oniemiała.
– Ty... znasz ten język?
Babcia wzruszyła ramionami.
– Uczyłam się go kiedyś. Dla kogoś.
Nagle mój świat się zachwiał. Dla kogoś? Kiedyś?
– Dla kogo?
– Daj spokój. To było dawno – ucięła i nalała sobie rakiji.
Pierwszy raz poczułam, że jej jednak nie znam. Jakby mówiła do mnie z innego wymiaru, do którego nie miałam dostępu. A przecież byłyśmy sobie tak bliskie, tak bardzo...
– Babciu... – zaczęłam, ale machnęła ręką i spojrzała gdzieś poza mnie.
– Nie wszystko trzeba rozumieć, Julia.
Zamilkłam. Ale po raz pierwszy pomyślałam, że moja babcia nie była tylko gospodynią domową, co robi pyszne placki ziemniaczane. Miała przeszłość. Ale czemu tak ją ukrywała?
Nie mogłam tego znieść
Zbudziło mnie skrzypienie drzwi. Zegar wskazywał 5:17. Zsunęłam się z łóżka i zerknęłam przez okno – zauważyłam babcię, jak po cichu wychodzi z pensjonatu. Bez kapelusza, bez torby, tylko w sukience i lekkim swetrze. Nie myśląc wiele, narzuciłam bluzę i ruszyłam za nią. Szła szybkim, zdecydowanym krokiem przez puste uliczki Splitu. Słońce dopiero zaczynało się podnosić nad dachami. Nagle skręciła w boczną ulicę i weszła do niewielkiego budynku z szyldem: „Galerija Vjekoslav”. Zawahałam się. Weszłam za nią może pięć minut później. W środku było chłodno i cicho. Ściany zdobiły obrazy i stare fotografie.
– Myślałam, że może jeszcze żyjesz – powiedziała szeptem. Trzymała dłonie splecione jak uczennica.
Nie zauważyła mnie. Patrzyła na obrazy jak ktoś, kto ogląda ducha – z bólem i wdzięcznością jednocześnie.
– Nie zdążyłam wtedy – dodała rozpaczliwie prawie niedosłyszalnie.
Zapadła cisza. Stałam za drzwiami jak w transie. W końcu wyszłam. Nie mogłam tego znieść. Czułam, że właśnie zobaczyłam coś czegoś, czego wcale nie chciałam odkrywać.
Jej oczy były mokre od łez
Usiadłyśmy na plaży, gdzie słońce chyliło się już ku zachodowi. Kamienie pod kocem były twarde, ale nie ruszyłam się. Patrzyłam na babcię, która wbijała wzrok w horyzont, jakby chciała tam coś zobaczyć.
– Powiesz mi?
Nie odpowiedziała od razu. Wzięła głęboki wdech, jakby każde słowo ważyło więcej, niż mogła unieść.
– Miał na imię Ivan – powiedziała w końcu. – I był pierwszym mężczyzną, którego naprawdę pokochałam.
Zamilkła. A ja czekałam cierpliwie.
– Miałam wtedy może dwadzieścia lat. Byliśmy młodzi, nieostrożni. Wszystko wydawało się możliwe. Spotykaliśmy się po kryjomu. Pisałam do niego listy pachnące perfumami, wyciskałam każdy dzień jak cytrynę. Byłam... szczęśliwa. Najbardziej w życiu.
Przesunęła palcem po kamyku, który leżał między nami.
– Nigdy wcześniej i nigdy później tak się nie śmiałam. Tak nie patrzyłam komuś w oczy. Tak nie czułam się widziana.
Popatrzyła na mnie. Jej oczy były mokre od łez.
– Potem to się po prostu skończyło. Nie dramatycznie. Po prostu zniknął z mojego świata. Życie poszło dalej. Wyszłam za mąż, miałam dziecko, potem ciebie.
– Ale nie zapomniałaś?
– Jak można zapomnieć uczucie, które cię budzi w środku nocy przez czterdzieści lat?
Milczałyśmy. Po raz pierwszy zobaczyłam w babci kobietę. Nie gospodynię, nie seniorkę rodu. Po prostu kobietę, która kochała. I nigdy się z tej miłości nie wyleczyła.
Serce waliło mi jak młotem
Zostałyśmy w Splicie jeszcze trzy dni. Babcia więcej nie mówiła o Ivanie. Ale ja nie mogłam przestać o nim myśleć. Wpatrywałam się w ludzi na ulicy, jakby każdy z nich mógł mieć jego twarz. Zaczęłam szukać po cichu – imienia, nazwiska, czegokolwiek. W recepcji pensjonatu zapytałam właścicielkę, tę samą, z którą wcześniej rozmawiała babcia.
– Czy zna pani może Ivana... z czasów, kiedy babcia była młoda?
Spojrzała na mnie uważnie, a potem skinęła głową.
– Był jeden taki Ivan. Malował. Miał galerię, niedaleko stąd. Ale już nie żyje. Zmarł jakiś czas temu Mieszka tu jego wnuk.
Wszystko we mnie ścisnęło się jak sprężyna. Z pomocą właścicielki udało mi się spotkać z wnukiem Ivana. Miał może czterdzieści lat, artystyczny nieład na głowie i spojrzenie zbyt spokojne.
– Dziadek często mówił o jednej kobiecie – powiedział, gdy usiedliśmy w małej kawiarni. – Zofia. Podobno była najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek widział.
Serce waliło mi jak młotem.
– Nigdy nie był z nikim na stałe. Mówił, że serce ma już zajęte. Że prawdziwa miłość nie przemija.
Zamknęłam oczy. Wieczorem zabrałam babcię na wzgórze nad miastem. Stała na krawędzi urwiska, patrząc na morze.
– On cię pamiętał – powiedziałam.
Babcia nie odpowiedziała. Tylko szeptem, prawie bezgłośnie, powiedziała:
– Żegnaj, Ivanie.
I spojrzała na wodę z takim spokojem, jakiego nie widziałam u niej nigdy wcześniej.
Julia, 29 lat
Czytaj także:
- „Zakochałam się pod słońcem Toskanii, ale luby miał sekret. Nie sądziłam, że nasz romans będzie kruchy jak bruschetta”
- „Mój mąż to obibok, który nic nie robi w domu. Od roku mam firanki powieszone na drucie, ale dla niego to nie problem”
- „Młodszy o 10 lat facet miał dodać mi skrzydeł. Gdy zaszłam w ciążę, okazało się, że w domu mam jeszcze jedno duże dziecko”