„Zajęcia dla seniorów z aqua aerobiku zakończyłam w objęciach Kazimierza. Od tamtej chwili ćwiczę tylko dla niego”
„Uśmiechnęłam się. Przy nim czułam się bezpiecznie. Nie musiałam nic udawać. Przez chwilę było tak, jak kiedyś – normalnie, spokojnie, dobrze”.

- Redakcja
Poranki miałam zaplanowane. Śniadanie, kawa do krzyżówki, a potem torba basenowa pod pachę. Aqua aerobic nie był tylko ćwiczeniem – to był mój sposób na samotność, na pustkę po śmierci Henryka. Minęły cztery lata, ale wciąż łapałam się na tym, że słysząc śmiech w kuchni, miałam nadzieję, że to on. A to przecież tylko radio. Na basenie czułam się jak w innym świecie. Woda koiła, ciało pracowało, głowa odpoczywała. Z dziewczynami – Zosią, Halinką i Bożenką – plotkowałyśmy po zajęciach, jakbyśmy miały po dwadzieścia lat.
Pewnego poranka coś się zmieniło. A właściwie ktoś. Nowy uczestnik. Mężczyzna. Wysoki, siwy, elegancki. Wszedł do wody z taką gracją, że aż Zosia szturchnęła mnie łokciem. Uśmiechnął się do mnie, a ja, nie wiedzieć czemu, poczułam w brzuchu coś, o czym już dawno zapomniałam. Motyle? Czyżby?
Czułam się o dwadzieścia lat młodsza
Po zajęciach zwykle szybko się przebierałam i wracałam do domu, ale tego dnia coś mnie zatrzymało. A może ktoś. Stał przy szafkach, zmieniał obuwie i zerknął na mnie kątem oka.
– Świetnie pani sobie radzi w wodzie – zagadnął z uśmiechem.
– O, dziękuję… staram się nie utonąć – odparłam, próbując zabrzmieć lekko.
– Kazimierz jestem – wyciągnął dłoń. – Dopiero dziś pierwszy raz. Trochę się stresowałem, ale wygląda na to, że nie taki diabeł straszny.
– Barbara. Z czasem pan pokocha te zajęcia. To taka nasza mała terapia – powiedziałam, zawiązując szalik.
– Terapia z widokiem na piękne towarzystwo? Brzmi jak recepta idealna.
Zaśmiałam się mimo woli. Nie pamiętałam, kiedy ostatni raz ktoś tak po prostu ze mną flirtował. Może to i była tylko uprzejmość, ale brzmiała jak coś więcej.
– A może… skoro już tak się poznaliśmy, da się pani zaprosić kiedyś na kawę?
– Hm, kiedyś to szerokie pojęcie.
– Jutro po zajęciach?
Ugryzłam się w policzek, by nie zacząć się głupkowato uśmiechać.
– Dobrze. Jedna kawa nie zaszkodzi.
Gdy wracałam do domu, serce biło mi szybciej. Czułam się o dwadzieścia lat młodsza. Może to tylko flirt, może nie, ale miałam ochotę znów się uśmiechać bez powodu.
Nie musiałam nic udawać
Umówiliśmy się w kawiarni niedaleko basenu. Przyszłam dziesięć minut wcześniej, co było do mnie zupełnie niepodobne. Czekał już, przy oknie, z filiżanką herbaty i gazetą. Gdy mnie zobaczył, odłożył wszystko i wstał. Zamówiłam kawę z mlekiem. Kazimierz mówił spokojnie, z klasą, nie próbował udawać nikogo, kim nie był.
– Przeprowadziłem się tu dwa miesiące temu. Po rozwodzie długo byłem sam, ale w końcu człowiek potrzebuje ludzi. Cisza w mieszkaniu czasem bywa nieznośna – przyznał.
– Znam to. Mąż zmarł cztery lata temu. Długo nie mogłam się pozbierać.
– To dlatego chodzisz na zajęcia? Żeby nie myśleć?
– Żeby znów poczuć, że żyję – powiedziałam i zaskoczyła mnie własna szczerość. – Tam czuję się mniej samotna.
– Też próbuję wrócić do życia. Powoli. Dzisiaj zrobiłem jeden krok ku lepszemu.
Kazimierz spojrzał mi w oczy. Uśmiechnęłam się. Przy nim czułam się bezpiecznie. Nie musiałam nic udawać. Przez chwilę było tak, jak kiedyś – normalnie, spokojnie, dobrze. Wtedy pomyślałam, że może wszystko dopiero się zaczyna.
Zasiała we mnie niepokój
Zosia siedziała naprzeciwko mnie w szatni i przyglądała mi się z podejrzliwym błyskiem w oku.
– Ty się chyba zakochałaś – rzuciła nagle, poprawiając czepek. – Tak się szczerzysz, że aż mnie kark boli od patrzenia.
– Daj spokój – machnęłam ręką, choć rumieniec już mnie zdradził.
– Spotykasz się z nim, prawda? Z tym nowym, z Kazikiem.
– No… poszliśmy raz na kawę. I co z tego?
– Z tego, że muszę cię ostrzec. Znam takie historie. Samotna wdowa, uroczy pan po przejściach, a potem… rachunki znikają z konta i zostaje tylko żal.
– On nie wygląda na oszusta.
– A jak ma wyglądać? Właśnie tacy są najbardziej przekonujący. Zawróci i w głowie, a potem zostaniesz bez pieniędzy.
Poczułam, jakby ktoś wylał mi zimną wodę za kołnierz. Do tej pory byłam podekscytowana, rozmarzona. A teraz… Zośka zasiała we mnie niepokój.
– On naprawdę wydaje się w porządku. Kulturalny, delikatny…
– A co o nim wiesz? Gdzie mieszka, z czego żyje, ma dzieci? – Zosia nie odpuszczała.
– Nie wszystko jeszcze wiem – przyznałam cicho.
– No właśnie. Uważaj lepiej. Serce to jedno, ale rozum też masz. Nie daj się zwieść.
Wieczorem leżąc w łóżku, myślałam o tym, czy on naprawdę jest tym, za kogo się podaje. I nie mogłam zasnąć.
Serce podeszło mi do gardła
Jakiś czas później zaprosiłam Kazika na obiad. Miałam tremę, jakby to była pierwsza randka w życiu. Upiekłam kurczaka, postawiłam na stole świeże kwiaty, a serce waliło mi jak młotem.
– Pachnie cudownie – powiedział, wchodząc do kuchni z butelką wina. – A gospodyni wygląda jeszcze lepiej niż jej potrawy.
– No proszę, proszę. Potrafisz komplementować – uśmiechnęłam się, próbując ukryć zdenerwowanie.
Jedliśmy, rozmawialiśmy o wszystkim – o dzieciach, wakacjach, starych filmach. Atmosfera była swobodna, a jednocześnie intymna.
– Muszę ci coś wyznać... – zaczął, odkładając widelec.
Zamarłam, serce podeszło mi do gardła.
– Nie wiem, jak to się stało, ale przy tobie czuję się… znowu sobą. Z tobą czuję się szczęśliwy.
Spojrzałam na niego.
– Ja też… – zaczęłam cicho. – Myślałam, że już nigdy tak się nie poczuję.
– Kocham cię – powiedział spokojnie, jakby to było coś zupełnie naturalnego.
Poczułam łzy w oczach. Po chwili dodał:
– Chciałbym z tobą zamieszkać. A może… pójść dalej. Wziąć ślub. Nie jutro, nie za tydzień, ale… poważnie, naprawdę.
Zamilkłam, bo głos mi się załamał. Tak długo byłam sama. A teraz… ktoś chciał mnie na serio. Na dobre i złe.
Zasługiwałam na jeszcze jedną szansę
Usiedliśmy z Markiem przy stole. Mój syn przyglądał mi się uważnie, jakby próbował odczytać, czy to wszystko żart.
– Ślub? Z facetem, którego znasz od dwóch miesięcy?
– Wiem, jak to brzmi. Ale Kazimierz to dobry człowiek. Czuję się przy nim spokojna, szczęśliwa.
– A jeśli to tylko złudzenie? Jeśli on coś ukrywa? – podniósł głos.
– To ty mnie pytasz, czy wiem, co robię? – Spojrzałam mu prosto w oczy. – Przeżyłam więcej, niż myślisz. Straciłam męża, radziłam sobie sama. A teraz, po latach, znowu ktoś sprawia, że chce mi się rano wstawać.
– Ale dlaczego tak szybko? Czemu od razu ślub?
– Bo nie mam czasu na czekanie – powiedziałam stanowczo. – Wiem, co czuję. I wiem, że zasługuję na jeszcze jedną szansę.
Marek spuścił głowę. Przez chwilę było cicho.
– Przepraszam, mamo. Po prostu się o ciebie martwię. Nie chcę, żebyś znowu cierpiała.
– Rozumiem. Ale uwierz mi, to nie jest kaprys. To decyzja z serca i rozumu.
Po chwili dodał:
– Dobrze. Chcę go poznać. Tylko… bądź ostrożna, proszę.
Uśmiechnęłam się lekko. To był pierwszy krok.
Byłam szczęśliwa
Ślub odbył się w kameralnym gronie – bez fanfar, bez białej sukni, ale z ogromem ciepła i wzruszeń. Sala w urzędzie była skromna, ozdobiona kwiatami od naszych przyjaciół z basenu. Zosia, choć jeszcze niedawno pełna obaw, przytuliła mnie na powitanie.
– Nie sądziłam, że to powiem… ale wyglądasz przepięknie. Emanujesz szczęściem – szepnęła mi do ucha.
Kazik stał obok mnie, dumny i spokojny. Kiedy spojrzałam mu w oczy, wiedziałam, że zrobiłam dobrze. Syn podszedł do mnie po ceremonii, objął mnie mocno.
– Widzę, że on cię naprawdę kocha – powiedział. – I ty jego też.
– Tak, synku. Kocham go.
Mąż pocałował mnie w czoło i szepnął:
– Najlepsze dopiero przed nami.
Stałam tam, wśród ludzi, którzy mnie znali, widzieli w różnych chwilach – i pierwszy raz od dawna czułam, że jestem naprawdę na swoim miejscu. Miłość nie pyta o wiek. Przychodzi wtedy, gdy najmniej się jej spodziewasz. A ja, po tylu latach ciszy, wreszcie znów słyszałam muzykę życia.
Barbara, 67 lat
Czytaj także:
- „Szparagi i czereśnie to dla mnie nieosiągalny luksus. Po porodzie zostałam w domu z dzieckiem i bieda aż piszczy”
- „Mąż wściekał się na mnie za rzekomy romans z trenerem pilatesu. Miałam tego dość i w końcu zadałam mu bobu”
- „Chciałam utrzeć mężowi nosa i zaplanowałam słodką zemstę. Romans z bibliotekarzem to dopiero początek”