„Zadurzyłam się po uszy w gościu, którego uczucia stopniały jak lody w lipcu. Zamiast rozpaczać, opracowałam zemstę”
„Odszedł do nowej dziewczyny, ale nie zadał sobie trudu, by mi o tym powiedzieć. Zwyczajnie z dnia na dzień zerwał ze mną kontakt. Ryczałam jak bóbr przez dobrych kilka tygodni. W końcu żal minął. Ale pretensje zostały”.
- Listy do redakcji
Skwar lał się z nieba, nie było wątpliwości – mamy lato. Narzuciłam na siebie krótki t-shirt, który nie zasłaniał pępka. Do kompletu dobrałam przewiewne spodnie z szerokimi nogawkami, idealnie eksponujące moje kształty. Teraz mogłam cieszyć się pogodą i efektem, jaki wywierałam na otoczeniu.
Poznałam go na ulicy
Przemierzałam ulice, z radością chłonąc pełne podziwu spojrzenia mijających mnie mężczyzn. Cieszyłam się swoją młodością i wdziękiem. Zatrzymałam się przy wystawie jednego ze sklepów, by zerknąć na swoje odbicie. Dlaczego miałabym sobie tego odmawiać? Kobiety często skupiają się na swoich niedoskonałościach, zapominając o tym, co w nich piękne. Ja postanowiłam inaczej.
Poczułam się jak gwiazda wybiegów i tyle. Mimowolnie wyrwało mi się na głos:
– Ale ze mnie gorąca laska!
– No jasne, że jesteś gorąca! – dobiegł mnie z tyłu rozbawiony głos.
Gwałtownie odwróciłam głowę. Z lekkim zażenowaniem, ale i ciekawością. Tuż za moimi plecami ujrzałam gościa z ognistym irokezem na głowie. Ubrany był dość oryginalnie, a jego ciało zdobiło tyle kolczyków, co świąteczne drzewko bombek. Na twarzy miał sympatyczny uśmieszek, a spojrzenie zdradzało chęć poflirtowania.
Między nami zaiskrzyło tak mocno, że zgodziłam się na spontaniczny piknik z winem, który niepostrzeżenie przerodził się w libację u mnie w domu. Zwieńczeniem wieczoru było lądowanie razem w łóżku.
Gdy już było po wszystkim poszłam z nim na dworzec. Nie był stąd, tylko przejeżdżał przez nasze miasto. Stojąc na peronie, daliśmy sobie na do widzenia ekstra długiego całusa rodem z amerykańskich filmów. Szczerze powiedziawszy, sądziłam, że to będzie koniec tej niesamowitej historii. Ale myliłam się.
Nie zamierzał odpuścić
Kajtek wcale nie zniknął jak kamfora. Regularnie wysyłał SMS-y, telefonował, a po tygodniu ponownie się zjawił, i to nie z pustymi rękami – przywiózł przepiękny błękitny kolczyk, który miał sprawić, że mój pępek będzie wyglądał jeszcze atrakcyjniej.
Gdy mój wzrok padł na ostrze, którym chciał przebić moje ciało, poprosiłam o browara. Wlaliśmy w siebie po cztery kufle. Chyba oszalałam, pozwalając mu dotykać mnie czymś kłującym po takiej ilości procentów! Ale panowie zwykle nieźle znoszą alkohol, a pępek jest dość daleko od jakiejś ważnej tętnicy, więc chyba nie narażałam się na utratę życia.
Ułożyłam się na ziemi, uniosłam koszulkę do góry i z całej siły zacisnęłam zęby. W momencie, gdy poczułam na ciele lodowaty dotyk metalu, na wszelki wypadek pisnęłam.
– Uspokój się, bo będę zmuszony podkręcić muzykę na maksa, żeby cię nie było słychać – usłyszałam.
Zabieg trwał zaledwie kilkanaście minut, a ja przez cały ten czas piszczałam jakby mnie ktoś ze skóry obdzierał. W tle słychać było przebój zespołu Lady Pank Jak igła. Nie zgodziłam się na puszczenie niczego innego. Słowa idealnie odzwierciedlały to, co się działo w mojej sypialni.
Zostaliśmy parą
Kajtek stał się moim oficjalnym partnerem po tym, jak dopełniliśmy tego przerażającego zabiegu. Często mi mówił, że jestem dziewczyną jego marzeń i miłością jego życia. Nasz wspólny czas upływał radośnie i beztrosko, przepełniony całusami i zabawnymi wygłupami. Nie poruszaliśmy poważnych tematów ani nie dzieliliśmy się swoimi tajemnicami – woleliśmy razem chichotać i dobrze się bawić.
Kiedyś przyszedł nam do głowy pomysł, żeby zagrać w rozbieranego pokera. Ustaliliśmy jednak pewną zasadę – gdy któreś z nas wyjdzie zapalić na dwór, to nie może z powrotem założyć ciuchów, które już przegrało. A że latać na golasa nie mieliśmy ochoty, to kiedy naszła nas chęć na fajkę, ja wcisnęłam się w jego spodnie, a on wskoczył w moją kwiecistą, niebieską spódniczkę. Totalny odjazd, jego nogi wyglądały w niej znacznie lepiej niż moje!
Przyjeżdżał wyłącznie w soboty i niedziele. To mi odpowiadało. Od poniedziałku do piątku byłam ułożoną, wzorową studentką, a gdy zaczynał się weekend, zmieniałam się nie do poznania – w prawdziwą imprezowiczkę.
Nasz związek bazował na dzikim i pełnym euforii zakochaniu. Tak naprawdę niewiele nas łączyło, byliśmy jak dwa różne światy, ale zupełnie nas to nie obchodziło.
Przyjaciółki mnie ostrzegały
Uważały, że z Kajtkiem lepiej mieć się na baczności, bo to taki casanova, który szybko zdobywa i równie prędko zostawia, ale ja tylko lekceważąco machałam ręką. Nie jestem przecież kompletną kretynką. Kajtek rzucał słówkiem ,,kocham” na prawo i lewo, jakby to był jakiś drobny komplement, więc wiedziałam, że dla niego to pewnie nic takiego. Doskonale zdawałam sobie z tego sprawę.
Wciąż sobie mówiłam, że ten facet to nie jest kandydat na życiowego partnera, tylko krótki epizod, więc nie dam się wciągnąć, bo skończę zalana łzami. Miłość do Kajtka była jak kolejne rundki w barze, gdy człowiek wie, że ma już nieźle w czubie i pora się zbierać, ale dalej siedzi. Ale nie wraca, bo to wciąga jak bagno. Cóż, nie byłam w stanie porzucić radości, nawet jej resztek.
Jak doszło do rozstania?
Odszedł do nowej dziewczyny, ale nie zadał sobie trudu, by mi o tym powiedzieć. Zwyczajnie z dnia na dzień zerwał ze mną kontakt. Niedługo później natknęłam się na ich fotki na Facebooku. Ryczałam jak bóbr przez dobrych kilka tygodni. W końcu żal minął. Ale pretensje zostały.
Pół roku po tym wszystkim dostałam od Kajtka sms-a: „Cześć, jutro pojawię się w Krakowie, wyskoczymy na browarka?”. Nie mogłam uwierzyć w jego tupet. Zero wstydu. Jak można olać dziewczynę bez żadnych wyjaśnień, a potem tak po prostu wyskakiwać z propozycją spotkania, jakby nic się nie stało? Gość chyba nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo jestem na niego wkurzona.
Powinien był dać mi okazję na ryczenie, wrzaski, błagania, na pytania „czemu mi to robisz?” i tak dalej. Ale on najzwyczajniej w świecie wolał się ulotnić. A teraz znowu się pojawił. Gnojek.
Pomyślałam jednak, że los dał mi szansę na rewanż i nie miałam zamiaru jej przepuścić.
Zdecydowałam, że zobaczę się z Kajtkiem i zgnębię go. To był dość hazardowy ruch, bo coś tam jeszcze mi tykało w piersi, gdy o nim myślałam, ale bez podejmowania ryzyka nie ma frajdy.
Miałam w planach odwet
Czekałam zdenerwowana pod drzwiami baru, który tak często odwiedzaliśmy. Chodnik zdawał się parzyć moje stopy. Nagle dostrzegłam w oddali dobrze mi znaną postać. Jak na jego możliwości, dotarł na miejsce w ekspresowym tempie, raptem z dziesięciominutowym poślizgiem.
Przywitał mnie czułym buziakiem w policzek. Przekroczyliśmy próg lokalu i udaliśmy się w głąb sali, by zająć nasze ulubione, dyskretne miejsce w kącie. W powietrzu unosił się dym, a w tle dało się słyszeć delikatną muzykę. Na blacie wylądowało piwo. Naprzeciwko mnie te znajome lazurowe tęczówki. Jakby takie same, a jednak inne niż dawniej.
Przyglądałam się jego przystojnej, sympatycznej twarzy, ale dostrzegałam tylko powierzchowność. Dotarło do mnie, że jestem niezależna. Cóż, prawie całkowicie. A co, jeśli poczuję coś, kiedy mnie obejmie? Potrzebowałam pewności, a jednocześnie chciałam go ukarać.
Robiłam dobrą minę do złej gry, że kupuję gadkę o tym, jak chce do mnie wrócić. Skończyliśmy w pościeli. Chwała niebiosom, seks był średniawy. To było jak antidotum. Ten ostatni, moim zdaniem marny raz, zatrze w moich wspomnieniach wszystkie poprzednie cudowne chwile. Kajtek wtulił się we mnie, mając nadzieję na zapadnięcie w słodki sen.
Niedoczekanie!
– Pora na ciebie, promyczku.
– Oj, nie wygłupiaj się… – wybąkał.
– Nie wygłupiam się, niewolnik wykonał zadanie, niewolnik może się ulotnić.
– Zaraz, chwila! Jest przecież środek nocy. Gdzie ja teraz pójdę?
– To akurat nie moja sprawa. Może się gdzieś przejdź, pozwiedzaj okolicę. Po zmroku to miejsce wygląda jeszcze bardziej urokliwie.
Jako że nie przejawiał najmniejszej ochoty, by wynieść się z mojej sypialni i domu, postanowiłam zastosować radykalne środki. Zgarnęłam całą jego garderobę i po prostu cisnęłam ją za okno. Wraz z bielizną.
– Teraz bądź tak uprzejmy i podążaj za swoim wdziankiem. W przeciwnym razie wrzasnę tak głośno, że zbiegnie się cała okolica.
Mój głos był chłodniejszy od lodu, więc wreszcie dotarło do niego, o co chodzi. Z nieukrywaną przyjemnością obserwowałam przez okno, jak hasa nago po podwórzu, próbując pozbierać swoje graty. Zrobiłam mu jeszcze zdjęcie dla potomnych.
Ale najzabawniejsze wydarzyło się chwilę później. Jakaś postać wypadła z bloku w piżamie, wrzeszcząc, że zaraz zadzwoni na policję. Kajtek stracił głowę i dał dyla na golasa, ściskając ciuchy w łapach. Rankiem odkryłam na trawniku jego buta, co oznacza, że wracał do domu z gołą stopą.
Dobrze mu tak, niech ma nauczkę!
Martyna, 24 lata