Reklama

– Hej, nie wiesz może gdzie podziały się te moje kolczyki? – krzyknęłam, grzebiąc w szkatułce z błyskotkami. Ze złości cały ten bajzel wylądował na podłodze. Nigdzie nie mogłam znaleźć tylko tej jednej pary. Tych najważniejszych, ze złota, które babcia podarowała mi z okazji pierwszej komunii.

Reklama

Przepadły jak kamień w wodę

– Nie mam pojęcia! – odkrzyknął Janek, mój przyszły mąż. – Zgubiłaś je czy jak?

– Nigdzie ich nie widzę, szukałam w każdym kącie – szlochałam.

– Istnieje szansa, że zostawiłaś je na pływalni. Gdyby były w domu, już dawno byśmy na nie trafili – podsumował, tuląc mnie czule. – Nie zamartwiaj się, sprawię ci nową parę. A kto wie, może tamte wkrótce się odnajdą?

– Jakim cudem, skoro przepadły na basenie?

– Nie twierdziłem, że na sto procent je tam zostawiłaś. To tylko przypuszczenie – doprecyzował. – Niewykluczone, że za parę dni same się znajdą.

Niestety, nie mogłam sobie pozwolić na długie rozpaczanie po zgubie, bo wkrótce zaczęły ginąć kolejne drobiazgi, które były dla mnie bardzo wartościowe. Byłam bliska obłędu, kiedy podsumowałam, co mi zniknęło. Zegarek na rękę, pierścionek, wisiorek z czerwonym kamieniem szlachetnym, a do tego jeszcze telefon z dotykowym ekranem!

Coraz więcej rzeczy ginęło

– Nie ma opcji, żebym to zabrała z chaty – wyjaśniałam mojemu chłopakowi. Strasznie mnie wkurzało jego niepojęte opanowanie w takiej sytuacji. Moje rzeczy przepadały jak sen, a on miał to najwyraźniej gdzieś. Wciąż mi tylko truł, że prędzej czy później sama na nie wpadnę, bo jestem nieogarniętą dziewczyną i zostawiam różne rzeczy w przeróżnych miejscach.

– Za bardzo się nakręcasz tymi poszukiwaniami. Jeszcze raz poszukasz, jak trochę ochłoniesz – próbował mnie uspokoić.

Dwa dni później mój ukochany przyniósł mi moją komórkę.

– No i proszę, mówiłem ci przecież. Leżał sobie na samym spodzie szuflady. Pewnie go tam wepchnęłaś, jak grzebałaś w środku za czymś innym.

– Nie, to nie może być prawda – odparłam, kręcąc głową. – Kiedy szukałam telefonu, wyjęłam z szuflady wszystko i telefonu tam nie było.

– Najwyraźniej nie szukałaś aż tak skrupulatnie, jak sądzisz, bo przecież znalazłem komórkę – zauważył. Trudno było temu zaprzeczyć. Dowód miałam tuż przed sobą. Jednak wcale nie byłam zadowolona, że odzyskałam jedną z zagubionych rzeczy.

– To okropnie podejrzane – obstawałam przy swoim. – Coś mi się w tym nie podoba.

– Podejrzane? Po prostu nie kładziesz przedmiotów tam, gdzie ich miejsce. Nic więcej. Przecież ja nie jestem tym, który ci je zabiera i chowa!

Byłam kompletnie zagubiona

– Ależ nie twierdzę, że to ty – zapewniłam ugodowo. – Po prostu niepokoję się o swój stan zdrowia.

– Daj spokój – pocieszał mnie. – Po prostu odczuwasz silny stres. Denerwujesz się zbliżającym weselem, zmianą miejsca zamieszkania…

Mimo że emocje nieco opadły, podjęłam decyzję – kolejna zguba i idę do lekarza. Któregoś popołudnia, po powrocie do domu, zastałam uchylone drzwi do mieszkania. Wpadłam do środka i zobaczyłam, że zniknął komputer, telewizor, kuchenka mikrofalowa i wieża. Cała roztrzęsiona, sięgnęłam po telefon i wykręciłam numer do Janka.

– Obrabowali nas! – wrzasnęłam, wybuchając płaczem. – Nic nie zostawili! Nawet twój portfel z oszczędnościami na ślub. Przyjeżdżaj czym prędzej, a ja zadzwonię po gliny.

– A po co gliny?! To znaczy… – zaczął się jąkać. – Po co informować policję? Właśnie jestem niedaleko posterunku, sam to ogarnę.

Żeby nie siedzieć w milczeniu, zaczęłam wypytywać sąsiadów, czy może coś słyszeli albo czy nie rzuciły im się w oczy jakieś podejrzane typy. Niestety, nikt nie potrafił udzielić mi żadnych informacji.

Myślałam, że to złodzieje

Podzieliłam się informacją na portalu społecznościowym, że w naszej okolicy grasują rabusie. Jeden z użytkowników zasugerował, abym rozejrzała się za skradzionymi przedmiotami w pobliskim lombardzie. Miałam świadomość, że to za wcześnie, by przestępcy zdołali upłynnić zdobycz, ale pomyślałam, że przechadzka dobrze mi zrobi. Kiedy dotarłam pod najbliższy lombard, moje serce nieomal przestało bić. Na wystawie zobaczyłam moje kolczyki! Dokładnie te, które zniknęły jako pierwsze.

No nie mogłam w to uwierzyć! Okazało się, że od dłuższego czasu jacyś cwaniacy regularnie odwiedzali moją chatę i zabierali wszystko, na co mieli ochotę, jakby to był ich drugi dom!

– To moje kolczyki! – wrzasnęłam, przekraczając próg.

Wtedy wyszło na jaw, że szefem tego lombardu jest nie kto inny, tylko mój kumpel z podstawówki, Andrzej.

– Ewelina, spokojnie, te kolczyki wcale nie padły łupem złodziei – oznajmił łagodnym tonem, kiedy streściłam mu całą sytuację.

– Co takiego?! Jestem na celowniku bandytów! Tym razem poszli na całość i zwędzili dosłownie wszystko, a wcześniej nachodzili mój dom i kradli wyłącznie moją biżuterię. Myślałam, że oszaleję, gdy rzeczy zaczęły przepadać jak kamień w wodę! Koniecznie musisz mi udostępnić nagranie z kamer, przyda się jako materiał dowodowy…

Andrzej nagle mi przerwał, mówiąc:

– To Janek przyniósł te kolczyki – i pokazał mi papiery z podpisem mojego ukochanego.

Byłam kompletnie zaskoczona

– Ale jak to? O co chodzi? – zapytałam niepewnie.

– Tłumaczył, że potrzebuje kasy na wasz ślub – odpowiedział Andrzej. – I że te kolczyki należały do jego babci.

Milczałam całą drogę do mieszkania, wciąż próbując pojąć to, co się stało.

– Wyjaśnij mi tylko, co cię napadło? – zapytałam stanowczo. – O co ci chodziło?

– Nie powinnaś tam chodzić. Oddam ci wszystko, kiedy tylko wyjdę na prostą.

Gdy zaczęliśmy się spotykać, słyszałam plotki, że Janek lubi czasem zagrać, ale myślałam, że to nic wielkiego

– Nie mogę w to uwierzyć – byłam w szoku, że sfingował kradzież z włamaniem. – Przepuściłeś mój majątek. Roztrwoniłeś nasze wspólne oszczędności. A teraz straciłeś wszystko, co razem zbudowaliśmy!

– Wcale nie przegrałem! – upierał się przy swoim. – To tylko chwilowy pech, zła passa. Przysięgam, następnym razem mi się uda. Teraz wiem, jak należy grać. Mam niezawodną metodę.

– Ty masz naprawdę spory problem.

– Nie gadaj bzdur! Chciałem wygrać trochę kasy na podróż poślubną. Obiecuję, że się ogarnę! – zapewniał.

– Terapia albo ze mną koniec. Zarobisz uczciwie i spłacisz długi. Takie są moje warunki – oświadczyłam stanowczo.

Nie miałam wyboru, musiałam to zrobić. Postawiłam mu ultimatum. Tata również nie potrafił sobie poradzić z nałogiem – co prawda to nie było uzależnienie od gier, ale mama zrobiła dokładnie to samo. Im się poszczęściło, mam nadzieję, że i nam się uda przejść przez to razem.

Reklama

Ewelina, 32 lata

Reklama
Reklama
Reklama