Reklama

Tamtego dnia mama wróciła z pracy wesoła jak szczypiorek na wiosnę. Zazwyczaj przychodziła zmęczona i zdenerwowana, bo szef potrafił porządnie dać jej w kość. A wtedy uśmiechała się od ucha do ucha. Już dawno nie widziałam jej takiej uradowanej.

Reklama

– Co się stało? Dostałaś awans i podwyżkę? – zapytałam

– Nie… To nie to… Dzwoniła Kasia!

– Jaka Kasia?

– Moja siostra. Za trzy tygodnie przyjeżdża do nas w odwiedziny. I to z Konradem! Zostaną dwa miesiące. Wyobrażasz sobie? Wreszcie poznasz swoją ciotkę i brata! To wspaniałe, prawda? – wykrzyknęła i aż ucałowała mnie z radości.

Zobacz także

– Rzeczywiście, wspaniałe – odrzekłam, próbując wykrzesać z siebie odrobinę entuzjazmu. Nie było to najłatwiejsze.

Starsza siostra mamy była dla mnie zupełnie obcą osobą. Wyjechała do Stanów, gdy moja mama była jeszcze podlotkiem. Tam wyszła za mąż, urodziła syna, potem się rozwiodła. Przez ćwierć wieku ani razu nie odwiedziła Polski. Kilka razy się wybierała, ale w ostatniej chwili coś stawało jej na przeszkodzie.

Mama bardzo cierpiała z tego powodu. Powoli traciła nadzieję, że kiedyś się jeszcze zobaczą.

– Trzeba przygotować dla Konrada jakieś miejsce do spania. Może ten mały pokoik na strychu? Zajmiesz się tym? – wyrwał mnie z zamyślenia jej głos.

– Dobrze, zajmę się. Tylko po co? Zobaczysz, ciotka jak zwykle w ostatniej chwili zadzwoni i powie, że odwołuje przyjazd – prychnęłam.

– Nic podobnego. Czuję, że tym razem nasze spotkanie dojdzie do skutku – odparła mama z pewnością w głosie.

Rzeczywiście, trzy tygodnie później pojechałyśmy z mamą na lotnisko przywitać gości. Choć bardzo się starałam, nie potrafiłam się cieszyć z ich przyjazdu.

Denerwowała mnie zwłaszcza wizja spotkania z Konradem. Mama nie mogła się go nachwalić. Z entuzjazmem opowiadała, jaki to z niego geniusz. Zna pięć języków obcych, w tym polski, studiuje na Harvardzie, jest najlepszy na roku, więc pracodawcy już się o niego zabijają, i w ogóle czeka go wspaniała przyszłość i bogate życie. Gdy tego słuchałam, to aż mnie w środku skręcało.

Dwa lata temu słabo zdałam maturę i nie dostałam się na wymarzony uniwersytet. Uczyłam się więc zaocznie w podrzędnej szkółce, po której raczej nie mogłam liczyć na świetną pracę.

„E, ten cały Konrad to pewnie jakiś zarozumialec i bufon. Zaraz będzie gadał, że w Ameryce wszystko jest lepsze i większe, i pytał złośliwie o białe niedźwiedzie. Nie będę się nim zajmować, choćby mama błagała mnie na kolanach” – postanowiłam.

Na lotnisku przywitałam się więc z nim bardzo chłodno, a w trakcie uroczystej kolacji siedziałam nadęta i prawie się nie odzywałam. Po jedzeniu ciotka i mama od razu zatopiły się we wspominkach, a ja, chcąc nie chcąc, zaprowadziłam Konrada na strych. Położył walizkę na łóżku i zaczął się rozglądać.

– Pewnie nie jesteś przyzwyczajony do takich spartańskich warunków. Wolałbyś apartament z jacuzzi. No cóż, musisz się zadowolić tym, co jest. Ale jedno ci mogę zagwarantować. Żaden biały misiek przez okno nie wejdzie – mruknęłam.

– Pokój jest świetny. A żadnych niedźwiedzi się nie spodziewałem – uśmiechnął się.

– Poważnie? – zdziwiłam się. – W takim razie życzę miłych snów – odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę drzwi.

– Majka! – zatrzymał mnie.

– Tak?

Dlaczego mnie nie lubisz? Przecież się nawet nie znamy.

– Ja? Nic podobnego! Po prostu mam dzisiaj zły dzień. Boli mnie głowa i ogólnie źle się czuję – zaczerwieniłam się.

– To jedyny powód? – patrzył mi prosto w oczy.

– Przysięgam! To nic osobistego. Jak chcesz, to ci pokażę jutro Warszawę. Kolejką podmiejską dojedziemy tam w kwadrans – zaproponowałam szybko, by ukryć zmieszanie.

– Dzięki. Chcę jak najlepiej poznać ojczyznę mojej mamy – ucieszył się. Z jego miny wynikało, że jest naprawdę szczery. „Hm, może on wcale nie jest taki zły?” – pomyślałam, kładąc się do łóżka.

Następnego dnia wybraliśmy się na wycieczkę po Starówce. Konrad był zachwycony! Chciał wszystko obejrzeć, wszędzie zajrzeć. I ani razu nie wspomniał o tym, że w Ameryce wszystko jest lepsze i nowocześniejsze.

Wręcz przeciwnie, narzekał, że tam w wielkich miastach żyć się nie da. Bo człowieka otaczają tylko beton i stal.

– W Polsce jest wiele wspaniałych miejsc. Wszystkich nie zdążymy odwiedzić, ale kilka na pewno ci pokażę – powiedziałam, gdy zmęczeni usiedliśmy w knajpce przy Rynku.

– Naprawdę znajdziesz czas? – ucieszył się Konrad.

– Naprawdę, naprawdę – uśmiechnęłam się. Czułam, że moja niechęć do niego znika jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

Zrozumiałam, że jestem w nim szaleńczo zakochana

Spędzaliśmy ze sobą całe dnie. Gdy już zwiedziliśmy Warszawę, zaczęliśmy robić sobie jednodniowe wypady za miasto. Wyjeżdżaliśmy bladym świtem i wracaliśmy późną nocą. Byliśmy w Kazimierzu, Sandomierzu, Pułtusku. Konrad okazał się naprawdę świetnym kompanem. Miłym, wesołym, inteligentnym. Nie znałam nikogo, z kim rozmawiałoby mi się tak dobrze jak z nim. Miałam wrażenie, że znamy się od lat i że mogę z nim pogadać na każdy temat.

– No jak tam ci się układa z kuzynem? – zapytała mama, gdy wróciliśmy z kolejnej wyprawy.

– Świetnie. Konrad jest naprawdę ekstra! – odparłam.

– A widzisz? A taka byłaś do niego uprzedzona. Mówiłam ci, że to wspaniały młody mężczyzna – uśmiechnęła się.

Mijały kolejne dni. Konrad coraz bardziej mi się podobał. Nie chciałam się z nim rozstawać nawet na chwilę. Dosłownie. Kiedy szedł spać do pokoju na strychu, łapałam się na tym, że chcę iść za nim. Marzyłam, żeby mnie przytulił, pocałował i… Starałam się walczyć z tym uczuciem, odpędzać grzeszne myśli. Mówiłam sobie, że to niemoralne i nieetyczne, że przecież jesteśmy bardzo bliskimi krewnymi. Nic nie pomagało. Myśli wracały i stawały się coraz bardziej natarczywe.

Po trzech tygodniach zrozumiałam, że jestem w nim szaleńczo zakochana.

Byłam pewna, że to jednostronne uczucie. Ale w pewnym momencie zorientowałam się, że z Konradem też dzieje się coś dziwnego. Już nie był taki beztroski i wesoły jak w pierwszych dniach naszej znajomości. Stał się jakby bardziej zamyślony, poważny. Niby przypadkiem dotykał moich włosów, obejmował ramieniem… Czułam, że nie jestem mu obojętna. Miałam wrażenie, że kilka razy chciał mi coś wyznać, ale w ostatniej chwili się wycofywał. Ja też starałam się ukryć swoje uczucia. Zdawałam sobie sprawę z tego, że z powodu pokrewieństwa nigdy nie będziemy razem. W dzień śmiałam się więc i udawałam dobrą kuzynkę, a nocą wyłam do poduszki.

Niedługo przed końcem wizyty ciotki i Konrada mama zaproponowała, żebyśmy się wybrali we dwoje na kilka dni do Krakowa.

– Zwiedzicie miasto, a potem skoczycie do Wieliczki i Zakopanego – kusiła.

– Ja wiem…? To chyba nie jest najlepszy pomysł – zaprotestowałam.

Nie chodziło o to, że nie miałam ochoty jechać. Uwielbiałam Kraków. Bałam się jednak, że z dala od domu się zapomnę i zrobię coś, czego będę żałować.

Kątem oka dostrzegłam, że Konrad też jest lekko przerażony. Mama się jednak uparła.

– Bierzcie samochód i w drogę – zarządziła. Gdy ruszyliśmy, modliłam się w duchu, żeby to była tylko kolejna zwyczajna wycieczka.

Do Krakowa przyjechaliśmy późnym popołudniem. Pokręciliśmy się po mieście, pozwiedzaliśmy, zjedliśmy kolację w restauracji na Kazimierzu i poszliśmy do hotelu. Okazało się, że mieszkamy w sąsiednich pokojach.

– Wiesz, bardzo żałuję, że jesteś moją siostrą – powiedział Konrad, gdy otworzyłam drzwi do swojego pokoju.

– Dlaczego? Wolałbyś mieć brata? – zapytałam, siląc się na beztroskę.

Konrad podszedł i wziął mnie w ramiona.

– Nie żartuj. Wiesz, o czym mówię. Kocham cię. Walczyłem z tym, ale… – zająknął się. Podeszłam i położyłam mu palec na ustach.

– Ciii… Nic więcej nie mów – wyszeptałam i wciągnęłam go do środka.

Nie potrafiliśmy się sobą nasycić. Kiedy w końcu nad ranem skończyliśmy, dopadły mnie wyrzuty sumienia.

– To nie może się więcej powtórzyć – wykrztusiłam, wyskakując z łóżka.

– Tak, wiem, przepraszam… Nie powtórzy się – wyszeptał Konrad.

Oboje nie dotrzymaliśmy słowa. Jeszcze tego samego wieczoru znowu wylądowaliśmy w łóżku. Spędziliśmy ze sobą wszystkie noce w Krakowie.

Wiedzieliśmy, że źle postępujemy, ale nie potrafiliśmy się powstrzymać. Było nam razem tak cudownie.

– Pamiętaj, nikomu ani słowa. Nasze mamy nie mogą się dowiedzieć, że coś nas łączy – powiedziałam do Konrada, gdy już wracaliśmy do Warszawy.

– To nie będzie łatwe, ale się postaram – odparł ze smutkiem w głosie. Chyba też żałował, że nasza wyprawa się skończyła.

Leżałam w łóżku, płakałam i złorzeczyłam na los

Do końca pobytu ukrywaliśmy z Konradem nasze uczucia. Robiliśmy wszystko, by ciocia i mama niczego się nie domyśliły. Kiedy jednak kilka dni później żegnaliśmy się wszyscy na lotnisku, rozpłakałam się jak dziecko. Ciocia była bardzo wzruszona. Pewnie, biedna, myślała, że to nie tylko za Konradem, ale i za nią będę tak tęsknić.

– Majeczko, musisz koniecznie do nas przyjechać, rozmawiałyśmy już o tym z mamą. Przecież skoro się wszyscy poznaliśmy, to nie możemy stracić kontaktu! – szczebiotała.

– Tak, tak, przyjedź koniecznie – powiedział głośno Konrad, przytulając mnie na pożegnanie

– Zawsze będę cię kochał, pamiętaj o tym – szepnął mi do ucha.

– Nie mów tak! Musimy o sobie zapomnieć. I to jak najszybciej. Nie pisz do mnie, nie dzwoń. To koniec! Nigdy się nie zobaczymy – wykrztusiłam przez łzy.

Gdy zniknął w hali odlotów, z żalu omal nie pękło mi serce.

Minął tydzień, drugi i trzeci, a ja nie mogłam zapomnieć o Konradzie. Myślałam o nim w dzień i w nocy. Marzyłam, by znowu był przy mnie. Z tęsknoty nie mogłam spać, jeść, normalnie funkcjonować. Przestałam nawet spotykać się ze znajomymi. Całymi dniami leżałam w łóżku, płakałam i złorzeczyłam na los za to, że podarował mi miłość, która nie może się spełnić. Mama oczywiście dopytywała, co mi jest, ale ją zbywałam. Mówiłam, że źle się czuję. Początkowo wierzyła, ale w końcu się zorientowała, że kłamię.

– Dziecko, powiedz mi wreszcie, co się gryzie. Przecież widzę, że to nie migrena ani grypa – zagadnęła któregoś wieczoru.

– Nic. Zostaw mnie samą – odburknęłam.

– Nie, dopóki nie usłyszę prawdy – rozsiadła się na moim łóżku. Potwornie mnie to zdenerwowało.

– Chcesz znać prawdę? Proszę bardzo. Zakochałam się! I to z wzajemnością – wypaliłam.

– To chyba powód do radości, a nie smutku – zdumiała się.

– Owszem, pod warunkiem, że tym ukochanym nie jest brat!

– O Boże, zakochałaś się w Konradzie? – wykrztusiła

– A tak! – wykrzyknęłam.

– Czy wy, no wiesz…

– Czy uprawialiśmy seks? Tak, co noc, gdy byliśmy w Krakowie! I było nam razem cudownie! No i jak ci się podoba taka wiadomość? Pewnie zaraz powiesz, że jestem niemoralna, zepsuta, grzeszna – nastroszyłam się. Mama zastanawiała się przez chwilę.

– Muszę natychmiast porozmawiać z ciocią Kasią – wstała z łóżka.

– Po co? Chcesz się wyżalić? A może ochrzanić siostrę za to, że źle wychowała syna? Otóż oświadczam ci, że to nie była tylko jego wina. Oboje tego chcieliśmy! Możesz więc sobie darować wyrzuty.

– Dziękuję za wyjaśnienie, ale i tak z nią porozmawiam – powiedziała mama i jak gdyby nigdy nic wyszła z pokoju.

Mama wyjawiła mi tajemnicę

Nie rozumiałam, co się dzieje. Spodziewałam się dzikiej awantury, ale mama była dziwnie spokojna. Zaintrygowana poszłam za nią. Chciałam podsłuchać, o czym rozmawia z siostrą. Niestety, zamknęła się w łazience i włączyła radio. Choć przykładałam ucho, nie słyszałam ani słowa.

Mama wróciła do mojego pokoju po półgodzinie. Była aż czerwona z emocji.

– I co? Pokłóciłyście się? – spytałam zaczepnie.

– Nie, rozmawiałyśmy zupełnie spokojnie – odparła.

– Naprawdę? O czym?

– O tobie, Konradzie, waszej miłości…

– I co?

– Ciocia upoważniła mnie, żebym ci zdradziła jej największą tajemnicę. Do tej pory wiedziały o niej tylko trzy osoby: ona, jej były mąż i ja.

– Jaką tajemnicę?

– Kasia nie jest biologiczną matką Konrada.

– Słucham? – wybałuszyłam oczy.

– Tak. Nie mogła mieć własnych dzieci. Adoptowali więc z mężem Konrada, gdy miał zaledwie kilka miesięcy.

– On o tym wie?

– Nie. Ciocia chciała mu powiedzieć, gdy był mały, ale nie wiedziała jak. A potem, gdy dorósł, bała się, że jest już za późno na szczerość, że go utraci. Więc milczała.

– A teraz mu powie?

– Chyba tak. Może nawet w tej chwili z nim rozmawia.

– Ale dlaczego? Bo się z Konradem kochamy?

– Właśnie. Nie chce, żebyście cierpieli, mieli wyrzuty sumienia. Choć o tym nie wiedzieliście, nie zrobiliście nic złego. Nie łączy was żadne pokrewieństwo.

– Czyli że możemy być razem?

– Owszem. O ile nie przeszkadzają wam te tysiące kilometrów, które was dzielą – odparła mama z uśmiechem.

Konrad zadzwonił do mnie dwie godziny później. Gdy usłyszałam jego głos, aż podskoczyłam z radości.

– Już wiesz? – zapytał.

– Wiem…

– Niezła historia. Jak z jakiegoś melodramatu – westchnął.

– Jesteś pewnie zły na mamę, że nie powiedziała ci o adopcji…

– Byłem, przez godzinę. Ale potem mi przeszło. Nie potrafię się na nią gniewać. W końcu przecież powiedziała mi prawdę. I to w najbardziej odpowiednim momencie – powiedział wesoło.

Od tamtej rozmowy minęły trzy miesiące. Szykuję się do wyjazdu do Stanów. Zamierzam zamieszkać z Konradem. On nie wyobraża sobie życia beze mnie, a ja bez niego.

Reklama

Czy nasz związek zakończy się ślubem? Nie wiem. Pożyjemy, zobaczymy… Myślę jednak, że jest duża szansa. Los przecież nie fundowałby nam takich przeżyć, gdyby nie był pewien, że jesteśmy dla siebie stworzeni…

Reklama
Reklama
Reklama