Reklama

Był to dzień, na który czekałam całe swoje życie. Każda dziewczyna marzy o tym jednym momencie, gdy ubrana w białą suknię, z uśmiechem od ucha do ucha, stanie przed ołtarzem. Byliśmy razem już pięć lat. Poznaliśmy się w kawiarni, gdzie przypadkiem oblał mnie kawą. Pamiętam, jak przepraszał z rumieńcem na twarzy, a ja śmiałam się, widząc jego zakłopotanie. Nasze życie było jak z bajki. A przynajmniej tak mi się wydawało. Ostatnie tygodnie były jednak dziwne. Tomek często był zamyślony, a jego rozmowy telefoniczne stawały się coraz bardziej ukradkowe. Wmawiałam sobie, że to tylko stres przed ślubem.

Reklama

Serce biło mi jak oszalałe

Stałam przed ołtarzem, a serce waliło mi z całych sił. Wszędzie migotały świece, a kościelne ławy wypełniały się najbliższymi osobami. Tomek wyglądał elegancko, ale dostrzegłam w jego oczach coś, czego nie umiatałam od razu zidentyfikować. Ksiądz Andrzej rozpoczął ceremonię, a ja w duchu próbowałam skupić się na chwili. W pewnym momencie spojrzał na Tomka, a następnie na mnie. Atmosfera nagle zgęstniała, a ja poczułam, że coś się dzieje. Tuż przed złożeniem przez nas przysięgi proboszcz podniósł rękę, dając znak, że chce coś powiedzieć.

– Przepraszam, ale nie mogę udzielić tego sakramentu. Jest coś, co panna młoda powinna wiedzieć, zanim zwiąże się z tym człowiekiem – oznajmił z powagą.

W kościele zapadła grobowa cisza. Goście szeptali, niepewni, co się dzieje. Serce zaczęło bić mi jeszcze szybciej. Spojrzałam na Tomka, a on spuścił wzrok. To nie był sen, z którego mogłam się obudzić. To była nasza rzeczywistość, która właśnie się rozpadała. Zamieszanie, które wybuchło po słowach księdza, było nie do opisania. Goście szeptali i patrzyli na siebie zdezorientowani. Nie czekając na rozwój sytuacji, wzięłam Tomka za rękę i ruszyliśmy do zakrystii. Justyna i Marek, nasi świadkowie, podążyli za nami. Gdy znaleźliśmy się w niewielkim pomieszczeniu, ksiądz Andrzej zamknął za nami drzwi.

– Co to ma znaczyć? – wybuchnęłam, starając się zachować resztki opanowania.

Tomek milczał, jego twarz była blada jak ściana. Ksiądz spojrzał na niego znacząco, czekając, aż wreszcie przemówi.

Powiedz jej – ksiądz Andrzej nalegał.

Spojrzałam na Justynę, która wyglądała na niezwykle zdenerwowaną. To był dla mnie znak, że ona również coś wiedziała. Zaczęłam czuć, jak wzbiera we mnie złość.

– A ty coś wiesz? – zapytałam ostro.

Marek, dotychczas stojący na uboczu, unikał mojego wzroku, ale w końcu przemówił:

Tomek powinien ci to powiedzieć wcześniej.

Wtedy ksiądz Andrzej, widząc wahanie Tomka, postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. Był to moment, gdy czułam, jak grunt usuwa się spod moich nóg.

Zaniemówiłam

Ksiądz Andrzej spojrzał na Tomka z determinacją, jakby podjął decyzję, że to on musi mi to powiedzieć.

Jest coś, co musisz wiedzieć – zaczął ksiądz.

Wstrzymałam oddech, gotowa usłyszeć cokolwiek, co miał mi do przekazania. Ale wtedy narzeczony w końcu przemówił.

Mam dziecko – powiedział cicho, jego głos ledwo przebijał się przez ściany zakrystii.

Zaniemówiłam. Świat na chwilę stanął w miejscu. Czułam, jak moje serce zamiera. Jak to możliwe, że mógł ukryć przede mną coś takiego?

– Co? – wyszeptałam, nie wierząc w to, co właśnie usłyszałam. – Jak to możliwe?

– Mam syna, ale jego matka nie chce, żebym się z nim spotykał – wyjaśnił z rozpaczą w głosie.

Spojrzałam na Justynę, a ona spuściła wzrok, jakby nie mogła znieść mojego spojrzenia. Marek wyglądał na rozdartego, jakby nie wiedział, co powinien zrobić. Prawda była bolesna, ale to nie zmieniało faktu, że moje życie właśnie się rozpadało.

Dlaczego mi tego nie powiedziałeś? – zapytałam, czując, jak łzy napływają mi do oczu.

Narzeczony nie miał odpowiedzi, a ja czułam się zdradzona, zraniona, jakby ktoś wyrwał mi serce.

Czułam się zdradzona

Stałam w zakrystii, starając się zapanować nad emocjami. Łzy płynęły mi po policzkach. Starałam się, by nie zamieniły się w szloch. Tomek stał przede mną zrozpaczony, jego oczy błagały o przebaczenie, ale czułam się zdradzona w najgorszy możliwy sposób.

– Przepraszam – powiedział, próbując złapać mnie za rękę.

– Nie – powiedziałam ostro, odrzucając jego dotyk. – To koniec. Nie będzie żadnego ślubu.

Justyna, która stała obok, nie odzywała się, ale widziałam, jak mocno przeżywa tę sytuację. Marek próbował coś powiedzieć, ale nie mogłam już tego słuchać. Ksiądz Andrzej również próbował nas uspokoić, ale ja nie byłam gotowa na żadne rozmowy. W mojej głowie była tylko jedna myśl – muszę stąd wyjść.

– Nie mogę z tobą być, skoro nie potrafisz być ze mną szczery – powiedziałam, próbując powstrzymać drżenie głosu.

Tomek otworzył usta, jakby chciał się jeszcze bronić, ale ja już podjęłam decyzję. Nie mogłam postąpić inaczej. Czułam, że nigdy nie będę mogła mu zaufać.

Wyszłam z zakrystii z uczuciem pustki. Kościół był pełen szepczących gości, którzy patrzyli na mnie ze współczuciem, ale i ciekawością. Starałam się nie zwracać na nich uwagi. Byłam złamana, a jednocześnie czułam się dumna, że miałam odwagę przerwać coś, co miało zacząć się od kłamstwa. Świadkowa wybiegła za mną, próbując mnie dogonić.

– Poczekaj! – zawołała, a ja zatrzymałam się na chwilę, by spojrzeć na nią z żalem.

– Wiedziałaś? – zapytałam, moje oczy pełne były łez. – Wiedziałaś i nic nie powiedziałaś?

– Przepraszam... Myślałam, że Tomek sam ci powie... – wyznała, a jej głos drżał.

Poczułam, że nasza przyjaźń zawisła na włosku. Nie potrafiłam teraz z nią rozmawiać. Odwróciłam się i ruszyłam w stronę wyjścia. Ludzie się rozstępowali, tworząc mi drogę. Przechodząc przez drzwi kościoła, poczułam, jak chłodne powietrze owiewa moją twarz. Świat na zewnątrz wydawał się dziwnie obcy, ale jednocześnie pełen nowych możliwości. Odłożyłam bukiet na schody i odwróciłam się ostatni raz, by spojrzeć na kościół, który miał być świadkiem naszego ślubu.

Już wam nie ufam – szepnęłam, kierując te słowa do najbliższych mi osób, które mnie zdradziły.

Nie chciałam znów cierpieć

Wróciłam do domu ze łzami w oczach. Zamiast bawić się na własnym weselu, płakałam jak bóbr. Czułam się upokorzona. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego ksiądz zachował się w ten sposób ani dlaczego mój narzeczony ukrywał przede mną poprzedni związek. Jednocześnie byłam zła, że dałam się ponieść emocjom, niszcząc swój najpiękniejszy dzień w życiu. Kochałam Tomka, ale nie wiedziałam, czy będzie nam pisana wspólna przyszłość. Następnego dnia ukochany przyszedł do mnie z wielkim bukietem kwiatów.

– Kocham cię i nie chcę cię stracić przez jeden błąd – narzeczony nie dawał za wygraną. – Pobierzmy się. W innej parafii albo weźmy ślub cywilny.

– Nie wiem. Jesteś dla mnie ważny, ale boję się, że znów będę cierpiała z powodu kłamstw i niedomówień.

Tomek spojrzał na mnie ze smutkiem w oczach.

– Przepraszam. To już się nie powtórzy.

Nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć. Nie chciałam dawać mu złudnej nadziei, chociaż z drugiej strony marzyłam o tym, żeby nasze życie było tak jak dawniej. Może powinnam dać Tomkowi jeszcze jedną szansę? Mimo licznych wątpliwości wiedziałam jedno. Musiałam dać sobie czas, by zrozumieć, co tak naprawdę jest dla mnie ważne.

Reklama

Magda, 29 lat

Reklama
Reklama
Reklama