„Zakochałam się bez pamięci, a potem wyłam w poduszkę z rozpaczy. Chłop z Mazur potraktował mnie jak zabaweczkę”
„Patrzyłam za nim, czując, jak coś we mnie pęka. Próbowałam się uspokoić. Myślałam, że może to tylko jego sposób na radzenie sobie z pożegnaniem. Ale czułam niepokój. Czy naprawdę znowu dałam się wkręcić w coś, co od początku nie miało sensu?”.

- Redakcja
Od dwóch lat pracuję w korporacji, w dziale marketingu. Mój dzień to rutyna – poranna kawa w biegu, stosy maili, projekty, deadline’y, a potem powrót do mieszkania. Znajomi rozjechali się po świecie, a ja… czuję się samotna. Choć nigdy nie byłam typem marzycielki, czasem zastanawiam się, czy to już całe moje życie. Brakuje mi kogoś, przy kim mogłabym zasnąć spokojnie, nie myśląc o tym, co jeszcze muszę zrobić. Kiedy więc przypadkiem natknęłam się na ogłoszenie o obozie żeglarskim, pomyślałam, że to znak. Chciałam poczuć, że żyję.
Miałam nadzieję
Światło księżyca odbijało się w spokojnej tafli, a my siedzieliśmy na pomoście, owinięci kocami, śmiejąc się z byle czego. Artur patrzył na mnie z takim błyskiem w oczach, że serce mi przyspieszało.
– Masz trochę piasku we włosach – powiedział z uśmiechem i delikatnie strzepnął go z mojego ramienia.
Poczułam, jak moja twarz oblewa się rumieńcem.
– Dzięki. Pewnie wyglądam jak topielec – zażartowałam, starając się ukryć zakłopotanie.
– Wyglądasz… – zaczął, ale urwał i spuścił wzrok. – Dobrze wyglądasz.
Cisza między nami wcale nie była niezręczna. Liczyło się tylko tu i teraz.
– Lubisz żeglować? – zapytał, patrząc w ciemną wodę.
– Nie wiem, dopiero się uczę. Ale chyba tak. Jest coś uspokajającego w tym, że możesz zostawić za sobą ląd… swoje problemy – odpowiedziałam szczerze.
– Wiem, o czym mówisz – przyznał i westchnął, jakby coś go przygniatało.
Artur podał mi kubek z herbatą. Nasze dłonie musnęły się na chwilę. To wystarczyło, żeby poczuć ciepło przeszywające całe ciało. Wszyscy już poszli spać i zostaliśmy tylko we dwoje. Artur spojrzał na mnie z jakimś smutkiem w oczach, a potem nachylił się powoli, jakby chciał upewnić się, że może to zrobić. Nasze usta się spotkały. To był taki cichy, delikatny pocałunek – bez pośpiechu, jakby oboje baliśmy się, że to wszystko zaraz zniknie. Leżąc później w śpiworze, wpatrując się w gwiazdy, myślałam tylko o jednym: może w końcu coś się zmieni? Może to początek czegoś prawdziwego?
Próbowałam się uspokoić
Ostatni dzień na obozie był… inny. Coś się w Arturze zmieniło. Jeszcze wczoraj śmialiśmy się razem do późna, a dziś unikał mojego wzroku, jakby coś go gryzło. Siedziałam na pomoście, machając nogami nad wodą, gdy podszedł do mnie, ale już bez tego błysku w oczach.
– Co się z tobą dzieje? – zapytałam, próbując złapać z nim kontakt. – Jeszcze wczoraj mówiłeś, że to był najlepszy tydzień w twoim życiu…
Uśmiechnął się krzywo, ale ten uśmiech nie sięgał jego oczu.
– To był naprawdę dobry tydzień. Ale… muszę wracać do swojego życia.
– O co ci chodzi? – dopytywałam, czując, że coś zaczyna się sypać.
– Po prostu… To była przygoda. Taki… oderwany kawałek rzeczywistości. Chciałem na chwilę o wszystkim zapomnieć.
– O wszystkim? To znaczy o czym? – uniosłam brwi, czując, że coś przede mną ukrywa.
– Nie myśl za dużo, okej? – powiedział szybko, jakby chciał zamknąć temat.
Odwrócił się i odszedł w stronę domków. Patrzyłam za nim, czując, jak coś we mnie pęka. Próbowałam się uspokoić. Myślałam, że może to tylko jego sposób na radzenie sobie z pożegnaniem. Nie każdy umie mówić o uczuciach. Ale czułam niepokój. Czy naprawdę znowu dałam się wkręcić w coś, co od początku nie miało sensu? A może tylko przesadzam? Nie wiedziałam jeszcze wtedy, że to nie były moje wymysły. Że za tym wszystkim kryła się prawda, której wcale nie chciałam znać.
Byłam jego zabawką
Dzień po powrocie z obozu zadzwonił telefon. To był Artur. Nie czekał długo, odebrałam prawie natychmiast, bo serce biło mi jak oszalałe.
– Możemy się spotkać? – jego głos brzmiał inaczej niż wtedy, gdy siedzieliśmy razem nad jeziorem.
Teraz był stłumiony, zmęczony. Nie wiedziałam, co o tym myśleć, ale się zgodziłam. Umówiliśmy się w małej kawiarni, tej samej, do której kiedyś zabierałam znajomych z pracy. Gdy weszłam, siedział już przy stoliku. Zobaczyłam, jak nerwowo bawi się łyżeczką. Nie spojrzał na mnie od razu, unikał wzroku. Usiadłam naprzeciwko i poczułam w sobie mieszankę niepokoju i nadziei.
– O co chodzi? – zapytałam cicho.
– Tydzień temu oświadczyłem się mojej dziewczynie – wziął głęboki oddech i nagle wyrzucił z siebie jednym tchem: –
Przez chwilę wpatrywałam się w niego, nie rozumiejąc, co mówi.
– Co ty powiedziałeś? – wyszeptałam, czując, że głos mi się łamie.
– To był błąd. Ja… chciałem jeszcze raz poczuć się wolny. Ostatni raz przed tym, co mnie czeka.
– I pomyślałeś, że ja będę idealna do tego „ostatniego razu”? – szepnęłam. – Ty draniu… A ja myślałam, że to coś znaczy!
Nie odpowiedział. Wpatrywał się w filiżankę, jakby tam znalazł odpowiedź na wszystko. Poczułam, jak świat się zatrzymuje. I jak ja się w nim gubię.
Zebrałam się na odwagę
Po tamtym spotkaniu czułam, jakbym przestała być sobą. Zamknęłam się w mieszkaniu i przez dwa dni prawie nie wychodziłam z domu. W głowie wciąż powtarzały mi się jego słowa. Jakby to było coś normalnego. Jakby to, co się między nami wydarzyło, nie miało znaczenia. Siedziałam na podłodze w salonie, oparta o kanapę, a łzy same leciały mi po policzkach. Mój telefon leżał obok, ekran co chwilę rozświetlał się powiadomieniami, ale nie miałam siły go podnieść.
– Dlaczego zawsze wybieram takich facetów? – wyszeptałam sama do siebie, tuląc poduszkę, jakby mogła mnie pocieszyć.
Przed oczami przesuwały mi się wspomnienia z obozu. Nasze rozmowy, śmiechy, jego dłonie w moich włosach, pocałunki pod gwiazdami. Teraz każdy z tych obrazów wbijał mi się w serce. W końcu zebrałam się na odwagę i wykręciłam jego numer. Nie odbierał. Próbowałam jeszcze kilka razy, ale za każdym razem włączała się poczta. Czułam się upokorzona. Jakby całe to uczucie, które zaczęło we mnie kiełkować, było jakimś żartem. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Przyjaciółka napisała mi wiadomość:
„Hej, co u ciebie? Spotkamy się?”.
Chciałam jej odpisać, ale zamiast tego zsunęłam się na podłogę i zaczęłam płakać jeszcze mocniej. Nie wiedziałam, jak mam się z tego podnieść.
Byłam wyczerpana płaczem
Ola przyszła do mnie późnym wieczorem. Nie musiałam nic mówić. Wystarczyło, że na mnie spojrzała i już wiedziała, co się stało. Usiadła obok mnie na podłodze, przytuliła i przez chwilę obie milczałyśmy.
– To nie twoja wina – powiedziała w końcu cicho, głaszcząc mnie po ramieniu. – On jest… no, sam wiesz.
Pokiwałam głową, ale wcale nie czułam się lepiej.
– Ale jak mam o nim zapomnieć, skoro przez ten tydzień czułam, że… że to jest to? Że w końcu spotkałam kogoś, kto mnie rozumie?
– Bo chciałaś w to wierzyć – przyjaciółka spojrzała na mnie z troską. – Bo jesteś dobra, szczera, a on cię po prostu oszukał. To on jest winny, nie ty.
– Może ja po prostu za bardzo się łudzę. Może zawsze będę ta, co za dużo oczekuje, co za szybko się zakochuje – wyrzuciłam z siebie.
– Albo może to on był głupcem, który nie zasługiwał na ciebie – odpowiedziała Ola z takim przekonaniem, że przez chwilę chciało mi się śmiać przez łzy.
Siedziałyśmy tak do późna, rozmawiałyśmy, piłyśmy herbatę. Wieczorem, kiedy Ola wyszła, zasnęłam zmęczona płaczem, ale z jakąś cichą myślą, że może jednak dam sobie radę.
Potrzebowałam czasu
Od wyjazdu na żagle minęło kilka tygodni. Powoli zaczynałam wracać do siebie, choć prawda jest taka, że to nie było proste. Codziennie musiałam zmuszać się, żeby wstać z łóżka, pójść do pracy, uśmiechnąć się, kiedy ktoś pytał, co słychać. Nie miałam siły mówić, że wszystko gra, bo nie grało. W środku czułam się pusta, jakby ktoś wyssał ze mnie całą energię. Artur przestał się odzywać. Nie napisał ani jednej wiadomości, nie zadzwonił. W pewnym sensie to było lepsze – wiedziałam, że nie ma czego ratować. Ale z drugiej strony… czułam się, jakby ktoś wyrzucił mnie na środek morza i kazał płynąć, nie dając żadnej deski ratunkowej.
Czasem wracałam myślami do tamtych chwil na pomoście, do jego dotyku, do tego, jak patrzył na mnie pod gwiazdami. Pytałam siebie, jak mogłam tego nie widzieć. Jak mogłam nie rozumieć, że dla niego to była tylko gra? Teraz wiem jedno – to nie była moja wina. Nie mogę kontrolować tego, co ludzie czują, czego szukają. Ale mogę kontrolować siebie. I to, jak pozwalam innym siebie traktować. Nie jestem jeszcze gotowa, żeby znowu kogoś pokochać. Może potrzebuję czasu. Może jeszcze długo będę budować siebie na nowo, kawałek po kawałku. Ale wierzę, że kiedyś znowu poczuję, że warto spróbować.
Karolina, 25 lat
Czytaj także:
- „W ogrodowej altance urządzałem schadzki z sąsiadką. Zdradziłem jej złotą proporcję na nawóz do róż i tak się zaczęło”
- „Aplikacja randkowa miała być moim antidotum na samotność. Już po pierwszym razie sparzyłam się tak, że do dziś żałuję”
- „W noc poślubną mąż nawet na mnie nie spojrzał. Znalazłam pocieszenie, ale straciłam nie tylko rozsądek”