„Zakochałam się w sąsiedzie. Gdy znalazł sobie dziewczynę, musiałam się uciec do podstępu, by mieć go przy sobie”
„Zaczęłam dostrzegać w Wojtku coś więcej, niż chciałam. Choć próbowałam to ignorować, myśli wracały. Jego drobne oznaki życzliwości stawały się dla mnie coraz bardziej intensywne. Ale on nie zauważał moich emocji”.
Kiedy mój sąsiad Wojtek pojawił się u mnie po raz pierwszy, traktowałam go jak przyjemną odmianę – młody, przystojny chłopak z nieodpartym urokiem. To zabawne, że odnalazł we mnie kogoś, z kim może porozmawiać o wszystkim. Byłam pewna, że w tym wieku wyczerpałam już pulę męskich przyjaźni.
Był blisko
Wpadał często – najpierw na chwilę, na kawę, a później na całe popołudnia. Z czasem te spotkania stały się moją jedyną ucieczką od szarej codzienności. Czasem, gdy siedziałam sama, przyłapywałam się na myśleniu o nim nieco intensywniej. Bałam się tych myśli, ale zarazem potrzebowałam ich.
Któregoś dnia Wojtek wpadł jak zwykle po południu. Tego dnia byłam wyjątkowo rozdrażniona – telefon od byłego męża, odwołany obiad z córką, która znów nie miała czasu. Wojtek od razu to zauważył.
– Coś się dzieje? – zapytał.
– Czasami naprawdę mi brakuje. kogoś obok… – urwałam. Nie chciałam za dużo mówić. – Czuję się samotna. To już całkiem inna samotność niż wtedy, kiedy marzyłam o chwili ciszy. Teraz chciałabym mieć kogoś, z kim te myśli mogłabym dzielić.
– Myślę, że jesteś bardzo silna – powiedział ciepło. – No i… masz mnie, to coś znaczy, prawda?
Niepewnie uśmiechnęłam się i skinęłam głową, czując jak moje serce drgnęło. Od tego dnia zaczęłam dostrzegać w Wojtku coś więcej, niż chciałam. Choć próbowałam to ignorować, myśli wracały. Jego drobne oznaki życzliwości stawały się dla mnie coraz bardziej intensywne. Ale on nie zauważał moich emocji, zachowywał się jak zawsze z pełną sympatią i troską, ale bez odrobiny intymności, o której zaczynałam marzyć.
Poczułam coś do niego
W chwilach samotności często wracałam do naszych rozmów i wyobrażałam sobie, że może kiedyś on dostrzeże we mnie kogoś więcej. Zupełnie jednak nie byłam przygotowana na to, co zobaczyłam pewnego dnia w drodze do sklepu. Wojtek, uśmiechnięty od ucha do ucha, szedł ulicą, trzymając za rękę dziewczynę. Wpatrywali się w siebie, jakby świat istniał tylko dla nich. Poczułam ukłucie gdzieś głęboko w środku. Nogi same zwolniły, serce przyspieszyło, a w głowie dudniło tylko jedno pytanie: „Kim ona jest?”.
Oczywiście, wiedziałam, że Wojtek ma prawo się zakochać, znaleźć kogoś… ale dlaczego poczułam ten przeszywający ból? Przecież to tylko przyjaciel. Kilka dni później, gdy przyszedł do mnie, od razu zaczęłam temat. Nie mogłam się powstrzymać.
– Widziałam cię ostatnio z kimś – zagadnęłam niby od niechcenia.
– A, to Agnieszka! – Oczy mu rozbłysły. – Spotykamy się od kilku tygodni. Poznałem ją w bibliotece. Wyobrażasz sobie? Mieliśmy zupełnie różne opinie o tej samej książce, zaczęliśmy dyskutować… no i jakoś tak wyszło, że teraz jest moją dziewczyną – opowiadał, śmiejąc się, z pasją, jakiej jeszcze u niego nie widziałam.
Wpatrywałam się w niego, starając się nie okazywać bólu, który rozrywał mnie od środka.
– Brzmi… cudownie – wycedziłam, a serce waliło mi jak młotem. – Musi być wyjątkowa, skoro tak cię zafascynowała.
Nie chciałam jego szczęścia
Wojtek z dumą wyciągnął telefon i pokazał mi jej zdjęcie. Uśmiechnięta, pełna życia, o długich, lśniących włosach, wyglądała jak promień słońca. Nie mogłam znieść tego widoku.
Uśmiechnęłam się mechanicznie, czując, jak wzbiera we mnie frustracja i coś na kształt gniewu. Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego to uczucie rozkwitło we mnie z taką siłą. Wojtek opowiadał o niej jak zakochany nastolatek, a ja udawałam, że wszystko jest w porządku.
Gdy tylko zamknęły się za nim drzwi, opadłam na kanapę. Po raz pierwszy poczułam, że wcale nie chcę, aby był szczęśliwy – przynajmniej nie z nią.
Nie mogłam pozbyć się myśli o Wojtku i Agnieszce. Próbowałam tłumaczyć sobie, że to tylko chwilowe. Ale im częściej o tym myślałam, tym bardziej przychodziły do mnie irracjonalne pomysły. W końcu, w przypływie impulsu, postanowiłam działać.
Pewnego wieczoru, kiedy Wojtek znowu do mnie przyszedł, zaprosiłam go do kuchni. Przygotowałam kolację, rozstawiając talerze, kieliszki, chcąc stworzyć odpowiedni nastrój. Siedział naprzeciwko mnie, jak zawsze z tym swoim beztroskim uśmiechem, niczego nieświadomy.
– Ta twoja Agnieszka… Nie wiem, czy to najlepszy pomysł, żeby się z nią spotykać – powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy.
– Co masz na myśli? – zapytał zaniepokojony.
– Myślę że to nie jest ktoś, kto jest dla ciebie odpowiedni – odparłam.
– Jak to? Myślałem, że się cieszysz…
Zaczęłam się w tym gubić
– Wiesz, że mogłabym pomóc ci w sprawach zawodowych, ale z taką dziewczyną nie będziesz traktowany poważnie – powiedziałam, ledwo ukrywając drżenie głosu.
– Co ty mówisz? Czy ty mi grozisz? – Zapytał z niedowierzaniem. – Zawsze będę cię traktować jak przyjaciółkę, ale nie możesz mi mówić, z kim mam się spotykać – rzucił ostro.
– Jeśli się z nią nie rozstaniesz, to mogę sprawić, że i w pracy, i tutaj, nie będzie ci tak łatwo – odpowiedziałam, zaskoczona własną stanowczością.
Patrzył na mnie przez chwilę, jakby mnie nie poznawał. Próbował coś powiedzieć, ale jego słowa utknęły gdzieś w gardle. W końcu wstał.
– Porozmawiamy innym razem, dobrze? – mruknął, wyraźnie przytłoczony.
Kiwnęłam głową. Wyszedł z mieszkania, nie oglądając się za siebie. Patrzyłam na zamykające się drzwi i poczułam triumf – pierwszy raz od dawna miałam nad nim władzę. Ale poczułam też, że właśnie straciłam coś nieodwracalnie.
Kilka dni później Wojtek przyszedł do mnie późnym wieczorem, wyraźnie przygnębiony i przygaszony. Usiedliśmy w salonie, a ja od razu zauważyłam, że coś jest nie tak. Nie miał w sobie tego radosnego blasku, który zawsze wnosił do mojego domu.
Zmanipulowałam go
– Nie mogę tak dłużej. Zaczynasz być w moim życiu ciężarem – powiedział, a ja poczułam, jakby zdzielił mnie w twarz. – To jest coś, z czym nie umiem sobie poradzić.
Zrobiło mi się gorąco, jakby płonął cały pokój.
– Naprawdę masz mi za złe, że troszczę się o ciebie? – zapytałam ostro, nie mogąc opanować narastającego gniewu. – Może po prostu nie rozumiesz, że czasem ktoś widzi więcej, niż ty sam.
Patrzył na mnie jeszcze chwilę, jakby szukał czegoś, czego nie umiał nazwać. W końcu skinął głową, jakby poddając się czemuś nieuniknionemu.
– Nie wiem, co dalej. Czuję, jakbym tracił kontrolę nad swoim życiem.
Opuścił głowę, a ja poczułam przebłysk triumfu. Cokolwiek teraz myślał, był pod moją kontrolą, czułam, że zostaje przy mnie – choćby i z przymusu. Ale kiedy wyszedł, nie zostało już nic z dawnej radości. Zamiast niej poczułam zimną pustkę.
Wojtek coraz bardziej się ode mnie oddalał. Przychodził rzadziej, nasze rozmowy były chłodne i wymuszone, a jego spojrzenie, dawniej pełne ciepła, teraz uciekające, jakby bał się, że wyczytam w jego oczach to, co naprawdę myśli. Zauważyłam, że unika kontaktu, a w rozmowach jakby ważył każde słowo. Podejrzewałam, że coś planuje, ale nie chciałam go spłoszyć – potrzebowałam go przy sobie, choćby i siłą.
Czuł się zagubiony
Któregoś dnia, późnym wieczorem, pojawił się w drzwiach z jakimś dziwnym błyskiem w oku, jego uśmiech był niepewny, ale przymilny. Było w nim coś innego – czułam, że coś knuje, ale nie byłam pewna co. Weszliśmy do salonu, a on przysiadł na kanapie, jak dawniej.
– Chcę wszystko naprawić – zaczął łagodnym tonem, patrząc mi w oczy. – Wiem, że między nami ostatnio było trochę napięć. Może po prostu za dużo się działo. Chciałbym, żebyśmy mogli wrócić do tego, co było wcześniej.
Słuchałam go z niedowierzaniem. Brzmiało to wszystko zbyt dobrze, by było prawdziwe, ale z drugiej strony, chciałam mu uwierzyć. Uśmiechnęłam się do niego, choć niepewnie.
– Cieszę się, że chcesz o tym porozmawiać. Naprawdę to doceniam – powiedziałam, mając nadzieję, że to początek czegoś, co mogłoby przywrócić nam tę dziwną, ale potrzebną relację.
– Właściwie chciałem ci coś pokazać – dodał i wyjął telefon. – Posłuchaj.
Zanim zdążyłam zapytać, co ma na myśli, Wojtek włączył nagranie. Usłyszałam własny głos – wyraźnie słyszalne słowa, groźby, ultimatum, które kilka tygodni wcześniej rzuciłam mu w twarz, by rozstał się z Agnieszką. Zamarłam, patrząc na niego, czując, jak odpływa ze mnie cała pewność siebie. Siedział spokojnie, ale jego spojrzenie było twarde i lodowate.
– Nagrałeś mnie? – wycedziłam przez zaciśnięte zęby, starając się nie wybuchnąć.
Byłam w szoku
– Nie miałem wyboru. Masz dwie opcje: albo zakończysz tę grę, pozwolisz mi żyć po swojemu, albo to nagranie trafi do odpowiednich osób – powiedział cicho, lecz stanowczo. – Wiesz, że jeśli to ujawnię, wszyscy się od ciebie odwrócą. A ja odzyskam swoje życie.
Patrzyłam na niego przez dłuższą chwilę, próbując oswoić się z sytuacją.
– Po prostu chciałam, żebyś był szczęśliwy, żebyśmy oboje byli – zaczęłam.
– Nie mów mi, czego chciałaś. Wiem, co zrobiłaś, i na co mnie naraziłaś – przerwał mi ostro. – Mam cię dość. To koniec.
Nie miałam już żadnych argumentów. Gdy wyszedł, czułam, że wszystko, co wypełniało moje dni, przepadło na zawsze. Pozostała tylko pustka i przerażenie, że to, co zrobiłam, może zniszczyć całe moje życie.
Nie potrafiłam zrozumieć, jak to wszystko mogło tak daleko zabrnąć. Przecież nie chciałam go stracić, a jednak sama doprowadziłam do tego, że już nigdy nie zobaczę w jego oczach tego ciepłego, serdecznego spojrzenia. Tego samego wieczoru, gdy wyszedł, po raz pierwszy uświadomiłam sobie w pełni konsekwencje swoich działań.
Docierało do mnie, że Wojtek naprawdę zniknął z mojego życia. To, co przerażało mnie najbardziej, to poczucie, że sama siebie zamknęłam w pułapce – pragnienia, które miały mnie zbliżyć do niego, stały się źródłem samotności, jakiej nigdy wcześniej nie znałam.
Kinga, 43 lata