Reklama

Odkąd poznałem Natalię, świat zyskał więcej kolorów. Była inna niż wszystkie – spontaniczna, ciepła, trudna do przewidzenia. Spędzaliśmy razem coraz więcej czasu, a ja zacząłem się zastanawiać, czy to już ten moment… czy powiedzieć jej, że ją kocham. Wpadłem na pomysł wspólnego wypadu za miasto – romantyczna farma dyniowa, aparat w ręku, zapach jesieni. W pracy opowiedziałem o tym Tomkowi, mojemu najlepszemu przyjacielowi. Uśmiechnął się i rzucił, że też jedzie spotkać się z kimś wyjątkowym. Śmialiśmy się, nie wiedząc, że zmierzamy w to samo miejsce… z tą samą dziewczyną.

Reklama

Czułem, że coś się wydarzy

Na farmę przyjechałem chwilę przed piętnastą. Było pusto, tylko gdzieś w oddali kręciło się kilku turystów z kubkami gorącej czekolady i telefonami w dłoniach. Pachniało mokrą ziemią, cynamonem i czymś jeszcze... ekscytacją? Stałem przy drewnianym płocie i czekałem na Natalię. Spóźnienie totalnie w jej stylu, więc się nie denerwowałem. Wręcz przeciwnie – wszystko wydawało się perfekcyjne. Chciałem jej pokazać, jak dobrze ją rozumiem. Miałem nawet termos z herbatą z pomarańczą. Z zamyślenia wyrwał mnie znajomy głos:

– No nie wierzę, ty też tu?

Odwróciłem się. Tomek. Stał z rękami w kieszeniach, uśmiechnięty jak zawsze.

– A ty? – odpowiedziałem, zaskoczony. – Myślałem, że jesteś typem miejskim.

– Zrobiłem wyjątek – rzucił z tajemniczym uśmiechem. – A ty? Sam czy z kimś?

– Z kimś. Chciałem ją zaskoczyć. A ty?

– Też z kimś wyjątkowym – kiwnął głową. – Wiesz, jak to jest... czasem poznajesz kogoś i czujesz, że to może być to.

Uśmiechnąłem się. Przez chwilę staliśmy obok siebie, jak dwaj kumple na progu czegoś wielkiego. Nie pytałem o imię. On też nie. Może to i lepiej. Może tak miało być. Spojrzeliśmy w stronę drogi, z której miały wyłonić się nasze dziewczyny. Zaczęło kropić. Tomek podsunął mi drugiego batonika. Milczeliśmy, ale czułem, że tego dnia wydarzy się coś dziwnego. Jeszcze nie wiedziałem co.

Serce waliło mi jak szalone

Zobaczyliśmy ją niemal równocześnie. Szła szybko, machając do kogoś – uśmiechnięta, roztrzepana, jak zawsze. Na ramieniu miała aparat (lubiła fotografię analogową), a w rękach reklamówkę z przekąskami. I wtedy… obaj ruszyliśmy. Tomek z lewej, ja z prawej. Nasze kroki się zbiegły, spojrzeliśmy na siebie i dopiero wtedy zrozumieliśmy.

– Natalia? – odezwałem się pierwszy, głos mi zadrżał.

Uśmiech zamarł jej na twarzy. Oczy biegały od jednego do drugiego.

– Panowie… proszę… – próbowała się uśmiechnąć, ale jej głos brzmiał nienaturalnie. – To… nie tak, jak myślicie.

– To może wyjaśnij, jak? – powiedziałem cicho. Serce waliło mi jak szalone.

– Adam… Tomek… ja… – zaczęła się jąkać. – To wszystko się tak… samo…

– To niby przypadek, że jesteśmy tu razem? – warknął Tomek. –

Zrobiło się cicho. W tle słychać było dziecięcy śmiech, jakaś kobieta robiła selfie w polu z dyniami. A my staliśmy jak głupcy. Dwóch ludzi, których coś łączyło – tylko każdy myślał, że jest tym jedynym.

Wiedziałem, że coś kręcisz – mruknął Tomek do niej. – Ale że aż tak…

Nie odpowiedziała. Spuściła wzrok. Jej ręce drżały. Przez sekundę poczułem nawet… litość? Widziałem w jej oczach coś, czego nigdy wcześniej nie dostrzegłem – strach. Musiała pomylić daty, albo z roztargnienia zapomnieć, że umówiła się z nami dwoma.

Nie my byliśmy jej światem

Nie zdążyliśmy ochłonąć, kiedy zza stodoły wyszedł jakiś mężczyzna. Przystojny, ubrany we flanelową koszulę, szedł pewnym siebie krokiem. Na pierwszy rzut oka wyglądał jak ktoś z folderu reklamującego farmy agroturystyczne. Natalia zamarła, jakby ją sparaliżowało.

– Natalia? – zapytał zdziwionym, ale łagodnym tonem. – Myślałem, że przyjedziesz później.

Zerknął na mnie i Tomka, a jego twarz stężała.

– Zaraz, to… co oni dwaj tu robią? Są z tobą?

– Marek, nie teraz – szepnęła Natalia. Jej głos był niemal niesłyszalny.

Tomek roześmiał się gorzko.

– No pięknie! Kogo jeszcze przywieziesz na to pole? Może zaraz pojawi się narzeczony z Warszawy i mąż z Norwegii?

Marek spojrzał na nią chłodno.

– Chciałem wierzyć, że jesteś inna. Może naiwnie, ale… – urwał.

Kto to w ogóle jest?! – rzucił Tomek w moją stronę.

– Właśnie. Może ktoś w końcu powie coś sensownego – dodałem.

– Marek... pracuje tu. Właściwie… jest właścicielem farmy – wymamrotała Natalia. – Znamy się od dawna.

– Nie wyglądacie tylko na znajomych – rzucił Tomek, robiąc krok w przód.

– Wystarczy – odezwał się Marek spokojnie, ale stanowczo. – Nie mam ochoty na teatr.

W tym chaosie zacząłem wszystko rozumieć. To nie my byliśmy jej światem. Byliśmy tylko przystankami. I chyba każdy z nas właśnie wypadł z tego pociągu.

Nie chciała nikogo skrzywdzić

Usiedliśmy na drewnianej ławce pod zadaszeniem przy polu. Tomek pił gorącą czekoladę jednym haustem, ja dłubałem w papierowej przykrywce. Natalia stała obok, jak uczennica czekająca na reprymendę. Marek gdzieś zniknął. Zostawił nas z tym wszystkim – jakby już nie chciał mieć nic wspólnego.

– Powiesz nam coś w końcu? – zapytał Tomek, spokojniej, ale z wyraźnym napięciem.

Natalia usiadła naprzeciwko. Zaczęła mówić cicho, urywanymi zdaniami.

– Pomyliłam się... Nie wiem, jak to się stało... Z wami było inaczej… z każdym z was. Adam… dajesz mi spokój, poczucie bezpieczeństwa. Tomek – z tobą wszystko jest żywe, gorące, nieprzewidywalne. A Marek… on był stabilny. Tak po prostu.

– Stabilny? – prychnął Tomek. – To to był jakiś casting na typ mężczyzny?

Nie chciałam nikogo skrzywdzić… chciałam tylko… poczuć się żywa – wyszeptała, patrząc w przestrzeń.

– Żywa kosztem innych? – odezwałem się. I nawet nie poznałem własnego głosu – był cichy, pusty.

– Gdybyście wiedzieli, jak ciężko jest codziennie udawać, że wszystko się układa. Że się wie, czego się chce. A ja… ja nie wiem. Każdy z was dawał mi coś innego i przez chwilę miałam wrażenie, że wszystko może istnieć jednocześnie.

Ty sobie żarty robisz, prawda?! – Tomek wstał, obrócił się plecami.

– Myślałem, że jesteś inna – powiedziałem, tym razem już bez emocji, bo wszystko we mnie zamarło.

Nie wiem, co boli bardziej — to, że mnie tak perfidnie oszukiwała, czy to, że wciąż chcę, by to wszystko było snem.

Nie mogłem tam siedzieć

Nie powiedzieliśmy już nic. Wszyscy zamarliśmy w milczeniu, jakby to było jedyne, co nam zostało. W końcu wstałem i ruszyłem przed siebie – nie miałem celu, po prostu nie mogłem tam dłużej siedzieć. Szedłem między rzędami dyni, między kolorami, które dziś wydawały mi się wyjątkowo okropne. Po chwili usłyszałem kroki.

– Adam – to był Tomek. – Poczekaj.

Stanąłem, ale nie odwróciłem się. Mówił cicho:

– Nie wiem, co powiedzieć. Serio. Nigdy nie sądziłem, że spotka mnie coś takiego. Że… będziemy walczyć o tę samą dziewczynę. I że obaj przegramy.

– Wiesz, stary, myślałem przez chwilę, że cię stracę przez nią – powiedziałem. Dopiero teraz spojrzałem mu w oczy.

– Mam nadzieję, że nie. Ale wiesz co? Może lepiej, że to wyszło teraz.– uśmiechnął się gorzko.

– Mhm. Przynajmniej oszczędziła nam ślubu i wielu innych upokorzeń – odpowiedziałem i obaj się zaśmialiśmy. Krótko, sucho, ale jednak.

Natalia miała chyba jeszcze tyle przyzwoitości, żeby zostawić nas w spokoju. Może wróciła do Marka. Może nie. Nie wiem i chyba nie chcę wiedzieć. Usiedliśmy na skraju pola. Nie jak rywale. Jak dwóch gości, którzy przeżyli absurdalny weekend i teraz próbują to jakoś poskładać.

– I co teraz? – zapytał Tomek.

– Teraz? Teraz wracamy do miasta. I do życia.

Nie wiem, kim dla niej byłem

Wróciłem do mieszkania wieczorem. Klucz ciężko obracał się w zamku. W środku pachniało świecami – Natalia lubiła je zapalać, zwłaszcza te cynamonowe. Leżała jeszcze jedna, wypalona do końca. Nie wyrzuciłem jej. Stała na parapecie jak pamiątka po kimś, kto był, ale już nie wróci. Spojrzałem przez okno. Miasto tętniło życiem, a ja miałem wrażenie, że stoję w miejscu. Nie było dramatu, nie było krzyku. Żadnej wielkiej sceny. Tylko milczenie, spojrzenia, niedopowiedzenia.

Niektóre historie nie kończą się katastrofą. Czasem po prostu się kończą. A my zostajemy z pytaniem – kim byliśmy dla tych, którzy mówili, że nas kochają. Telefon milczał. Tomek pewnie jeszcze jechał. Wiedziałem, że się odezwie. Może nie jutro, może za tydzień. Ale odezwie się. I to wystarczy. Na razie. Zamknąłem oczy. Myślałem o niej. Ale już inaczej. Już nie jak o tej jedynej. Bardziej, jak o kimś, kto przechodzi przez twoje życie, zostawia ślad… i znika.

Adam, 27 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama