Reklama

Nie wiem, ile czasu stałam nad trumną. Minuty? Godziny? W uszach dzwoniła mi cisza przerywana tylko cichymi szlochami mojej matki i niewyraźnym mamrotaniem księdza. Wszystko pamiętam jak przez mgłę. Ludzie, którzy przyszli się pożegnać, przypominali bezkształtne cienie.

Reklama

Mój ojciec odszedł nagle. Jeszcze tydzień temu planowaliśmy razem remont w jego warsztacie. Miał tam dosłownie wszystko. Skrzynki pełne narzędzi i mnóstwo niepotrzebnych rzeczy, których nigdy nie chciał wyrzucić. „Jeszcze się przydadzą” – mawiał, a ja zawsze się z tego śmiałam. Teraz jego ręce, które zawsze miały dla mnie czas, leżały nieruchomo w trumnie. Jak się jednak okazało, to nie był cały mój dramat tego dnia.

Coś we mnie pękło

Gdyby ktoś powiedział mi, że Tomasza nie będzie przy mnie w tym dniu, nie uwierzyłabym. Mój mąż. Mój partner. Osoba, która powinna być tu ze mną, trzymać mnie za rękę, gdy ziemia osuwała mi się spod nóg. A jednak, rano, kiedy próbowałam się ubrać i nie mogłam zawiązać cholernej czarnej tasiemki pod szyją, Tomasz powiedział tylko:

– Kaju, przepraszam, ale nie mogę iść z tobą na pogrzeb. Mam akurat ważne spotkanie.

Patrzyłam na niego w milczeniu, nie mogąc uwierzyć, że to mówi.

Spotkanie... – powtórzyłam, jakby to słowo miało dla mnie jakiś sens.

– Wiesz, że gdybym mógł, to bym został... – dodał szybko, już sięgając po marynarkę. – Ale to naprawdę nie może czekać.

Nie odpowiedziałam. Wtedy nie miałam siły na kłótnie. W mojej głowie od kilku dni panowała pustka, brakowało mi energii na podstawowe czynności, a co dopiero na analizowanie zachowania mojego męża.

Ale poczułam, jak coś we mnie pęka.

Serce mi zamarło

Po pogrzebie byłam jak w transie. Towarzyszyłam matce, patrząc, jak słabnie z każdą minutą. Przyjmowałyśmy kondolencje, dziękowałyśmy za kwiaty. Ale nie czułam niczego poza pustką.

Kiedy wieczorem wróciłam do domu, w środku panował spokój. Tomasza nie było. Oczywiście. Pewnie siedział w biurze, kończąc „ważne sprawy”. Poszłam do łazienki, przemyłam twarz zimną wodą i spojrzałam na swoje odbicie. Opuchnięte oczy, usta zaciśnięte w cienką linię.

Nagle dotarł do mnie jego głos. Zatrzymałam się w progu sypialni. Rozmawiał przez telefon w swoim gabinecie. Nie podsłuchiwałam celowo. Po prostu usłyszałam to, co usłyszałam.

– No i co miałem zrobić? – jego głos brzmiał lekko, swobodnie. – Przecież to tylko pogrzeb. Nie ma co robić z tego wielkiego wydarzenia.

Serce mi zamarło.

– Miałem spotkanie, które naprawdę było istotne – dodał z uśmiechem w głosie. – Nie mogłem tego odpuścić tylko dlatego, że ktoś umarł.

Ktoś? Ten „ktoś” był moim ojcem. Cofnęłam się i oparłam o ścianę. Mój oddech przyspieszył, a w oczach zaszkliły się łzy. Tomasz śmiał się cicho do słuchawki. A ja już wiedziałam, że tej rozmowy nie zapomnę nigdy.

Nie mogłam w to uwierzyć

Nie pamiętam, jak weszłam do jego gabinetu. Wiem tylko, że drzwi uderzyły o framugę, a on podniósł wzrok znad biurka, jakby zupełnie nie spodziewał się mojej obecności.

– Naprawdę? – powiedziałam cicho, ale głos mi drżał. – To tylko pogrzeb?

Tomasz zmarszczył brwi, jakby nie wiedział, o co mi chodzi.

– Hej, o co ta histeria?

– Histeria? – powtórzyłam i pokręciłam głową, czując, jak wzbiera we mnie wściekłość. – Nie mogłeś nawet pojawić się na pogrzebie mojego ojca. A teraz słyszę, że to nie było nic ważnego?!

– Proszę, nie dramatyzuj – westchnął, jakbym właśnie zrobiła mu awanturę o źle odłożoną szklankę. – Pracuję na naszą przyszłość. Spotkanie było ważne.

Ważniejsze niż ja? – patrzyłam na niego z niedowierzaniem. – Ważniejsze niż moja rodzina?

Milczał przez chwilę, a potem wzruszył ramionami.

– Wiesz, że nie chodzi o to...

– Wiem, że zawsze tak robisz. Zawsze uciekasz. Nie było cię, kiedy moja matka była w szpitalu. Nie było cię, kiedy straciłam ciążę. A teraz...

Urwałam, czując, że gardło zaciska mi się ze złości i bólu.

Tomasz rozłożył ręce.

– No przepraszam, że mam pracę!

– Nie. Przepraszam, że myślałam, że kiedykolwiek będziesz dla mnie wsparciem.

Wyszłam, zanim zdążył powiedzieć coś więcej.

Musiałam podjąć decyzję

Noc była długa. Leżałam w ciemności, wpatrując się w sufit, licząc każdą minutę. Powinnam być wyczerpana – po całym dniu, po pogrzebie, po rozmowie, która brzmiała mi w uszach jak przeklęta płyta puszczana w kółko. A jednak nie mogłam zmrużyć oka.

Obok mnie Tomasz spał spokojnie. Jego równy, miarowy oddech działał mi na nerwy. Jak on mógł tak po prostu zasnąć? Jak mógł zachowywać się, jakby nic się nie stało?

Wiedziałam, że nie jest to pierwszy raz. Zaczęłam przewijać w głowie wszystkie chwile, w których mnie zawiódł – kiedy go potrzebowałam, a jego nie było. Te momenty, które dawniej tłumaczyłam sobie jego pracą, ambicją, brakiem czasu. Teraz widziałam je wyraźnie, jak układankę, która wreszcie zaczęła do siebie pasować.

Nie było go, gdy moja matka trafiła do szpitala. Nie było, gdy płakałam w łazience po kolejnej kłótni, podczas której próbowałam wywalczyć odrobinę jego uwagi. Nie było go, gdy straciłam ciążę.

Tamtego dnia mówił, że „nie mógł się wyrwać z pracy”. Teraz wiedziałam, że po prostu nie chciał być przy mnie.

Westchnęłam cicho i odwróciłam się na bok. Mój wzrok padł na walizkę stojącą w kącie pokoju.

Wiedziałam, co muszę zrobić.

Nie zostało nic do powiedzenia

Rano Tomasz zachowywał się tak, jakby w ogóle nie było wczorajszej rozmowy.

– W weekend moglibyśmy wyskoczyć gdzieś na kolację – zaproponował, wciskając spinki w mankiety koszuli.

Nic nie odpowiedziałam. Bo też nie zostało nic do powiedzenia. On nawet nie przyjmował do wiadomości, że jestem w żałobie. Wstałam, podeszłam do szafy i zaczęłam wyjmować rzeczy.

– Kaja? – jego głos zabrzmiał podejrzliwie.

Nie patrząc na niego, otworzyłam walizkę i zaczęłam się pakować.

Co ty robisz? – zapytał ostro, podchodząc bliżej.

– Pakuję się – powiedziałam spokojnie.

– Możemy porozmawiać?

Spojrzałam na niego. Był lekko zdenerwowany, ale w jego oczach nadal nie widziałam zrozumienia.

– Przez lata próbowałam z tobą rozmawiać – odpowiedziałam. – Ale nigdy mnie nie słuchałeś.

– Bo nie przyszedłem na pogrzeb? – prychnął. – Przecież to tylko jeden dzień!

– To nie chodzi o jeden dzień, Tomasz. Nigdy cię przy mnie nie było.

Zapięłam walizkę, wzięłam płaszcz i wyszłam. Nie obejrzałam się ani razu.

Nie czułam ulgi

Siedziałam na kanapie w salonie matki, wpatrując się w kubek zimnej herbaty. Od kilku godzin nie miałam siły go podnieść, choć trzymałam go w dłoniach, jakby był kotwicą, która miała mnie utrzymać na powierzchni. Czułam jednak, że zapadam się na dno. Miałam przed sobą pustą przestrzeń – dosłownie i w przenośni. Całe moje małżeństwo było jak ten żałosny kubek herbaty. Kiedyś ciepłe, dające ukojenie, a teraz? Puste, pozbawione smaku, bez sensu.

Za oknem zrobiło się ciemno. W mieszkaniu panowała cisza, przerywana jedynie tykaniem zegara. Matka spała w pokoju obok, wyczerpana po pogrzebie, po całym tym koszmarze, który nagle zmienił nasze życie. A ja? Ja nie mogłam zmrużyć oka.

Tomasz nie dzwonił. Nie pisał. Może myślał, że po prostu potrzebuję czasu i wrócę, jak zawsze. Może był pewny, że wystarczy kilka słów, jakiś banalny gest, a ja znów uwierzę, że się stara. Ale tym razem było inaczej.

Przewijałam w myślach nasze życie. Wszystkie momenty, kiedy byłam samotna, choć przecież miałam męża. Przynajmniej na papierze. Ile razy Tomasz zasłaniał się swoją pracą, a ja tłumaczyłam go przed samą sobą.

„Nie ma go, bo chce dla nas lepszego życia.” „Jest zmęczony, dlatego mnie nie słucha.” „Na pewno mu zależy, tylko inaczej to okazuje.”

Ile razy oszukiwałam siebie? Zacisnęłam palce na kubku i zamknęłam oczy. Czy można naprawić coś, co pękło tak dawno, że nawet nie pamiętam, kiedy zaczęło się kruszyć?

Telefon jednak w końcu zadzwonił. Długo patrzyłam na ekran, zanim odebrałam.

– Cześć… – Głos Tomasza brzmiał ostrożnie. – Możemy porozmawiać?

Zacisnęłam palce na telefonie. Czekałam na tę rozmowę, ale teraz, gdy nadeszła, nie czułam ulgi.

– O czym? – zapytałam sucho.

– O nas. – Zawahał się. – Możemy się spotkać?

Chciałam powiedzieć „nie”. Chciałam mu powiedzieć, że nie ma już „nas”. Ale zgodziłam się. Może z ciekawości. Może z naiwnej nadziei, że jednak zrozumiał.

Nic już nie miało znaczenia

Spotkaliśmy się w kawiarni niedaleko naszego mieszkania. Miejscu, w którym kiedyś spędzaliśmy sobotnie poranki, zanim praca stała się dla niego ważniejsza ode mnie. Tomasz przyszedł punktualnie. Wciąż wyglądał tak samo – nienagannie ubrany, pewny siebie. Tylko jego oczy wydawały się mniej spokojne.

– Cieszę się, że przyszłaś – powiedział, siadając naprzeciwko.

– Powiedz, co masz do powiedzenia – odparłam.

Westchnął i przesunął dłonią po twarzy.

– Wiem, że zawaliłem – zaczął. – Powinienem tam być. Powinienem być przy tobie.

Patrzyłam na niego uważnie.

– Dlaczego cię nie było? – zapytałam cicho. – Powiedz prawdę.

Zamilkł.

– Spotkanie było ważne – powiedział w końcu. – Ale nie ważniejsze od ciebie.

– Ale jednak je wybrałeś.

Nie miał na to odpowiedzi. Przez chwilę piliśmy kawę w milczeniu.

– Nie chcę cię stracić – powiedział w końcu.

– Tomek… – Wzięłam głęboki oddech. – Ty mnie straciłeś już dawno.

Z jego oczu zniknęła pewność siebie.

– Więc to koniec? – zapytał.

Nie odpowiedziałam od razu. Tylko spuściłam wzrok. I to był wystarczający znak.

Wróciłam do mieszkania, które kiedyś dzieliliśmy. Było puste, zimne, obce. Usiadłam na kanapie i rozejrzałam się wokół. Każdy przedmiot przypominał mi o naszym wspólnym życiu, ale nic już nie miało znaczenia.

Tomasz chciał spróbować, ale ja już nie umiałam. Nie chodziło tylko o ten jeden dzień, o pogrzeb. Chodziło o lata samotności, o rozczarowanie, które rosło we mnie tak długo, aż w końcu mnie przytłoczyło. Spakowałam kilka rzeczy. Ostatni raz spojrzałam na nasze mieszkanie. Nie czułam żalu. Wiedziałam, że niektórych rzeczy nie da się naprawić. I nie zamierzałam próbować.

Reklama

Kaja, 38 lat

Reklama
Reklama
Reklama