„Zaczęło się niewinnie od soczystych truskawek w altanie. Tego wieczoru złamałam swoje zasady i małżeńską przysięgę”
„Czułam się rozdarta. Michał nic nie zauważył – albo udawał, ale ja nie potrafiłam już patrzeć mu w oczy. Krzątałam się po kuchni jak cień, mówiłam tylko tyle, ile trzeba”.

- Redakcja
Ogród stał się moim azylem. Pomiędzy rabatami z lawendą, krzaczkami porzeczek i starannie przyciętym żywopłotem mogłam udawać, że wszystko gra. Michał coraz częściej milczał. W pracy spędzał większość czasu, a wieczorami pochłaniał go ekran telefonu. Czasem nawet zapominał zapytać, co zjadłam na obiad. Nie mieliśmy dzieci – próbowaliśmy, ale bez skutku. I choć się nie poddawaliśmy, każde niepowodzenie oddalało nas od siebie. Z czasem przestaliśmy się nawet przytulać. Czułam się przezroczysta. Dlatego pieliłam, sadziłam, gotowałam konfitury. By nie zwariować. By nie czuć się bezużyteczna. Nigdy jednak nie pomyślałam o zdradzie. Aż do tamtego wieczoru. Zaczęło się niewinnie – od soczystych truskawek w altanie. I wtedy coś we mnie pękło.
Poczułam się wyjątkowa
Czerwcowy wieczór pachniał świeżością, a ciepło dnia wciąż unosiło się nad trawnikiem. Rozstawiłam w altanie miski z truskawkami – te z ogródka smakowały najlepiej. Sąsiadka przyniosła drożdżówkę, jej mąż lemoniadę domowej roboty. I wtedy pojawił się on – Piotr. Uśmiechnięty, opalony, z torbą narzędziową przewieszoną przez ramię.
– Dobry wieczór! – zawołał, zbliżając się do altany. – Mam nadzieję, że jeszcze coś zostało dla spóźnialskiego?
– W tym roku truskawki się nie kończą – uśmiechnęłam się, podsuwając mu miskę. – Jak naprawiona furtka?
– Działa jak nowa. Chyba muszę częściej tu wpadać, bo coś czuję, że się zaraz rozpadnie.
– Sprytny pretekst – roześmiałam się.
Usiadł obok mnie, blisko. Za blisko. Opowiadał o swojej pracy – jeździł po Polsce, montując ogrodzenia. Jego głos koił. Słuchałam, jakby jego słowa były piosenką. W pewnym momencie sięgnął po truskawkę i podał mi ją z uśmiechem. Nasze dłonie się dotknęły. Chwilę później spojrzeliśmy sobie w oczy i zapadła cisza. Nie powiedziałam nic. Nagle poczułam się... widziana. Jakby ktoś wyjął mnie spod przezroczystej folii.
– Dziękuję – wyszeptałam. Sama nie wiem, za co dokładnie.
Złamałam przysięgę
Kolejne dni przynosiły przypadkowe spotkania. Piotr pojawiał się znikąd. A to furtka zacięta, a to kran przeciekał, a to po prostu szedł ścieżką i „akurat przechodził”.
– Masz może pożyczyć śrubokręt? – zapytał któregoś dnia, opierając się o płot. – Znowu mi coś strzeliło w bramie.
– Mam – odparłam, przynosząc cały zestaw. – Zostaw coś też do naprawienia Michałowi, bo mu się całkiem nudno zrobi.
– Michałowi się chyba już od dawna nic nie chce – rzucił cicho, patrząc mi w oczy.
Zamarłam. Nie odpowiedziałam. Miał rację, nie zaprzeczyłam. Zaczęliśmy rozmawiać dłużej. O tym, co boli. O samotności. O filmach, które lubimy. Aż pewnego wieczoru, gdy byliśmy w altanie, Piotrek się pochylił.
– Weronika... – zaczął, ale nie skończył.
Po prostu mnie pocałował. Drżąco, ostrożnie. Nie cofnęłam się. Pozwoliłam. Później długo milczeliśmy. Wpatrzeni w ciemniejące niebo, słuchaliśmy świerszczy.
– To nie powinno się wydarzyć – szepnęłam w końcu.
– Ale się wydarzyło – odpowiedział spokojnie. – I już nie jesteśmy tacy sami.
Wróciłam do domu z bijącym sercem i potwornym ciężarem sumienia. Wiedziałam. Przysięga została złamana.
Czułam się samotna
Odkąd pocałowałam Piotra, czułam się rozdarta. Michał nic nie zauważył – albo udawał, ale ja nie potrafiłam już patrzeć mu w oczy. Krzątałam się po kuchni jak cień, mówiłam tylko tyle, ile trzeba.
– Zrobiłem herbatę – powiedział pewnego wieczoru, podając mi kubek.
– Dzięki – mruknęłam. Nawet na niego nie spojrzałam.
– Coś się stało? – zapytał po chwili.
– A ty myślisz, że wszystko jest w porządku? – odpowiedziałam ostro, zbyt ostro. – Od miesięcy siedzisz w tym telefonie, nie odzywasz się.
Spojrzał na mnie zaskoczony.
– Nie przesadzasz trochę?
– Przesadzam? – odsunęłam krzesło. – Czy ty mnie w ogóle jeszcze kochasz?
Zamilkł. Zbyt długo.
– Nie wiem – powiedział w końcu.
Te dwa słowa wbiły się we mnie jak nóż. Nie płakałam. Nie krzyczałam. Wstałam, schowałam się w łazience i dopiero tam zaczęłam drżeć. Tej nocy nie spałam. Zamiast tego otworzyłam pusty zeszyt i zaczęłam pisać. Potrzebowałam to z siebie wyrzucić. Zdanie po zdaniu. Emocje, których nie rozumiałam. Myśli o Piotrku. O tym, jak bardzo czuję się samotna. Nazwałam w końcu to, co do niego czułam.
Zaczęłam pisać: „Piotr patrzy na mnie jak nikt inny. W jego oczach jestem kimś ważnym”.
Nie miałam siły kłamać
Zostawiłam zeszyt na ławie w altanie. Zapomniałam. A może... podświadomie chciałam, żeby mąż go znalazł? Tego popołudnia wrócił wcześniej. Zastałam go w ogrodzie. Stał nieruchomo z zeszytem w dłoni. Wiedziałam. Poczułam, jak lodowaty strach ściska mi żołądek.
– To twoje? – zapytał bez gniewu, bez krzyku. Głos miał pusty.
– Tak – szepnęłam.
– I wszystko, co tu napisałaś, to prawda?
Nie miałam siły kłamać.
– Tak.
Patrzył na mnie długo. Jakby próbował zrozumieć, kim jestem.
– Dlaczego? – zapytał w końcu. – Dlaczego właśnie on?
– Bo mnie zauważył. Bo słuchał. Bo nie traktował mnie jak przedmiotu.
Zacisnął dłonie w pięści, ale nadal nie krzyczał.
– Ja cię zawiodłem, wiem – powiedział cicho. – A ty... ty po prostu przestałaś walczyć.
– A ty, kiedy ostatni raz o nas zawalczyłeś? – zadrżał mi głos. – Kiedy ostatni raz spojrzałeś na mnie jak na kobietę?
Nie odpowiedział. Odwrócił się i odszedł w stronę domu. Po drodze potrącił miskę z truskawkami. Rozsypały się na ziemię, czerwone, soczyste, jak roztrzaskane wspomnienia. Zostałam sama. W altanie. Z porzuconym zeszytem i goryczą na języku. Nie było krzyków. Nie było wybaczenia. Była tylko pustka i żal.
Gardło ścisnęło mi się od łez
Spotkaliśmy się w parku. Z dala od mojego domu, jego warsztatu, od ogrodu, w którym wszystko się zaczęło. Piotr przyszedł wcześniej. Siedział na ławce pod kasztanowcem, obracając klucz francuski w palcach, jakby nie wiedział, co z nim zrobić.
– Cześć – powiedziałam cicho, siadając obok.
– Cześć. – Uśmiechnął się słabo. – Myślałem, że nie przyjdziesz.
– Musiałam. Musimy to zamknąć.
Skinął głową. Przez chwilę żadne z nas się nie odzywało.
– Nie żałuję niczego – powiedział w końcu. – Ale też nie chcę być kimś, kto niszczy twoje życie.
– Nie zniszczyłeś – szepnęłam. – Moje małżeństwo już dawno się kruszyło. Ty tylko pokazałeś mi, że jeszcze jestem zdolna do czegoś... do czucia.
– Nigdy nie oczekiwałem, że zrezygnujesz z wszystkiego dla mnie – powiedział cicho, a jego głos był miękki. – Jeśli chcesz to zakończyć, przyjmuję to. Z godnością.
– Chcę. Muszę – powiedziałam, choć gardło ściskało mi się od łez.
Wstał, podszedł do mnie i pocałował mnie w czoło.
– Bądź szczęśliwa – powiedział i odszedł bez odwracania się.
Patrzyłam, jak znika za alejką. Wróciłam do pustego domu, do kuchni pachnącej chlebem i mięty z ogródka. Wszystko było na swoim miejscu, ale ja... już nie byłam tą samą osobą.
Czułam się winna
Michał wyprowadził się tydzień później. Do rodziców. Nie zostawił listu, nie zabrał wszystkiego. Jego kubek wciąż stał przy zlewie, a koszula z jego zapachem wisiała w przedpokoju. Przez kilka dni chodziłam po domu jak duch, unikając własnego odbicia w lustrach. Czułam się winna i dziwnie spokojna. Jakby coś we mnie się zmieniło. Jakby kręgosłup emocjonalny, przez lata pokrzywiony ciszą i lekceważeniem, w końcu stanął prosto. Zdrada bolała. Mnie też. Była jak trzęsienie ziemi – wszystko się rozsypało, ale w tym gruzie zaczęłam widzieć światło.
Nie wiedziałam, co będzie dalej. Czy Michał wróci? Czy ja tego chcę? Piotrka już nie było w moim życiu.Zostawił po sobie coś ważnego – świadomość, że zasługuję na uwagę, na dotyk, na bycie słyszaną. Każdego ranka wstawałam wcześniej niż zwykle. Zakładałam rękawiczki i szłam do ogrodu. Sadziłam, podlewałam, przycinałam. Z trudem, ale i z nadzieją. Jakby każde ziarenko, które wkładałam w ziemię, było nowym początkiem. Nie byłam już tą Weroniką, która tylko czekała. Teraz to ja wybierałam, na co czekać.
Weronika, 37 lat
Czytaj także:
- „Teściowa nie wie, z kim zdradza ją teść. Ona i jej synalek zdziwią się, gdy odkryją, kto odwiedza moją sypialnię”
- „Nasza czereśnia na działce to żyła złota. Gdy po ucieczce od męża miałam długi, matka wyciągnęła tajemną białą kopertę”
- „Ciasto z czereśniami to pestka dla mojej mamy. Na zaręczyny to ja miałam je upiec, ale wyszła z tego niezła awantura”