„Zamiast bawić się na weselu, spędziłam z nieznajomym noc w stogu siana. Adam tylko rozbudził mój apetyt na więcej”
„Nie zakochałam się w nim nagle. To uczucie rosło powoli, cicho, niepostrzeżenie. Nie wiem, co będzie za rok. Wiem jedno: czasem największe rzeczy zaczynają się od przypadku. Od jednego zdania. Od jednego spojrzenia. Od jednej nocy”.

- Redakcja
Na wiejskie wesele pojechałam tylko z grzeczności. Panna młoda była moją daleką kuzynką, z którą ostatni raz widziałam się na komunii. Mama nalegała – że rodzina, że wypada, że odpocznę od miasta. Zgodziłam się bez większego entuzjazmu. Wzięłam sukienkę, którą już miałam na sobie sto razy, i pojechałam do jakiejś wioski, której nazwy nie umiem nawet powtórzyć. Nie spodziewałam się niczego. Ani dobrej zabawy, ani tym bardziej... jego.
Adam pojawił się przy stole z ciastami. Uśmiechnął się, wskazał na sernik i powiedział:
– Tego nie jedz, twardy jak dachówka. Spróbuj tego z malinami, ciocia Marysia piekła.
I tak się zaczęło.
Przegadaliśmy pół wieczoru. Potem wyszliśmy na spacer – bez żadnych podtekstów, bez zbędnych słów. Tylko my i gwiazdy. A później, zupełnie niespodziewanie, ta noc skończyła się w stogu siana. Po prostu... tak wyszło Myślałam, że to był impuls, jednorazowe zauroczenie. Dwa dni później Adam stał pod moim blokiem w Warszawie.
Nagle zrobiło się duszno
– Daria? – zapytał niepewnie, jakby nie był do końca pewien, że dobrze trafił.
Stał na chodniku przed moim blokiem z naręczem słoneczników, w dżinsowej koszuli i trampkach.
– Co ty tu robisz?
– Musiałem cię zobaczyć. Nie dawało mi to spokoju – powiedział szybko. – Przepraszam, że tak z zaskoczenia, ale... po prostu musiałem.
Zanim zdążyłam się zastanowić, co wypada, a co nie, powiedziałam:
– Wejdź na górę. Tylko nie licz na kawę. Nie mam nawet mleka.
W mieszkaniu panował bałagan. Rozrzucone notatki, talerze w zlewie, niedomknięta szafa. Wstydziłam się trochę, ale Adam rozejrzał się i powiedział:
– Ładnie tu masz.
Nie odpowiedziałam. Zamiast tego powiedziałam:
– To, co się stało… było miłe. Naprawdę. Chyba oboje wiemy, że to był impuls. Przygoda. Chwilowe zauroczenie.
– Nie – przerwał mi. – Może dla ciebie to była przygoda. Bo ja od tej nocy nie mogę przestać o tobie myśleć. Może to brzmi głupio, ale nie będę udawał, że tak nie jest.
Wzięłam głęboki oddech. Nagle zrobiło się duszno.
– Przecież my się praktycznie nie znamy.
– Dlatego tu jestem – odpowiedział. – Żeby to zmienić.
Spojrzałam na niego ostrożnie
Nie odpowiedziałam od razu. Adam siedział na mojej kanapie, a ja nerwowo przestawiałam kubek z herbatą z jednej ręki do drugiej. Nie odzywałam się. Nie dlatego, że nie miałam nic do powiedzenia. Wręcz przeciwnie – miałam w głowie tysiąc myśli.
– Możesz chociaż powiedzieć, co czujesz? – zapytał w końcu.
Spojrzałam na niego ostrożnie. Nie był nachalny. Nie próbował mnie przekonywać, udawać, że to bajka.
– Nie wiem – przyznałam szczerze. – Może to i głupie, ale... naprawdę nie wiem.
– To też jest odpowiedź – powiedział cicho.
– Po prostu…masz życie tam, ja tu...
– Mogę się przeprowadzić – odpowiedział natychmiast.
Prychnęłam pod nosem, choć tak naprawdę nie było mi do śmiechu.
– Tak po prostu? Zmienisz wszystko? Bo przespałeś się z dziewczyną ze stolicy?
– Bo to nie była „dziewczyna ze stolicy” – odparł. – To byłaś ty. I nie przespałem się z tobą. Byłem z tobą. To różnica.
Zamilkłam. Nikt nigdy nie powiedział mi czegoś takiego.
– Daj mi chociaż szansę – powiedział, podchodząc bliżej.
I zanim zdążyłam zaprzeczyć albo się wycofać, zapytał:
– Co robisz jutro po pracy?
Przewróciłam oczami
Wyszłam z pracy równo o siedemnastej. Adam czekał pod moim biurem.
– Jak było? – zapytał, gdy podeszłam.
– Nudno. Jak zawsze.
– To dobrze. Bo wieczór nie będzie nudny.
Nie zapytał, dokąd chcę iść. Po prostu ruszył przed siebie i odruchowo poszłam za nim. Po dziesięciu minutach marszu weszliśmy do małej księgarni.
– Serio? To twój pomysł na wieczór? – zapytałam z zaskoczeniem.
– Słyszałem, że lubisz książki.
Uśmiechnęłam się mimo siebie.
– A ty? Co czytasz?
– Szczerze? Głównie instrukcje obsługi maszyn rolniczych. Dzisiaj chciałbym coś lepszego.
Wziął z półki książkę i przeczytał na głos:
– „Nie kocha się za coś. Kocha się mimo wszystko”.
Przewróciłam teatralnie oczami.
– Tandetne.
– Ale działa, przyznaj – zaśmiał się.
Spędziliśmy tam prawie godzinę. Rozmawialiśmy tym, dlaczego nie lubię romantycznych komedii. O jego babci, która piecze najlepsze drożdżówki na świecie. O tym, jak kiedyś zgubiłam się w Paryżu i zamiast płakać, poszłam do kawiarni na tartę cytrynową. Wieczorem, pod moim blokiem, powiedział tylko:
– Nie chcę naciskać. Chcę być przy tobie.
– Dobrze, ale nie obiecuję niczego.
– Wiem.
Zamilkliśmy. I nagle pomyślałam, że może... warto zaryzykować?
Oczarował mnie
W czwartek do pracy przyszła paczka. Bez zapowiedzi, bez nadawcy, tylko z krótką karteczką:
„Na wypadek, gdybyś znów zapomniała zjeść śniadanie. – A”.
W środku były dwie cynamonki i termos z ciepłym kakao. Zadzwoniłam do niego od razu.
– Oszalałeś?
– Trochę.
– Skąd wiedziałeś, gdzie pracuję?
– Zapytałem.
– Kogo?!
– Ciebie. Tylko... nie słowami. Mówiłaś, że pracujesz przy księgarni. A tam jest tylko jedna firma o twoim profilu.
– Przerażające.
– Może. Ale skuteczne.
Nie powiem, zrobiło to na mnie wrażenie. Nie sam gest, ale fakt, że chciało mu się kombinować. Że słuchał. Pamiętał. Wieczorem wysłał mi zdjęcie z łazienki, a potem zadzwonił.
– Maluję ściany. Uznałem, że jak mam zostać w Warszawie, to muszę przestać udawać, że żyję tymczasowo.
– Przeprowadzasz się?
– Już się przeprowadziłem. Wynająłem na razie, ale szukam czegoś lepszego. Nie zapraszam cię, spokojnie. Jeszcze nie.
Nie odpowiedziałam. Patrzyłam na to zdjęcie przez kilka minut. Jego dłoń była umazana farbą, na zlewie leżał stary ręcznik, a w lustrze odbijała się jego uśmiechnięta twarz. W niedzielę zaprosił mnie na spacer. Wzięliśmy lody pistacjowe i szliśmy bez celu. W pewnym momencie zapytał:
– Dlaczego jesteś sama?
– A ty? – odbiłam pytanie.
– Byłem sam. I było mi z tym dobrze. Ale potem pojawiłaś się ty i... przestało być dobrze.
– To nie odpowiedź.
– Ale prawdziwa.
Patrzyłam na niego przez chwilę i powiedziałam:
– Boję się.
– Czego?
– Że nie potrafię być z kimś, kto chce być tak blisko.
– To daj mi tylko jedno. Nie odtrącaj mnie. Resztę zrobię sam.
Zakochałam się
W poniedziałek zostałam dłużej w pracy. Klient, który miał „tylko na chwilę wpaść”, utknął w naszym biurze na dwie godziny. Gdy wreszcie zamknęłam komputer i wyszłam na zewnątrz, deszcz lał się z nieba jak z prysznica bez korka. Stałam pod daszkiem, bez parasola, przeklinając w duchu wszystko. I wtedy zadzwonił Adam.
– Stoisz już pod biurem?
– Tak. Przeciekam.
– Nie ruszaj się. Jadę po ciebie.
– Nie musisz…
– Już jadę.
Zanim zdążyłam zaprotestować, rozłączył się. Dziesięć minut później siedziałam w jego samochodzie. Miał włączone ogrzewanie, a na tylnym siedzeniu leżał stary, za duży sweter.
– No, zakładaj. I zdejmij te mokre buty.
– Nie jesteś moim ojcem – mruknęłam, ale zrobiłam, co kazał.
Ruszyliśmy. W aucie pachniało miętą.
– Masz czas? – zapytał nagle.
– Teraz?
– Teraz. Chcę ci coś pokazać.
Zatrzymał się pod starą kamienicą. Wysiedliśmy i weszliśmy po skrzypiących schodach na drugie piętro. Otworzył drzwi.
– To moje.
Kawalerka. Pusta jeszcze, bez mebli. Na parapecie stała jedna paprotka.
– Trochę obskurna, wiem. Ale… chcę tu zacząć nowe życie. Sam. Z myślą o kimś.
Spojrzałam na niego.
– O mnie?
– Nie wiem, co z tego będzie. Jeśli tak... to chcę mieć gdzie cię zaprosić.
Zrobiłam krok do środka. Potem drugi. W końcu usiadłam na parapecie.
– Dziwnie się tu siedzi, gdy wszystko takie... niewykończone – powiedziałam.
W milczeniu patrzyliśmy na mokrą Warszawę za oknem. I wtedy dotknął mojej dłoni. Powoli. Jakby pytał. Nie cofnęłam jej.
Nie wiem, co będzie za rok
Minął miesiąc. Adam był jak stały punkt w moim życiu – nie nachalny, ale obecny. Nie miał swojej szczoteczki w mojej łazience, nie zasypiał u mnie co noc. Jednak wiedziałam, że wystarczy jeden telefon, a przyjedzie, przyniesie kakao, odgarnie włosy z twarzy i zapyta, co się stało. Któregoś wieczoru, zupełnie zwyczajnego, gdy siedzieliśmy w jego mieszkaniu – już z kanapą, z lampką w kącie i nowym dywanem – zapytał:
– Myślisz, że to wszystko ma sens?
Nie odpowiedziałam od razu. Podeszłam do okna i spojrzałam na ciemną ulicę.
– Nie wiem, ale przestałam się tego bać.
– Czego?
– Że znowu coś nie wyjdzie.
Podszedł i objął mnie od tyłu. I wtedy zrozumiałam. Nie zakochałam się w nim nagle. To uczucie rosło powoli, cicho, niepostrzeżenie. Nie wiem, co będzie za rok. Wiem jedno: czasem największe rzeczy zaczynają się od przypadku. Od jednego zdania. Od jednego spojrzenia. Od jednej nocy… w stogu siana.
Daria, 36 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Łudziłam się, że kochanek zostawi dla mnie żonę. On miał rodzinę, a ja jedynie nadzieję, że coś się zmieni”
- „Po rozwodzie miałam dość dziecinnych facetów. Jednak pewien wdowiec sprawił, że chciałam pobawić się z nim w mamę i tatę”
- „Pojechałem do sanatorium w Dusznikach, by podreperować duszę. Urokliwa kuracjuszka sprawiła, że i moje ciało drgnęło”