Reklama

Jestem typem człowieka, który twardo stąpa po ziemi. Nauczyło mnie tego głównie prowadzenie własnej firmy. Szybko zrozumiałem, że w życiu trzeba być twardym tak jak w biznesie. Właśnie dlatego nie zakochuję się zbyt łatwo – zwłaszcza że mam na swoim koncie dwa poważne zawody miłosne. Wszystko się jednak zmieniło, gdy pojawiła się ona – Terenia.

Reklama

Poznaliśmy się w bibliotece. Lizałem rany po związku, który okazał się totalnym niewypałem. Kocham książki i to zawsze w nich szukam ukojenia, gdy los rzuca kłody pod nogi. W bibliotece jestem stałym bywalcem, pracujące tutaj panie znają mnie bardzo dobrze. Przeglądałem właśnie pozycje na półkach z kryminałami, gdy ją zauważyłem. Siedziała przy stoliku, popijając wodę mineralną i czytając „Miłość w czasach zarazy” Marqueza. Serce zabiło mi nieco szybciej, ponieważ to jedna z moich ulubionych powieści. Dziewczyna wyglądała nieziemsko. Miała długie blond włosy rozrzucone na ramionach. Co chwila odgarniała niesforne loki z czoła. Była ubrana w granatową sukienkę w drobne groszki. Stałem niczym zahipnotyzowany, nie będąc w stanie oderwać od niej wzroku. Była zjawiskowa, boska.

Zaczęło się od wspólnej pasji

Potrzebowałem dobrych kilkunastu minut, aby odzyskać rezon. Pomimo że w kontaktach z kobietami odwagi mi zwykle nie brakowało, to tym razem było inaczej. Było to dla mnie zupełnie nowe doświadczenie. Niemniej jakimś cudem się przełamałem i podszedłem do blond piękności. Zapytałem o czytaną przez nią książkę i tak zaczęliśmy rozmawiać. Na dyskusji o prozie Marqueza i wielu innych autorów czas mijał szybko. Zapomnieliśmy o bożym świecie, aż jedna z pracownic poinformowała nas, że za kwadrans zamykają.

Masz może ochotę na kawę? – zagaiłem, licząc na kontynuację pogawędki.

– Z największą przyjemnością – zerknęła na zegarek. – ale niestety nie dzisiaj.

A jutro? – nie zamierzałem zrezygnować.

– Jak najbardziej – uśmiechnęła się promiennie.

Poprosiłem ją o numer telefonu i przy okazji spytałem, jak ma na imię.

– Teresa – odparła – ale przyjaciele mówią na mnie Terenia.

Terenia. Bardzo mi się to spodobało. Imię fantastyczne, podobnie jak i jego właścicielka. Nie mogłem się doczekać następnego dnia. Tak oto rozpoczął się nasz płomienny romans.

Dla Tereni zupełnie straciłem głowę. Zakochałem się na zabój. Byłem gotowy skoczyć za nią w ogień. Dawałem jej kwiaty, drogie prezenty, zapraszałem do luksusowych restauracji. Cóż, nie chwaląc się, stać mnie na takie rzeczy. Widziałem, że jej to imponuje. Traktowałem ją jak prawdziwą królową. Miała wszystko, czego dusza zapragnie.

Nasz związek rozwijał się bardzo dynamicznie. Chcieliśmy non stop ze sobą przebywać, ale ze względów zawodowych nie było to rzecz jasna możliwe. Każda godzina rozłąki wydawała się torturą. Po pół roku bardzo intensywnego randkowania, okraszonego nieziemskim seksem, zaproponowałem Tereni wspólne mieszkanie. Od razu się zgodziła, a brak wątpliwości uznałem za dobry znak. Oczyma wyobraźni widziałem już nas przed ołtarzem. Powoli przymierzałem się do zakupu pierścionka zaręczynowego. Byłem w stu procentach pewien, że to jest kobieta, z którą spędzę resztę życia.

Czar prysł niczym mydlana bańka

Sielanka skończyła się niedługo po tym, jak Terenia się do mnie wprowadziła. Niczego jej nie brakowało. Nie żałowałem pieniędzy na ubrania, kosmetyki, masaże, paznokcie czy SPA. Wystarczyło, że coś się jej spodobało i już to miała.

Nawet pierścionek zdążyłem kupić. Starannie go ukryłem, żeby poczekał na odpowiednią okazję. Wolałem być przygotowany. Tymczasem między nami zaczęło się psuć. Terenię coraz częściej bolała głowa, stała się jakaś nieobecna. Bywało, że znikała na całe dnie, a gdy wracała, pachniała innymi perfumami niż te, które jej podarowałem. W mojej głowie zaczęły się pojawiać dziwne myśli, lecz odsuwałem je od siebie najdalej, jak tylko potrafiłem.

Czy coś się dzieje? Przecież wiesz, że możesz mi powiedzieć.

– Misiu, jest w porządku, nie chcę cię niepokoić – mówiła ze smutkiem w głosie.

Dopiero jak ją przycisnąłem, wyznała, że ma pewne problemy finansowe. Bez szemrania dałem jej pieniądze na spłatę długu, a nie była to mała kwota. Miałem nadzieję, że dzięki temu sytuacja się poprawi i wróci do normy, ale się przeliczyłem. Było coraz gorzej, a ja nabierałem solidnych podejrzeń, że Terenia mnie zdradza.

Któregoś dnia wróciłem do domu znacznie wcześniej, niż planowałem. Przed domem stał samochód, który niedawno jej kupiłem. Zdziwiłem się, bo mówiła, że będzie na uczelni. Cichutko otworzyłem drzwi. Z sypialni dobiegał śmiech. To była Terenia, ale nie sama. Podszedłem bliżej. To, co ujrzałem przez uchylone drzwi, nie pozostawiało żadnych wątpliwości co do tego, że mam doprawiane rogi. Kochankowie szybko się zwinęli, a ja wciąż nie mogłem uwierzyć w to, co przed sekundą zobaczyłem. Terenia pojawiła się późnym wieczorem.

Przyjechałam po swoje rzeczy – oznajmiła beznamiętnym tonem.

Patrzyłem na nią ze łzami w oczach.

– Dlaczego? – kompletnie nic z tego nie rozumiałem.

Nikt nigdy nie kochał mnie tak mocno, jak ty, a to jest strasznie przytłaczające – padła okrutna dla mnie odpowiedź. – Po prostu jakoś nie potrafiłam sobie z tym poradzić.

Kochałem za mocno?

Przytłaczające... I co ja miałem o tym myśleć? Zniknęła z mojego życia równie szybko, co się w nim pojawiła. Czasami widuję ją z tym facetem, z którym figlowała w naszej sypialni. Śmieją się i trzymają za ręce, a moje serce rozpada się z bólu na miliony kawałków. Zostałem sam. Doszczętnie zdruzgotany, załamany, z nadszarpniętym portfelem. Słono zapłaciłem za związek z Terenią i nie chodzi tu tylko o pieniądze. Psychicznie i emocjonalnie jestem całkowicie pokiereszowany. Mam ochotę schować się do mysiej nory i zostać tam już na zawsze.

Dałem tej dziewczynie wszystko, kochałem ją jak szalony. Nadal zresztą ja kocham i obawiam się, że stan ten może się utrzymać przez bardzo długi czas. Póki co, chowam się przed ludźmi i buduję wokół siebie mur, którego nikomu nie pozwolę przebić. Pragnę jedynie spokoju, ale w zamian dostaję cierpienie, rozrywające duszę na strzępy.

Damian, 36 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama