Reklama

Wracaliśmy z Basią z zakupów, gdy nagle mnie oświeciło. Jest sobota, Grażyna miała dziś opróżniać dom babci! Zawróciłem i pojechałem zobaczyć, co się dzieje. To nie była moja sprawa, nie ja dziedziczyłem, babcia nie była moją prawdziwą babcią, tylko kuzynki, ale będąc dzieckiem spędziłem w jej domu wystarczająco dużo czasu, by pokochać atmosferę starego wnętrza. Do dziś lubiłem zabytkowe meble, które niestety nijak nie pasowały do naszego mieszkania, urządzonego przez żonę w modnym, skandynawskim stylu. Pozostawały mi wizyty na targach staroci. Lubiłem patrzeć na stolarskie cuda, dotykać spękanej politury i wyobrażać sobie, że są moje.

Reklama

– Dokąd jedziemy? Nie wracamy do domu? – zainteresowała się Basia.

– Zajrzę na chwilę do babci, jestem ciekaw, co Grażyna zrobiła z meblami. Były takie piękne.

– Jak ją znam, to sprzedała, jeśli ktoś zechciał kupić to badziewie.

– Nie znasz się, żono – odparłem i zaparkowałem samochód. Przed domem stały zwalone na kupę biureczko i dwa fotele.

Zobacz także

– Grażyna! – wrzasnąłem. – Co ty wyprawiasz? Tak nie traktuje się starych mebli.

Grażyna spojrzała szybko na mnie, udałem, że patrzę w inną stronę

– A co cię to obchodzi – kuzynka wyszła do mnie i zdawkowo cmoknęła w policzek na powitanie. – Czekam na transport, ale facet jakoś nie przyjeżdża. Telefonu też nie odbiera, zaraz mnie trafi cholera ze złości.

– Dokąd chcesz wywieźć te rzeczy? – kucnąłem koło biureczka i pogładziłem spracowaną drewnianą powierzchnię. Odniosłem wrażenie, że drewno odpowiedziało, rozprostowało skulone ze strachu słoje i ufnie przywarło do mojej ręki.

– Pozbywam się ich, rzeczoznawca powiedział, że w biurku siedzą korniki, fotele też do niczego. Renowacja się nie opłaci, wyniesie więcej, niż ich wartość.

– Wezmę je. O ile mi je dasz.

W oczach Grażyny zobaczyłem odblask chciwości, już w dzieciństwie taka była, chciała mieć to, co ja. Wyrywała mi wszystkie zabawki.

– No nie wiem, one jednak są coś warte – powiedziała powoli, patrząc na mnie z ukosa.

Byłem gotów coś tam jej odpalić, ale targi przerwało przybycie furgonetki.

– I po kłopocie – kuzynka spojrzała na mnie złośliwie. – Zabieraj pan te graty na pakę – zwróciła się do kierowcy.

– 200 złotych się należy – mruknął, nieśpiesznie zapalając papierosa.

– Za co? – najeżyła się Grażyna.

– Za usługę. Korzysta pani? Bo jak nie, to mam innych klientów.

– Spadaj pan, nie tak się umawialiśmy.

Kierowca nadal stał na chodniku, ćmiąc papierosa. Grażyna spojrzała szybko na mnie, udałem, że patrzę w inną stronę. Zrobiłem kilka kroków w kierunku samochodu, zanim mnie zatrzymała.

– Bierz te graty, niech stracę.

Grażyna podała mnie do sądu

Doskonale znałem Grażynę, więc trzy razy spytałem ją, czy na pewno chce mi podarować meble po babci. Kierowca słuchał i wyglądał, jakby się doskonale bawił. Od czasu do czasu dokładał swoje trzy grosze, wygłaszając niezobowiązujące teksty o skąpych babach. Tak wkurzył Grażynę, że prawie wepchnęła mi w objęcia meble. Pobiegłem po żonę, wyciągnąłem ją z samochodu i ustawiłem na warcie.

– Pilnuj, ja skoczę po Józka, on ma większy samochód, we dwóch jakoś to przewieziemy – poprosiłem rozemocjonowany.

Byłem w takim stanie, że Basia nie sprzeciwiła się, zostawiając obiekcje na później. Wyjawiła je, jak tylko zaparkowaliśmy pod domem.

– Chyba nie sądzisz, że mamy miejsce na te graty? – spytała retorycznie. – Wnieście je do piwnicy, potem pomyślimy.

Już ja wiedziałem, co to oznacza, ale prawdę mówiąc, też nie wyobrażałem sobie biureczka ustawionego na środku salonu. Jeszcze raz pogładziłem ręką blat, odkryłem kilka dziurek po kornikach. Postanowiłem, że sam się tym zajmę, od dawna interesowałem się renowacją mebli, teraz miałem okazję przekuć teorię w praktykę. Kupiłem narzędzia i wszystko co, wydawało się potrzebne, urządziłem w piwnicy warsztat i przystąpiłem do dzieła. Wtedy niespodziewanie odezwała się Grażyna i zażądała zwrotu biureczka.

– Jak mi go nie oddasz, oskarżę cię o zabór mienia ruchomego, jest na to w kodeksie karnym specjalny paragraf – zagroziła.

Grubo. Pomyślałem, że lepiej będzie z nią nie zadzierać, ale kiedy zszedłem do piwnicy i dotknąłem biureczka, znów poczułem, że mebel żyje, przylgnął do mojej dłoni jak wierny pies. A poza tym, nigdy nie lubiłem Grażyny, dlaczego miałbym tańczyć, jak mi zagra? Biurko było moje, sama mi je oddała, nie wydam go tej babie.

Odmówiłem i zapomniałem o całej sprawie. Renowacja postępowała powoli, cieszyłem się każdą chwilą, to było jak obcowanie ze sztuką. Biureczko poddawało się moim rękom, wdzięczne za troskę, spędzaliśmy razem wspaniałe chwile, bardzo się do niego przywiązałem. Nie myślałem o Grażynie, ona też się nie odzywała, doszedłem do wniosku, że odpuściła. Bo do czego potrzebny był jej stary mebel nie przedstawiający większej wartości? Chciała mi go odebrać tylko po to, by zrobić mi na złość, to było bardzo w jej stylu.

Jakiś czas później dostałem wezwanie do sądu, w charakterze świadka, z paragrafu, który odszyfrowałem w internecie jako zabór mienia. Grażyna dotrzymała słowa, nie przypuszczałem, że jest aż tak zawzięta.

– Wzywają cię na świadka, nie jesteś o nic oskarżony – Basia próbowała znaleźć pozytywne strony tej sytuacji.

Nie miałem dla niej dobrych wieści.

– Tak wygląda procedura, moja wina wyjdzie na rozprawie, dopiero wtedy sąd mnie ukarze.

– Ale za co? Mówiłeś, że trzy razy upewniałeś się, czy Grażyna darowuje ci biurko.

– Tak, ale kto to potwierdzi? Ona powie co innego.

– Przecież stał z wami kierowca z firmy transportowej, na pewno wszystko słyszał.

– Jesteś genialna, żono – złapałem Basię w objęcia. – Mam świadka!

– Trzeba go tylko odnaleźć, dzwoń do wszystkich firm, może ci się uda.

Zadanie wyglądało na niewykonalne, ale dopisało mi szczęście albo może pomogła mi babcia z zaświatów. Za czwartym razem trafiłem, człowiek który odebrał, okazał się tym właściwym. Nie musiałem wiele tłumaczyć, jak tylko usłyszał, o co mi chodzi, wybuchnął śmiechem. Doskonale pamiętał skąpą babę, jak mówił o Grażynie, i obiecał pomóc.
Zadzwoniłem do kuzynki.

– Dostałem zawiadomienie o rozprawie i podejmuję rękawicę. Mam świadka. Pamiętasz kierowcę, któremu nie chciałaś zapłacić?

O Grażynie można było wiele powiedzieć, ale głupia nie była. Oceniła swoje szanse i z bólem serca wycofała oskarżenie. Jedno mnie tylko nurtowało, dlaczego tak bardzo zależało jej na tym starym meblu? Nie był cenny, sprawdziłem to, co więc było przyczyną wojny o biureczko? Odpowiedź nasuwała się sama – musiało kryć w sobie coś bardzo ważnego.

Tylko gdzie? Podczas renowacji obejrzałem każdy centymetr kwadratowy mebla, dotykałem wszystkich powierzchni, znałem biureczko jak własne pięć palców, ale znałem również kuzynkę, i to od dzieciństwa. Wywęszyłaby pieniądze nawet w stogu siana, coś musiało ją natchnąć, skoro powzięła podejrzenia. Może przejrzała papiery po babci? Staruszka mogła zostawić wskazówkę, gdzie szukać skarbu, o ile taki w ogóle istniał.

Rany boskie, ukryty mechanizm!

Czysta fantazja, myślałem, z przyjemnością przesuwając delikatnie palcami po biureczku. Drewno było ciepłe, przyjazne, odwdzięczało się dostarczając mi niemal zmysłowej przyjemności obcowania ze starannie wykonanym przedmiotem obdarzonym duszą. Wysunąłem szufladę i zajrzałem do środka. Pusto. Kucnąłem, tak że oczy miałem nieco poniżej blatu. Gdzie schowałbym listy miłosne, gdybym był kobietą? Nie miałem pojęcia, ale moją uwagę przykuł lekko wypaczony element wnętrza szuflady. Nie zauważyłem go wcześniej, powierzchnia nie była równa, a powinna być. Działanie wilgoci czy niedoróbka przedwojennego rzemieślnika?

Włożyłem głęboko rękę i nacisnąłem wystającą deszczułkę. Kliknęło i coś odskoczyło. Pociągnąłem, deszczułka poddała się, wraz z tym do czego była przymocowana. Usiadłem na podłodze z wrażenia. Rany boskie, ukryty mechanizm! Wewnętrzna szufladka, w sam raz do przechowywania tajnej korespondencji. Co za odkrycie!

Cieszyłem się jak każdy kolekcjoner, ale kiedy włożyłem głębiej rękę, pod palcami poczułem miękką materię. To nie były listy, tylko irchowy woreczek, a w nim… kolczyki, kamea i złoty pierścionek z dużym kamieniem, który wyglądał jak brylant.

– Patrz, co znalazłem – pokazałem Basi biżuterię. – Gdyby Grażyna była pewna, co jest w biureczku, walczyłaby o to na noże. I co teraz zrobimy? Oddamy jej?

– To pamiątki rodzinne, a ona je zaraz spienięży. U nas będą bezpieczne, przekażemy je następnemu pokoleniu, czyli naszej córce. Babcia byłaby zadowolona.

Reklama

Babcia, tak, ale nie Grażyna, prawowita spadkobierczyni babci. Uczciwie byłoby oddać jej znalezisko, cały czas o tym myślę. Jeszcze nie zdecydowałem, co zrobię.

Reklama
Reklama
Reklama