Reklama

Zawsze myślałam, że jestem kobietą rozsądną. Twardo stąpającą po ziemi, nieulegającą ułudzie. Taką, co zna swoją wartość i nie pozwoli się zrobić w balona. Aż tu nagle – trach. Wystarczyło jedno spojrzenie, jeden wieczór, jedna rozmowa. I już miałam motyle w brzuchu, uśmiechniętą głupkowato minę i zupełnie rozregulowaną codzienność. Po prostu: zakochałam się jak nastolatka. Na początku wydawało mi się to urocze. Taki powrót do młodości. Było miło. Było nawet cudownie. Tylko że właśnie wtedy, kiedy człowiek traci głowę, traci też czujność. A przecież już wtedy mogłam się domyślić, że coś tu nie gra. Nie, nie chodzi o wielkie znaki. Raczej o drobiazgi. Tylko że ja tego wtedy nie zauważyłam.

Czułam się wyjątkowo

Poznałam go w kawiarni. Tak zwyczajnie, bez fajerwerków. Usiedliśmy przy tym samym stole, bo nie było miejsc. Ja zamówiłam cappuccino i sernik, on – czarną, bez cukru.

– Mówią, że czarna kawa to wybór ludzi, którzy niczego nie udają – rzuciłam półżartem.

– A sernik? – zapytał, unosząc brew.

– To wybór tych, którzy wiedzą, czego chcą – uśmiechnęłam się.

Rozmowa potoczyła się jakby sama. Wyszłam stamtąd z jego numerem telefonu zapisanym na rachunku. „Gdybyś chciała spróbować czegoś bardziej wytrawnego niż sernik” – dopisał.

Miał na imię Tomek. Przystojny, choć nie w sposób oczywisty. Miał ładne dłonie i mówił spokojnie, z takim wewnętrznym ciepłem, które sprawia, że człowiek się rozkleja. Po kilku spotkaniach czułam się przy nim jak nastolatka – podekscytowana, trochę niepewna siebie, ciągle sprawdzająca telefon.

– Nigdy nie spotkałem kobiety tak ciekawej świata – mówił, gładząc mnie po włosach. – Jesteś inna niż wszystkie.

– Wszyscy tak mówią – zaśmiałam się, choć przy nim naprawdę chciałam wierzyć, że jestem wyjątkowa.

To był etap, w którym wszystko wydawało się możliwe. Spacerowaliśmy wieczorami, gotowaliśmy razem obiady. Kiedy pewnego dnia zapytał, czy nie zostawiłby u mnie kilku swoich rzeczy, zgodziłam bez wahania.

Tylko wzruszyłam ramionami

Tomek był troskliwy, uważny, nie narzucał się, ale też nigdy nie znikał na zbyt długo. Zawsze wiedział, kiedy zadzwonić, kiedy przyjechać z gorącym rosołem, kiedy odpuścić.

Masz zmęczone oczy – powiedział pewnego wieczoru. – Przyniosę ci herbaty z melisą. I koc.

– Nie trzeba... – bąknęłam, ale już znikał w kuchni.

Był idealny. A ja zachłysnęłam się tą jego czułością. I wtedy zaczęły się drobiazgi. Znikające banknoty z portfela, który czasem zostawiałam na komodzie. Maleńkie kwoty, które łatwo zgubić w codziennym bałaganie.

– Nie widziałeś moich złotych kolczyków? – zapytałam go któregoś wieczoru, gdy siedział przy komputerze.

– Jakich? Tych takich delikatnych, z kuleczką? – spojrzał na mnie z zaskakującą precyzją.

– No... tak.

– Wydawało mi się, że je miałaś ostatnio na kolacji u Ani. Może tam je zostawiłaś?

Zadzwoniłam do Ani. Nie miała. I wtedy powinnam była poczuć ten znajomy ucisk w żołądku. Ale nie – ja tylko wzruszyłam ramionami i stwierdziłam:

Pewnie gdzieś je zawieruszyłam. Albo spadły do odpływu.

I uwierzyłam. Bo chciałam wierzyć.

Nie miałam złudzeń

Jego szczoteczka już stała w mojej łazience, jego koszula wisiała obok mojej sukienki. Półka na buty też jakby się skurczyła. To mnie cieszyło. Nie miałam złudzeń. Nie byłam młodą panną na wydaniu i miałam dość samotności.

Kochanie, mogę dziś coś uprać? Wrzucę swoje rzeczy, a przy okazji i twoje – zapytał z kuchni, zaglądając do pralki.

– Jasne, tylko nie wsadź mojej wełnianej spódnicy, dobra?

Sprawdzę metki, nie jestem amatorem – rzucił rozbawiony i zniknął.

To był ten dzień, kiedy coś we mnie drgnęło. Bo po jego praniu nie mogłam znaleźć mojego starego swetra.

– Widziałeś może mój sweter w kratę?

– Ten babciny? Chyba wrzuciłem do prania, ale... chyba się jakoś spruł. Musiałem go wyrzucić. Przepraszam, miałem ci powiedzieć.

– Wyrzuciłeś go?

– No bo... wyglądał tragicznie. Serio, nie nadawał się do niczego.

Poczułam się, jakby mi ktoś wylał lodowatą wodę za kołnierz. Nic nie powiedziałam. Przecież to tylko sweter. A jednak tego wieczoru długo nie mogłam zasnąć.

Serce waliło mi jak oszalałe

Następnego dnia, kiedy Tomek poszedł do sklepu po bułki, coś mnie tknęło. Weszłam do sypialni i otworzyłam szafkę nocną, w której trzymałam kluczyk do mojej starej, metalowej kasetki. Leżała na dnie szafy, za ręcznikami. Trzymałam w niej swoje najcenniejsze drobiazgi – złote kolczyki od matki, pierścionek zaręczynowy po babci. I coś jeszcze: broszkę z zielonym oczkiem, pamiątkę po cioci Wandzie. Tego nie nosiłam. Bo to było dla mnie zbyt cenne. Zamknęłam drzwi szafy, usiadłam na podłodze i przekręciłam kluczyk. Najcenniejsze rzeczy zniknęły. Została tylko tania biżuteria, którą trzymałam z sentymentu. Poczułam w ustach metaliczny smak. Serce zaczęło mi walić jak oszalałe. Rozejrzałam się po mieszkaniu. Nic nie było zniszczone, drzwi – zamknięte, okna – nienaruszone. Usłyszałam przekręcany zamek w drzwiach. Szybko schowałam kasetkę i kluczyk.

– Jestem! – zawołał Tomek z przedpokoju. – Wziąłem też serek, wiem, że lubisz ten z ziołami.

Stałam w kuchni i wpatrywałam się w blat.

Coś mi zginęło – powiedziałam w końcu, patrząc mu prosto w oczy.

– Co takiego?

– Biżuteria. Z kasetki. Tylko ja mam do niej klucz.

Zamrugał. Uniósł brwi. Zmarszczył czoło.

Może zostawiłaś coś u znajomych?

– Nie.

– To może coś ci się pomyliło?

Uśmiechnął się łagodnie. A mnie w środku skręciło z bezsilności.

Wyrzuciłam go z domu

Następnego dnia postanowiłam sprawdzić, jak bardzo się pomyliłam. Zanim Tomek przyszedł po pracy, wzięłam klucz od kasetki i zrobiłam zdjęcie jej wnętrza telefonem. Każdy pierścionek, każde pudełeczko. Tak na wszelki wypadek – niby dla siebie, niby dla spokoju. Bo spokoju już dawno nie miałam. Wieczorem Tomek zjawił się z kwiatami.

– Za wczoraj – powiedział. – Wiem, że cię uraziłem. Może za bardzo racjonalizuję. Po prostu nie mogę patrzeć, jak się denerwujesz.

Nie denerwuję się – skłamałam, zerkając na bukiet tulipanów. – Po prostu chcę zrozumieć.

– No i bardzo dobrze – przytulił mnie lekko. – Jesteś zbyt piękna, żeby się martwić byle kolczykami.

I wtedy, po raz pierwszy, jego słowa zabrzmiały jak fałszywa nuta w melodii, którą do tej pory znałam na pamięć. Kiedy wyszedł do łazienki, usiadłam na kanapie. Jego kurtka wisiała na krześle, kieszenie lekko wybrzuszone. Wstrzymałam oddech. Nigdy nie byłam z tych, co grzebią. Ale to „nigdy” już się skończyło. Sięgnęłam do kieszeni. Najpierw portfel, chusteczki. A potem – mały, welurowy woreczek. Serce mi zamarło. Otworzyłam go drżącymi dłońmi. Broszka z zielonym oczkiem. Moja broszka. Schowałam ją z powrotem, zanim zdążył wyjść z łazienki. Uśmiechnęłam się do niego tak, jakbym nic nie wiedziała.

Zrobię ci herbaty – powiedziałam.

– Jakiej?

Uspokajającej.

I wieczorem, kiedy wyszedł, spakowałam jego rzeczy do torby. Wszystkie. Zostały po nim tylko puste półki i lekki zapach wody kolońskiej, który – dziwnie – już nie był przyjemny.

Kiedy rano Tomek zobaczył torbę z jego rzeczami, od razu zbladł.

Co to ma znaczyć? – zapytał, chociaż ton jego głosu nie był już czuły, tylko zimny i spięty.

– To znaczy, że znalazłam moją broszkę. W twojej kieszeni – powiedziałam spokojnie.

Przez moment milczał. Może szukał słów, a może kalkulował, czy lepiej się tłumaczyć, czy zaprzeczać.

– Chciałem ci ją oddać. Znalazłem ją przypadkiem... – zaczął.

– Przypadkiem w mojej zamkniętej kasetce?

Nie miał odpowiedzi. Wzruszył ramionami.

Źle to interpretujesz. Zawsze byłaś trochę... dramatyczna.

Prychnęłam.

– A ty zawsze byłeś trochę zbyt pewny siebie. Tylko że nie trafiłeś na idiotkę. Trafiłeś na kobietę, która przez chwilę chciała znów być zakochana. I wiesz co? Nawet się cieszę.

– Cieszysz się? Że straciłaś biżuterię i faceta?

– Cieszę się, że teraz wiem. Że lepiej być samej niż z kimś, kto codziennie próbuje ci coś zabrać. Dosłownie i po kawałku.

Stał jeszcze chwilę, jakby nie dowierzał, że to naprawdę koniec.

– A te kolczyki...? – zapytałam, zanim odszedł.

Nie odpowiedział. Wyszedł bez słowa. Zgłosiłam sprawę na policję. Tomek nigdy więcej się nie odezwał.

Renata, 59 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama