„Wstydziłam się przyznać, że moje serce skradł siwiejący Adonis. Gdy postawił mi ultimatum, poczułam, ile mogę stracić”
„Z zewnątrz moje życie wygląda jak sukces, ale w środku? Czuję się, jakbym nie oddychała pełną piersią od kilku lat. Mam przyjaciółkę, Kasię i siostrę, Magdę. Obie uważają, że jestem silna, niezależna i mam wszystko pod kontrolą. Czasem im coś opowiem, ale nigdy o tym, co mnie naprawdę boli”.

- Redakcja
Pracuję jako HR Business Partner w korporacji z biurami rozsianymi po całej Europie. Gdyby ktoś mnie zapytał, jak wygląda moje życie, pewnie odpowiedziałabym, że jest poukładane. Budzik dzwoni o 6:15. O 6:45 parzę kawę, zawsze tę samą – arabica, mleko sojowe, bez cukru. O 7:30 wychodzę z mieszkania, na nogach klasyczne czarne czółenka, twarz bez wyrazu. Do pracy jadę tramwajem, w słuchawkach podcasty o zarządzaniu zespołem albo audioksiążki o przywództwie. O 8:00 loguję się do systemu, uśmiecham się do ludzi, organizuję spotkania, prowadzę rozmowy rekrutacyjne, mediacje, coachingi, szkolenia.
Z zewnątrz wygląda to wszystko jak sukces, ale w środku? W środku czuję się, jakbym nie oddychała pełną piersią od kilku lat. Mam przyjaciółkę, Kasię i siostrę, Magdę. Obie uważają, że jestem silna, niezależna i mam wszystko pod kontrolą. Czasem im coś opowiem, ale zawsze przefiltrowane. Nigdy o tym, co mnie naprawdę boli. Nigdy o samotności. O tym, że wieczorami siedzę w kuchni z kieliszkiem wina i czuję, że nikt mnie naprawdę nie zna.
W pracy jestem świetna. W relacjach – wycofana. Boję się bliskości. Zawsze się bałam. Wolę, kiedy ludzie mnie oceniają przez pryzmat efektywności, a nie tego, jaka jestem naprawdę. Bo co jeśli się dowiedzą? Że się boję, że jestem niepewna, że czasem nie wiem, czego chcę? Pół roku temu pojechałam na zewnętrzne szkolenie z komunikacji interpersonalnej. Wiedziałam, że będzie prowadzone przez jakiegoś trenera z doświadczeniem w pracy z zarządami.
Siedziałam z tyłu jak zwykle. On wszedł do sali – około pięćdziesiątki, w marynarce, w okularach, z twarzą, która wyglądała, jakby wszystko już widziała, ale jeszcze chciała posłuchać. Mówił niskim, spokojnym głosem. Nie zadawał pytań, by błyszczeć – zadawał pytania, żeby dotknąć. I dotknął. Mnie. Po zajęciach podeszłam do niego. Chciałam tylko powiedzieć, że było ciekawe, ale wtedy on powiedział coś, czego się nie spodziewałam:
– Dziękuję, że pani się odezwała. W trakcie ćwiczeń miałem wrażenie, że dużo pani czuje, ale mało mówi.
To było tak, jakby ktoś mnie rozebrał do naga jednym zdaniem. Zaniemówiłam. Potem jeszcze chwilę rozmawialiśmy. I coś we mnie pękło. Pierwszy raz od dawna poczułam, że ktoś mnie widzi. Nie jako HR-owca. Nie jako koleżankę. Nie jako siostrę, ale mnie. Po prostu mnie. Nie wiedziałam wtedy jeszcze, że ten mężczyzna zostanie najpilniej strzeżonym sekretem mojego życia.
Czułam się przy nim spokojnie
Wszystko zaczęło się od wiadomości. Krótkiej, rzeczowej. Zapytał, czy nie chciałabym dokończyć rozmowy przy kawie. Pomyślałam wtedy, że przecież niczego nie zaczęliśmy, ale odpowiedziałam. Zgodziłam się. Spotkaliśmy się tydzień później, w sobotę. Przyjechał pod moje mieszkanie. Wysiadłam i wsiadłam do jego samochodu, który pachniał jak lawenda i czysta skóra. Był wieczór, padało. Siedzieliśmy w środku i gadaliśmy o wszystkim, tylko nie o nas, ale sposób, w jaki słuchał, sprawiał, że mówiłam więcej, niż planowałam.
Od tamtej pory widywaliśmy się co weekend. Czasem jeździliśmy za miasto, czasem siedzieliśmy u mnie, czasem po prostu krążyliśmy po ulicach. Nigdy nie spieszył się do niczego, nie naciskał. Potrafił milczeć, nie próbując niczego zakrywać słowami. Ja też przestałam udawać. Zdejmowałam kolejne warstwy ostrożności, aż w końcu czułam się przy nim spokojnie. Przypomniałam sobie, że lubię dotyk. Jego dłoń na moim karku. Ciepło jego spojrzenia, które zostawało nawet po tym, jak już wychodził.
Zaczęłam wyczekiwać tych dni. Od poniedziałku odliczałam. W środę już czułam przyspieszone tętno, w piątek układałam włosy i przeglądałam się w lustrze trochę dłużej niż zwykle. Był mi potrzebny. Sprawdzałam telefon po kilka razy dziennie, choć nigdy nie zawodził. Zawsze był, ale lęk, który nosiłam od lat, szeptał, że coś się zaraz popsuje. Pewnego razu, w niedzielę wieczorem, siedzieliśmy u mnie, piliśmy herbatę i słuchaliśmy muzyki. Spojrzał na mnie tak uważnie, że uciekłam wzrokiem. A potem zapytał:
– Czemu nigdy nie zapraszasz mnie na obiad? Nie masz rodziny?
Wzruszyłam ramionami, jakbym nie dosłyszała.
– Nie jestem typem od spotkań rodzinnych – mruknęłam i szybko zmieniłam temat.
Czułam, że robię się czerwona. Prawda była inna. Miałam siostrę. Miałam przyjaciółkę, ale nie chciałam, żeby ktoś wiedział o nim. Nie dlatego, że było coś nie w porządku. Po prostu nie umiałam znieść ich spojrzeń. Bałam się pytań, których nie potrafiłabym zbyć. Gdybym ich dopuściła, musiałabym się przyznać. Że jestem z kimś. Że coś dla mnie znaczy. Że to nie jest przypadek. Wolałam zatrzymać to w tajemnicy. W swojej przestrzeni, gdzie nic nie wymykało się spod kontroli. I łudziłam się, że on tego nie zauważy.
Nie chciał być moim sekretem
Tamten weekend zaczął się jak każdy inny. Spotkaliśmy się w sobotę po południu, pojechaliśmy do małego pensjonatu nad jeziorem. Było zimno, ale przyjemnie. Ogrzewanie trzeszczało w rurach, pachniało starym drewnem. Wieczorem usiedliśmy przy kominku. Siedział blisko, opowiadał coś o książkach, które ostatnio przeczytał. Wtuliłam się w jego ramię i przez chwilę czułam się bezpiecznie. Prawdziwie. Dopiero kiedy zamilkł, zrobiło się duszno. Miałam wrażenie, że za chwilę coś się wydarzy. I wydarzyło się. Cicho, ale dobitnie.
– Olu – zaczął, bez tego swojego zwykłego uśmiechu. – To nie mój styl. Nie jestem twoją fantazją na weekendy.
Podniosłam na niego wzrok, zaskoczona. Chciałam odpowiedzieć od razu, ale nie wiedziałam jak. Miał rację, ale nie umiałam tego przyznać.
– Nie ukrywam cię – powiedziałam zbyt szybko. – Po prostu… to jeszcze nic poważnego.
Uniósł brwi, nic nie mówiąc. Cisza między nami zrobiła się gęsta.
– Olu – odezwał się znowu, spokojnie, ale już bez czułości. – Jeśli nie jestem częścią twojego świata, to kim właściwie jestem dla ciebie?
Nie umiałam odpowiedzieć. Wszystko, co cisnęło mi się na język, brzmiało jak wymówki. Że potrzebuję czasu. Że nie jestem gotowa. Że to skomplikowane. Wiedziałam, że to nic nie znaczy. Że on chce jasności, a ja tylko ją odwlekam. Próbowałam się zdystansować, wrócić do starego chłodu, do bezpiecznego dystansu. Uśmiechnęłam się sztucznie, spojrzałam przez okno.
– Może to wszystko był błąd – powiedziałam po chwili, z tym samym tonem, w którym zwykle kończyłam rozmowy z rekruterami, ale głos mi zadrżał. Wzięłam głęboki wdech, próbując się nie rozkleić.
On już milczał. Wstał, podszedł do łóżka, zaczął zbierać swoje rzeczy. I wtedy podeszłam do niego, chwyciłam go za rękę.
– Nie jedź – powiedziałam cicho. – Zostań. Proszę.
Patrzył na mnie długo, jakby czegoś szukał w mojej twarzy. W końcu zdjął płaszcz i usiadł z powrotem. Usnęliśmy bez słowa. W środku nocy obudziłam się, czułam jego dłoń na swoim biodrze. Przyciągnęłam go bliżej, jakby to mogło wszystko naprawić. Nie potrafiłam go puścić, ale jeszcze bardziej – nie potrafiłam się przyznać, że go mam.
Nie wiedziałam, co robić
To był wieczór, kiedy nie potrafiłam już udawać, że to wszystko mnie nie rusza. W mieszkaniu było cicho, światła przygaszone, na stole niedopita herbata. Siedziałam na kanapie z telefonem w ręku, napisałam do Magdy: „Muszę pogadać”, ale zanim nacisnęłam „wyślij”, usunęłam całą wiadomość. Siedziałam tak jeszcze chwilę, aż w końcu zadzwoniłam.
– Halo? – odezwała się jej zaspana twarz w słuchawce.
– Chcę ci coś powiedzieć. Tylko nie przerywaj – powiedziałam szybko, zanim zdążyła coś wtrącić.
Zamilkła. Zaczęłam mówić. Najpierw nieporadnie, potem szybciej, jakby coś się we mnie otworzyło. O tym, że spotkałam kogoś. Że był starszy. Że przy nim czułam, że naprawdę istnieję. Że nie potrafię go nazwać swoim partnerem, ale też nie potrafię bez niego oddychać. Mówiłam, że nie wiem, co robię, że się boję, że ukrywam go, bo wstydzę się nie jego, ale samej siebie.
– Nie teraz. Po prostu słuchaj – uciszyłam ją, gdy chciała coś powiedzieć.
Na koniec wyszeptałam:
– Chyba go kocham, ale nie wiem, co z tym zrobić.
Gdy się rozłączyłam, długo jeszcze siedziałam bez ruchu. Wypowiedzenie tego na głos było jak zerwanie pancerza. Nagle wszystko stało się prawdziwe.
Nie mogłam udawać dłużej
Spotkałyśmy się na kawie w niedzielne popołudnie. Kasia przyszła jak zawsze uśmiechnięta, z rozpuszczonymi włosami i notesem w torebce, bo nigdy nie wiedziała, kiedy wpadnie jej do głowy jakiś pomysł. Usiadłyśmy przy oknie. Z początku rozmawiałyśmy o bzdurach – o pracy, o pogodzie, o tym, że powinnam zmienić płaszcz, ale ja nie potrafiłam już tego grać.
– Od pół roku spotykam się z kimś – przerwałam nagle, czując, jak moje palce ściskają kubek.
Kasia spojrzała na mnie zaskoczona, potem uniosła brwi.
– Nie mówiłaś ani słowa?
– Wiem – powiedziałam cicho. – Sama nie wiem dlaczego.
– To ktoś z pracy?
– Nie. Poznałam go na szkoleniu. Jest starszy. Nie mieszkamy razem. Widzimy się tylko w weekendy. Nie zna go nikt. Ani ty, ani Magda. Nikt.
Przez chwilę milczała. Potem spojrzała mi prosto w oczy.
– Czy ty się go wstydzisz?
– Nie – odpowiedziałam zbyt szybko. – Wstydzę się… siebie. Tego, co czuję. Tego, że nie wiem, jak o tym mówić. Bo nie wiem, kim ja jestem przy nim.
Oparła się o oparcie krzesła i wzięła głęboki oddech.
– Czy ty myślisz, że jesteś jedyną osobą, która się gubi? Jesteś moją przyjaciółką, Ola, ale nie wiem już, czy ja w ogóle cię znam.
Zrobiło mi się zimno. Nagle miałam wrażenie, że siedzę naga pośrodku kawiarni, a wszyscy widzą, co próbuję ukryć. Nie odpowiedziałam. Odeszła chwilę później. Zostawiła niedopitą kawę i mnie – z ciężarem, którego sama już nie potrafiłam udźwignąć.
Nie wiedziałam, co dalej
Spotkaliśmy się w parku. Było już chłodno, drzewa zgubiły większość liści. On siedział na ławce, ręce schował w kieszeniach płaszcza. Podeszłam powoli, usiadłam obok.
– Dziękuję, że przyszedłeś – powiedziałam.
– Słucham cię – odpowiedział spokojnie, bez cienia złości.
Zebrałam myśli, zanim odezwałam się znowu.
– Proszę cię o cierpliwość. Wiem, że masz prawo być zły, ale ja... ja próbuję to wszystko zrozumieć. Dla mnie to nowa przestrzeń. Nigdy nikogo nie wpuszczałam tak blisko.
– Olu – przerwał mi łagodnie – ja nie jestem twoim problemem do rozwiązania.
– Wiem – odparłam. – Nie jesteś. Jesteś moim wyborem, ale ja jeszcze nie wiem, czy potrafię wybierać.
Pokiwał głową. Patrzył gdzieś w bok, w stronę alejki.
– Wiesz, ja nie chcę być częścią twojego tajnego życia. Nie mam czasu na ukrywanie się. Jeśli mamy iść dalej, muszę być obecny naprawdę.
– Nie wiem, co będzie dalej – powiedziałam. – Ale nie chcę cię już więcej ukrywać. Nie chcę więcej udawać, że cię nie ma.
Pokiwał głową. Milczeliśmy chwilę.
– Nie naciskam – powiedział po dłuższej pauzie. – Ale też nie będę czekał w nieskończoność. Wiem, czego chcę.
Patrzyłam na niego, próbując zrozumieć, co czuję. Wiedziałam, że ta rozmowa coś zmieniła. Że zrobiłam krok, ale nie byłam pewna, czy potrafię iść dalej.
Coś się we mnie zmieniło
Siedziałam sama na ławce w tym samym parku, gdzie parę dni wcześniej z nim rozmawiałam. Liście już całkiem opadły. Trzymałam telefon w ręku, ekran był wygaszony, ale i tak patrzyłam na niego, jak zahipnotyzowana. Czułam, że powinnam coś zrobić. Zadzwonić. Napisać. Komuś. Jemu. Siostrze. Kasi. Sobie. Nie miałam jeszcze decyzji. Nie wiedziałam, czy powiedzieć wszystkim, czy budować z nim życie, czy może zniknąć z tej historii i wrócić do bezpiecznego, samotnego porządku. Wszystko we mnie było w zawieszeniu, ale coś się zmieniło. Sama w środku tej pustki nagle poczułam lekki ruch. Nie wiem, czy to była odwaga. Może raczej brak siły na dalsze uciekanie. Spojrzałam w niebo. Było szare, zupełnie jak ja, ale nie przerażało mnie już. Tylko było. Nie wiem, czy jestem gotowa, ale przynajmniej już wiem, że to ja muszę chcieć, a nie inni za mnie.
Aleksandra, 33 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „W Wigilię odkryłam sekret brata. Musiałam zdecydować, czy ujawnić prawdę jego żonie, czy milczeć”
- „Po urodzeniu dzieci przestałam być żoną. Byłam tylko matką, a mężowi się to w ogóle nie podobało”
- „Teściowa zagroziła, że jak nie ustawię dzieci do pionu, to więcej jej nie zobaczę. Mogłam zrobić tylko jedno”