„Zachodziły w ciążę jedna po drugiej. Czy to brak odpowiedniej edukacji, czy dziwny zbieg okoliczności?”
„To ja pierwsza zwróciłam uwagę na ten dziwny związek między siedzeniem pod wypchanym bocianem a późniejszymi ciążami. Spytałam o to Jurka”.
- Iwona, 24 lata
Był naszym wybawcą
Jurek był sympatycznym chłopakiem, który na skutek różnych rodzinnych perturbacji musiał przenieść się z rodzinnej H. do cioci do W. Chłopcy z podwórka z góry założyli, że skoro pochodzi z małej miejscowości, to na pewno jest niegramotnym, zakompleksionym ćwokiem. Bardzo się pomylili – w wielu sprawach był od nich cwańszy i sprytniejszy. A gdy dwóch próbowało zmierzyć się z nim na pięści, to potem szybko umykali, i to sprani na kwaśne jabłko.
Poznałam go kiedyś po lekcjach, na boisku. I od razu został naszym wybawicielem. Bo my miałyśmy problem: kilku chłopaków ze starszych klas próbowało terroryzować dziewczyny w szkole. Ale gdy zjawił się Jurek, wystarczył miesiąc, by żaden z tamtych cwaniaczków już nas nie zaczepiał na korytarzu ani ordynarnie się do nas odzywał.
Kiedy tylko któraś z nas znalazła się w opałach, wtedy jak spod ziemi wyrastał Jurek
i łapał delikwenta za nos palcami, które miał ponoć mocne jak szczypce. Następnie kwiczącego z bólu chłopaka doprowadzał przed dziewczynę, której ten wcześniej dokuczał,
i kazał na kolanach prosić ją o przebaczenie.
To była dziwna ozdoba
Jurek okazał się też dobrym uczniem i równie fajnym kumplem. Jego ciotka miała duży dom i w klasie maturalnej zbieraliśmy się tam wszyscy, żeby razem się uczyć. W rogu największego pokoju stał wypchany bocian. Miał rozłożone skrzydła, jakby zamierzał zerwać się do lotu. Przed nim stał fotel i wyglądało to tak, jakby bocian otaczał go skrzydłami niczym opiekuńczy anioł.
Było to ulubione miejsce Oli, najlepszej matematyczki w naszej klasie, a także, według chłopaków, najseksowniejszej laski w szkole. Nawiasem mówiąc, na skali atrakcyjności tuż za Olą plasowały się Kamila i Teresa. O mnie rankingi nie wspominały (co wcale mnie nie smuciło), ale też nie byłam taka ostatnia.
Zobacz także
Kiedy spotykaliśmy się całą paczką u Jurka – Ola, Kamila i Teresa stale się wykłócały, która z nich zajmie miejsce w bocianim fotelu. Najczęściej wygrywała Ola. Na szczęście mnie jakoś nigdy tam nie ciągnęło. Dlaczego się z tego cieszę? Okazało się, że fotel, a może rozpościerający nad nim skrzydła bociek, ma magiczne właściwości. Nie od razu odkryliśmy tę prawidłowość.
Czy to był przypadek?
W listopadzie okazało się, że Ola jest w ciąży ze swoim chłopakiem. Dwa tygodnie później także Kamila odkryła swój odmienny stan. Miesiąc później Teresa. Na szczęście do matury zostało jeszcze tylko pięć miesięcy, więc dziewczyny mogły przystąpić do egzaminu dojrzałości przed rozwiązaniem.
To ja pierwsza zwróciłam uwagę na ten dziwny związek między siedzeniem pod wypchanym bocianem a późniejszymi ciążami. Spytałam o to Jurka.
– No co ty? To przecież tylko zbieg okoliczności – stwierdził obojętnie.
– A skąd ten bociek jest?
– Dostałem go w spadku po babci, która była wioskową akuszerką.
– Była też zielarką? Zamawiała choroby?
– Chyba tak – przytaknął Jurek, ale nadal nie rozumiał, do czego zmierzam.
Wtedy pomyślałam o mojej starszej siostrze, która mimo starań nie mogła zajść w ciążę. Gdy powiedziałam jej o bocianie, w pierwszej chwili mnie wyśmiała.
– Ale co ci szkodzi spróbować? – spytałam.
No i przyprowadziłam siostrę do Jurka i poprosiłam, żeby pozwolił jej posiedzieć chwilę w bocianim fotelu.
– Ty rzeczywiście myślisz, że ten bociek...? – Jurek nie dokończył, tylko zaczął się cicho śmiać. – Po twoich pytaniach zadzwoniłem do kolegów z H., żeby podpytali rodziców na temat mojej babci. Dowiedzieli się, że stawiała ludziom bańki i polecała zioła w chorobie, ale żeby za jej sprawą przybywało u sąsiadów dzieci… raczej nie.
Mojej siostrze się udało
Dwa miesiące później moja siostra zadzwoniła do mnie szczęśliwa i oznajmiła, że spodziewa się dziecka. Pobiegłam z tym do Jurka pewna, że rozwiązałam zagadkę bocianiego fotela. Ale wypchanego bociana już nie było w dużym pokoju.
– Ciocia wyrzuciła go na śmietnik – wyjaśnił Jurek. – Zalęgły się w nim pchły i nasze psy zaczęły się strasznie drapać.
Po chwili przyniósł z kuchni filiżanki z herbatą.
– Siadaj – wskazał na fotel pozbawiony bocianiej ozdoby. – Chyba już jest bezpieczny.
Być może to wszystko tylko mi się przywidziało. Koleżanki z klasy zapomniały o zabezpieczeniach, no i spotkała je niespodzianka. A w wypadku mojej siostry być może leczenie medyczne, któremu poddawała się od kilku lat, w końcu poskutkowało...
Jednak kiedy spojrzałam na fotel, pomyślałam, że może coś z dawnej bocianiej aury nadal się nad nim unosi. Wolałam nie ryzykować. Na wszelki wypadek.