„Załamany mąż przyjaciółki wypłakał mi się na ramieniu. Nie sądziłam, że moja przyjaciółka jest taką despotką”
„Słyszałam, że ona non stop patrzy mu na ręce, wydziela mu pieniądze. Podobno cały czas narzeka na migrenę, nie bierze pod uwagę jego opinii przy wychowaniu dziecka, a jak chce z nią pogadać, to obraca wszystko w żart. Jarek wyglądał tak, że podejrzewałam, że raczej nie zmyślał tych historii”.

- listy do redakcji
Nie znałam go zbyt dobrze
Zuzanna to moja długoletnia przyjaciółka i chociaż mamy odmienne osobowości, uważam ją za swoją najbliższą przyjaciółkę. Jej męża, Jarka, nie znałam za dobrze. Wydawało mi się, że tworzą bardzo udany związek, mimo iż Zuza to niezłe ziółko i dusza towarzystwa, a Jarek jest raczej wyciszony i małomówny. Co prawda, nieczęsto spotykaliśmy się w czwórkę, ale kiedy już do tego dochodziło, zawsze były to sympatyczne posiadówy, gdzie wszystkim fajnie się gadało (nasi faceci też przypadli sobie do gustu). Nigdy bym nie wpadła na to, że to udane małżeństwo wcale takie nie jest.
Oprócz okazjonalnych spotkań w gronie znajomych, od czasu do czasu widywałam małżonka Zuzy w bibliotece na naszym osiedlu. Zaglądałam tam po południu, kiedy miałam ochotę poczytać jakieś gazety lub poszukać książek dla mojej ośmiolatki. Jarek zwykle przesiadywał w rogu czytelni, a na stole przed nim piętrzyła się sterta woluminów. Twierdził, że przychodzi tam popracować, bo w mieszkaniu nie potrafi się skoncentrować. Przeważnie wymienialiśmy parę zdań na dzień dobry – i to wszystko.
Pewnego popołudnia, niedługo przed zamknięciem, zajrzałam do biblioteki. Choć dzień chylił się ku końcowi, postanowiłam wpaść po jakąś ciekawą książkę. Mąż był akurat na wyjeździe służbowym w Mrągowie, a nasza córka na wycieczce szkolnej w Bieszczadach. Planowałam następnego dnia dołączyć do męża, który po zakończeniu kursu chciał zostać tam jeszcze trochę na zasłużony odpoczynek. Walizki miałam już spakowane, a że miałam chwilę dla siebie, to wpadłam na pomysł, że książka będzie idealnym towarzystwem na ten wieczór. Niestety, deszcz lał się z nieba strumieniami, więc o żadnym spacerze nie mogło być mowy.
– Niezła plucha na zewnątrz, nie? – z rozmyślań wyrwał mnie przyjemny, męski głos.
Akurat opuszczałam bibliotekę i ten facet również wychodził. Okazał się, że to Jarek.
– Racja – zgodziłam się.
Pogawędka dała mi wiele do myślenia
Naraz coś mi się przypomniało – on i Zuza powinni przecież teraz być w Turcji. Moja kumpela wypatrzyła jakąś okazję last minute. Gdy mi o tym wspominała parę dni wcześniej, wręcz skakała z radości.
– Wy nie wybraliście się do Turcji? – zdziwiłam się.
– Poleciała tylko Zuzanna – odparł w dość dziwny sposób.
– Rany, szef nie dał ci wolnego?! – zapytałam, bo Zuza wspominała, że obawia się, czy Jarek dostanie teraz tydzień urlopu.
– Nie, to nie o to chodzi. Po prostu poleciała beze mnie. Znaczy się, jest tam z Julką – wyjaśnił.
Byłam zaskoczona, tym co mówił. On chyba dostrzegł moje zmieszanie.
– No tak, sporo się wydarzyło… – westchnął markotnym tonem.
Dało się zauważyć, że coś go trapi, jest przygaszony. Stojąc pod biblioteką, oboje mokliśmy, bo żadne z nas nie zabrało ze sobą parasola.
– Słuchaj, mam pewien pomysł. Wpadnij do mnie na kolację – wyrwało mi się znienacka. – Wprawdzie nie mam nic gotowego, ale muszę opróżnić lodówkę przed jutrzejszym wyjazdem na Mazury. Przydałaby mi się twoja pomoc. Chyba nie poradzę sobie sama z pochłonięciem tych wszystkich resztek, a nie chcę ich po prostu wywalić…
Wyszczerzył zęby w uśmiechu.
– Skorzystam z propozycji. Za jakąś godzinę powinienem być na miejscu.
Kiedy się zjawił, trzymał w dłoni butelkę porządnego koniaku.
– To tak dla lepszego nastroju – rzucił od progu.
Usłyszałam o Zuzie, jakiej nie znałam
Kolacje spędziliśmy na przyjemnej, swobodnej rozmowie i przez chwilę pomyślałam sobie, że w relacji Jarka i Zuzy wszystko jest w porządku. Pewnie najzwyczajniej w świecie dopadła go taka jesienna depresja albo po prostu nie przepada za samotnymi wieczorami w domu... Niestety, okazało się, że problem jest bardziej skomplikowany.
– Ależ miło w końcu z kimś tak normalnie pogadać – westchnął Jarek, popijając powolutku koniak.
– Daj spokój, przecież Zuzia dopiero co wyjechała, zaledwie dwa dni temu.
– I tu jest pies pogrzebany… – urwał, a potem ni stąd, ni zowąd zaczął wyrzucać z siebie wszystko, co leżało mu na sercu. – Człowiek myśli, że skoro jest się z osobą, którą podobno się kocha, to rozmowa powinna się kleić. Ale chodzi mi o prawdziwą wymianę zdań, poglądów, opinii, a nie ciągłe gadanie do siebie i marudzenie bez końca.
Fraza „ponoć” od razu postawiła mnie w stan gotowości. „Tylko nie mów, że chodzi o kryzys w związku” – westchnęłam w myślach. Tyle par z naszego otoczenia borykało się z różnymi trudnościami! Co chwilę docierały do mnie wieści, że ktoś bierze rozwód. „Czyżby moją przyjaciółkę też dotknęły takie problemy? I dlaczego nic mi o tym nie powiedziała?!”.
Jarek kontynuował swój wywód:
– Ludzie powinni siebie słuchać, a nie tylko gadać bez końca. Czy wiesz, że ostatnio przez prawie trzy godziny wygłaszała do mnie przemowę? Dlaczego jej nie przerwałem? Bo to niemożliwe. Nie da się z nią prowadzić normalnej rozmowy. Nakręca się własną paranoją. Gdy moje poglądy różnią się od jej, zaczyna stosować swoje sztuczki.
Zrobił niewielką przerwę, po czym dodał:
– Kiedy próbuję coś powiedzieć, ona od razu zaczyna zrzędzić, mówiąc, że nie dostrzegam jej ewidentnych racji. A jak już się upieram przy własnym zdaniu, to podnosi głos i wrzeszczy, że w ogóle nie rozumiem, o co jej chodzi. Opowiada, że wymyślam jakieś dziwactwa i nie zdaję sobie sprawy, do czego doprowadzą. Powtarza w kółko, że ona i nasze dzieci będą musiały ponieść konsekwencje moich lekkomyślnych czynów… Spoglądam na ukochaną, a zamiast mojej wyśnionej partnerki, widzę jedynie zrzędliwą babę, która nawet nie pozwala mi dojść do słowa…
– Musisz przyznać jej rację, niezależnie od tego, czy ją ma, czy nie – odparłam.
Nie mieściło mi się to w głowie
Odniosłam wrażenie, że ten monolog go wykończył. Przyszło mi do głowy, że od dłuższego czasu nie miał możliwości się wygadać, bo Zuza tak go przygniata. Zrobiło mi się smutno, i to podwójnie. Przez wzgląd na niego, ale także na nią. Ponieważ nagle ujrzałam Zuzę w zupełnie innym świetle. Domowa despotka? Słyszałam, że ona non stop patrzy mu na ręce, wydziela mu pieniądze. Podobno cały czas narzeka na migrenę, nie bierze pod uwagę jego opinii przy wychowaniu dziecka, a jak chce z nią pogadać, to obraca wszystko w żart. Jarek wyglądał tak, że podejrzewałam, że raczej nie zmyślał tych historii.
– Wiesz co... – odezwałam się – spróbuj z nią spokojnie porozmawiać.
Pokręcił jedynie głową.
– Spokojna rozmowa z Zuzą jest niemożliwa.
– Dlaczego tak uważasz? – dociekałam.
– Nigdy nie pozwala mi dokończyć zdania. I nawet jeśli uda mi się coś powiedzieć, to czepia się pojedynczych słów, przekręca wszystko, a bywa, że po prostu mnie ignoruje i udaje, że nie słyszy.
Zapadła cisza, a mój umysł gorączkowo pracował, starając się znaleźć jakieś wyjście z sytuacji. Ostatnią rzeczą, na jaką miałam ochotę, to powiedzenie czegoś niemądrego. A to wcale nie jest takie trudne. W końcu czego on mógł chcieć ode mnie? Przepisu na szczęśliwy związek? Perfekcyjnego rozwiązania wszystkich problemów? Jakiejś życiowej mądrości?
Muszą sami się z tym uporać
– Wiesz co, strasznie mi przykro, że macie taki kłopot z dogadaniem się – odparłam. – Ale moim zdaniem powinieneś szczerze wyznać jej swoje uczucia. Wprost. W najgorszym wypadku nic to nie zmieni. Ale kto wie, być może stanie się to początkiem znalezienia jakiegoś wyjścia z tej sytuacji.
Patrząc na jego przygnębioną twarz i całkowity brak zapału, dorzuciłam jeszcze jedną sugestię.
– Słuchaj, a gdyby tak, w sytuacji, kiedy nie pozwala ci dojść do głosu i bez przerwy wchodzi ci w słowo, po prostu wysłał jej list? Spokojnie będziesz mógł przedstawić swoje racje. Wydaje mi się, że to może zadziałać. Masz przecież parę dni, żeby to wszystko dobrze przemyśleć.
– Nawet o tym nie pomyślałem – odparł ledwo słyszalnym głosem. – Chyba masz rację, to może być całkiem niezły pomysł.
Odniosłam wrażenie, że Jarek się wyciszył. Spędził u mnie jeszcze około trzydziestu minut, a następnie zaczął szykować się do wyjścia.
– Dziękuję ci za to, że poświęciłaś mi czas i mnie wysłuchałaś – westchnął, a po chwili zapytał: – Czy ta rozmowa może pozostać tylko między nami?
– W porządku. Nie powiem Zuzi o tym, o czym rozmawialiśmy, jednak ty również nie wspominaj jej, że mi się zwierzałeś.
Przytaknął ruchem głowy.
– Ona mogłaby zareagować na to dość negatywnie – doprecyzowałam. – Poczułaby się tym dotknięta.
Doszłam do wniosku, że to najlepsze rozwiązanie. Zależy mi na tym, aby Zuza nadal mi ufała. Ona i Jarek powinni samodzielnie poradzić sobie z problemami w związku. Miło mi, że mogłam im podsunąć pewien pomysł, ale ostatecznie wszystko zależy od nich samych. List to jedynie metoda na to, by przekazać Zuzie, o co Jarkowi chodzi, a czego nie jest w stanie wyrazić słowami. Będę mocno kibicować, aby im się udało.
Hanna, 37 lat